środa, 24 lutego 2016

Rozdział XIV ''Zamiast porównywać się z innymi, zacznij doceniać samego siebie''

          Ile czasu spędziłam na ławce, w opuszczonym parku? Nie mam pojęcia.
Ile czasu jeszcze będę tutaj tkwiła, w jednym miejscu, bez żadnego punku zaczepienia? Nie wiem.
Natomiast wiem, że ulewa odeszła wraz z potężnymi chmurami, pozwalając gwiazdom na ponowne oświetlenie nieba.
Przemoczona do suchej nitki siedziałam sobie na tej nieszczęsnej ławce, chcąc się pozbierać do kupy, a czułam się na prawdę jak gówno.
Ocierałam zmarznięte ręce o siebie. Przynajmniej jednego jestem pewna. Czeka mnie grypa jak nie wiem co.
Nawet nie wiem ile czasu upłynęło, od kiedy w miarę możliwości poukładane życie przewróciło się do góry nogami. Straciłam poczucie czasu, godności, bezpieczeństwa i wszystkiego innego naraz.
Dałam już opust mojej złości. Teraz tylko opętał mnie szalony gniew i smutek.
Nie takiego zakończenia dnia się spodziewałam, że będę siedzieć bezczynnie, próbując zapanować nad myślami, co nie było takie łatwe.
Odkąd pamiętam, starałam się podchodzić do wszystkiego z dystansem. Nie wdawałam się w niepotrzebne dyskusje, wolałam raczej rozwiązywać swoje problemy polubownie. No, może nie zawsze wychodziło tak jak chciałam i wpadałam w zbędną histerię, ale w końcu jestem dziewczyną. Kobiety tak po prostu mają.
Tylko że większość kobiet potrafiła sobie radzić jeszcze w bardziej ekstremalnych sytuacjach, a wychodzi na to że Ja jestem zwykłym słabeuszem.
Nie wyobrażałam sobie większego nieszczęścia, niż patrzeć na moich braci i wiedzieć że biologicznie nimi nie są. Ciekawe, czy sami zdają sobie sprawę z tego nieszczęścia? Zapewne rodzice już rozpętali trzecią wojnę światową i wszyscy wiedzą o moim zaginięciu. A może jednak nie? Może po prostu wiedzą, że potrzebuję czasu, aby wszystko dokładnie przeanalizować.
Czy mogę dalej nazywać ich rodzicami? Nie wiem. Z jednej strony wychowali mnie, dali poczucie bezpieczeństwa, zapewnili przyszłość. W końcu rodzicami są Ci, którzy nas wychowują, prawda?
Zagłębiałam się w czeluściach myśli, przedzierając się i sortując wszystko, ale nie dałam rady... Za dużo tego. Po prostu mnie to przerasta. Mnie i moje możliwości.
- Gabi! Usłyszałam krzyk. Ta osoba była bardzo blisko mnie, albo po prostu miała tak bardzo donośny głos i sprawiała zwykłe wrażenie że jest blisko.
Nie odezwałam się, ponieważ nie miałam nawet na to siły. Wolałam poczekać na dalszy rozwój sytuacji.
- Wiedziałem, że tutaj będziesz- Powiedział, zajmując miejsce obok mnie, przykrywając mnie kocem. To był Armin. Brat, który płakał przeze mnie.
- Nie płacz- Ochrypnęłam. Mój głos zaczynał odmawiać mi posłuszeństwa.
- Nawet nie wiesz jak się martwiłem- Odpowiedział, bardzo mocno mnie przytulając- Wszyscy się martwiliśmy.
Nic nie odpowiedziałam, po prostu tuliłam się do nie brata, próbując powstrzymać łzy.
- Świat mi się zawalił- Wybełkotałam- Jestem nikim.
- Proszę, nie mów tak! Odpowiedział- Jesteś moją siostrą- Potrząsnął mną- Rozumiesz?! Jesteś nią.
Uśmiechnęłam się tylko, ale ten uśmiech nie wyrażał niczego poza pustką.
- Zamierzam Cię stąd zabrać. Zamieszkasz ze mną i Castielem- Odparł po chwili, ocierając ponownie swoje łzy- Wszystko już ustalone.
- Nie Armin- Odpowiedziałam, odrywając się od brata.
- Chyba się nie zrozumieliśmy- Zaśmiał się cynicznie- Powiedziałem, że wszystko już ustalone!
- Potrafisz żyć z myślą, że nie jestem twoją siostrą? Zapytałam, wbijając swój przepełniony żalem wzrok.
- Jesteś moją siostrą! Krzyknął, uderzając pięścią o spróchniałą ławkę- Byłaś, jesteś i będziesz do samego końca!
Nie odezwałam się. Czułam tylko kolejne łzy na twarzy. Chyba już nigdy nie przestanę szlochać.
- Kiedy się urodziłeś?! Wykrzyczałam po chwili.
On tylko westchnął.
-Odpowiedz!
- Dobrze wiesz kiedy! Odpowiedział.
- Najwidoczniej nie! Zawsze zastanawiałam się dlaczego jesteśmy w tym samym wieku, choć to nie Ja jestem twoim bliźniakiem, tylko Alexy. Nic nie podejrzewałeś?!
- T-tak, wiele razy- Westchnął.
- Więc teraz wiemy, że Ci ludzie z was również zrobili idiotów!
- Ci ludzie są twoją rodziną! Wykrzyczał, gwałtownie wstając z ławki- Zawsze nimi będą!
- Są waszą rodziną! Nie można stworzyć rodziny, kiedy wszystko oparte jest na kłamstwie! Teraz rozpłakałam się na dobre.
Boże, dlaczego On mnie musiał znaleźć? Dlaczego musiałam mówić tyle przykrych rzeczy? Widziałam jak na mnie patrzy. Czy On mnie znienawidzi?
- Castiel zgarnął wszystkie twoje rzeczy do siebie- Odparł po chwili- Zbierajmy się, zanim zaczniesz ranić mnie jeszcze bardziej- Powiedział, odchodząc w kierunku drogi. Był taki obojętny. To cholernie bolało...
***
          Cisza. Cisza, której nikt nie był wstanie przerwać, nawet warkot sportowego samochodu Armina, który teoretycznie powinien stać w hangarze przy opuszczonym lotnisku. Czarno fioletowa dama. Czyżby Czarnowłosy ma brać, albo brał udział w nielegalnym wyścigu? 
Nie miałam odwagi zapytać. Nie miałam odwagi mówić. Zraniłam go.
Ukradkiem spoglądałam na niego. Nie chciałam zostać przyłapana. Zaciskał mocno dłonie na skórzanej kierownicy. Ten jego wyraz twarzy... był taki przerażający. Mocno zaciśnięte usta, lodowate spojrzenie. 
Odwróciłam głowę w drugą stronę. Nie chciałam już widzieć jak cierpi. Patrzyłam pusto w przestrzeń za szybą. W oddali widziałam oświetlony market. Byliśmy już tak blisko domu, który znienawidziłam jeszcze bardziej... 
Samo pożegnanie wyglądało tragicznie. Po prostu kazał mi wysiąść z samochodu, a sam odjechał z piskiem opon daleko przed siebie. Stałam przed domem Castiela. Przy drzwiach widziałam Harveya, który oparty o futrynę czekał aż ruszę się z miejsca. 
Nie mając innego wyjścia podeszłam do niego. Ten tylko spojrzał na mnie z politowaniem, przesunął się, bym mogła wejść do środka. 
Natychmiast usiadłam na schodach w przedpokoju i rozryczałam się kolejny raz jak małe dziecko. 
Czerwonowłosy usiadł obok i podał mi papierosa. Jakby wiedział, że akurat tego potrzebuje. 
Odpaliłam fajkę i pozwoliłam, by kolejny raz dym rozprzestrzenił się w moim organizmie. 
- Ty też mnie nienawidzisz? Zapytałam. 
- Nie- Odrzekł krótko i na temat. 
- Co mam robić? Oparłam głowę o jego ramię. 
- Nie odpowiem za Ciebie- Zaśmiał się- Sama musisz sobie z tym poradzić. Mnie wystarczy, że zostałem twoją nianią. 
Uśmiechnęłam się. 
- Będziesz spała w mojej sypialni, dopóki czegoś nie wymyślimy- Dodał po chwili- Może lepiej będzie, jak odpoczniesz. 
- Dziękuję- Pocałowałam chłopaka w policzek i skierowałam się na górę.
***
- Trzy, dwa, START! Krzyknęła skąpo ubrana dziewczyna, dając nam w ten sposób sygnał. 
Jechałem jak opętany. Musiałem odreagować. Przed oczami widziałem Gabi. Zasmarkaną z każdej strony. Z rozmazanym makijażem ubrana w ciuchy Castiela. Była taka niewinna i bezbronna. 
Odleciałem w myślach. 
- Co jest kurwa?! Wrzasnąłem, kiedy jakiś debil zarysował mi bok auta. 
Przez to wszystko nie mogłem skupić się na zwykłym wyścigu, tylko pozwalałem jakiemuś pajacowi zniszczyć mój wóz. 
- Ogar Armin, ogar- Powtarzałem w myślach- Zaraz mu skopiesz tyłek. 
Osiem pojazdów. Ostry zakręt przed nami. Jadę przedostatni. 
- Pokaż Arminku na co Cię stać! 
Gwałtowne dodanie gazu na zakręcie, zdecydowane ruch kierownicą w kierunku zakrętu i powstał piękny drift. Uderzyłem lekko kolesia, który zdezelował mój piękny bok pojazdu. Teraz byłem szósty. 
- Szach mat dziwko- Zaśmiałem się głośno. Facet stracił panowanie nad kierownicą i bum. Już go nie było.
- Jeśli przegrasz, stracisz auto- Powtarzałem nerwowo.
Po jakiego grzyba pchałem się w te wyścigi? Mogłem po prostu wrócić do domu, albo pojechać do dziewczyny na noc. Wszystko stało się takie... popierdolone. Zawsze wszystko mi się udawało. Fartem, bo jestem kretynem i nic z tym nie zrobię, ale jednak.
Wszystko poszło się jebać. Tylko dlatego, że moja siostra, która jest mi nawet bliższa niż Alexy twierdzi że nią nie jest. Miałem ochotę wydrzeć ryja, serio. Przestało się układać, bo jak się sypie, to w całości.
Bałem się, że Ona się wyprowadzi, że postanowi zniknąć z mojego życia i już nigdy się w nim nie pojawi. Zaszyje się gdzieś, jak najdalej od tego wszystkiego i nigdy więcej się nie zobaczymy.
Widziałem to. Widziałem to w jej kurewsko pięknych oczach. Tak właśnie mogło się stać.
Wrócę do domu Harveya, a jej po prostu nie będzie.
Nienawidzę rodziców. Żadna nowość, bo tak po prostu było od kiedy pamiętam, ale teraz po tej akcji? Miałem ochotę udusić Ojca. Po co to mówił? Pragnął tego? Tylko dlatego, iż wyraziła swój sprzeciw? Każdy ma prawo do własnego życia... Dlaczego musiała oberwać tak mocno?
- Cholera jasna! Wysyczałem, zaciskając mocniej dłonie na kierownicy- Przegram ten wyścig!
Przed sobą miałem jeszcze trzy pojazdy i ostatni zakręt do pokonania. Nie miałem szans. Przestało mi zależeć, tak nagle.
Zjechałem na pobocze i zatrzymałem pojazd. Wszyscy mnie wyprzedzili. Miałem to już gdzieś. Zostawiłem dokumenty wozu w środku i wysiadłem. Nie chciałem się nawet pokazywać na mecie. Nie znosiłem porażek, ale ta była w pełni zasłużona. Skoro Ona cierpiała, to Ja też musiałem... Poświęciłem swoje auto dla niej, bo chcę by wszystko wróciło do normy, choć to nierealne.

***
- Castiel? Wyszeptałam, kiedy tylko weszłam do salonu. Było kompletnie ciemno. Wiedziałam tylko tylko, że chłopak śpi na kanapie, przykryty kocem. Nie chciałam go obudzić, choć miałam nadzieję, że wcale nie śpi. Że ma ten sam problem co Ja. 
- Castiel? Ponowiłam pytanie, kiedy tylko zbliżyłam się do niego.
- Hmm? Usłyszałam w odpowiedzi. Serio, poczułam ulgę na sercu. 
- Martwię się o Armina
- To duży chłopiec- Odpowiedział przeciągle.
- Wiem, ale jest późno i dodatkowo nie odbiera telefonu- Rzekłam, siadając na kanapie. Kątem oka widziałam zakłopotanie Castiela, który uporczywie przykrywał się kocem.
- Idź spać- Usłyszałam w odpowiedzi- Nie po to dostałaś mój pokój żeby teraz siedzieć tutaj.
- Ale Ja nie mogę zasnąć ze zdenerwowania!
Czerwonowłosy przestał w końcu się poprawiać, tylko podniósł się do pozycji siedzącej, wypowiadając jakieś przekleństwa pod nosem. Odpalając papierosa przyciągnął mnie do siebie i przykrył jeszcze ciepłym kocykiem.
- Wszystkie baby są takie problematyczne? Zapytał po chwili.
- Każda, bez wyjątku.
- Że też muszę być hetero- Parsknął.
Mimowolnie uśmiechnęłam się. Harvey miał talent do poprawiana mojego nastroju. Niezobowiązująca rozmowa potrafiła sprawić mi ogromną przyjemność.
Siedzieliśmy bez żadnego oświetlenia, poza naturalnym księżycem, który gdzieś tam przebijał się pośród zachmurzonego nieba, od czasu do czasu dając odrobinę blasku wpadającego przez okno na nasze twarze. Nie wiedzieć czemu, lepiej zmagałam się w własnymi problematycznymi myślami, kiedy obok mnie był Castiel. Stanowił dla mnie ochronną tarczę przed całym złem tego świata.
- Biorę się w garść Harvey- Odpowiedziałam- Jeszcze będą ze mnie ludzie- Powtarzałam ziewając- Zobaczysz.
Nic nie usłyszałam w odpowiedzi. Poczułam jak tylko delikatnie przesuwa mnie, by sam mógł się obok mnie położyć. Fajnie jest mieć takiego przyjaciela jak On. To ideał, pod każdym względem.
- No i czego się tak szczerzysz? Zapewne zauważył mój uśmiech.
- Bo lubięęę- Przeciągnęłam, ukazując swój rządek białych zębów
- Pewnie o to Ci chodziło do samego początku...
- O co? Odparłam zaskoczona.
- Jeśli chciałaś ze mną spać, to mogłaś powiedzieć- Rzekł cynicznie- Nie obrażam się o szczerość.
To stwierdzenie pozostawiłam bez odpowiedzi- Niech się teraz gnębi, czubek jeden- Pomyślałam.
- Zanim zaśniesz- Kontynuował- Chciałbym wiedzieć czy...
- Tak? Zapytałam podejrzliwie.
- Czy Ciebie i Lysandra coś łączy? Zapytał, na jednym wydechu, a zrobił to tak szybko, że początkowo nie zrozumiałam jego pytania.
Pokręciłam głową z niedowierzania.
- Dlaczego pytasz?
- Zgarniając twój burdel z pokoju znalazłem jego notes i tak jakoś się zastanawiałem- Odparł, przyciągając koc bliżej twarzy.
- Nie znam go- Odpowiedziałam- Po prostu znalazłam ten notes na korytarzu, kiedy na mnie wpadł. Nawet nie pamiętam jak wygląda.
- To dobrze Goldenmayer- To dobrze.