środa, 27 marca 2013

Rozdział V ''Szczerość to nie wada, natomiast kłamstwo to zdrada''

            Wokół panuje cisza uśpionego osiedla, a Ja w środku tej ciszy, z kubkiem słodkiej i mocnej herbaty, siedziałam przy oknie i obserwowałam  jak budzi się słońce. Zegarek wskazywał godzinę czwartą osiemnaście. Nie mogłam spać. Przez cały czas przewracałam się z boku na bok. Sytuacja z Castielem... Nie wiedziałam co o tym myśleć. Przez ten pocałunek w pewnym stopniu zdradziłam swojego chłopaka. Miałam wyrzuty sumienia. Zadawałam sobie pytania, na które nie mogłam znaleźć odpowiedzi, chociażby dlaczego nie odepchnęłam Castiela i dlaczego nic z tym nie zrobiłam. Odłożyłam czerwony kubek na parapet i otworzyłam okno, by odetchnąć świeżym powietrzem, wypełnionym  lekkim chłodem. Jest ciemno. Owiane lekką mgiełką obłoków niebo jeszcze śpi, ale zza chmur nieśmiało wyłania się pierwszy promyk światła, by za chwilę uwolnić z harmonii ciemności pierwszą smugę wschodzącego słońca.
- Muszę to zakończyć- Powiedziałam.
          Nie dane, było mi popaść w błogi sen, który tymczasowo wprowadziłby pustkę do mojej głowy i uwolnił mnie od rozmyśleń, dlatego postanowiłam wziąć zimny prysznic i przygotować się do szkoły. Chłodne kropelki wody, spływające po moim ciele sprawiały, że przechodziły mnie dreszcze. Zaczynałam trząść się z zimna, jednakże chciałam tak wytrwać do końca. Zaczynałam szczypać się po dłoniach. Myślałam, że to wszystko to okropny koszmar, z którego powinnam się wybudzić. Po chwili uświadomiłam się, że to okrutna rzeczywistość z którą muszę się zmierzyć. Czułam jak stoję przed drogowskazem, nie mogąc wybrać odpowiedniej drogi. Powiedzieć Nathanielowi i zakończyć znajomość z Castielem? Czy może trwać w tym niepewnym stanie i oszukiwać samą siebie? Tylko takie pytania kłębiły się w moim umyśle.
- Co Ja najlepszego zrobiłam...- Powiedziałam, cichutko szlochając.
Niepewnie wyszłam z łazienki i skierowałam się do garderoby. Dzisiaj był poniedziałek. Jedyny dzień, kiedy nie musiałam zakładać szkolnego mundurka. Mimowolnie otworzyłam szafę z której wyjęłam miętowe spodnie z wysokim staniem, oraz satynową, zwiewną koszulkę na szerokich ramiączkach w odcieniach grantu. W Wielkiej Brytanii najbardziej dotkliwe okazują się częste deszcze, szare chmury, brak słońca, silne wiatry i niskie temperatury, jednakże dzisiejsza pogoda stanowiła wyjątek postępującej monotonności.
Włosy spięłam w niedbałego koka. Lekki makijaż zakrył sińce pod oczami, a tusz do rzęs, oraz eyeliner podkreśliły moje dwukolorowe oczy. Rodzice zawsze śmiali się, że oko, wpadające w odcień jasnego błękitu odziedziczyłam po tacie, natomiast drugie, mieniące się złotem po mamie.
Wchodząc do swojego pokoju zauważyłam czarną koszulkę czerwonowłosego, przewieszoną przez krzesło, którą pożyczył mi, będąc u niego. Niedbale wrzuciłam Ją do torby. Zaczynałam drżeć na samą myśl o konfrontacji z Harveyem.
Powoli zwlekłam się po schodach, kierując się ku jadalni, w której cała rodzina spożywała posiłek. Ostrożnie odsunęłam krzesło i zajęłam miejsce obok Alexego.
- Dzień dobry- Powiedziałam.
- Dzień dobry- Odpowiedział surowo ojciec.
- Co zjesz na śniadanie? Zapytała mama.
- Dziękuję, ale nie jestem głodna.
- Musisz coś zjeść, dzisiaj jest mecz koszykówki. Potrzebujemy twojego dopingu! Powiedział Armin.
- Nie mam apetytu- Odpowiedziałam beznamiętnie.
Bracia spojrzeli na siebie zmartwionym wzrokiem.
- Lepiej już pójdę- Powiedziałam.
- Zaczekaj, dokończymy jeść i pojedziemy wszyscy razem- Stwierdził Alexy.
- Nie, chciałabym się przejść. Do zobaczenia w szkole- Odpowiedziałam, a następnie skierowałam się do przedpokoju. Narzuciłam na siebie czarną kurtkę sięgającą do bioder, by po chwili opuścić domostwo.

* * *

Wszystko w porządku? Zapytał Nathaniel, kiedy zobaczył mnie błąkającą się po szkole. 
- T-tak, a dlaczego miało by nie być? 
- Nie wiem, przyznaje, że zachowujesz się nad wyraz dziwnie- Odpowiedział zmieszany. 
- Po prostu się nie wyspałam- Wymusiłam delikatny uśmiech. 
- Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór? Zapytał trzymając mnie za dłonie. 
- N-nie. Dlaczego pytasz? 
- Chciałbym Ci pokazać jedno miejsce- Odpowiedział. 
- Przecież mam szlaban...
- Spokojnie. Porozmawiam z twoimi rodzicami. Z pewnością się zgodzą- Uśmiechał się przy tym tak promiennie, że nie byłam mu w stanie odmówić. 
- Nathaniel, pospiesz się! Krzyknęła Melania  z pokoju gospodarzy- Mamy jeszcze tyle rzeczy do zrobienia!
- Już idę! Odkrzyknął blondyn- Przyjadę po Ciebie o osiemnastej, dobrze? Zapytał. 
- D-dobrze- Odpowiedziałam. 
- Do zobaczenia później! Powiedział, całując mnie w czoło. 
Podeszłam do swojej szafki, sprawdzając przy okazji plan lekcji na jutrzejszy dzień. Dzisiejsze zajęcia zostały odwołane z powodu meczu koszykówki. Jednakże pani Dyrektor wymagała obecności uczniów w szkole. Nie chciałam mieć obniżonej frekwencji, dlatego też musiałam wytrzymać do końca. 
          Wędrowałam po opustoszałych, szkolnych korytarzach, kiedy poczułam, że na kogoś wpadam. Chłopak złapał mnie za rękę pociągając w głębszą część korytarza. Kiedy byliśmy na samym końcu, pocałował mnie namiętnie w usta. 
- Musimy porozmawiać Castiel- Powiedziałam, przerywając pocałunek. 
- Znam jedno miejsce, gdzie nikt nam nie przeszkodzi...
 Złapał mnie mocno za dłoń i już po chwili znajdowaliśmy się przy wejściu na szkolny dach. Chłopak wyjął klucze z kieszeni, a następnie otworzył masywne drzwi, zapraszając mnie do środka. 
- To na pewno bezpieczne? Nie chcę mieć kłopotów...- Powtarzałam.
- Wszyscy są zajęci przygotowaniem do meczu koszykówki. Nikt nie zauważy brakującego kompletu kluczy- Odpowiedział spokojnie. 
- Nathaniel jest bardzo spostrzegawczy. Kiedy się zorientuje... 
- Nie panikuj! Parsknął.
Chwiejnym krokiem podeszłam do krawędzi dachu. Niespiesznie spojrzałam w dół, gdzie widziałam uczniów, oraz nauczycieli wchodzących do sali sportowej.
- Więc najpierw chciałabym oddać twoją koszulkę- Powiedziałam odwracając się w stronę Castiela, który stał za mną.
- To akurat najmniej ważne... O czym chcesz porozmawiać? Zaczynał się niecierpliwić.
Chciałam rozpocząć przemówienie, które już dawno powtarzałam w myślach, kiedy ciszę panującą między nami przerwał dźwięk telefonu wydobywający się z kurtki czerwonowłosego.
- Zaczekaj chwilę- Powiedział, odchodząc na bok.
- Nie spiesz się...
Zestresowana usiadałam, co chwilkę zerkając na Harveya, który wręcz krzyczał do telefonu. Gdyby mógł z pewnością rozbiłby go o pobliską ścianę. Z dezaprobatą pokręciłam głową, a następnie przeniosłam swój wzrok na błękitne niebo, wypełnione całkowicie, jasnym światłem znanym pod postacią Słońca.
- Coś nie tak? Zapytałam, kiedy chłopak usiadł obok mnie.
- To nic takiego. Więc?
- Wysłuchaj mnie uważnie, bo nie mam zamiaru się powtarzać- Zaczęłam ostro- Nie życzę sobie twoich niespodziewanych pocałunków, dziwnych propozycji, ani niczego co z Tobą związane. Nigdy się mną nie interesowałeś w ten sposób. Mieszkam tutaj całe życie. Owszem, gdyby coś było między nami przed tym nieszczęsnym wyjazdem z pewnością zastanowiłabym się nad twoją dziwną ''propozycją'' o ile mogę tak to nazwać... Nie wykazałeś żadnej inicjatywy, więc w tym wypadku automatycznie jesteś na przegranej pozycji. Nie życzę sobie byś wchodził nieproszony z buciorami w moje życie. I chyba jak sam rozumiesz lepiej by było jeśli przestaniemy się ze sobą kontaktować w jakikolwiek sposób. Nie potrzebuje kolejnego pożal się Boże ''przyjaciela'' który będzie mnie wspierać w trudnych chwilach. Obecnie jest Nathaniel, którego kocham, który kocha mnie i mam zamiar mu powiedzieć o tym co zaszło między nami. Może ze mną zerwie, może nie, ale zrobię to, gdyż muszę oczyścić swoje sumienie. Zrozumiałeś?!
- Śmieszna jesteś- Powiedział, zapatrzony we mnie z wielką fascynacją, która aż tryskała z jego ciemnych oczów.
- Ach! Nienawidzę Cię, jesteś zwykłym zakłamanym gburem! Krzyknęłam.
- Dziękuję za ten zacny komplement- Uśmiechał się cynicznie.
- Raczysz cokolwiek dodać do mojego wymienionego wcześniej monologu? Zapytałam.
- Nic a nic. Będzie jak zechcesz- Odpowiedział, w między czasie odpalając papierosa- Chcesz? Zapytał podając mi paczkę.
- Nie dziękuję, nie palę- Powiedziałam oburzona.
- Skoro wszystko tolerujesz to pozwól że sobie pójdę- Dodałam po chwili, wstając i otrzepując się z prowizorycznego piachu.
- Droga wolna- Mówił, mocno się przy tym zaciągając.
- Żegnam- Odpowiedziałam, a następnie skierowałam się ku schodom.
- Do zobaczenia!

* * *

Natychmiastowo wyszłam na dziedziniec i skierowałam się do hali sportowej. Na całe szczęście nie spóźniłam się na mecz. Pospiesznie weszłam na trybuny i zajęłam miejsce obok Nathaniela, oraz Melanii.
- Gdzie się podziewałaś? Szukałem Cię- Zapytał smutno blondyn.
- Przepraszam, musiałam z kimś porozmawiać... Teraz będzie tylko lepiej- Przytuliłam się mocno do chłopaka.
Mozolnie spojrzałam na Melanię która z dezaprobatą piorunowała mnie wzrokiem. Wyczułam zazdrość, nasączoną jadem żmii, którym najchętniej by mnie opluła. Już od jakiegoś czasu podejrzewałam że ciemnowłosa ulokowała uczucia w Nathanielu, chodzącym ideale. Jedyną przeszkodą jaka stała na drodze do jej szczęścia byłam Ja... Z przemyśleń wyrwały mnie krzyki dziewczyn, które gorączkowo piszczały, gdy na boisko wbiegli chłopcy z drużyny na rozgrzewkę. Przymrużyłam lekko oczy. W drużynie zauważyłam Armina, który jak zwykle popisywał się swoimi umiejętnościami koszykarskimi, oraz Castiela naśmiewającego się z mojego brata. Niedaleko nich stał Dajan- szkolna gwiazda sportu, który ze spokojem wysłuchiwał pouczeń trenera. Wysoki, czarnoskóry chłopak z afro na głowie cieszył się nie małym powodzeniem wśród przedstawicielek płci pięknej. Jego wysportowana sylwetka dawała o sobie znać dzięki zwiewnej, sportowej koszulce, która od czasu do czasu ukazywała fragmenty ciała chłopaka.
Prychnęłam z niezadowolenia.
- Castiel jest przystojniejszy- Pomyślałam.
Natychmiastowo odgoniłam od siebie tę myśl, oraz kilka podobnych. Jeszcze piętnaście minut temu byłam gotowa go zabić nawet za cenę własnej edukacji. Mogłabym to zrobić zwykłym kamieniem, bądź patykiem. Każdy przedmiot w zasięgu mojego wzroku byłby w stanie zrobić mu krzywdę, a w szczególności kiedy kierowała mną złość i nieopanowanie. W takich sytuacjach byłam zbyt impulsywna.
- Przepraszam Nathaniel, chciałabym życzyć szczęścia braciszkowi- Powiedziałam, by po chwili skierować się  do szatni chłopców.
- Tylko uważaj na siebie- Odpowiedział.
- Jak zawsze skarbie- Uśmiechnęłam się lekko i ruszyłam z miejsca.
Po nie dłuższej chwili znajdowałam się przed szatnią chłopców. Lekko zapukałam do drzwi z nadzieją, że nikt tego nie usłyszy. Jednakże drzwi otworzył mi Dajan. Po chwili na jego usta wdał się promienny uśmiech.
- Co Ty tutaj robisz? Zapytał.
- Przepraszam, ale mógłbyś zawołać Armina? Zapytałam.
- Może po prostu wejdziesz...- Odpowiedział otwierając przy tym szerzej drzwi.
Niepewnie weszłam do środka. Powietrze w środku dusiło swoim intensywnym zapachem potu, oraz śmierdzących butów i skarpetek, pomimo otwartego okna na oścież. Niemożliwością było wstrzymanie oddechu, dlatego też musiałam się trochę poświęcić. Przy ścianach w szatni znajdowały się szafki, podobne do szafek ulokowanych w szkole, oraz ławki na których siedzieli niektórzy członkowie drużyny.  Praktycznie większość z nich paradowała bez koszulek w pomieszczeniu, przez co się delikatnie zarumieniłam. Gdybym nie miała związanych włosów, z pewnością okryłabym nimi twarz...
- Armin, ktoś do Ciebie! Krzyknął czarnoskóry.
Wszyscy chłopcy spojrzeli w moją stronę. Zaczęły się delikatne pogwizdywania. Naprężali swoje mięśnie w dziwnych pozach.
-Czyżby to kolejny z serii taniec godowy?  Pomyślałam, a następnie wybuchłam gromkim śmiechem.
- Kto to? Usłyszałam głos brata, który wyłonił się części prysznicowej.
- Nie powinnam tutaj wchodzić- Powtarzałam w myślach.
- Armin, nie chwaliłeś się że wyrwałeś taką laskę! Krzyknął jeden z członków drużyny.
- Idioto! To moja siostra...- Powiedział sarkastycznie.
- A ma chłopaka?! Krzyknął ktoś inny.
- Ja tutaj cały czas jesteeem- Mówiłam pod nosem.
Czarnowłosy tylko zaklął  siarczyście, a następnie podszedł do mnie.
- Co jest? Zapytał niepewnie.
- Chciałam życzyć Ci powodzenia- Uśmiechnęłam się szeroko- I wam też- Skierowałam się do innych.
 Brat patrzył na mnie zdezorientowany.
- Misiaczek z braciszkiem! Krzyknął, a następnie mocno mnie przytulił, podnosząc do góry. Musiało wyglądać to bardzo komicznie.
- Zachowuj się! Krzyknęłam na brata.
- Tylko mamy Cię słyszeć na dopingu! Krzyknęli chłopcy.
- Się rozumie- Odpowiedziałam, a następnie wyszłam.