czwartek, 19 maja 2016

Rozdział XVII '' Po prostu bądź ze mną''

          Druga podświadomość dawała o sobie znak, nasilając swą moc, podczas mojego snu. Odwracałam się z boku na bok, wciąż analizując to co wydarzyło się jeszcze kilka godzin temu. Próbując zasnąć, wszystkie obrazy dosłownie stawały przede mną, wciąż powodując mój ból głowy. Za każdym razem, kiedy to tylko zamknęłam oczy, Morfeusz porywał mnie w najdalsze zakamarki, sprawiając że bałam się snu. Te wszystkie postacie, wizje były tak bardzo realne, że chodząc obecnie po sypialni i rozmasowywaniu obolałego karku, wciąż analizowałam, co też takiego ten senny koszmar chciał mi powiedzieć. Widziałam w nim siebie, w miejscu którego nie znam i nawet nie wiem skąd mogłabym znać, a gdzieś w oddali przeraźliwy krzyk Armina błagającego o wolność. Na samą myśl przechodziły mnie dreszcze. Miałam zwykłą nadzieję, że to nic takiego,  że to wszystko co układa się w mojej głowie, to przez brak kontaktu z Arminem.
W pogiętej koszuli nocnej postanowiłam udać się na parter, do kuchni zaparzyć miętę z cytryną i usiąść na parapecie w swoim królestwie, bo w końcu jeszcze z niego nie korzystałam. Zaspana rozmyślałam, jaką książkę tym razem przeczytać, albo czy wschód Słońca, będzie w jakiś sposób bardziej zjawiskowy. Mimowolnie spojrzałam na kuchenny zegarek, gdzie widniała czwarta nad ranem. Wszyscy spokojnie śpią, tylko Ja muszę włóczyć się po domu.
Zmęczonymi nóżkami podeszłam do lodówki zaopatrzyć się w coś słodkiego,
- Może jakiś serek, bądź coś innego- Pomyślałam, zaglądając do środka, chociaż nic tam nie znalazłam.
Podirytowana tym faktem i to bardzo sięgnęłam po swój napój i udałam się na piętro. Jeszcze nie tak dawno robiłam zakupy. Pamiętam, ze kupiłam sobie strasznie dużo łakoci, a tymczasem nie ma nic.
- Armin! Wyszeptałam- Przecież on tak samo jak i Ja jest w stanie oddać życie za odrobinę rozkoszy w ustach.
Przystanęłam przy drzwiach Castiela, niepewnie przykładając ucho do drzwi, chcąc się zorientować co też takiego robi mały diabełek. Usłyszałam donośne chrapanie, więc nie musiałam się martwić o jego zagubioną duszę. Wchodząc do pokoju, widziałam jak mój wyciszony telefon wesoło podskakuje na łóżku. Zdziwiona tym faktem pospiesznie odczytałam wiadomość od jakiegoś nieznanego numeru.
''Dlaczego o Tobie myślę?
Dlaczego o Tobie śnię?
Jesteś jaka jesteś,
a jednak kocham Cię''
Z wytrzeszczonym wzrokiem patrzyłam na telefon, zastanawiając się kto jest takim debilem, pisząc takie bzdury osobie która tego nienawidzi.
Dziwny ckliwy tekst specjalnie mnie zachwycił, a nawet spowodował odrazę.
Pospiesznie odpisałam do nadawcy z zapytaniem kimże jest i czym sobie zasłużyłam, ale przez dłuższy czas nie uzyskałam odpowiedzi.
Zajęłam miejsce na moim parapecie, spoglądając ukradkiem na uśpione jeszcze spokojem osiedle.
Wzięłam pierwszą lepszą lekturę i zabrałam się do czytania. Dawno tego nie robiłam i bardzo mi tego brakowało. Uśmiechnęłam się niepozornie do książki, zagłębiając się w tekst opisany przez autora.
Wyciszenie i spokój, to moment na który długo czekałam. Mogłam zebrać wszystkie myśli w jedną całość i zastanowić się dogłębnie czego pragnę od życia. Na dzisiaj zaplanowałam wizytę u rodziców. Czas najwyższy w końcu się pogodzić i spróbować żyć jako rodzina. Później chciałam złożyć dokumentację na lokalną uczelnię. Wakacje zaczęły się nie tak dawno, ale już miałam obawy czy faktycznie jest miejsce by mnie przyjąć. Castiel wspominał, że dzisiaj chce sprzedać sportowe auto, kończąc w ten sposób swoją przygodę z wyścigami. Powoli zaczynało się układać.
- Śpisz? Zapytał Castiel, powoli wchodząc do mojego pokoju, przeciągle ziewając.
Oderwana od czytania, mimowolnie spojrzałam na niego.
- Jak widać nie- Wskazałam na książkę, którą tak namiętnie próbowałam przeczytać- Też cierpisz na bezsenność?
- Zastanawiam się- Odparł, zajmując miejsce na przeciw mnie.
- Nad czym? Zapytałam- Jeszcze kilka chwil temu chrapałeś jak opętany.
- Podsłuchujesz? Przenikał mnie swoimi czekoladowymi oczami, intensywnie analizując moją wypowiedź- To ciekawe.
Uśmiechnęłam się w ramach odpowiedzi, bo co innego mogłam zrobić. Nasze relacje się skomplikowały, przez ten nieszczęsny pocałunek na cholernym dachu. Do tego wyznanie Harveya. Byłam zakłopotana, bo nie spodziewałam się że szanowany buntownik jest skłonny do uczuć. A teraz po tym wszystkim, po mojej reakcji obawiałam się że będzie chciał przejść do zaawansowanego etapu naszej znajomości.
- Spójrz na to- Podałam mu telefon z otwartą wiadomością od nieznajomego, bądź nieznajomej. Czerwonowłosy pospiesznie czytał, marszcząc groźnie brwi. Podirytowanym wzrokiem patrzył na mnie i na wiadomość kilkanaście razy. W końcu nie wytrzymując napięcia postanowił zadzwonić do tejże osoby ze swojego numeru, ale w odpowiedzi oberwał głuchą ciszą.
- Wiesz kto to? Zapytał, oddając mi moje urządzenie. Stanowczo zaprzeczyłam, choć mogłam się tylko domyślać, ale tym nie chciałam dzielić się z Castielem.
Złapał za mój kubek gorącego jeszcze napoju, wypijając jego zawartość duszkiem.
- Zbieraj się- Powiedział, pospiesznie wstając- Musimy coś załatwić.


***
          Opuszczone lotnisko które zapamiętałam jako zapełnione tłumem nastolatków gwarne miejsce, obecnie przesiąknięte było irytującą wręcz ciszą. Gdzieś w tle Słoneczko przygrzewało, dopiero budząc naturę do życia. Z zastanowieniem patrzyłam na Castiela, który jak gdyby nic otwierał hangar, chcąc dostać się do swojej bryki. 
- Gdzie auto Armina? Zapytałam, rozglądając się po hangarze w poszukiwaniu samochodu brata.
- Przegrał wyścig- Odparł bezceremonialnie.
- Mówisz o tym tak, jakby nic się nie stało- Burknęłam pod nosem.
- Ten sport rządzi się swoimi prawami- Westchnął- Już to mówiłem.
- W takim razie co my tutaj robimy? Zapytałam, spoglądając jak Czerwonowłosy przygotowuje swój pojazd do jazdy.
- Zrobimy sobie wyścigi- Rzekł.
- Żartujesz?! Krzyknęłam- Jeszcze nie tak dawno, kiedy prosiłam o to Armina plułeś jadem, jakby nie wiadomo co się miało stać.
- Owszem, ale teraz jesteś pod moją opieką, a sam wyścig nie jest specjalnie zobowiązujący.
- Co masz na myśli, bo już tego nie rozumiem- Odpowiedziałam, robiąc przy tym niezwykle zakwaszoną minę.
- Kilka buziaków za odrobinę szaleństwa- Powiedział, przywdziewając swój szarmancki uśmiech- To jak?
- Zwykłe buziaki? Zapytałam podejrzliwie- Czy może te inne buziaki?
- Te najzwyklejsze- Odpowiedział, usadawiając mnie na masce swojego samochodu. Kiedy pogłaskał mnie po plecach, poczułam silne motyle w brzuchu, a dreszcze paraliżowały mnie od środka.
Pocałował mnie, tak po prostu, a dzięki temu Ja czułam się jak w niebie. Coś niesamowitego. Odrzuciłam od siebie wszelakie negatywne myśli na temat tego co jest miedzy nami. Przeznaczenia nie oszukasz, nigdy. Niech będzie, co ma być, tylko z nim przy moim boku.
          Pospiesznie wsiadłam do czerwonego Dodg'a, bo przecież zabiłabym się sportowym autem Castiela. Wolałam coś mniej ekstrawaganckiego, coś czym będę potrafiła jechać, a przecież tym akurat już jechałam i mniej więcej wiem co i jak działa. Powoli wyjechałam na pas startowy czekając aż Harvey wyjedzie za mną. Widziałam jak uśmiechnął się do mnie, dając mi tym znak, że wszystko będzie dobrze. To cud, ze obdarzył mnie takim zaufaniem. W końcu nie każdego stać na to, by komukolwiek oddać własny pojazd osobie, która nie ma nawet prawa jazdy.
Robiliśmy slalomy, wymijaliśmy siebie wzajemnie, choć od samego początku nie miałam żadnych szans. Samochody mieniły się pod wpływem Słońca, które przygrzewało coraz mocniej. Świat jakby zwolnił, a sama poczułam się naprawdę błogo. Przestałam patrzeć na licznik, kiedy tylko osiągnęłam sto kilometrów na godzinę. Całe szczęście, że jest tutaj naprawdę dużo miejsca. Czułam ten dreszczyk emocji i o wiele lepiej bardziej rozumiałam dlaczego ta chora pasja chłopaków jest dla nich tak bardzo ważna. To w pewnym stopniu uwolnienie, odreagowanie. Coś niesamowitego, coś czego nie czułam od dawien dawna.
- Jedziemy w miasto? Zapytał, przez zamontowane Cb radio. Nawet nie zauważyłam, że jest coś takiego w asortymencie.
- A nie boisz się że mnie złapią?
- Nie boję się niczego.
Skierowaliśmy się do wyjazdu, próbując do najbliższej drogi dojazdowej. Castiel chciał wjechać na trasę, tak by jeszcze trochę pojeździć nie tylko w kółko po lotnisku, bo z czasem to staje się nudne.
Niczego nieświadoma jechałam tuż za nim kierując się na lokalną stację benzynową, gdzie można było spotkać Melanię, która dorabiała jako kasjerka. To znaczy wcześniej, bo teraz nieznane były mi jej losy. Nie chciałam wiedzieć dlaczego musieliśmy wybrać akurat tę stację. Zapas paliwa spokojnie wystarczyłby na dłużej. Zaparkowałam obok Czerwonowłosego, blokując drugi dystrybutor i pospiesznie wysiadłam z samochodu. Castiel w tym czasie tankował drugi pojazd, rzucając we mnie portfelem, skłaniając mnie do uregulowania rachunku.
Powoli weszłam na stację, obawiając się spełnienia moich największych koszmarów. Nie rozczarowałam się, ponieważ Melania stała za kasą, uśmiechnięta od ucha do ucha. Stanęłam za klientem, którego obsługiwała, wybierając batony do schrupania dla nas.
Jej uśmiech znikł tak szybko, jak się pojawił.
- Dzień dobry- Odpowiedziała, mierząc mnie wzrokiem.
- No witam- Uśmiechnęłam się- Przekaż Nathanielowi, że nie życzę sobie żadnych wiadomości z jego strony- Powiedziałam jej, rzucając jednocześnie batony na ladę.
-  Nie zrobiłby tego- Usłyszałam w odpowiedzi.
- Jesteś pewna? Wyciągnęłam telefon z bocznej kieszeni jeansów, przesyłając treść wiadomości na jej numer. Pospiesznie sięgnęła po urządzenie, sprawdzając numer, a jej powieka niepewnie zadrgała.
- To na pewno nie on- Rzekła.
- Jesteś pewna? Bo Ja wiem że to na pewno on.
- Co tak długo? Naszą miłą pogawędkę przerwał Czerwonowłosy, który stanął idealnie za mną.
- Nic Diabełku, rozmawiamy sobie o tym i owym, prawda?
- Prawda- Odpowiedziała zmieszana dziewczyna- dwieście osiemdziesiąt trzy funty poproszę.

***

          Nie wiedziałam od czego powinnam zacząć, kiedy to siedziałam w salonie, w domu rodziców. Mieliśmy tyle do wyjaśnienia. Ojciec siedział w fotelu, nawet nie podnosząc wzroku. Cały czas wpatrywał się w swoje kapcie, jakby były bardziej interesujące od mojej osoby. Mama cały czas przynosiła nowe posiłki z kuchni, począwszy od ciasteczek, skończywszy na wielkim kotlecie schabowym.
- To tak na wypadek, gdybyś zgłodniała- Odparła, kiedy zauważyła moje przenikliwe spojrzenie.
- Co słychać u Armina?
- Chciałabym wam powiedzieć, ale nie mogę, bo sama tego nie wiem- Westchnęłam- Nie rozmawia ze mną.
- Prędzej czy później się pogodzicie- Uśmiechnęła się pokrzepiająco.
- Teraz spotykasz się z Castielem? Zapytał Ojciec, mierząc mnie swym ojcowskim, surowym spojrzeniem.
- Owszem- Wzruszyłam ramionami- Wcale nie jest taki zły, na jakiego wygląda.
- Nie wydaje mi się żeby to była odpowiednia parta dla Ciebie- Swe trzy grosze musiała dodać rodzicielka.
- Jednak to mój wybór- Powiedziałam stanowczo- Gdybyście go bliżej poznali...
- Zabezpieczacie się? Przerwał mi Ojciec.
- Słucham?! Prawie oplułam się kawą, którą u nich konsumowałam.
- Proste pytanie, szybka odpowiedź- Rzekł, cały czas przeszywając mnie wzrokiem, że już miałam tego po prostu dość- Jeszcze mieszkacie ze sobą pod jednym dachem, a Ja nie planuję być dziadkiem- Kontynuował.
- Nie masz powodu do zmartwień- Wysyczałam- Ja i Castiel nie jesteśmy na tym etapie znajomości.
- Mam nadzieję, że nie będziecie.
- Co z studiami? Zapytała Mama, przerywając ten wstydliwy temat. W Duszy jej za to bardzo dziękowałam.
- Znalazło się dla mnie miejsce na lokalnym uniwersytecie- Odpowiedziałam- Od października zaczynam.
- Jaki kierunek? Zapytał Ojciec.
- Wszystko dokładnie przemyślałam- Odparłam beznamiętnie. Wiedziałam, że nie zgodzą się z tym co mam zamiar robić w przyszłości, jednakże do tego naprawdę się nadaję. Umiem być organizatorem, potrafię pozyskiwać kontakty z ludźmi, już potrafię walczyć o swoje i dodatkowo będzie ze mnie pożytek, kiedy zespół Castiela będzie wspinać się po szczeblach kariery muzycznej.
- Idę na zarządzanie.
- I tylko tyle? Zarządzanie?! Zapytał z niedowierzaniem Ojciec. Gdyby mógł przywaliłby sobie w twarz.
- Nie chcę iść na studnia prawnicze, jak już wspomniałam- Westchnęłam- Czas najwyższy skupić się na sobie, a zarządzie to coś, co naprawdę chcę robić w życiu.
- W porządku- Usłyszałam w odpowiedzi- Nie będziemy krytykować twojego wyboru.
- Mogłaś przyprowadzić tego swojego- Skomentował Tata.
- Ten mój ma imię- Burknęłam- Nie mógł przyjść, ponieważ sprzedaje samochód.
- Przecież widzę że auto stoi na podjeździe- Oboje spojrzeli w kierunku okna, upewniając się, że mają rację.
- Castiel ma dwa samochody- Rzekłam podirytowana- Jedno z nich wystawił na sprzedaż.
- Puściłem przelew na twoje konto, żebyś nie była niczyją utrzymanką- Ojciec nagle zmienił temat, a mnie spadł kamień z serca. Przynajmniej miałam jakieś środki na własne utrzymanie i nie musiałam czuć się jak żebrak.
- Do tego załatwiłem Ci posadę w mojej kancelarii- Kontynuował.
- Dziękuję- Powiedziałam, uwieszając się na jego szyi- Postaram się jak najszybciej zdobyć praktyki w swoim zawodzie, tylko potrzebuję więcej czasu.
- O to nie musisz się już martwić- Usłyszałam w odpowiedzi- Po prostu skończ te studia i spraw żebyśmy dalej mogli być z Ciebie dumni.
- Nie zawiodę was kolejny raz.

 * * *
- To kiedy mogę przyjść na spotkanie z teściami? Zapytał Castiel, kiedy tylko przekroczyłam próg naszego domu. 
- Zapomnij- Warknęłam- Już się dzisiaj dosyć wstydu najadłam. 
- Rodzice wiedzą o nas? 
- Wiedzą, bo wcale nie mam zamiaru się z tym ukrywać- Opadłam bez sił na kanapę, obok chłopaka- To chyba dobrze, nie?
- Prędzej czy później i tak się wszyscy dowiedzą, więc nie ma sensu się ukrywać- Skomentował- Teraz musimy nadrabiać zaległości. 
- O czym Ty..- Choć nie dane mi było dokończyć. 
- Castiel! Krzyk Armina stanowczo ograniczył nam czas naszych czułości. Wściekły Czerwonowłosy spojrzał an mojego brata, chcąc nie chcąc zmuszony do przerwania pocałunku.
- Słucham? Wydusił z siebie, wciąż nie wypuszczając mnie z objęć.
- Auto sprzedane?
- Od godziny- Odpowiedział Harvey- Coś jeszcze?
- Nic a nic, tylko nie róbcie tego na kanapie- Odpowiedział, szczerząc się głupkowato.
Spojrzałam na niego z politowaniem.
- Następny się znalazł- Odpowiedziałam.



Jest tutaj ktoś jeszcze?;>
Bo aż mi smutno, kiedy widzę ile blogów straciło swoich czytelników.