czwartek, 17 marca 2016

Rozdział XVI ''Jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz mu o twoich planach na przyszłość''

          Tłum ludzi skrupulatnie tańczył na środku salonu, przesuwając meble w kąt, by tymczasowy parkiet mógł pomieścić jak największą ilość osób. Kilka z nich rozsiadło się gdzie popadnie, upijając się drinkami serwowanych przez Castiela i jego tajemniczego przyjaciela. Armin gdzieś tam w tle podrywał, jak zwykle z resztą, podniecone dziewczyny, które chociaż raz ujarzmił wzrokiem. Ja na całe szczęście kręciłam się razem z Rozą i Su po domu, sącząc kolorowe drinki, przygotowane specjalnie dla nas. Cały klimat imprezy przesycony był zabawą i dobranym towarzystwem. Nie było osoby, która nie mogłaby się świetnie bawić. Głośna muzyka potrafiła każdego przyprawić o drżenie ciała. Część zaproszonych wywodziła się z mojego Liceum, druga połowa to ich znajomi, a trzecia grupa wkręciła się ot tak, gdyż przypadkowo przechodzili. Nie było w tym nic nadzwyczajnego, ani w żaden sposób dziwnego. Wszystko jest w porządku, dopóki jakaś część nastolatków nie zacznie burdy, ale na to póki co się nie zapowiadało. Castiel w końcu przestał odgrywać rolę barmana i pociągnął mnie na prowizoryczny parkiet. 
- Musiałem przystopować, bo inaczej będzie zgon- Powiedział, wprost do mojego ucha, tłumacząc mi swoje zachowanie. 
- Pijany Castiel, to bezużyteczny Castiel- Odparłam, pozwalając porwać się w rytm muzyki. 
- Każdy ze mną chce pić, nawet te małolaty z boku- Mimowolnie spojrzałam w kierunku grupki chłopców, którzy koniecznie musieli spróbować całej ilości przygotowanych trunków. 
- Kto ich tu zaprosił? Zapytałam- Przecież co najwyżej mają po piętnaście lat!
- Sami się wprosili- Odrzekł, przytulając mnie mocniej do siebie- Amber za tobą, nic nie rób. 
- Spoko- Odwzajemniłam uścisk chłopaka. Szkoda, że nie mogłam zobaczyć z pewnością zbulwersowanej blondynki. Kochałam ją irytować. Czerpałam energię do życia z jej cierpienia, ale sama sobie na to zasłużyła, swoim rozwydrzonym zachowaniem. Jak ja jej nie znosiłam! 
- Myślisz, że Armin kiedyś się do mnie odezwie- Zapytałam po chwili, patrząc na mojego brata, który oczywiście nie zwracał na mnie swojej uwagi. Traciłam wiarę w to, że kiedykolwiek się do mnie odezwie. 
Milczenie Czerwonowłosego uświadomiło mi, że również nie chciał poruszać tego tematu. Nawet pod wpływem zawartego alkoholu we krwi tłumił w sobie wszelakie emocje. Był w tym mistrzem. 
Chłopak okręcił mnie wokół siebie, coraz bardziej angażując się w taniec.
- Jak za starych czasów, co? Powiedział, trzymając mnie mocno w tali.
- Kiedyś nie byłeś taki chętny do tańca- Pokazałam mu język, a ten tylko zaśmiał się cynicznie. 
- Kiedyś nie miałem odpowiedniej partnerki. 
- A Iris? Zapytałam podejrzliwie- Wtedy to z nią spędzałeś większość wolnego czasu. 
- Musisz poruszać te tematy, kiedy świetnie się bawię- Odparł zbulwersowany, rozluźniając swój mocarny uścisk. 
- Jestem ciekawa dlaczego już z nią nie jesteś- Ułożyłam swoje dłonie na jego klatce piersiowej, bawiąc się guziczkami od lekko rozpiętej koszuli.
- To tak samo, gdybym Ja pytał o Nathaniela.
- Ale Ty o mnie i Nathanielu wiesz wszystko, a Ja o Tobie i Iris nic szczególnego!
- Niech tak pozostanie- Odparł, opuszczając moje towarzystwo. 
Nie chciałam go zdenerwować. Z natury jestem ciekawską osobą, więc to zrozumiałe, że skoro On wie o mnie wszystko, to liczę na to samo z jego strony. Tak postępują przyjaciele, prawda? 
Pospiesznie opuściłam salon, w poszukiwaniu mojej przyjaciółki, albo kogokolwiek z kim mogłabym sobie porozmawiać. Nawet Alexy, który jeszcze przed chwilą był w moim polu widzenia, przepadł jak kamień w wodzie. Absurdalne jest to, iż zawsze muszę szukać swojej rodziny. 
Jak na zawołanie obok mnie pojawił się Lysander podając mi sok pomarańczowy, który sam pił tylko takie napoje. 
- Abstynent? Zapytałam, odbierając od chłopaka napój. 
- Całe życie- Uśmiechnął się promiennie- Castiel nadrabia za mnie. 
- Jak to on. Długo się znacie?
- W zasadzie od zawsze. Wznowiliśmy kontakt, kiedy przeprowadziłem się do brata.
- Czyli nie jesteś stąd? Zapytałam. Ponieważ poznałam Lysandra dzisiaj, nic kompletnie o nim nie wiedziałam. Tylko wyrywkowe informacje udzielone przez Rozalię. To idealny moment by poznać przyjaciół mojego przyjaciela. 
- Mieszkałem na wsi, z rodzicami, ale nie było to satysfakcjonujące- Pokiwałam głową zrozumiale. Życie na wsi nie należy do zbytnio interesujących. No chyba że ktoś lubi zajmować się hodowlą i uprawą, a to całkowicie zmienia postać rzeczy.  Naszą rozmowę przerwał intensywnie grający dzwonek do drzwi, sygnalizujący przybycie kogoś nowego. 
Przeprosiłam białowłosego, za przerwanie dyskusji i pospiesznie udałam się do drzwi, by sprawdzić kogo tutaj nogi poniosły. Otworzyłam je i zamarłam, święcie przekonana, że to sen na jawie. 
- Co Ty tu robisz? Wydukałam, klepiąc się po policzku, sprawdzając przy okazji, czy jeszcze jestem na tym Świecie. 
- To samo co Ty- Odpowiedział cynicznie chłopak, ładując się do środka. Ręką przywołał swoich osiłków, w postaci kilku umięśnionych chłopaków i bezceremonialnie podszedł do Armina, uderzając go z pięści w twarz. Odskoczyłam jak oparzona od drzwi, pospiesznie przebijając się przez tłum gapiów, sprawdzić co z moim bratem. Castiel w tym czasie doskoczył do chłopaka,próbując powstrzymać go od dalszych ciosów. 
- Co Ty wyprawiasz?! Wrzasnęłam, kiedy tylko Armin podniósł się do pozycji siedzącej. Krew sączyła się jego nosa, brudząc koszulkę chłopaka. 
- Niech się trzyma daleko z łapami od mojej dziewczyny! Krzyknął Zelon, grożąc mu palcem. 
- Sama chciała- Warknął Armin, śmiejąc się chytrze. Wzbudził tymi słowami większą agresję u chłopaka. Nawet Castiel nie miał tyle siły, by go zatrzymać. Podeszłam bliżej, chcąc mu pomóc, ale w końcu jestem dziewczyną. Małą dziewczyną, która za wiele nie wskóra. 
Złapałam go mocno za kurtkę. 
- Trzymaj się z daleka od moje go brata- Wysyczałam, wbijając swoje pazury w jego ciało- A teraz stąd wyjdź, wieśniaku! 
- Jeszcze z Tobą nie skończyłem- Krzyknął do Armina. Spojrzał na mnie swoim srogim spojrzeniem- A z Tobą... Z Tobą też się policzę! 
Następnie chłopak opuścił nasze oniemiałe towarzystwo. Większość z nas była zdegustowana zachowaniem słynnego Zelona, koszykarza, którego bardzo się bałam. A jednak, gdzieś w środku stanęłam w obronie brata, jak lwica broniąca swoich młodych. Armin na pewno nie był bez winy. Znam go bardzo dobrze. Sama chciałam mu przyłożyć, za to ładowanie się w kłopoty. Nie moja wina, że zostałam w tym wyręczona. 
Pospiesznie opuściłam całe towarzystwo, chcąc ochłonąć na dworze przy nikotynie. Słyszałam jeszcze jakieś szepty w moim kierunku, ale nie specjalnie mnie to teraz interesowało. Pieprzony Armin. Jak bardzo go kocham, tak teraz mam go gdzieś. 
Pospiesznie odpaliłam papierosa, natychmiast zaciągając się jego substancją. Od jakiegoś czasu zauważyłam, że moja agresja stanowczo wzrosła,od kiedy zaczęłam palić. Wszystko stawało się takie nierealne. Tyle problemów przytłacza mnie i moje możliwości. Zaczynałam bać się o brata. Czułam, że coś jest nie tak, że wpakował się kłopoty. Jako prawie siostra, wiedziałam, że coś się dzieje. 
Słyszałam jak biesiadnicy od nowa rozkręcają imprezę. Raptem kilka osób wyszło, przeprażonych zachowaniem Zelona. Zniknęli pospiesznie, prawie niezauważeni. Nawet dobrze, że grupa małolatów postanowiła się ulotnić. 
- Jak zawsze problemy- Powiedział Castiel, zbliżając się do mnie- Całą atmosferę szlak trafił. 
- Co Ty nie powiesz- Odparłam cynicznie, przyglądając się chłopakowi-  Przez tego pajaca zawsze wszystko szlak trafia. 
- Nie zawsze- Uśmiechnął się promiennie- Przynajmniej możemy teraz pobyć sami. 
- Co masz na myśli? Poczułam się skołowana. Przestraszyłam się, że Castiel chce mi coś powiedzieć, o czym wiem, ale udaję że tak nie jest. Coś w tym stylu. 
- Chodźmy stąd- Złapał mnie za rękę- Tam będzie nam wygodniej- Wskazał na dach. 
- Chcesz się tam wspinać?! Odparłam przerażona- Od zawsze masz takie zamiłowanie do wysokości? W szkole też wyprowadziłeś mnie na dach, teraz idziemy na ten dach, a później co? Będziemy skakać jak pawiany po drzewach? 
- Zluzuj trochę- Przycisnął mnie mocno do siebie- Przy mnie nic Ci się nie stanie.
- Oho! Czekaj, bo uwierzę! Odpowiedziałam donośnie- Raz to już słyszałam, a później siedziałam z tobą w samochodzie na wyścigach, a jeszcze później brałam z tobą udział w zadaniach, co jeszcze mnie czeka? 
- No zamknij się już, tylko komplikujesz- Odpowiedział przeciągle- To źle że zapewniam Ci rozrywkę? 
- Oczywiście że nie! Jednak wolałabym mniej inwazyjne metody- Na przykład spacer, albo... spacer? 
- To przereklamowane! Odparł cynicznie- Staram się, a Ty mnie tak ranisz! Rzekł teatralnie- Idziesz, czy wolisz tu zostać? 
- A mam jakieś wyjście? Jak nie będę chciała iść, to i tak wymyślisz sposób, żeby mnie przekonać. 
- Grzeczna dziewczynka- Poklepał mnie po włosach, jak małego szczeniaczka, który uczy się życia. 
Weszliśmy do domu kierując się schodami na piętro. Po drodze minęliśmy rozzłoszczoną Amber, która tylko ciskała piorunami z oczu. Castiel uśmiechnął się do niej, mówiąc jej że każda para musi kiedyś skonsumować związek. Zaśmiałam się w myślach, co też ona musi teraz przeżywać i jak to właśnie odebrała. No bo przecież, nie każda dziewczyna jest ciągnięta w kierunku sypialni podczas imprezy. Ta dwuznaczność tej sytuacji mnie powaliła na łopatki. Weszliśmy do pokoju Harveya, który natychmiast zamknął na klucz, kiedy tylko przekroczyłam ten niezbadany próg jego prywatności. 
- Gotowa? Zapytał, otwierając okno, przez które przeszedł na dach. Podał mi dłoń, by umożliwić mi przedostanie się na zewnątrz. 
Nie wiele myśląc, skorzystałam z oferowanej pomocy, przeciskając się przez okno. Podtrzymywana przez Czerwonowłosego, wspięłam się na najwyższy punkt widokowy. Usiadłam niepewnie. Chłopak podał mi szklaną butelkę Whiskey, którą cały czas miał pod swoją koszulką. Rozłożył się na dachu, tak idealnie, jakby robił to od lat. Zero zachwiania, zero strachu. 
- I w ten właśnie sposób, można się odizolować od każdego- Kontynuował. Spoglądał na osiedle, które jeszcze kilka godzin temu tętniło życiem. Teraz panował tutaj błogi spokój. 
- No to zdrowie- Odpowiedziałam, ładując w siebie potężny łyk trunku, a następnie podałam mu butelkę- Zapijemy się w trupa i ciekawe jak stąd zejdziemy- Odparłam, wciąż krztusząc się mocnym alkoholem. 
- Będziemy skakać jak małpki po drzewach- Rzekł bezceremonialnie. 
Westchnęłam przeciągle. Jednakże cieszyłam się, że jestem tutaj, że umacniamy naszą przyjaźń i że tak bardzo mi ufa, skoro mnie tutaj przyprowadził. Przez jego gburowatość którą ujawnia od czasu do czasu ciężko się z nim zaprzyjaźnić. Przynajmniej kobietom, bo co jak co, ale z facetami dogadywał się wzorowo. 
- Zerwałem z Iris, ponieważ wiedziałem, że mnie pokochała- Przerwał moje rozmyślenia, wprawiając mnie w osłupienie po raz setny tego wieczoru. 
- To źle kiedy kobieta kocha? 
- Źle, że kocha mnie- Odpowiedział, wciąż upijając kolejne łyki. 
- Myślałam, że każdy  pragnie miłości drugiej osoby- Odparłam wyrywając jego trunek. Właśnie teraz, zaczęły się te momenty rozmów, których tak bardzo się obawiam. Ale trzeba jakoś przez to przebrnąć. 
- Sprawy za bardzo się komplikują Goldenmayer. 
- O jakich komplikacjach mowa? Chcesz do niej wrócić i szukasz doradcy do spraw związków? Wiesz, że jestem w tym kiepska, chociażby wtedy, kiedy ulokowałam uczucia...
- We mnie? Dokończył, przerywając moją wypowiedź. 
- Chodziło mi akurat o Nathaniela, ale tak. Można powiedzieć, że w Tobie też- Zaśmiałam się cicho pod nosem- Od kiedy jesteś taki otwarty? Zawsze tłamsisz w sobie wszystko i nigdy nie chcesz rozmawiać o sobie. 
- To chyba przez to i jeszcze kilka innych- Wskazał na butelkę- Zauważyłaś, że człowiek staje się szczery po procentach? To serum prawdy!
- Jasne że zauważyłam, albo paplają bez sensu i odbijają się do ścian. 
- Albo widzą rzeczy których nie ma, choć są przekonani, że to istnieje- Odpowiedział zanosząc się śmiechem- A pamiętasz jak Ciebie rozluźniło, kiedy wylądowaliśmy u mnie? Rozbierałaś mnie wzrokiem. 
- Nie prawda! Krzyknęłam- Po prostu się dobrze bawiłam, z resztą tobie też palma odbijała. Na przykład ta akcja w sklepie, a później strach przed... Jak jej było? Morgana?
- Ramona! Krzyknął rozbawiony- Ktoś tu nie ma pamięci do imion.
- Tak jak Ty... VALT Panie Castiel! Mogłeś nas przez to zabić, ale co tam. 
- Przyznaj sama, ze teraz tak wspominając to wszystko przynajmniej można się pośmiać! 
- Co Ty nie powiesz. Śmiać to się mogłam jak Nathaniel oddał zawartość żołądka na buty Armina. 
- Dalej się zastanawiam, co takiego w nim widziałaś, albo co dalej widzisz?
- Widzę odrazę, a widziałam uczucie, jakieś takie głupie- Odrzekłam- Nawet się cieszę, że to nie przetrwało. 
- A co Ja mam powiedzieć? Iris i Amber walczą o mnie zaciekle, doprowadzając mnie do furii. Jedna cały czas ryczy, druga jest nachalna. Ciężko być facetem. 
- Przynajmniej możesz sikać na stojąco- Parsknęłam śmiechem, upijając kolejny łyk.
- Tylko to widzicie? Że sikamy na stojąco? Odparł, dławiąc się dymem nikotynowym przez śmiech. 
- A co innego? Jesteście bezużyteczni! 
- Doprawdy?! Konkrety! 
- Ależ proszę bardzo. Gwałtownie wstałam, choć chwiejnym krokiem próbowałam utrzymać równowagę. Castiel wpatrywał się we mnie, w razie gdym postanowiła upaść. Jednak moja jeszcze w miarę sprawna podświadomość mówiła zupełnie coś innego. Mocno gestykulowałam, próbując przekazać tak dla mnie ważną treść, dlaczego faceci są bezużyteczni. 
- Zacznę od tego, że kiedy kobieta prosi o coś mężczyznę, nigdy nie doczeka się realizacji zadania. My kobiety musimy zawsze robić wszystko same! Krzyknęłam- Rzadko kiedy zdarza się, by facet wspierał kobietę, tak mocno jak ona jego. A później rozkochujecie nas w sobie i porzucacie, bo taki mieliście kaprys! Tak właśnie wygląda Świat z wami. Wariujemy, staramy się, a i tak zostajemy na sam koniec olane ciepłym moczem. Na tym właśnie polega miłość! Dlatego Ja stanowczo podziękuję. 
- Ciekawe! A my? Krzyknął, również się podnosząc- Latamy za wami jak psy, robimy wam zakupy, a wy i tak nie zwracacie na nas uwagi! Kochamy, tęsknimy, a nic nie mamy w zamian, tylko wieczne pretensję! Nic wam nie pasuje, nigdy! Zawsze macie dużo do powiedzenia, a nie wiecie nic, tylko się obrażać potraficie! 
- O ty mendo! Skoro tak stawiasz sprawę, to słuchaj uważnie! Założyłeś się o dziesięć funtów, że mnie zdobędziesz, pamiętasz?! Dalej twierdzisz, że faceci to nie świnie?!
- Nie chciałem tego! Teraz kłótnia rozpętała się na dobre- Nie wiedziałem, że to się tak skończy!
- Słucham?! Nie wiedziałeś, że bawiąc się czyimiś uczuciami, możesz doprowadzić do tragedii?! Przez Ciebie nigdy nie spojrzę normalnie na żadnego chłopaka! 
- Nie chciałem tego! Byłem głupim dzieciakiem! Do teraz żałuję, że do tego doszło! 
- Będziesz jeszcze długo żałować, bo Ja nie zapominam! Odparłam oburzona- Mogę przymknąć oko na niektóre sprawy, ale tego Ci nie wybaczę!
- Nie musisz! Wystarczy że już teraz mam pokutę! Że muszę patrzeć na Ciebie i spędzać z tobą czas, że teraz powinienem cię całować, a tymczasem, stoję tu na dachu jak kretyn z fajką i alkoholem w dłoni! Teraz powinienem Ci mówić, jak bardzo Cię kocham i wszystko co z tobą związane, a nie mogę! To jest moja pokuta i nigdy nie dostanę rozgrzeszenia za to, nigdy Goldenmayer, bo Ty nie zapominasz! Możesz się teraz ze mnie śmiać. Głupi Castiel, kocha dziewczynę, która kiedyś kochała jego! No śmiej się! Wrzasnął, upuszczają butelkę, która rozbiła się na tysiąc małych kawałeczków. Kolorowe szkiełka opadały z dachu wymieszane z napojem Bogów.
Pod wpływem alkoholu, człowiek nie myśli racjonalnie. Niewinna kłótnia zamieniła się w diabelską grę uwłaczającą ludzkie uczucia. Patrzyłam na niego. Widok jego agresji napawał mnie lękiem. Nawet nie wiedziałam co mogę dodać po tym wszystkim. Chciałam cofnąć czas, prosiłam o to Boga, żeby cofnąć to wszystko i zacząć jeszcze raz. 
- Kocham Cię Gabi- Powiedział po chwili, przerywając tę ciszę między nami- Kocham Cię tak cholernie mocno, że muszę cierpieć. Widziałam jak próbuje złapać oddech po tym wszystkim, jak to ciążyło na nim od jakiegoś czasu, czytałam z niego jak z otwartej księgi, bo dał mi taką możliwość. Pierwszy raz wiedziałam co naprawdę czuje. 
Może pośpieszyłam się ze wszystkim, ale pocałowałam go. Tak mocno, jak nigdy wcześniej nie robiłam, tak jakbym chciała pożegnać to wszystko co było i zacząć od nowa. Z własnej nieprzymuszonej woli cholernie tego chciałam. 
- Zaskoczony? Wtulając się mocno do jego torsu. 
- Zrobiłaś to ze współczucia? Zapytał z jawnym wyrzutem- Nie musisz tego robić. 
- Straciłam napój Boga przez Ciebie, wiec musiałam- Odparłam, przytulając go mocniej- Przepraszam za to. To moja wina. 
- To Ja jestem debilem, nie Ty- Pogładził mnie po włosach. Mógłbym tak się godzić po każdej kłótni. 
- Pewnie nie raz będziesz mieć okazję- Uśmiechnęłam się- Zacznijmy od nowa. Nazywam się Gabriele Goldenmayer, a Ty?
- Castiel Harvey- Odparł beznamiętnie- Twój osobisty Szatan. 
- A więc miło mi Ciebie poznać Diabełku. 


***
          Dołączając grona bawiących się, tym razem postanowiłam nie opuszczać Harveya, ani tym bardziej doprowadzać go do furii. Dobrze postąpiłam, łagodząc to wszystko. Może z czasem zapomnę o przykrych wydarzeniach i będę patrzyć otwarcie na nadchodzącą przyszłość. Porozumiewawczy wzrok Rozy, dał mi do zrozumienia, iż dobrze postąpiłam. Człowiek nie może ciągle żyć przeszłością. Trzymałam chłopaka mocno za rękę, nie chcąc go opuścić. To co miało miejsce na dachu, niech tam pozostanie. Chciałam zacząć od nowa, tak jak to było powiedziane. Czerwonowłosemu też się to podobało. Cały czas się o mnie troszczył, a nawet nie potrafiłam tego odczytać w rozsądny sposób. Może go kiedyś pokocham jak kiedyś, może nawet mocniej, ale nie mogę zaprzepaścić tego co nas łączy. Nie potrafiłabym. 
- Gołąbeczki wróciły już z komnaty cnót? Zapytała pogardliwie Amber, wciąż nie mogąc zdzierżyć naszego widoku. 
- A co? Jesteś zazdrosna? Zapytałam podejrzliwie. 
- Jakoś nie mogę sobie wyobrazić was razem. 
- To lepiej się przyzwyczajaj- Odparł Castiel, prowadząc mnie w kierunku kanapy. Większość naszych znajomych tam siedziała. Nawet Armin z rozkwaszonym nosem. 
Usiadłam na kolanach Czerwonowłosego, częstując się tym co nie zostało zjedzone. Wybór był raczej znikomy, ale lepsze coś niż nic. 
- Gdzie się podziewaliście tyle czasu? Zapytał Alexy, przyłapując mnie na tym jak próbuję nakarmić Harveya. 
- Obaliliśmy flaszkę na dachu- Odpowiedział czerwonowłosy, spoglądając na mnie- Spowolniła mnie trochę. 
- Tak to jest jak chlasz z babami- Dodał Armin, okładając nos lodem. 
- Bardzo zabawne- Sięgnęłam po piwo- Może to i dobrze, bo nigdy bym nie zeszła. 
- Ale skakać po dachu to potrafiłaś!
- Nie skakałam, tylko wstałam, a to różnica! 
- Nie chcemy znać szczegółów- Skwitowała Rozalia, czerwieniąc się diametralnie. 
- Ktoś tu ma zbereźne myśli- Skomentowała Su, wciąż patrząc na Castiela w ten dziwny i jednoznaczny sposób. 
- Skoro jesteśmy w komplecie- Do głosu został dopuszczony Lysander- Może czas najwyższy ustalić nasze próby zespołu. 
- Macie zespół?! Krzyknęła Su, całkowicie zbita z tropu- Nie wiedziałam! 
- Mamy garaż, więc próby mogą być tutaj- Dodał Armin- Bo niby gdzie?
- A może zamiast o waszych zespołach, pogadamy o tym jak przekonać Gabi do wyjazdu?
- Jakiego wyjazdu? Zapytał Castiel- Wiesz coś o jakimś wyjeździe? 
- Wiem, ale mówiłam Rozie, że nie jestem pewna czy dam radę pojechać- Odpowiedziałam chłopakowi. 
- Jedziemy! Krzyknął Castiel- Nie masz szans, żeby to przegapić. 
- Nie mam pieniędzy- Wysyczałam. 
- Poznaj moją dobroć- Rzekł- Potraktuj to jako prezent zaręczynowy. 
- W dupie Ci się poprzewracało! 
- Od kiedy Cię poznałem Panno Goldenmayer.