niedziela, 26 stycznia 2020

       



 Poniedziałek. Według statystyk publikowanych na stronach internetowych , ten dzień jest najbardziej znienawidzonym dniem tygodnia. Może dlatego, że weekendy ogólnie trwają zbyt krótko w porównaniu do reszty dni tygodnia?  Tak czy inaczej jest poniedziałek. Byłby cudowny. Pogoda za oknem wręcz nieziemska, delikatny wiaterek i do tego to piękne słoneczko, przebijające się przez rolety w sypialni. Normalnie chciałoby się wstawać! Chciałabym, ale nie, kiedy na zegarze widnieje godzina szósta, kiedy już słyszę Demona kręcącego się po mieszkaniu i kiedy wyobrażam sobie, jak zaraz wpada do mojego pokoju, zabiera mi kołdrę, wyciąga siłą z łóżka i zabiera mnie na obiecany trening. Przyłożyłam poduszkę do głowy, zakrywając się nią porządnie. Narzuciłam na siebie pościel i modliłam się w Duchu, by chłopak mnie nie zauważył.
Usłyszałam delikatne skrzypnięcie drzwi. Napięłam wszystkie mięśnie szykując się na dramatyczną pobudkę. Wewnętrznie czułam jak ktoś wchodzi do pokoju, niemal na palach i skrada się pod moje łóżko.
- Dzień Dobry słoneczko! Krzyknął nade mną chłopak- Czas na trening! Jego melodyjny głos w takiej sytuacji doprowadza mnie do furii, ale staram się opanować emocje i w dalszym ciągu udawać, że mnie tutaj nie ma - Nie rób mi tego- Pomyślałam- Demon, nie rób mi tego dzisiaj.
Z pewnością czekał na jakąkolwiek reakcję z mojej strony, ale się jej nie doczeka, bo nie miałam zamiaru reagować. Wciąż leżałam w swoim malutkim i cieplutkim kokonie, czekając na dalsze działania.
- Dobra- Westchnął, przestając się bawić ze mną w podchody i w trybie natychmiastowym zerwał ze mnie kołdrę. Gęsia skórka natychmiast pojawiła się na moim ciele. Wciąż trzymając poduszkę na głowie, mierzyłam chłopaka srogim spojrzeniem. Nachylił się nade mną uśmiechając się szeroko.
- Dzień Dobry- Powtórzył- Powiadają, że kobiety są najpiękniejsze o poranku- Westchnął głośno- Na szczęście Ty nie musisz się tym przejmować.
Zrobiłam skwaszoną miną i rzuciłam w niego swoją poduszką, która po bliskim kontakcie z jego twarzą, opadła bezwładnie na puchowy dywanik.
- Okej- Kontynuował, łapiąc mnie w pasie. Przerzucił mnie przez ramię jak szmacianą lalką i wyniósł z sypialni. Działo się to tak szybko, że nawet nie zdążyłam zareagować w jakikolwiek sposób. Dyndając sobie w moich szortach i bokserce, kątem oka zobaczyłam śmiejącego się Alexego, który najprawdopodobniej przyszedł zobaczyć całe to przedstawienie. Kiedy Ja modliłam się o to, by nikt nie zobaczył moich pośladków i starałam się naciągnąć szorty do pozycji wyjściowej, mój kochany braciszek mył sobie zęby, oparty o futrynę, śmiejąc się zawzięcie. Nieistotne, że większa część pasty do zębów bezceremonialnie opadała na naszą drewnianą podłogę w salonie.
- Zrozumiałam- Odparłam- Czy teraz możesz mnie puścić?
- Oczywiście królewno, tylko najpierw mnie przeproś za te niesubordynację.
- Chyba śnisz- Prychnęłam- Puść mnie, bo zacznę krzyczeć!
- Poza naszą trójką, mieszkanie jest puste- Z pewnością się wyszczerzył szeroko, patrząc na reakcję Alexego, bo oczywiście widziałam twarz brata, jeszcze do góry nogami, co nie było specjalnie komfortowe.
Zaczęłam wierzgać nogami, jednocześnie zaciskając pięści, którymi postanowiłam okładać chłopaka po plecach. Czułam, jak mocniej mnie zaciska rękami, chcąc dać mi do zrozumienia, że to On ma przewagę, ale nie tak łatwo dawałam za wygraną. Co to, to nie!
Wierciłam się bardziej i bardziej, łudząc się, że w końcu się zmęczy i jednak postawi mnie na stabilnym podłożu.
- Dobra, dobra! Przestań tak kopać! Odparł chłopak. Zwolnił uścisk, dzięki czemu zgrabnie opadłam na podłogę. Zarzuciłam włosy do tyłu, patrząc triumfalnie na mojego ''oprawcę''.
- Wygrałam- Wyszeptałam, wciąż poprawiając moje spodenki. Kiedy miałam już pewność, że znajdują się dokładnie na swoim miejscu, rozejrzałam się niepewne po salonie.
- Naprawdę nikogo tutaj nie ma? Zapytałam z jawnym wyrzutem.
- Armin poznał jakąś dziewczynę no i wiadomo gdzie się znajduje- Dopowiedział Alexy, myjąc twarz w łazience. Popatrzyłam na Demona z lekkim zaskoczeniem wypisanym na twarzy. Zabić ich wszystkich to mało powiedziane.
Niebieskowłosy w tym czasie narzucił na siebie swoje ubrania- Wiesz jaki jest Armin- Dokończył.
- Nie mamy czasu na pogaduchy, bo spieszymy się na trening kochana. Jesteś gotowa?
Zlustrowałam siebie z góry na dół, patrząc na chłopców wymownie.
- No chyba nie pójdę biegać w pidżamie.

***
- Czuję się jak jakiś celebryta, korzystający z wymiany studenckiej czy coś w ten deseń- Powiedziałam na tyle głośno, by celowo zwrócić na siebie uwagę studentów stojących przy wejściu do budynku, bo tak bardzo denerwowało mnie ich gapienie się, że powoli traciłam cierpliwość.
W białych spodniach, i białych trampach, z narzuconą czerwoną kraciastą koszulą na ramiona nie wyglądałam jak Anioł, jak ktoś ważny. Ot, zwykła Ja, stojąca przy samochodzie, zbierałam wszystkie spojrzenia osób wchodzących do środka.
- Może to przez to że wyprostowałam włosy- Powiedziałam do siebie na głos. W takim stanie sięgały mi prawie do pośladków.
- Halo! Demon pomachał mi ręką przed oczami- Oni się gapią na twój samochód, a nie na Ciebie- Zaśmiał się cynicznie.
Z politowaniem spojrzałam na samochód którym się teraz wożę. Nie był to mój Dodge, bo wciąż naprawiał go Demon. Zwykły najzwyklejszy samochód wyprodukowany w latach 90-tych. Małe pudełeczko, które na szczęście odpalało jak powinno. Jeżdżąca tragedia.
- No i co się tak gapisz?! Ryknęłam na jednego z przechodzących chłopaków.
- Gabi, uspokój się! Demon złapał mnie za ramiona i lekko potrząsnął- Rozumiem , że jesteś zestresowana i dzierasz się na nich wszystkich po kolei, ale to nie ma sensu, bo nikt Cię nie polubi- Uśmiechnął się promiennie.
- Ja ich nie lubię, więc Oni też nie muszą mnie lubić- Pokazałam mu język- Niech mi dadzą Święty spokój!
Gwałtownie odwrócił mnie w kierunku drzwi wejściowych popychając jednocześnie w stronę wejścia.
- Mała Gabi Goldenmayer, wyrusza dziś w Świat, nie podchodź do niej bo da Ci w twarz- Zrymował wesoło- Będę tutaj czekać po zajęciach, więc nie ociągaj się, kiedy spłynie na Ciebie blask tej szkoły i zostaniesz prawdziwą gwiazdą!
- Zabawne- Odkrzyknęłam, poprawiając swój skórzany plecak- Nie spóźnij się!
Odwróciłam się raz jeszcze, popatrzeć jak Ramsey odpala katastrofę i znika przy najbliższym zakręcie. Westchnęłam niepewnie wyciągając telefon. Na wyświetlaczu migała wesoło jedna ikona nieprzeczytanej wiadomości.
- Powodzenia w pierwszym dniu nauki- Przeczytałam niepewnie. Nadawca Cass Harvey.
- Miło, że pamiętałeś- Pomyślałam, natychmiast chowając telefon, kiedy tylko zobaczyłam zbliżającą się Rozalię.
- O Mój Boże! Pisnęła przeraźliwie- Zmieniłaś styl na EMO?!
Zaśmiałam się cynicznie- Ten stal oznacza '' Nie patrz się na mnie'' lub ''zostaw mnie w spokoju''- Wyjaśniłam pospiesznie- Dobrze, że jesteś, bo już bałam się, że będę musiała wejść sama.
- Bez obaw! Nie mogłabym Cię narazić na takie niebezpieczeństwo! Ale z tego co widzę, już i tak wszyscy zwracają na nas uwagę, a to świadczy o tym że twój styl ''Zostaw mnie w spokoju'' Chyba tylko to spotęgował, bo większość się patrzy jakby nigdy nie widzieli dziewczyny.
- Może dlatego, że na swoim kierunku jestem JEDYNĄ dziewczyną i zastanawiają się co Ja tutaj robię? - Skomentowałam pod nosem- Mogłam wybrać projektowanie Jak Ty, czy Alexy.
- W takim razie mogłam wybrać twój kierunek, a z pewnością oblałabym go w pierwszym możliwym momencie- Odparła niewzruszenie- Ja nie nadaję się na testy sprawnościowe, a Ty nie nadajesz się do romansu z maszyną do szycia. Tyle w temacie. Skubana miała rację.
Rozalia natychmiast wyciągnęła swój różowy notes. Przekładała kartki jedną po drugiej, zawzięcie czegoś szukając.
- Rozkład planu pobrany z Internetu- Odparła podtykając mi notatnik pod twarz- Za dziesięć minut mam pierwsze zajęcia z zasad projektowania i szycia w sali numer cztery. A Ty?
Przewróciłam oczami. Nie musiałam nawet zerkać na swój plan. Był tak banalnie prosty, że zapamiętałam go po kilku minutach czytania.
- Pierwsze zajęcia sprawnościowe w sali gimnastycznej, przez najbliższe dwie i pół godziny.
- Oł- Odparła Rozalia, patrząc na mnie z żalem wypisanych w oczach- Wychodzi na to, że spotkamy się dopiero na lunchu.
- O ile zdążę na ten lunch.
***
- Witam wszystkich na pierwszych zajęciach sprawnościowych Uniwersytetu Paryskiego! Nazywam się Adrien i tak też macie się do mnie zwracać. Nie żadne Panie profesorze czy inne niepotrzebne zwroty. Mam tylko trzydzieści osiem lat i już czuję się staro, a w sporcie przecież nie o to chodzi. Będę waszym mentorem, waszym koszmarem, po którym każdy z was, bez wyjątku będzie lał po nogach- Powtarzał mężczyzna.
Nasza grupa ustawiona była przy drabinkach na sali gimnastycznej. Kilkanaście rosłych facetów i Ja. Tylko metr siedemdziesiąt w kapeluszu. Adrien przechadzał się obok nas, wciąż powtarzając jak bardzo wychowanie fizycznie wpływa na nasze zdrowie, na naszą przyszłą pracę, jakby swoje regułki doskonale wyrył na pamięć, powtarzając je każdej grupie studentów., którą będzie uczył.
- A Ty to kto? Zapytał, przystając obok mnie- Nie pomyliłaś przypadkiem sal?
- Nie pomyliłam sal- Odparłam głośno- Jestem Gabrielle Goldenmayer.
- Zweryfikuję to- Odparł niepewnie, sięgając po swoją listę studentów. W sali przez chwilę panowała cisza. Słyszałam jak tylko jeden z ''kolegów'' naśmiewa się ze mnie, twierdząc, że wymięknę po pierwszej godzinie zajęć, a reszta mu wtórowała. Puszczałam to mimo uszu, bo nie ma sensu prowadzić dyskusji z napakowanym debilem, który mnie w tym momencie dyskryminuję.