sobota, 27 lutego 2016

Rozdział XV ''Każda z negatywnych emocji uczy nas, jak szukać radości''

Nie rycz mała, nie rycz
Nie wiedziałem, że masz taką siłę
Nie rycz mała, nie rycz
Dla złego gościa dziewczyna zła
Nie rycz mała nie rycz

          Krzątałam się po pokoju, porządkując wszystkie swoje rzeczy przeniesione ze starego miejsca zamieszkania. Organizowanie przestrzeni mieszkalnej to bardzo trudne i uciążliwe zadanie, przynajmniej dla mnie. Tworzyłam jakieś śmieszne wygibasy, miotając się po pomieszczeniu w rytm muzyki. Castiel w tym czasie, poza śmianiem się ze mnie, malował ostatni skrawek ściany jaśminowym odcieniem fioletu. Spędziłam w jego domu dobre trzy dni i bardzo cieszył mnie fakt, że w końcu udało się odnaleźć prywatne królestwo dla mnie. 
Mój nowy pokój umiejscowiony był pomiędzy sypialnią Harveya, a Armina, więc w razie problemów z sennymi koszmarami, które notabene zdarzyły dość często, śmiało mogłam wołać o pomoc i wiem że każdy mnie usłyszy. 
Sortowałam ubrania, przekładałam książki na nowe lśniące czystością białe półki, układałam różnego rodzaju pierdółki na biurku, a następnie wzięłam się za umycie okna balkonowego. Na specjalnie życzenie Castiel wykonał dla mnie również obszerny parapet, na którym uwielbiałam siedzieć jeszcze w domu rodziców. Cały ten remont musiał kosztować fortunę, ponieważ wszystko było nowe, nawet podłogi. Nie muszę nawet mówić kto pokrył koszta... Czerwonowłosy buntownik nie chciał nawet słyszeć o oddaniu pieniędzy, które obiecałam zwrócić jak tylko znajdę pracę. 
Atmosfera między nami była wyjątkowa. Świetnie się dogadywaliśmy jako przyjaciele jak i również jako współlokatorzy. Nie mogę tego powiedzieć o Arminie. Podczas mojego pobytu cały czas mnie unikał, a kiedy już musiał ze mną siedzieć w jednym pomieszczeniu stawał się nieobecny. Wlepiał we mnie tylko te swoje miodowe oczy i intensywnie nad czymś myślał. Byleby tylko ze mną nie rozmawiać. 
Z rodzicami też nie było łatwo, ale to z mojej winy. Nie potrafiłam się przed nimi otworzyć, dlatego ich unikałam jak tylko mogłam. Za wcześnie rozdrapywać rany, które się jeszcze nie zasklepiły. Wszystko w swoim czasie. 
- Dużo Ci jeszcze zostało? Zapytałam, czyszcząc okna. Modliłam się, aby nie pozostały na nim żadne smugi. 
- To chyba wszystko- Odpowiedział Castiel. Wstał z podłogi i podszedł do mnie,odpalając papierosa. 
- Przerwa! Zarządziłam i rzuciłam brudną ściereczkę na podłogę. Rozejrzałam się dookoła. Jeszcze tyle rzeczy było do zrobienia, a tak mało czasu nam zostało. Czcigodny Harvey uznał ze fajnie będzie zrobić małą imprezę, więc zaprosił większość znanych mi osób z Liceum. 
Sięgnęłam do kieszeni spodni Castiela i wyciągnęłam z nich pogiętą paczkę fajek, jednocześnie otwierając drzwi balkonowe na oścież. 
- Puk puk! Usłyszałam wdzięczny głos Rozalii, która niepewnie wychyliła głowę zza drzwi wejściowych- Nie przeszkadzam? 
- Roza?! Jak miło Cię widzieć! Krzyknęłam- Wejdź. 
Dziewczyna z długimi białymi włosami przekroczyła próg mojego pokoju i rozejrzała się z widoczną aprobatą. 
- Łaał!- Powiedziała, całując mnie w policzek na przywitanie. 
- Zasługa Castiela- Poklepałam go po ramieniu- Prawda że fajnie?
- Zaczyna się- Powiedział Czerwonowłosy bardziej do siebie- Nie będę brał udziału w babskich ploteczkach- Rzekł i zostawił nas same. 
- Faceci- Odparłam beznamiętnie wzruszając ramionami- Co słychać?
- Przechodziłam obok i skoro robicie dzisiaj imprezę, to pomyślałam że może się na coś przydam- Odpowiedziała promiennie- Widzę że przed nami dużo pracy. 
- Liczę na to że się wyrobimy- Odpowiedziałam, choć w to nie wierzyłam. 
- Tak swoją drogą, od kiedy Ty palisz dziewczynko?! 
- Zaczyna się- pomyślałam- Tak jakoś wyszło... 
- Liceum się skończyło, to już zapomniałaś o przyjaciółce- Westchnęła- Wszystkiego dowiaduję się od Alexa. 
- Masz kontakt z Alexym? Wytrzeszczyłam oczy.
- A coś Ty myślała?! Że będę bezczynnie siedzieć w domu i czekać, aż szanowna Pani Goldenmayer się odezwie? Niedoczekanie! Prychnęła obrażona. 
- Kiedy Ja chciałam się odezwać, tylko nie wiedziałam od czego mam zacząć! Odparłam, pospiesznie zaciągając się nikotyną. 
- Gdyby to było coś mniej poważnego- Wysyczała- Wydrapałabym Ci oczy.
- Roza, zaczynam się bać- Przeszły mnie dreszcze, serio. 
- No, ale ponieważ twoje problemy są naprawdę bardzo poważne, to mogę Ci to darować- Uśmiechnęła się promiennie. 
Przeraża mnie ta dziewczyna. 
Ale kocham Ją- Jak siostrę. 
- Nie mogę uwierzyć w to że zamieszkałaś z Castielem! Odparła entuzjastycznie.
- Nie zapominaj, że jest z nami jeszcze Armin...- Pogroziłam palcem- Wykorzystując okazję, że jesteś u mnie, a Castiel postanowił się ulotnić, chciałabym się dowiedzieć więcej szczegółów na temat Iris. 
Rozalia bezwładnie opadła na moje łóżko, zagracone w obecnej sytuacji ubraniami. 
- Z plotek które się dało słyszeć po twoim wyjeździe do Paryża, słyszałam że nasz Rudzik nie mógł pogodzić się z tym faktem, więc z rozpaczy za Tobą, przygruchał sobie naszą rudą koleżankę. 
- To naprawdę było z mojego powodu? Zapytałam z niedowierzaniem.  
          Nasze relacje z Castielem bardzo się różniły, przed pobytem w Internacie. Owszem, przyjaźniliśmy się w dziwny sposób, ale to wynikało z powodu brata, który odkąd pamiętam się z nim zadawał. Czerwonowłosy zawsze mi dokuczał, płatał figle, czasami upokarzał, a Ja przez większość czasu zastanawiałam się o co mu tak naprawdę chodzi. Nawet Armin nie miał na to wpływu. Powtarzał w kółko że kiedyś to minie, żebym uzbroiła się w cierpliwość. Nigdy nie podał mi konkretnego powodu, dlaczego tak zachowuje się jego najlepszy przyjaciel. 
Wtedy go nienawidziłam. Unikałam go jak tylko mogłam. Większość czasu spędzałam u Nathaniela w pokoju gospodarzy, byleby tylko na niego nie patrzeć. Przechodziłam piekło i tylko Ja wiem jak to wszystko źle na mnie działało. 
Dyrekcja szkoły zaproponowała wyjazd, więc długo się nie zastanawiałam. Chciałam trochę odetchnąć od tej chorej sytuacji. Wróciłam wtedy do domu, poinformowałam rodzinę i tyle mnie widzieli. Tydzień później siedziałam w samolocie, czekając na nowe przygody życia, które miały mnie tam spotkać, a najważniejszą zasadą było ''Nigdy nie ufać Harveyowi'', którą już oczywiście dawno temu złamałam. 
Kiedy wróciłam do Anglii, myślałam że dalej będzie tak samo, że Castiel nie da mi świętego spokoju, że znowu mnie poniży, jak wtedy kiedy założył się o dziesięć funtów, że mnie w sobie rozkocha. Wygrał ten zakład. O głupie dziesięć funtów zniszczył mnie doszczętnie. A teraz mieszkam z nim i traktuje jak przyjaciela. Jest dla mnie bardzo ważny, więc wciąż zastanawiam się dlaczego tak bardzo się zmienił w stosunku do mnie.
- On Cię kocha Gabi, tylko wyraża to na swój własny, nieokreślony sposób.
Westchnęłam. 
- Tylko że Ja... Nie wiem- Odpowiedziałam, upijając łyk zimnej kawy, przygotowanej wcześniej przez Czerwonowłosego- Nie wiem czy potrafię go jeszcze raz pokochać. 
- Tak czy inaczej- Kontynuowała przyjaciółka- Chodził z Iris, dopóki nie wróciłaś i tak właśnie oszalał na twoim punkcie jeszcze raz. Tym razem wcale się nie dziwie, bo gdybym była les...
- Przestań! Krzyknęłam- Po prostu troszkę się zmieniłam. 
- Nawet nie takie troszkę- Zaśmiała się- Szkoda w tym wszystkim również Iris, bo nie zasłużyła na takie traktowanie. Uwierz mi, ona zrobi dla niego wszystko...
- Tak jak kiedyś Ja- Wymamrotałam. 
- Dokładnie tak- Dokończyła- Tak jak kiedyś Ty. Więc co teraz zrobimy? 
- Nie wiem- Odparłam- Nie uszczęśliwię Iris na siłę, bo On woli mnie, a z kolei Ja nie chcę jego, przynajmniej nie w roli faceta. Czyżby tworzyła nam się telenowela? Zapytałam podejrzliwie. 
- Faktyczne! Rodem Mody na Sukces czy jakoś tak. Szukaj lepiej ukrytych kamer, możliwie że ta ruda małpa zacznie Cię podglądać! 
- Przestań! Nawet tak nie mów!
- No co? Wzruszyła ramionami- Po nim można się wszystkiego spodziewać! Toż to zły człowiek jest!
- Bardzo zabawne- Prychnęłam- Pomóż mi lepiej poskładać to wszystko do kupy. Jak nie problemy z rodziną, to teraz jeszcze miłosna historia Iris i Castiela. Przeraża mnie to. 
- A co z boskim Nathanielem? Zapytała, przeczesując swoje włosy dłonią- Jeszcze nie tak dawno szalałaś za nim jak pies za kiełbasą. 
- To było zanim przyłapałam go z Melanią- Wbiłam w nią srogie spojrzenie- Znienawidziłam go w ciągu pięciu minut. 
- Kto by pomyślał że taki porządny chłopak jest skłonny zrobić coś takiego?!
- To wina Melanii. Pakuje się tam gdzie nie potrzeba- Przytaknęłam- Wcale się nie zdziwię jeśli pojedzie do Stanów razem z nim, o ile już nie pojechali. Lepiej powiedz co u Ciebie? 
- Wszystko tak jak zawsze. Wprowadziłam się Leo, planujemy wyjazd na wakacje za granicę i właśnie między innymi jestem w tej sprawie u Ciebie- Uśmiechnęła się znacząco. 
- Po pierwsze primo... Kim jest Leo? 
Na boga, tyle czasu mnie nie było, a Ja kompletnie nie wiem co się dzieje u Rozalii- Skarciłam siebie w myślach. 
- Leo to mój narzeczony. Jesteśmy razem od roku i wszystko wskazuje na to, że zostanie moim mężem! 
- To gratulacje! Strasznie się cieszę, że wam się powodzi- Aż klasnęłam z radości- Ile ma lat, czym się zajmuje, muszę wiedzieć wszystko!
- Ma 25 lat, prowadzi sieć ekskluzywnych sklepów mody Wiktoriańskiej, no i nie ukrywam, że przystojniak z niego! Pisnęła z radości, by po chwili na jej twarzy pojawił się rumieniec- Także tego... Ma młodszego brata, który jest w naszym wieku, też niczego sobie- Odrzekła- Jeśli chcesz, mogę was spiknąć...
- Nie nie nie- Zaśmiałam się- Za dużo już miłosnych historii. Lepiej mi samej. 
- Skoro tak chcesz, ale jeśli zmienisz zdanie to...
- Jasne, zgłoszę się po kandydata na mojego partnera życiowego. 
- Ej! Papużki nierozłączki- Krzyknął Castiel- Skończyłyście?! 
- Oho, zaczyna się terror- Skomentowałam- Już się bierzemy do pracy! Odkrzyknęłam- Lepiej się pospieszmy, jeśli chcemy ze wszystkim zdążyć. 
- Okej, to Ty myj dalej to okno, a Ja się wezmę za twoje ubrania. Przy okazji zobaczymy ile z tego nadaje się do użytku. 
- Nawet nie żartuj! Nie stać mnie na nową garderobę, a poza tym ta jest niczego sobie- Odparłam, 
- Nienawidzę myć okien! 
- Wracając do wakacji- Kontynuowała Roza- Może wybierzemy się na nie wspólnie? Ja Ty, Leo, jego brat, twoi bracia, kilka dziewczyn ze szkoły, Castiel- Poruszyła brwiami w ten charakterystyczny sposób- Co Ty na to?
- To świetny pomysł Roza, tylko widzisz... Jestem spłukana. Odcięłam się od rodziców, nie mam pracy, ciężko będzie wybrać się na wakacje nie mając grosza przy duszy... Jeszcze za granicę! 
- Eeej, planujemy wyjazd dopiero pod koniec miesiąca. Może do tego czasu uda Ci się coś zorganizować? Zapytała- Fajnie by było wybrać się gdzieś wspólnie. 
- Postaram się, ale nie nastawiaj się psychiczne
- Jeeej! Krzyknęła entuzjastycznie- Nie mogę się doczekać naszej wyprawy w nieznane! 
- N-I-E  N-A-P-A-L-A-J  S-I-Ę! Przeliterowałam. 
- Dobra, dobra- Podniosła dłonie w obronnym geście. 
Usłyszałyśmy dźwięk otwierających się drzwi frontowych. Odruchowo spojrzałam na zegar, myśląc że to któraś z zaproszonych osób, ale nie. Do imprezy zostało jeszcze dobrych kilka godzin, a więc to za wcześnie. To na pewno nie był Armin, ponieważ mówił Castielowi, że będzie dopiero wieczorem, gdyż ma coś do załatwienia. 
Podeszłam pod drzwi od pokoju, próbując przysłuchać się kim jest nieznajomy, bądź nieznajoma w naszym domu. Rozalia uczyniła to samo. Wszystkie nasze porządki szlak trafił, ponieważ obie pragnęłyśmy zaspokoić naszą ciekawość. 
- Cześć Castiel- Powiedział męski głos.
- Oho, cóż to za mężczyzna? Wyszeptałam do Rozy. 
- Znam ten głos- Odparła, odsuwając się od drzwi- To brat Leonarda. 
- Serio? Zapytałam zaskoczona- Oni się znają?
- To mało powiedziane! To przyjaciele- Uśmiechnęła się promiennie. 
- Najwidoczniej dużo mnie ominęło, skoro nic nie wiem- Rzekłam, wracając do porzuconej czynności. 
- Nie miałaś okazji go poznać. Dopiero co się przeprowadził z rodzinnej miejscowości.
- Nieźle. Aż wstyd tak pójść się przywitać- Skwitowałam, pokazując Białowłosej swoje ubranie- Jakieś wytarte spodnie, kolorowe skarpetki, stary podkoszulek- Hańba tak wyglądać!
- Olać te porządki! Krzyknęła, wrzucając wszystko do nowej, przesuwanej szafy. W ciągu kilku minut dziewczyna ogarnęła mój pokój, wrzucając wszystko gdzie popadnie.
Jęknęłam przerażona. Liczyłam na to, że uda nam się to posprzątać, tak porządnie, bo jeśli chodzi o rzucanie  rzeczy gdzie popadnie, to jestem w tym mistrzem. Mogłam to sama zrobić, od samego początku.
- Co się tak patrzysz? Zapytała, poprawiając czarną narzutę na pościeli- Idź się ogarnij!
- No idę, idę- Zgarnęłam szybko potrzebne rzeczy i udałam się do łazienki, na wprost mojego pokoju.
Na korytarzu dało usłyszeć się jak nieznajomy śmieje się z ambitnych tekstów Castiela.
O czymś tam rozmawiali, ale nie chciałam za bardzo naruszać ich prywatności. Pospiesznie weszłam do łazienki i wskoczyłam pod prysznic, by szybko pozbyć się zapachu farby, papierosów i kij wie jeszcze czego. Udało się znaleźć miejsce na moje kosmetyki, więc w końcu przestałam panoszyć się zapachem Harveya. Ubrałam się w to co wrzuciła mi Rozalia. Jakieś jeansy, biała bokserka. Rozpuściłam włosy, które szybko przeczesałam szczotką i wypsikałam się swoim ulubionym zapachem perfum.
- Może być? Wyszeptałam do Rozy, wpuszczając ją do łazienki. 
- Wyglądasz normalnie- Skwitowała- Nie mogłam znaleźć nic fajnego przez ten nieporządek. 
- Sama zrobiłaś syf, więc sobie jesteś winna- Pokazałam jej język. 
- Wcale nie! Zbulwersowała się- gdybyś szybciej się z tym uwinęła, to nie byłoby problemu!
- Gówno prawda! Chciałam się uwinąć, ale to Ty wrzuciłaś wszystko gdzie popadnie! 
- Przestań się mnie czepiać! ROBIM CO MOŻEM!
- Dziewczyny, idziecie? Krzyknął Castiel, gdzieś tam z salonu. 
- Idę! Wrzasnęłam- Czemu tym domu trzeba ciągle krzyczeć?!
Pospiesznie udałyśmy się do salonu, gdzie miałam poznać przyjaciela Castiela. Schodząc po schodach, zamarłam. Ujrzałam chłopaka, który elegancko usadowił się na kanapie pod oknem. Rozalia nie zwróciła uwagi na moje chwilowe zaabsorbowanie, więc z impetem wpadła na mnie, sprawiając, iż runęłam w dól jak worek ziemniaków.
- Ojej! Krzyknęła Rozalia, przykładając dłonie do twarzy- Ja nie chciałam! 
- Tsa- wybąknęłam, powoli zbierając się z podłogi. Kątem oka spostrzegłam jak Castiel dusi się ze śmiechu na fotelu, natomiast jego towarzysz znalazł się przy mnie, pomagając mi się podnieść. Otrzepałam się z prowizorycznego pyłu i sprawdziłam czy jestem cała. Wiedziałam z kim mam do czynienia. Wiadomym było, że kolejny raz się upokorzę. Najpierw wpadłam na niego w szkole, teraz musiałam spać ze schodów. Katastrofa gwarantowana. 
- Nic Ci się nie stało? Zapytał nieznajomy, a Ja odczułam deja vu. To samo powiedział, kiedy spotkaliśmy się w Słodkim Amorisie. 
- Na szczęście nic- Uśmiechnęłam się- Dziękuję za pomoc Lysandrze. 
- Znasz mnie? Zapytał zaskoczony, nie odrywając ode mnie wzroku- Ma piękne oczy- Pomyślałam. 
- Już raz na siebie wpadliśmy, na szkolnym korytarzu. 
- To miło że się znacie- Rzekła Roza, która jak tylko pozbierała się ze śmiechu, poklepała chłopaka po plecach. 
- To jest Gabrielle, moja przyjaciółka. 
- Piękne imię- Odpowiedział, uśmiechając się promiennie- Mógłbym rzec, że nad wyraz intrygujące. 
Czułam jak na moje policzki wkrada się rumieniec. Potrafił oczarować kobietę i stanowił totalne przeciwieństwo od Armina i Castiela. Był inny. Uprzejmy, szarmancki. Pewnie każda dziewczyna zabija się o to, by na nie spojrzał, a teraz on patrzył tylko na mnie. 
- Ekhm! Chrząknął Czerwonowłosy, kiedy zauważył, iż ta sytuacja trwa zbyt długo. Dał nam do zrozumienia, że już czas najwyższy przestać się na siebie gapić, tylko w końcu ogarnąć coś na domówkę. Pytająco spojrzałam na niego, ale nic nie odpowiedział. tylko odwrócił wzrok w drugą stronę. Jakby mnie tutaj nie było...
- Przepraszam za ten imponujący upadek- Powiedziałam do nowego znajomego.  
- Ty lubisz upadać, a Ja lubię gubić swoje rzeczy- Rzekł, posyłając mi porozumiewawczy uśmiech. 
- Nawet jedną z nich posiadam- Boże, jaki on jest przystojny. Wysoki, elegancki, te białe włosy i dwukolorowe oczy- Pomyślałam. Serce biło mi jak szalone. 
- Naprawdę? Zapytał, kiedy zajęliśmy miejsce na kanapie.
Skinęłam głową na potwierdzenie- Kiedy wpadliśmy na siebie w szkole, to znaczy kiedy Ja wpadłam- Jąkałam się- Prawdopodobnie upuściłeś swój brązowy notes. 
- To całkiem możliwe- Odpowiedział- Wtedy właśnie widziałem go po raz ostatni. 
- On zawsze go gubi- Skomentował Castiel, który pochłaniał nas wzrokiem. 
- W każdym bądź razie- Kontynuowałam- Jest w mojej sypialni. 
- To miłe z twojej strony, ze go przechowałaś. Jak mogę Ci się odwdzięczyć? 
- To żaden problem- Uśmiechnęłam się- Nie musisz mi dziękować. Pewnie każdy zrobiłby to samo na moim miejscu. 
Rozalia która siedziała obok Lysandra cały czas próbowała mi coś powiedzieć, dopóki Castiel nie rzucił w nią poduszką. Jaki on był zły, choć nie miał żadnego powodu do agresji. 
- Pozwól mi się odwdzięczyć- Kontynuował- Myślałem, że go nigdy nie odzyskam, a tymczasem zaopiekowałaś się nim. Moje teksty piosenek jednak nie przepadły, a są dla mnie bardzo cenne. Może uda mi się Ciebie przekonać i udasz się ze mną do kawiarni w wolnej chwili?
- Z przyjemnością- Odparłam, bez chwili zastanowienia- Jeśli w ten sposób mogę sprawić Ci przyjemność, to bardzo chętnie- Uśmiechnęłam się promiennie, choć wcale nie powinnam. Widziałam Jak Castiel oburzony zaczyna się dąsać.   
- Długo mieszkasz z Castielem? Zapytał po chwili białowłosy. 
- Raptem trzy dni, łącznie z moim bratem- Podkreśliłam to dobitnie, by sobie nie pomyślał, że mnie i Czerwonowłosego coś łączy, poza przyjaźnią oczywiście. 
- Szkoda, że nas wcześniej sobie nie przedstawił- Powiedział, upijając łyk zielonej herbaty. 
- Nic straconego- Odparłam niewzruszona. 
- Lysiek! Rusz tyłek i chodź ze mną do garażu- Dopowiedział Harvey, gwałtownie wstając z fotela- Trzeba przenieść te cholerne beczki z piwami.
- W takim razie my idziemy się upiększać- Rzekła Rozalia, chwytając mnie ze rękę. Mocno pociągnęła mnie w kierunku schodów- Wpadłaś mu w oko dziewczyno- Wyszeptała.





Zrobiłam aktualizację postaci, więc zapraszam na stronę BOHATEROWIE.
Wiem, że piszę to opowiadanie bardziej dla siebie, ale spróbujcie dodać komentarz, bo nie jestem pewna czy czegoś nie pokićkałam zmieniając szablon.
Lecimy dalej z tematem i do następnego <3




środa, 24 lutego 2016

Rozdział XIV ''Zamiast porównywać się z innymi, zacznij doceniać samego siebie''

          Ile czasu spędziłam na ławce, w opuszczonym parku? Nie mam pojęcia.
Ile czasu jeszcze będę tutaj tkwiła, w jednym miejscu, bez żadnego punku zaczepienia? Nie wiem.
Natomiast wiem, że ulewa odeszła wraz z potężnymi chmurami, pozwalając gwiazdom na ponowne oświetlenie nieba.
Przemoczona do suchej nitki siedziałam sobie na tej nieszczęsnej ławce, chcąc się pozbierać do kupy, a czułam się na prawdę jak gówno.
Ocierałam zmarznięte ręce o siebie. Przynajmniej jednego jestem pewna. Czeka mnie grypa jak nie wiem co.
Nawet nie wiem ile czasu upłynęło, od kiedy w miarę możliwości poukładane życie przewróciło się do góry nogami. Straciłam poczucie czasu, godności, bezpieczeństwa i wszystkiego innego naraz.
Dałam już opust mojej złości. Teraz tylko opętał mnie szalony gniew i smutek.
Nie takiego zakończenia dnia się spodziewałam, że będę siedzieć bezczynnie, próbując zapanować nad myślami, co nie było takie łatwe.
Odkąd pamiętam, starałam się podchodzić do wszystkiego z dystansem. Nie wdawałam się w niepotrzebne dyskusje, wolałam raczej rozwiązywać swoje problemy polubownie. No, może nie zawsze wychodziło tak jak chciałam i wpadałam w zbędną histerię, ale w końcu jestem dziewczyną. Kobiety tak po prostu mają.
Tylko że większość kobiet potrafiła sobie radzić jeszcze w bardziej ekstremalnych sytuacjach, a wychodzi na to że Ja jestem zwykłym słabeuszem.
Nie wyobrażałam sobie większego nieszczęścia, niż patrzeć na moich braci i wiedzieć że biologicznie nimi nie są. Ciekawe, czy sami zdają sobie sprawę z tego nieszczęścia? Zapewne rodzice już rozpętali trzecią wojnę światową i wszyscy wiedzą o moim zaginięciu. A może jednak nie? Może po prostu wiedzą, że potrzebuję czasu, aby wszystko dokładnie przeanalizować.
Czy mogę dalej nazywać ich rodzicami? Nie wiem. Z jednej strony wychowali mnie, dali poczucie bezpieczeństwa, zapewnili przyszłość. W końcu rodzicami są Ci, którzy nas wychowują, prawda?
Zagłębiałam się w czeluściach myśli, przedzierając się i sortując wszystko, ale nie dałam rady... Za dużo tego. Po prostu mnie to przerasta. Mnie i moje możliwości.
- Gabi! Usłyszałam krzyk. Ta osoba była bardzo blisko mnie, albo po prostu miała tak bardzo donośny głos i sprawiała zwykłe wrażenie że jest blisko.
Nie odezwałam się, ponieważ nie miałam nawet na to siły. Wolałam poczekać na dalszy rozwój sytuacji.
- Wiedziałem, że tutaj będziesz- Powiedział, zajmując miejsce obok mnie, przykrywając mnie kocem. To był Armin. Brat, który płakał przeze mnie.
- Nie płacz- Ochrypnęłam. Mój głos zaczynał odmawiać mi posłuszeństwa.
- Nawet nie wiesz jak się martwiłem- Odpowiedział, bardzo mocno mnie przytulając- Wszyscy się martwiliśmy.
Nic nie odpowiedziałam, po prostu tuliłam się do nie brata, próbując powstrzymać łzy.
- Świat mi się zawalił- Wybełkotałam- Jestem nikim.
- Proszę, nie mów tak! Odpowiedział- Jesteś moją siostrą- Potrząsnął mną- Rozumiesz?! Jesteś nią.
Uśmiechnęłam się tylko, ale ten uśmiech nie wyrażał niczego poza pustką.
- Zamierzam Cię stąd zabrać. Zamieszkasz ze mną i Castielem- Odparł po chwili, ocierając ponownie swoje łzy- Wszystko już ustalone.
- Nie Armin- Odpowiedziałam, odrywając się od brata.
- Chyba się nie zrozumieliśmy- Zaśmiał się cynicznie- Powiedziałem, że wszystko już ustalone!
- Potrafisz żyć z myślą, że nie jestem twoją siostrą? Zapytałam, wbijając swój przepełniony żalem wzrok.
- Jesteś moją siostrą! Krzyknął, uderzając pięścią o spróchniałą ławkę- Byłaś, jesteś i będziesz do samego końca!
Nie odezwałam się. Czułam tylko kolejne łzy na twarzy. Chyba już nigdy nie przestanę szlochać.
- Kiedy się urodziłeś?! Wykrzyczałam po chwili.
On tylko westchnął.
-Odpowiedz!
- Dobrze wiesz kiedy! Odpowiedział.
- Najwidoczniej nie! Zawsze zastanawiałam się dlaczego jesteśmy w tym samym wieku, choć to nie Ja jestem twoim bliźniakiem, tylko Alexy. Nic nie podejrzewałeś?!
- T-tak, wiele razy- Westchnął.
- Więc teraz wiemy, że Ci ludzie z was również zrobili idiotów!
- Ci ludzie są twoją rodziną! Wykrzyczał, gwałtownie wstając z ławki- Zawsze nimi będą!
- Są waszą rodziną! Nie można stworzyć rodziny, kiedy wszystko oparte jest na kłamstwie! Teraz rozpłakałam się na dobre.
Boże, dlaczego On mnie musiał znaleźć? Dlaczego musiałam mówić tyle przykrych rzeczy? Widziałam jak na mnie patrzy. Czy On mnie znienawidzi?
- Castiel zgarnął wszystkie twoje rzeczy do siebie- Odparł po chwili- Zbierajmy się, zanim zaczniesz ranić mnie jeszcze bardziej- Powiedział, odchodząc w kierunku drogi. Był taki obojętny. To cholernie bolało...
***
          Cisza. Cisza, której nikt nie był wstanie przerwać, nawet warkot sportowego samochodu Armina, który teoretycznie powinien stać w hangarze przy opuszczonym lotnisku. Czarno fioletowa dama. Czyżby Czarnowłosy ma brać, albo brał udział w nielegalnym wyścigu? 
Nie miałam odwagi zapytać. Nie miałam odwagi mówić. Zraniłam go.
Ukradkiem spoglądałam na niego. Nie chciałam zostać przyłapana. Zaciskał mocno dłonie na skórzanej kierownicy. Ten jego wyraz twarzy... był taki przerażający. Mocno zaciśnięte usta, lodowate spojrzenie. 
Odwróciłam głowę w drugą stronę. Nie chciałam już widzieć jak cierpi. Patrzyłam pusto w przestrzeń za szybą. W oddali widziałam oświetlony market. Byliśmy już tak blisko domu, który znienawidziłam jeszcze bardziej... 
Samo pożegnanie wyglądało tragicznie. Po prostu kazał mi wysiąść z samochodu, a sam odjechał z piskiem opon daleko przed siebie. Stałam przed domem Castiela. Przy drzwiach widziałam Harveya, który oparty o futrynę czekał aż ruszę się z miejsca. 
Nie mając innego wyjścia podeszłam do niego. Ten tylko spojrzał na mnie z politowaniem, przesunął się, bym mogła wejść do środka. 
Natychmiast usiadłam na schodach w przedpokoju i rozryczałam się kolejny raz jak małe dziecko. 
Czerwonowłosy usiadł obok i podał mi papierosa. Jakby wiedział, że akurat tego potrzebuje. 
Odpaliłam fajkę i pozwoliłam, by kolejny raz dym rozprzestrzenił się w moim organizmie. 
- Ty też mnie nienawidzisz? Zapytałam. 
- Nie- Odrzekł krótko i na temat. 
- Co mam robić? Oparłam głowę o jego ramię. 
- Nie odpowiem za Ciebie- Zaśmiał się- Sama musisz sobie z tym poradzić. Mnie wystarczy, że zostałem twoją nianią. 
Uśmiechnęłam się. 
- Będziesz spała w mojej sypialni, dopóki czegoś nie wymyślimy- Dodał po chwili- Może lepiej będzie, jak odpoczniesz. 
- Dziękuję- Pocałowałam chłopaka w policzek i skierowałam się na górę.
***
- Trzy, dwa, START! Krzyknęła skąpo ubrana dziewczyna, dając nam w ten sposób sygnał. 
Jechałem jak opętany. Musiałem odreagować. Przed oczami widziałem Gabi. Zasmarkaną z każdej strony. Z rozmazanym makijażem ubrana w ciuchy Castiela. Była taka niewinna i bezbronna. 
Odleciałem w myślach. 
- Co jest kurwa?! Wrzasnąłem, kiedy jakiś debil zarysował mi bok auta. 
Przez to wszystko nie mogłem skupić się na zwykłym wyścigu, tylko pozwalałem jakiemuś pajacowi zniszczyć mój wóz. 
- Ogar Armin, ogar- Powtarzałem w myślach- Zaraz mu skopiesz tyłek. 
Osiem pojazdów. Ostry zakręt przed nami. Jadę przedostatni. 
- Pokaż Arminku na co Cię stać! 
Gwałtowne dodanie gazu na zakręcie, zdecydowane ruch kierownicą w kierunku zakrętu i powstał piękny drift. Uderzyłem lekko kolesia, który zdezelował mój piękny bok pojazdu. Teraz byłem szósty. 
- Szach mat dziwko- Zaśmiałem się głośno. Facet stracił panowanie nad kierownicą i bum. Już go nie było.
- Jeśli przegrasz, stracisz auto- Powtarzałem nerwowo.
Po jakiego grzyba pchałem się w te wyścigi? Mogłem po prostu wrócić do domu, albo pojechać do dziewczyny na noc. Wszystko stało się takie... popierdolone. Zawsze wszystko mi się udawało. Fartem, bo jestem kretynem i nic z tym nie zrobię, ale jednak.
Wszystko poszło się jebać. Tylko dlatego, że moja siostra, która jest mi nawet bliższa niż Alexy twierdzi że nią nie jest. Miałem ochotę wydrzeć ryja, serio. Przestało się układać, bo jak się sypie, to w całości.
Bałem się, że Ona się wyprowadzi, że postanowi zniknąć z mojego życia i już nigdy się w nim nie pojawi. Zaszyje się gdzieś, jak najdalej od tego wszystkiego i nigdy więcej się nie zobaczymy.
Widziałem to. Widziałem to w jej kurewsko pięknych oczach. Tak właśnie mogło się stać.
Wrócę do domu Harveya, a jej po prostu nie będzie.
Nienawidzę rodziców. Żadna nowość, bo tak po prostu było od kiedy pamiętam, ale teraz po tej akcji? Miałem ochotę udusić Ojca. Po co to mówił? Pragnął tego? Tylko dlatego, iż wyraziła swój sprzeciw? Każdy ma prawo do własnego życia... Dlaczego musiała oberwać tak mocno?
- Cholera jasna! Wysyczałem, zaciskając mocniej dłonie na kierownicy- Przegram ten wyścig!
Przed sobą miałem jeszcze trzy pojazdy i ostatni zakręt do pokonania. Nie miałem szans. Przestało mi zależeć, tak nagle.
Zjechałem na pobocze i zatrzymałem pojazd. Wszyscy mnie wyprzedzili. Miałem to już gdzieś. Zostawiłem dokumenty wozu w środku i wysiadłem. Nie chciałem się nawet pokazywać na mecie. Nie znosiłem porażek, ale ta była w pełni zasłużona. Skoro Ona cierpiała, to Ja też musiałem... Poświęciłem swoje auto dla niej, bo chcę by wszystko wróciło do normy, choć to nierealne.

***
- Castiel? Wyszeptałam, kiedy tylko weszłam do salonu. Było kompletnie ciemno. Wiedziałam tylko tylko, że chłopak śpi na kanapie, przykryty kocem. Nie chciałam go obudzić, choć miałam nadzieję, że wcale nie śpi. Że ma ten sam problem co Ja. 
- Castiel? Ponowiłam pytanie, kiedy tylko zbliżyłam się do niego.
- Hmm? Usłyszałam w odpowiedzi. Serio, poczułam ulgę na sercu. 
- Martwię się o Armina
- To duży chłopiec- Odpowiedział przeciągle.
- Wiem, ale jest późno i dodatkowo nie odbiera telefonu- Rzekłam, siadając na kanapie. Kątem oka widziałam zakłopotanie Castiela, który uporczywie przykrywał się kocem.
- Idź spać- Usłyszałam w odpowiedzi- Nie po to dostałaś mój pokój żeby teraz siedzieć tutaj.
- Ale Ja nie mogę zasnąć ze zdenerwowania!
Czerwonowłosy przestał w końcu się poprawiać, tylko podniósł się do pozycji siedzącej, wypowiadając jakieś przekleństwa pod nosem. Odpalając papierosa przyciągnął mnie do siebie i przykrył jeszcze ciepłym kocykiem.
- Wszystkie baby są takie problematyczne? Zapytał po chwili.
- Każda, bez wyjątku.
- Że też muszę być hetero- Parsknął.
Mimowolnie uśmiechnęłam się. Harvey miał talent do poprawiana mojego nastroju. Niezobowiązująca rozmowa potrafiła sprawić mi ogromną przyjemność.
Siedzieliśmy bez żadnego oświetlenia, poza naturalnym księżycem, który gdzieś tam przebijał się pośród zachmurzonego nieba, od czasu do czasu dając odrobinę blasku wpadającego przez okno na nasze twarze. Nie wiedzieć czemu, lepiej zmagałam się w własnymi problematycznymi myślami, kiedy obok mnie był Castiel. Stanowił dla mnie ochronną tarczę przed całym złem tego świata.
- Biorę się w garść Harvey- Odpowiedziałam- Jeszcze będą ze mnie ludzie- Powtarzałam ziewając- Zobaczysz.
Nic nie usłyszałam w odpowiedzi. Poczułam jak tylko delikatnie przesuwa mnie, by sam mógł się obok mnie położyć. Fajnie jest mieć takiego przyjaciela jak On. To ideał, pod każdym względem.
- No i czego się tak szczerzysz? Zapewne zauważył mój uśmiech.
- Bo lubięęę- Przeciągnęłam, ukazując swój rządek białych zębów
- Pewnie o to Ci chodziło do samego początku...
- O co? Odparłam zaskoczona.
- Jeśli chciałaś ze mną spać, to mogłaś powiedzieć- Rzekł cynicznie- Nie obrażam się o szczerość.
To stwierdzenie pozostawiłam bez odpowiedzi- Niech się teraz gnębi, czubek jeden- Pomyślałam.
- Zanim zaśniesz- Kontynuował- Chciałbym wiedzieć czy...
- Tak? Zapytałam podejrzliwie.
- Czy Ciebie i Lysandra coś łączy? Zapytał, na jednym wydechu, a zrobił to tak szybko, że początkowo nie zrozumiałam jego pytania.
Pokręciłam głową z niedowierzania.
- Dlaczego pytasz?
- Zgarniając twój burdel z pokoju znalazłem jego notes i tak jakoś się zastanawiałem- Odparł, przyciągając koc bliżej twarzy.
- Nie znam go- Odpowiedziałam- Po prostu znalazłam ten notes na korytarzu, kiedy na mnie wpadł. Nawet nie pamiętam jak wygląda.
- To dobrze Goldenmayer- To dobrze.