piątek, 8 marca 2013

Rozdział I ''Tylko uczucia rodzące się w głębi serca, dają nam nadzieję na rozkwit życia... ''

          Wiosną zmienia się cały krajobraz, wydaje się, że przyroda nabiera rumieńców, choć te rumieńce są raczej zielone. Po miesiącach zimy, kiedy dni są krótkie, a wszystko pokrywa warstwa białego śniegu, pierwsze oznaki nadchodzącej wiosny muszą budzić nadzieję i radość. Z mojego okna roztacza się przepiękny widok. Dominuje w nim kolor zielony i żółty. Rozległa łąka porośnięta jest trawą. O tej porze roku zieleń trawy jest wyjątkowo intensywna. Na tym tle radośnie rozkwitły setki mleczy. Ich niewielkie żółte główki wdzięcznie odwracają się w stronę słońca. Najważniejszym elementem tego krajobrazu jest wypełniające go całkowicie światło, które każdego ranka budzi mnie swoim przyjemnym ciepłem i niesioną przez siebie energią. Rozlewa się po ulicach, wchodzi na ludzkie twarze i wykrzywia je w najzabawniejsze sposoby, w tajemniczy sposób ozdabiając je zawsze w uśmiechu.
Mój zegarek wskazywał szóstą rano.Byłam przyzwyczajona do wczesnego wstawania. W szkole z internatem w Paryżu, istniała dyscyplina, której kurczowo każdy, bez wyjątku musiał przestrzegać. To była prawdziwa szkoła życia, która całkowicie mnie odmieniła. Zmieniła moje poglądy na świat, na życie które jest najpiękniejszym darem, jaki mogliśmy otrzymać. Odłożyłam książkę, którą już zdążyłam przeczytać i zeskoczyłam z parapetu. Po całym roku nieobecności w Londynie, mogłam w końcu przywitać się z przyjaciółmi z liceum. Byłam bardzo ciekawa, czy rozpoznają we mnie starą koleżankę ze szkolnej ławki, która tak diametralnie się zmieniła. Przede mną jeszcze rok Liceum. Po jego ukończeniu miałam trafić na College ''Queen Mary'' gdzie studiowali moi rodzicie. Od dziecka powtarzano mi, że ciężką pracą można osiągnąć wszystko. Miałam zostać prawnikiem, jak mój Ojciec, co nie do końca było spełnieniem moich marzeń. To zwykłe ambicje rodziny. Armin i Alexy od zawsze mieli lżej. Czasami było mi z tego powodu przykro. Zawsze robili to, na co mieli ochotę, z czym nie zawsze potrafiłam się zgodzić, jednakże mieli wybór. Może gdybym nie wyjechała moje dotychczasowe życie wyglądałoby inaczej. Nie miałam wyboru. Chciałam, by mama była ze mnie dumna. To było mi zapisane od początku mojego istnienia. Coś nakazane, z czym nie miałam siły, a może nie chciałam walczyć.
Wykonałam poranną toaletę i założyłam przygotowany wcześniej mundurek szkolny. Nie odpowiadała mi długość spódniczki, a raczej jej brak. Sięgała ona do połowy ud i odsłaniała według mojego mniemania krzywe i niekształtne nogi. Związałam włosy w wysokiego kucyka i wykonałam lekki makijaż, ot tak, dla lepszego samopoczucia.
W kuchni przywitała mnie mama przygotowująca dla nas śniadanie. Spojrzałam w kierunku schodów gdzie leniwie schodził Armin w samej bieliźnie.
- A gdzie Alexy? Zapytała mama.
- Chyba poszedł pobiegać. Co na śniadanie?
- Może najpierw byś się ubrał... -Skwitowałam, mierząc chłopaka srogim wzrokiem.
- Jesteś tutaj dopiero trzeci dzień, a już mam ochotę Cię zabić.
- Uspokójcie się! Armin, o twoim zachowaniu porozmawiamy potem. A teraz proszę, usiądźmy i zjedzmy naleśniki.
- Mamo, dobrze wiesz, że nienawidzę naleśników.
- Tak, wiem. Za to twoja siostra je uwielbia, więc chociaż raz nie marudź, tylko usiądź jak na człowieka przystało przy stole.
- Dziękuję mamo- Pocałowałam kobietę w policzek i zajęłam swoje miejsce.
- Lizuska- Powtarzał Armin.
- Niechluj.
- Kujonka!
- Zwykły głupek!
- Proszę was nie denerwujcie mnie z samego rana!
- Przepraszam mamo.
- Armin?
- Tak... Przepraszam- Prychnął.
- Naleśniki? Super, jestem taki głodny! Spojrzałam w kierunku drzwi wejściowych, przez które wbiegł Alexy.
- Armin, chyba jesteś na przegranej pozycji co do naleśników- Powiedziałam.
- Zamknij się już, tylko mnie irytujesz.
- Alexy! Jesteś cały spocony. Natychmiast pod prysznic! Krzyczała rodzicielka.
- Ale chciałem tylko jednego, bo nie wytrzymam- Kurczowo trzymał się za brzuch, robiąc przy tym skwaszoną minę.
- Bez gadania!
- Już, dobrze, dobrze- Skierował ręce w obronnym geście, by po chwili porwać nasz talerz z potrawą i uciec do swojego pokoju.
- Alexy!
W odpowiedzi usłyszeliśmy trzask drzwi.
* * *
- Mógłbyś zwolnić? Jeździsz jak wariat! Krzyczałam na Armina. 
- Radzę się przyzwyczaić, a jak się nie podoba to możesz zawsze pójść z buta. 
- Pójść z buta? Wyrażacie się w bardzo dziwny sposób. Nie lepiej by było, gdybyś odpowiedział mi  bardziej eleganckim stylem?
- Zapomniałem że wozi się z nami szlachta- Prychnął z niezadowolenia- Zmieniłaś się. Jesteś teraz taka wredna, wydaje Ci się że mogłabyś wszystkimi rządzić!
- To nie prawda. Po prostu dojrzałam w porównaniu do Ciebie. 
- Błagam Was, dajcie sobie spokój z tymi kłótniami, od samego rana jedno i to samo. Nie mogę już tego słuchać! Oburzył się Alexy. 
- Sorry, nie moja wina, że tak bardzo mnie wkurwia. 
- Armin! Mógłbyś nie przeklinać, przynajmniej w mojej obecności?! 
- Sam widzisz Alexy. 
- To nie jest droga prowadząca do szkoły, gdzie jedziemy? Zapytałam.
- Po Castiela. 
- Błagam, tylko nie to. 
Zatrzymaliśmy się przed szarym blokiem gdzie czekał na nas  jak mniemam pan Harvey. Nerwowo przystawał z nogi na nogę. Wydawał się bardzo zniecierpliwiony. Po chwili znalazł się przy samochodzie zajmując miejsce obok mnie, z tyłu. 
- Dłużej się nie dało?! Parsknął niezadowolony. Jego usta układały się w dziwny grymas.
- To przez tego wrzuta siedzącego za mną...
Czerwonowłosy spojrzał na mnie bacznie się przyglądając. 
- Czy my się znamy? Zapytał.
- Nie sądzę. 
- Jednak wydaje mi się, że już Cię gdzieś widziałem. 
- Nie, nie widziałeś. 
- Nie mów że nie poznajesz mojej siostry- Dodał Armin.  
- Czekaj, czekaj... Gabrielle tak?
- No tak. 
- Haha... Strasznie wyrosłaś i do tego urosły Ci cycki.
Wszyscy w samochodzie wybuchli śmiechem, oczywiście poza mną. Zrobiłam się czerwona ze złości. 
- Nic się nie zmieniłeś Castiel. Dalej jesteś tym samym gburem. 
- Gdzie twoje okularki i aparat na zębach? 
Zmierzyłam groźnie chłopaka. Postanowiłam nie wchodzić w dalszą część konwersacji. 
- Armin? Możemy już jechać? Nie chcę się spóźnić... . 
* * *
Pospiesznie wysiadłam z samochodu, gdyż nie chciałam dłużej przebywać w towarzystwie Castiela, oraz Armina. Jedynie Alexy był dalej tym samym, ukochanym braciszkiem, na którego zawsze mogłam liczyć. Nie myśląc długo, Przekroczyłam szkolną bramę i tym samym znalazłam się na szkolnym dziedzińcu. Przy głównym wejściu szkoły czekał Nathaniel. Podbiegłam do niego i złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek. 
- Tęskniłam.
- Ja chyba bardziej- Odpowiedział mocno mnie przytulając- Mogłaś mi powiedzieć, że wracasz, przyjechałbym po Ciebie na lotnisko. 
- Chciałam Ci zrobić niespodziankę.
- Przyznam szczerze że Ci się udało- Mówił lekko się rumieniąc. 
- Co Wy robicie? Zapytał skołowany Alexy. 
- Przytulamy się. 
- A wcześniej się pocałowaliście... Czekaj bo nie rozumiem. 
- Jesteśmy parą. 
- Poważnie? Nawet nie wiedziałem- Odpowiedział nerwowo się uśmiechając. 
- W zasadzie to nikt nie wiedział, jesteś pierwszy- Poklepałam brata po ramieniu. 
- Musimy załatwić jeszcze kilka formalności, pozwól za mną- Blondyn złapał mnie za dłoń i wprowadził do szkoły. Weszliśmy do pokoju gospodarzy, gdzie czekała na mnie pani Dyrektor. 
- Moja ulubiona uczennica! Gabrielle, tak się cieszę, że w końcu wróciłaś do ''Słodki Amoris''- Mówiła, mocno mnie przytulając- Przyznam szczerze, że brakowało mi naszych spotkań przy herbacie. 
- Mnie również Pani Morrison. 
- Pięknie wyrosłaś. 
- Dziękuję- Poczułam jak moje policzki oblewa rumieniec. 
- Tutaj jest twój plan lekcji, i kluczyk do szafki. Udało mi się nawet załatwić miejsce z poprzedniego roku.
- Naprawdę? Dziękuję Nathaniel, bardzo doceniam twoje starania.
- A co z klubem?
- Chciałabym uczestniczyć do klubu dla ogrodników. 
-  Wróciłaś do szkoły w środku drugiego semestru i zostały tylko miejsca w klubie koszykówki. 
- No to mnie Pani zmartwiła... 
- Dlaczego Gabrielle? Z tego co pamiętam świetnie sobie radziłaś na boisku. 
- Powiedzmy, że zmieniłam priorytety. 
- Rozumiem, jeśli nie masz nic przeciwko, to chciałabym byś przyszła po zajęciach do mojego gabinetu na herbatę. Muszę się dowiedzieć jak było na wymianie- Siwowłosa uśmiechała się promiennie. 
- Oczywiście, z najmilszą chęcią. 
- W takim razie do zobaczenia- Powiedziała wychodząc z pomieszczenia. 
- Lubi Cię- Szeptał blondyn do mojego ucha, obejmując od tyłu.
- Nie tak jak Ciebie. 
 * * *

- A więc jak już wiecie biosynteza białka jest  procesem prowadzącym do wytworzenia cząsteczek białka. Proces ten zachodzi we wszystkich żywych komórkach, a także jest możliwy do przeprowadzenia in vitro.
Biosynteza białka może być rozumiana jako pełny proces w którym informacja zapisana w sekwencji DNA jest w procesie transkrypcji przepisywana na cząsteczki RNA, a powstałe w ten sposób cząsteczki RNA są wykorzystywane przez rybosomy jako źródło informacji potrzebnej do syntezy białka w procesie translacji- Mówił profesor Smith. 
- U organizmów eukariotycznych cząsteczki RNA powstałe w procesie transkrypcji są zwykle poddawane procesowi splicingu polegającemu na wycinaniu intronów.
Niestety dalsze zajęcia zakłócił mój brat, oraz Castiel, którzy spóźnili się na lekcje. 
- Dzień dobry psorze. 
- Och... Nasza grupa obchodzi dzisiaj święto. Co Was skłoniło do przyjścia na zajęcia? 
- Pańska osoba, Panie profesorze! 
Twarz mężczyzny zrobiła się aż fioletowa od złości. 
- Usiądźcie, i chociaż nie przeszkadzajcie. 
Chłopcy zajęli miejsca cały czas się z czegoś śmiejąc. 
- A więc kontynuując, termin biosyntezy białka jest czasami używany jako synonim procesu translacji odbywającego się w rybosomach. Często do procesu biosyntezy białka zaliczana jest także biosynteza aminokwasów. Jakieś pytania?
- Jak wygląda Synteza białka u Procaryota? Zapytałam.
- Świetnie pytanie. U organizmów prokariotycznych na przykład. bakterii proces transkrypcji oraz translacji zachodzą w cytoplazmie komórki. U organizmów tych nie występuje proces splicingu, tak więc mRNA powstające w wyniku transkrypcji może być natychmiast wykorzystane przez rybosomy w procesie translacji. Na następne zajęcia proszę przygotować referat o Syntezie białka u Eucaryota. Na dzisiaj to wszytko. Dziękuję. 
Schowałam swoje rzeczy do torby i opuściłam klasę, kierując się do swojej szafki. 
- Gabi? 
- Amber? 
Przytuliłyśmy się do siebie udając najlepsze przyjaciółki. Byłam gotowa zrobić wszystko dla Nathaniela, więc postanowiłyśmy z Amber udawać, że między nami wszystko w porządku, bynajmniej na czas kiedy na korytarzu mogłyśmy spotkać blondyna. 
- Poszedł już- Wyszeptała Amber. 
- To dobrze, trzymaj się ode mnie z daleka!
- Wzajemnie. 
Na naszych twarzach pojawiły się słodkie uśmiechy i odeszłyśmy od siebie machając sobie na pożegnanie. 
To trochę kompromitujące co miłość potrafi zrobić z człowiekiem. 
Spojrzałam mimowolnie na drzwiczki od szafki sprawdzając plan lekcji. Za kilka minut rozpoczynały się zajęcia z wychowania fizycznego. 
Nie mając wyboru weszłam do pokoju gospodarzy. 
- Nathaniel? Zapytałam
- Chłopak spojrzał na mnie ciepłym wzrokiem, lekko się uśmiechając. 
- Coś się stało skarbie?
- W zasadzie to tak. Mógłbyś napisać mi zwolnienie z wychowania fizycznego?
- Z wychowania fizycznego? Przecież zawsze lubiłaś sport. 
- Sport nie jest dla dziewczyn... 
- Czy aby na pewno wszystko w porządku? Blondyn podszedł do mnie, dotykając dłonią mojego czoła.
- Może jesteś chora?
- Nie, jestem całkowicie zdrowa. Proszę, mógłbyś to dla mnie zrobić?
- No dobrze, skoro nalegasz.
- Dziękuję Nathaniel- Pocałowałam chłopaka w policzek i wyszłam z pokoju.