poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział X, część Pierwsza '' Nieznajomy najlepszym przyjacielem''

          Siedziałam na ogromnej sali gimnastycznej, gdzie odbywało się zakończenie roku szkolnego. Masa krzeseł, specjalnie przygotowany podest dla wystąpień ze strony dyrekcji, oraz wyróżnionych uczniów, oraz pełno dzieciaków dookoła szukających swoich miejsc w tym chaosie. A pośród tego wszystkiego byłam ja, która obserwowała przystojnego Nathaniela,  najprawdopodobniej żegnającego się z przyjaciółmi z Liceum. W końcu był to ostatni rok szkolny. Teraz życie naprawdę nabiera tempa, choćby poprzez wybór odpowiedniej uczelni. To wszystko działo się za szybko, przynajmniej dla mnie. Blondyn od czasu do czasu spogląda na mnie, co oczywiście zauważa Melania, która próbuje go zająć czymś kompletnie innym. Doszły mnie słuchy że mają się ku sobie, choć w to wątpię. Wiem że Nathaniel mnie kocha, bo gdyby tak nie było nie rzucałby mi tych tęsknych spojrzeń. W końcu sama za nim bardzo tęskniłam i marzyłam o chwili, kiedy w końcu mnie przytuli. Nawet jeśli to miało być po przyjacielsku.
- Ziemia do Gabi! Słuchasz mnie? Zapytała zbulwersowana Rozalia, która przez ten cały czas siedziała obok mnie. 
- P-przepraszam, ale zamyśliłam się. Mówiłaś coś? 
- Wiem, że za nim tęsknisz...- Stwierdziła jednoznacznie wędrując wzrokiem w kierunku Nathaniela. 
- Bardzo- Odpowiedziałam wciąż obserwując obiekt westchnień. I pomyśleć, że jeszcze niedawno był moim chłopakiem.
- Było minęło. Oficjalnie dzisiejszego dnia rozpoczynamy wakacje, jeszcze tyle może się wydarzyć! Mówiła podekscytowana białowłosa.
- Szkoda że mnie tutaj nie będzie.
-  Gabi, o czym ty mówisz?
- Będę studiować w innym mieście, na specjalne polecenie rodziców muszę wyjechać tam wcześniej. Czeka tam na mnie mieszkanie, praca. Bardzo mi przykro, ale za dwa tygodnie wyjeżdżam- Odparłam smutnym tonem. Wcale nie chciałam wyjeżdżać. Studia prawnicze były marzeniem moich rodziców, nie moim. Ja chciałam robić coś kompletnie innego. Interesowała mnie resocjalizacja, po której mogłabym pomagać innym. Czułabym się niesamowicie spełniona.
- Od kiedy o tym wiesz? Zapytała po chwili namysłu. Była zaskoczona jak ja, kiedy się o tym dowiedziałam.
- Chwilę temu zadzwonił do mnie ojciec, mówiąc że załatwił co do tego potrzebne formalności. Na dodatek zapomniałam wysłać email z dokumentami na uczelnię, mogę się tam przez to nie dostać.
- Może czas najwyższy porozmawiać z rodzicami? Zawsze robiłaś to co Ci kazali, ale jesteś już dorosła. Sama wiesz najlepiej czego chcesz- Odpowiedziała.
- Nie chcę ich zranić, bo początkowo to Armin i Alexy mieli być prawnikami, a wyszło w zupełności inaczej. Nie wybaczyliby mi tego.
- Chociaż spróbuj, przecież to twoje życie do jasnej cholery. Możesz sama podejmować takie decyzje.
- Nie potrafię Rozalio, przepraszam- Odparłam, przestając patrzeć na przyjaciółkę. Nie lubiłam kiedy robi mi wyrzuty. Zawsze po takich rozmowach czułam się źle, bo jak zawsze ma rację.
- Twoi rodzice to egoiści- Parsknęła, nie odzywając się do mnie nawet słowem do końca trwania akademii. A tyle co udało mi się odzyskać z nią kontakt.

* * *

          Po zakończonej akademii i odebraniu świadectwa z wyróżnieniem, musiałam iść do gabinetu pani dyrektor, by się z nią pożegnać. Było mi przykro że kończę szkołę. Zabawiłam tutaj kawałek czasu, mając w posiadaniu pozytywne jak i negatywne wspomnienia. To tutaj przeżyłam swoje pierwsze zauroczenie, pierwsze randki, poznałam wspaniałych przyjaciół. Czułam jak przechadzając się po korytarzu, łzy spływały mi po policzkach. To naprawdę przykre doświadczenie. Czas nie stoi w miejscu, i wszyscy musimy podążać dalej. Niestety...
Przez swoje zamyślenie, nawet nie poczułam, kiedy na kogoś wpadłam. Upadłam na ziemię.
- Nic Ci się nie stało? Zapytał nieznany mi głos. Delikatnie otworzyłam oczy i powoli usiadłam. Musiałam porządnie uderzyć się w głowę.
- Tak, chyba tak. Przepraszam, zamyśliłam się- Odpowiedziałam chłopakowi, który cały czas obserwował mnie swoimi dwukolorowymi tęczówkami. Nigdy go nie widziałam w tej szkole.
- W porządku, ale na przyszłość uważaj- Odpowiedział tajemniczo. Następnie zebrał swoje rzeczy  poszedł korytarzem w kierunku wyjścia. Nawet się nie przedstawił.
- Kim on jest? Pomyślałam- Wygląda jakby był nie z tej epoki...

* * *
         - Jak było na zakończeniu? Zapytała mnie mama, kiedy weszłam do domu. 
- Normalnie, jak to na zakończeniu. Trochę łez i czułości- Odpowiedziałam beznamiętnie, sięgając po jabłko, leżące na blacie w kuchni. 
- Zostaw to! Krzyknęła mama- To do Ciasta- Wyrwała mi owoc z dłoni i odłożyła na miejsce- Pani Dyrektor coś mówiła? 
- Tak, poszłam do niej po uroczystości. Kiedy mnie zobaczyła zaczęła płakać i powtarzać że nie prędko jej się trafi taka uczennica. 
- Przyznaj się że sama płakałaś- Powiedziała mama, bacznie mnie obserwując. 
- Ja? No co ty! 
- Masz podkrążone oczy skarbie- Powiedziała, łapiąc mnie za policzek. Nigdy tego nie lubiłam. 
- No dobra, może trochę. 
- Chcesz mi pomóc przy cieście? Zapytała. 
- Chciałabym, ale nie mogę. Muszę coś sprawdzić- Odparłam udając się schodami na górę. 
          Kiedy weszłam do swojego pokoju, bezzwłocznie wyjęłam z torby znaleziony przeze mnie brązowy notatnik. Z pewnością należał do tego chłopaka, na którego wpadłam dzisiaj w szkole.  Na okładce czarnymi literami wygrawerowane było ''Lysander Bennett'' . Opadłam na łóżko, kładąc notatnik obok siebie. Przez cały powrót do domu, myślałam o tym chłopaku. Jego srebrne włosy, dokładnie ułożone, prawe oko mieniące się złotem, w tym samym odcieniu jak moje, drugie otoczone głęboką zielenią. Kim on był? I co robił w tej szkole podczas trwania zakończenia? Nie miałam pojęcia. Jedyną szansą by dowiedzieć się czegokolwiek o jak mniemam Lysandrze, musiałam czekać na powrót mojego rodzeństwa do domu. Może oni wiedzą coś na jego temat? W końcu chciałabym zwrócić mu jego własność...






         

sobota, 3 sierpnia 2013

Rozdział IX '' Rozgrywający dramat zawsze czyni człowieka silniejszym''

          Siedząc w samochodzie, czekając na sygnał startu poczułam dość silny dreszcz adrenaliny. To uczucie, było tak silne, że nie mogłam spokojnie siedzieć na miejscu, tylko paplałam coś bez większego sensu, od czasu do czasu wymachując gorączkowo rękoma. Nie byłam zła. Ja byłam szczęśliwa? Nie wiem, może tak. Nakręcona to za mało powiedziane. Ja po prostu byłam radosna jak nigdy przed wcześniej, a przecież jeszcze nie dawno mogłabym zabić za wpakowanie siebie w kłopoty, oraz chłopców, którzy jakby nie było mi w tym pomogli. Kobiecej logiki nikt nie pojmie. Nawet ja sama.
          Odpaliłam płytę z muzyką, znalezioną w samochodowym schowku ustawiając regulator głośności na najwyższy poziom. Chciałam ćpać tę chwilę, bo w końcu nie codziennie zdarza się jechać w drogim sportowym samochodzie.
- Dobrze się czujesz? Zapytał Castiel, który siedział na fotelu kierowcy paląc papierosy raz za razem. Był zdenerwowany, a było to widać a pierwszy rzut oka. Niesamowite uczucie zobaczyć zdenerwowanego Castiela. Stał się jeszcze bardziej pociągający. Typowe ciasteczko do schrupania.
- A miało by nie być? Czuje się całkiem świetnie- Odpowiedziałam zjadliwie, wciąż przeglądając zawartość schowka.
- To dziwne, bo jeszcze piętnaście minut temu chciałaś nas wszystkich powybijać.
- Kobieta zmienną jest! Jedyne nad czym rozpaczam, to tylko nad faktem iż to nie ja będę prowadzić...
- No błagam Cię! Gdyby tak miało być, na pewno rozbilibyśmy się nawet na prostej drodze- Prychnął jak zawsze elokwentnie i zadowolony ze swojej błyskotliwej odpowiedzi. Typowy dzieciak z niego, ale taki męski za razem. Nie mam pojęcia jak on to robi...
- Słuchaj! Gdy byłam w Paryżu...
- To co? Zapytał, dmuchając we mnie dymem papierosowym.
- To nic. Zdenerwowałeś mnie i teraz nie będę z tobą rozmawiać- Odpowiedziałam zawadiacko, udając jednocześnie obrażoną.
- To może być nasza ostatnia rozmowa. Radziłbym skorzystać z takiego wypasu.
- Przestań! Nic się nie stanie... Dlaczego zawsze otaczają mnie sami pesymiści- Powiedziałam bardziej do siebie niż do niego.
- To nie będzie wyścig- Odpowiedział- To będzie prawdziwa walka o życie.
- Co masz na myśli? Spojrzałam na niego lekko zdezorientowana- Myślałam, że to właśnie robicie. Ścigacie się za kasę, albo samochody czy laski.
- To pozostaje bez zmian. Zmienia się tylko typ walki.
- Jaki typ walki?
- Wyobraź sobie dwa samochody ustawione idealnie na wprost siebie.
- To chyba nic trudnego- Skwitowałam sarkastycznie.
- A teraz wyobraź sobie, że te samochody są ustawione w wyznaczonej odległości od siebie.
- Przestań się ze mną bawić w kotka i myszkę tylko przejdź już do setna sprawy! Powiedziałam.
- Próbuje, ale mi cały czas przerywasz! Krzyknął oburzony- Więc w jednym samochodzie siedzimy my, a w drugim ludzie od Valta. Kiedy będziemy już gotowi, dostaniemy sygnał gdzie musimy ruszyć idealnie na wprost siebie. Ten który stchórzy przegrywa.
- Hej hej hej! Chcesz mi powiedzieć, że mamy na siebie wjechać z zabójczą prędkością?!
- Nie do końca. Mamy na siebie jechać, ale w każdej chwili któryś z nas może skręcić w bok, tak by uniknąć wypadku, rozumiesz?
- Więc, jeśli skręcisz to przegramy tak?
- Nie skręcimy- Odpowiedział, a na jego twarz wdał się ten łobuzerski uśmieszek.
- Zginiemy- Odpowiedziałam, wciskając się mocniej w fotel, jakby mi to miało w czymś pomóc.
- Jeśli nie zginiemy weźmiesz ze mną udział w  zawodach zorganizowanych na koniec roku szkolnego- Stwierdził jednoznacznie.
- Człowieku, o czym ty znowu pleciesz? ja tu przeżywam fakt że zginę a ty mi wyjeżdżasz o jakiś zawodach?
- Skarbie nie denerwuj się! Wygramy? Zapytał.
- Wygramy! Krzyknęłam z taką determinacją przybijając z Castielem żółwika.
- I taką właśnie Cie lubię Goldenmayer!
- Przestań wołać mnie po nazwisku! Odkrzyknęłam oburzona- To naprawdę irytujące!
- Ech, a mogło być tak miło- Skomentował, zamykając drzwi od samochodu, a odpalając silnik dał znak, iż jesteśmy gotowi na ostatnią podróż życia. Anielski orszak niech twą duszę przyjmie- Wymruczałam pod nosem, modląc się do Boga o łaskę i opiekę nad naszymi duszami.

* * *
- Jak się czujesz? Zapytał mnie Armin, kiedy tylko wysiedliśmy z pojazdu. Miałam rozmyty obraz widzenia. Nawet nie miałam pojęcia co się stało. 
- Dobrze, tylko nogi mam jak z waty, ale to chyba normalne w takiej chwili, prawda? Zapytałam stojąc ledwo przed bratem- To nie na moje nerwy. 
- Lepiej usiądź, wyglądasz naprawdę blado- Odparł, podtrzymując mnie swoim ramieniem.
- Spoko, tylko błagam! Zabierz mnie do domu...
- Już się robi- Odpowiedział, całując mnie w czoło- Przepraszam, że musiałaś przez to przejść.

* * *
- Gabrielle! Natychmiast do salonu! Usłyszałam ten przeraźliwy krzyk mojego ojca, który jak zawsze dobiegał z salonu. Była godzina ósma rano, a ja czułam się jak sponiewierany dywan po przejściach. Bolała mnie głowa, i dalej towarzyszyło mi to dziwne uczucie w żołądku, które mogło doprowadzić do zwrócenia całej jego zawartości. 
Powoli zwlekłam się z łóżka, narzucając na siebie jedwabny szlafrok, bo w końcu wciąż przebywałam w bluzie Alexego i tych brudnych spodniach, które uwaliłam przebywając na opuszczonym lotnisku. Nie miałam czasu się przebierać, bo w końcu mój tata jest osobą bardzo niecierpliwą. 
Powoli zeszłam po schodach obserwując atmosferę w salonie. Jak zwykle tata czytał dzisiejszą prasę, a mama siedziała na skórzanej kanapie oglądając poranne wiadomości. Wszystko wyglądało względnie normalnie. 
- Coś się stało? Zapytałam tym swoim typowym zachrypniętym głosem. 
- Owszem. Jest godzina ósma rano. Dzisiaj masz zakończenie roku szkolnego, a ty nawet nie jesteś gotowa! Powiedziała oburzona rodzicielka mierząc mnie wzrokiem od góry do dołu. Musiała zauważyć wystające nogawki od spodni spod szlafroka- Mam przechlapane- Pomyślałam. 
- Złożyłaś dokumentację odnoście uczelni? Zapytał ojciec, wciąż nie przerywając wertowania gazety. 
- Tak oczywiście! Skłamałam. Przez te wszystkie wydarzenia na śmierć o tym zapomniałam. 
- To dobrze, bo ostatnio jesteś trochę roztargniona. Czy wszystko w porządku? Zapytała mama. 
- Nathaniel ze mną zerwał- Odpowiedziałam bardziej z obowiązku. Prędzej czy później i tak by się dowiedzieli. 
- Jak to?! Przecież była z was taka idealna para! Krzyknęła zrozpaczona matka. 
- Rożnica temperamentów, mówi się trudno- Odparłam. 
- Mam nadzieje, że to nie wina pana Harveya- Skwitował ojciec- Widziałem jak rozmawiacie, i nie ukrywam, że jestem bardzo niezadowolony z tego faktu. 
- To tylko rozmowa. Przyjaźnimy się, nic więcej. 
- Mam nadzieje- Powiedział ojciec, jednocześnie wstając z kanapy i całując moją mamę, oraz mnie w czoło- Wrócę dzisiaj późno, więc nie czekajcie na mnie z kolacją. Kocham was! Powiedział, a następnie opuścił dom. 
- Dlaczego tata dzisiaj jest taki zdenerwowany? Zapytałam niepewnie rodzicielkę. 
- To przez proces. Twój ojciec trafił na naprawdę ciężką sprawę i jeszcze nie do końca wie jak wybronić swojego klienta. 
- Rozumiem. 

* * *
Wychodząc przed dom ubrana na galowo, zobaczyłam Castiela, który czekał na mnie przy swoim samochodzie uśmiechając się promiennie. Jego biała koszula rozpięta przy kołnierzyku dodawała mu typowego buntowniczego wyglądu. Wytarte jeansy, trampki po przejściach i papieros w buzi- Cały Castiel. Do całości zabrakło mi skórzanej ramoneski, którą tak uporczywie nosił. Pewnie leżała w samochodzie.
- Może podwieźć sąsiadkę? Zapytał.
- Dziękuję sąsiedzie za troskę, ale wolę się przejść- Odparłam sarkastycznie, kierując się w kierunku szkoły.
- Mówię poważnie. Mogę Cię przecież podrzucić.
- Nie- Powiedziałam krótko- Po ostatnich ekscesach mi wystarczy.
- Przecież Ci się podobało! Odparł krótko.
- Musieliście mi czegoś dosypać, innego wytłumaczenia na to nie ma.
- Gabi, przecież twój spacer do szkoły zajmie co najmniej godzinę- Skwitował.
- Tak bardzo chcesz bym z tobą pojechała, że aż nazywasz mnie po imieniu?
- Mam interes nie do odrzucenia- Odparł- To jak? Wsiadasz?
- Dobra niech będzie. Skoro jeszcze żyję i ludzie Volta po mnie nie przyszli, to chyba nie może się stać nic złego, prawda?
- Dlaczego mieliby po Ciebie przyjść? Zapytał zaskoczony.
- No nie wiem... Może dlatego że przegraliśmy?
- Yyy... Nie przegraliśmy.
- Jak nie jak tak. Przecież wiem co widziałam.
Castiel natychmiastowo stanął przede mną łapiąc mnie delikatnie za ramiona.
- Nie przegraliśmy - Wyszeptał mi do ucha.
- A-ale jak to możliwe? Tym razem to ja byłam zaskoczona.
- Kierowca Valta w ostatniej chwili skręcił. Było blisko, ale udało się! Już nawet nie zwracałam uwagi na jego przekręcenie nazwiska tego całego szefa.
- Więc czego ode mnie chcesz? Tym razem ja przysunęłam się bliżej, bo w końcu moja gra musiała trwać. Harvey był moją myszką, którą musiałam się pobawić.
- Hmm no nie wiem. Skoro jechałaś ze mną i przeżyłaś to jesteś mi winna zawody, pamiętasz? Nasze usta dzieliły dosłownie milimetry. Chłopaczek dał się złapać w sidła. Jeden zero dla mnie.
- Oczywiście, nie mogłabym zapomnieć, ale dalej nie mam pojęcia o jakie zawody chodzi- Szeptałam mu do ucha. Harvey objął mnie gwałtownie, mocno przyciskając do swojego torsu.
- To taka zabawa. Losujemy zadania, które musimy wykonać, a do tego potrzebuję dziewczyny. Dotykał moich pleców, skrawek po skrawku, jakby badał moje ciało- Coraz lepiej- Pomyślałam.
- Zawsze możesz poprosić Amber- Odpowiedziałam, wyrywając się z jego objęć, zmierzając powoli chodnikiem w stronę budynku- Do zobaczenia w szkole! Uroczo wyglądasz w tym kucyku! Krzyknęłam, kiedy byłam już nieco dalej, ale nie usłyszałam nic w odpowiedzi.



























czwartek, 27 czerwca 2013

Rozdział VIII '' Czar prysł, koniec staje się nowym początkiem''

          Wpatrywałam się z niecierpliwością w blondyna. To co chciał mi powiedzieć, mogło mnie zabić. Nie chciałam usłyszeć jego starannie wypowiadanych słów. To by mnie przerosło. Zasługiwałam na ból, cierpienie, zasługiwałam na wszystko, ale nie w obecnym czasie. Bałam się tej rozmowy. Może dlatego, iż z mojej winy musiała być przeprowadzona...
Chłopak przechadzając się po moim pokoju, w końcu zajął miejsce przy biurku. Kilkakrotnie próbował zacząć swą wypowiedzieć, za każdym razem ją przerywając.
- Zdradziłem Cię- Usłyszałam, przez co zastygłam w bezruchu.
Powoli, bez gwałtownych ruchów opadłam na łóżko, wciąż nie wiedząc co o tym myśleć.
- Kocham Cię, ale chciałbym przerwy. Pewna osoba uświadomiła mi, że nasz związek jest tak jakby bez przyszłości, jesteśmy zupełnie inni, za bardzo się różnimy- Stwierdził, wciąż pokręcając głową z niedowierzania. Chyba sam nie zgadzał się z tym co mówi.
- Ponoć przeciwieństwa się przyciągają- Odparłam po chwili, całkowicie bez namysłu.
- Zbliżają się wakacje... Wyjeżdżam do Stanów, przez te całe dwa miesiące róbmy to na co mamy ochotę, a kiedy wrócę zdecydujemy czy nadal chcemy być razem- Odparł powoli wstając i kierując swe kroki do wyjścia.
- I tylko tyle? Teraz wyjdziesz tak po prostu jakby nic się nie stało? Zapytałam podirytowana.
- Przepraszam, nie zasłużyłaś na to...
- Nie zasłużyłam? Co on sobie myśli- Rozmyślałam, wciąż patrząc na chłopaka- Przecież to wszystko moja wina! Krzyknęłam.
- Nie! Proszę nie obwiniaj się, bo tego nie zniosę! Odparł chłopak, opierając się o framugę drzwi. Wciąż odczuwał skutki po alkoholu, który nadal krążył w jego krwi.
- Mogę wiedzieć kim jest ta dziewczyna? Zapytałam, obserwując zachowanie  mojego już byłego chłopaka. Ten nawet nie potrafił spojrzeć mi w oczy. Powoli wychodził z pomieszczenia. To była jego reakcja obronna. Lepiej usunąć się w cień i nic nie odpowiedzieć, bynajmniej tak to zinterpretowałam.
- To Melania, ale nie wiń jej za to- Powiedział słabo słyszącym tonem, a następnie całkowicie zniknął w ciemnym przedpokoju.
- Jednak postawiła na swoim- Pomyślałam. To było do przewidzenia, tak się musiało po prostu stać.
Najbardziej zaskoczyła mnie moja reakcja. Byłam wściekła, ale na swój sposób ulżyło mi. Tak jakby ktoś zdjął ze mnie cały ten ciężar i uwolnił mnie od tego problemu. Nie musiałam mu nawet nic wyjaśniać, zrobił to za mnie. Nathaniel jednak nie jest taki jakim się wydaje. Nigdy bym go nie podejrzewała o taki czyn. A  teraz? Jestem wolna! Jestem singlem i mogę robić to na co mam ochotę. Nawet incydent z Castielem już tak nie ciążył. Zaczynałam od nowa...
Natychmiastowo spojrzałam na zegarek, który wyświetlał kilka minut po północy. Imprezowicze z domu na przeciwko stopniowo ulegali przerzedzeniu. Zapewne zostanie tam garstka najbliższych z otoczenia Castiela, czyli mój brat. Harvey był szaleńczo pociągający, a czerwone włosy, plus metalowy styl dodawały mu odpowiedniego uroku. Przyciągał dziewczyny jak lep na muchy, a jednakże był gburem. Wstrętnym, rozpieszczonym gburem i hipokrytą. To przez niego cierpiałam, kiedy wyjeżdżałam do Francji. To była jego wina, bo nie potrafił odwzajemnić tego co do niego czuję. A było to głębokie zauroczenie. A teraz? Wróciłam, szczęśliwa i wykształcona do starego miasta w którym się wychowałam, mając przy swoim boku wspaniałego chłopaka, który mnie wspierał. I do niczego pozytywnego to nie doprowadziło. Castiel ponownie miesza w moim życiu. Więc pobawię się w grę, którą sam wymyślił. Będzie jak myszka, która powoli wchodzi w pułapkę kota. Zemszczę się za wszystko, przy okazji nie mając na sumieniu biednego Nathaniela.
Szaleńczym tempem wybiegłam z domu, by jak najszybciej znaleźć się przed domem Castiela. Nie pukając weszłam do środka i tak jak się spodziewałam mój brat oraz jego przyjaciel siedzieli beztrosko na kanapie w salonie popijając pozostałości alkoholu po parapetówce.
- Koniec imprezy mała, wracaj do domu- Obwieścił mój brat z rozbrajającym uśmiechem wymalowanym na twarzy- Zaraz wychodzimy.
- Spoko, chętnie powłóczę się z wami- Odparłam nonszalancko obserwując Castiela, który aż zakrztusił się zawartością kieliszka.
- No chyba nie- Odrzekł po chwili Harvey, jednocześnie wstając i zakładając skórzaną kurtkę- Armin, zbieramy się.
- W sumie to zabierzmy ją ze sobą- Powiedział mój brat, który był gotów do wyjścia.
- Jesteś pewien? Zapytał lekko zirytowany Castiel.
- Jak najbardziej- Uśmiechnął się szaleńczo. Mój Boże... Gdybym ja tylko wiedziała co też takiego wykombinowali w tych swoich zapitych głowach...

* * *

Po dość długiej, przebytej drodze, w końcu znaleźliśmy się na opustoszałym terenie starego lotniska, które było zamknięte z przyczyn ekonomicznych.
Samochodem Castiela dojechaliśmy do jednej z płyt startowych. Dalej nie wiedziałam co też takiego ma się wydarzyć, ani co skłoniło tych dwóch głupców do przyjazdu w nocy na lotnisko. Nic tutaj nie miało  sensu.
Chłopcy wysiedli z samochodu zmierzając do jednego z hangarów, znajdującego tuż obok. Niechętnie wysiadłam z pojazdu podążając za nimi.
- Co my tutaj robimy? Pytałam, ale nie uzyskałam odpowiedzi. Chłopcy byli zbytnio zajęci otwieraniem starych zamków i kłódek z czym mieli poważny problem. Po wielu próbach i wypowiedzianych przy tym przekleństwach, zamki ustąpiły a moim oczom ukazały się dwa sportowe samochody. Wytrzeszczyłam oczy, i gdyby to było możliwe zbierałabym szczękę z podłoża.
- Boże- Wyszeptałam, zbliżając się stopniowo do czarno- czerwonego samochodu, który najbardziej przykuł moją uwagę. Błyszcząca karoseria, przyciemnianie szyby, spoilery i automatycznie otwierane drzwi. Odkąd żyję, nie dane mi było widzieć takiego pojazdu, aż do teraz. Drugie auto, żółto- fioletowe wyglądało całkowicie podobne, z tym iż to czarne miało w sobie pewien magnez, który mnie całkowicie do siebie przyciągał. Castiel nonszalancko wyjął kluczyki od wozów, rzucając jednym kompletem w stronę mojego brata.
- Co to za samochody? Zapytałam, kiedy w końcu mogłam przemówić.
- Nasze- Odparł Armin, opierając się o żółto-fioletowy wóz.
- Jak to wasze? Jak Boga kocham Armin, musiałeś okraść bank, żeby pozwolić sobie na coś takiego!
- To tylko nagroda, całkowicie legalna jakby nie było- Powiedział.
- N-nie to nie jest legalne! Krzyknęłam- W co wy się wpakowaliście! Okradliście jakiegoś dilera, czy co?!
- Zaraz sama się przekonasz- Dodał po chwili Armin, który całkowicie nie przejmował się moją dezorientacją.
- Dobra mała. Teraz kilka zasad- Dopowiedział Castiel, który jednocześnie otworzył drzwi od strony pasażera- Wskakuj.
- Tylko pamiętaj Castiel, bez głupstw. Nie chcę, żeby ona w tym uczestniczyła- Pogroził Armin, który zajął miejsce w swoim samochodzie, opuszczając hangar.
- Nigdzie nie wsiadam! Krzyknęłam, kiedy mój brat już odjechał- Chcę wracać do domu!
- Wsiadaj i niczego nie utrudniaj! Odpowiedział Castiel nieźle zbulwersowany- Jeśli nie uczynisz tego z własnej woli, to zrobisz to z moją pomocą.
- Nie! Zabierz mnie do domu! Krzyknęłam.
- Dobra, sama tego chciałaś- Odpowiedział, a następnie jednym ruchem przerzucił mnie przez ramię i posadził  na siedzeniu pasażera, zamykając pospiesznie drzwi. Ponieważ były automatycznie podnoszone do góry, nie miałam szans na ucieczkę. Nie do końca pojmowałam mechanizmu ich działania.
Castiel zajął miejsce za kierownicą, a następnie odpalił silnik, posiadający dość charakterystyczny, oraz głośny warkot, typowy dla sportowych samochodów.
Wyjechaliśmy z hangaru. Przez chwilę panowała między nami cisza. Siedziałam spięta i przeklinałam samą siebie za swój głupi pomysł zemsty na Castielu. Na obecną chwilę, chciałam cofnąć się w czasie, gdzie siedziałam w swoim pokoju i knułam ten cały plan. Gdyby to było możliwe, uderzyłabym się wtedy w głowę, a na pewno odpuściłabym z realizacji. Nie siedziałabym tutaj.
- Słuchaj mnie uważnie, bo nie lubię się powtarzać- Powiedział Castiel, który pruł z niezawodną szybkością po jednym z pasów startowych- Policja nie lubi naszego wyczynowego sportu, dlatego nie mów kim jesteś, jak się nazywasz, nie przedstawiaj się nikomu, a jeśli będziesz musiała to po prostu kłam.
- Jakiego sportu? Zapytałam niepewnie.
- Od czasu do czasu razem z Arminem bierzemy udział w nielegalnych wyścigach ulicznych. No wiesz, szybkie auta, głośna muzyka, nitro i gorące laski. Na pewno widziałaś takie akcje na filmach- Odparł uśmiechając się łobuzersko- Najczęściej walczymy o samochody, chociaż zdarza się że też o kasę, albo kobietę, jak kto woli. Ja preferuję samochody.
- Ja wysiadam! Krzyknęłam.
- Przy tej prędkości na pewno wyjdziesz z tego cało- Perfidnie się zaśmiał- Zaraz będziemy na miejscu. jeśli ktoś Cię zaczepi, powiedz że jesteś ode mnie, to nikt Cię nie ruszy.
- I to ma być dla mnie pocieszenie?!
- Raczej tak. I jeszcze jedno. Kiedy się zatrzymam, wysiadaj z samochodu i odsuń się od wszystkich. Jeszcze ktoś będzie chciał jechać z tobą podczas wyścigu.
- To tak można?! Nie chcę z nikim jechać!
- Każdy w samochodzie musi mieć kogoś na miejscu pasażera. Ten sport rządzi się własnymi prawami, słuchaj mnie to wyjdziemy z tego cało.
- Po co to robisz? Zapytałam- Po co to robicie obaj?! Może wam się coś stać, i co ja wtedy powiem rodzicom? Armin jest moim bratem, nie daruję sobie jeśli coś mu się stanie...
- A ja? Kim ja dla Ciebie jestem? Zapytał zjadliwie, gwałtownie zatrzymując auto. Gdybym nie miała zapiętych pasów, wyleciałabym przez przednią szybę.
- Nikim ważnym Castiel- Odpowiedziałam, a następnie opuściłam pojazd, kiedy w końcu udało mi się otworzyć te cholerne drzwi.
- Wmawiaj to sobie dalej- Odkrzyknął przez opuszczoną szybę- A teraz idź stąd jak najdalej, kiedy to się skończy, przyjadę po Ciebie- Następnie pojechał dalej.

* * *
Obracałam się wokół własnej osi. Ilość osób znajdujących się przy końcu lotniska była przerażająca. Głośna muzyka, dziewczyny skąpo ubrane w spódniczki i topy podkreślające, oraz mężczyźni bez przerwy polerujący swoje pojazdy przerażały mnie. Niepewnie przeciskałam się między nimi, wciąż obrzucona zaborczymi spojrzeniami. Szukałam miejsca, w którym mogłabym przeczekać całe to szaleństwo. Wpadałam w panikę. A co jeśli chłopcom coś się stanie? Bałam się. Dlaczego musieli mnie w to mieszać. Żyłabym lepiej, jeśli nie miałabym o niczym pojęcia. Nie musiałabym przeżywać tej wewnętrznej rozpaczy i smutku jaki mi ciąży odkąd się tutaj znalazłam. Wciąż przeciskająca się przez tłumy i cały gwar dalej nie widziałam sensu w tym co robią. Byli zbyt idealni. W szkole traktowani jako gwiazdy sportu, tutaj też cieszący się nie małą popularnością. Nic nie trzymało się kupy. 
- Uważaj jak chodzisz! Usłyszałam, kiedy niechcący potrąciłam jakąś dziewczynę- Zaraz! Stój! Ja Ciebie znam! Krzyknęła, łapiąc mnie gwałtownie za ramię, przez co stałam się jeszcze bardziej zauważalną. 
- Amber?!Odkrzyknęłam, kiedy w końcu spojrzałam dziewczynie w oczy- Co ty tutaj robisz? Zapytałam. Nie mogłam jej poznać. Zawsze ubierała się wyzywająco, ale teraz przeszła samą siebie. Krótkie spodenki, ledwo zasłaniające pośladki, stanik z przyszytymi cekinami, buty na platformie z wysokim obcasem, skórzana kurtka narzucona na ramiona, wyprostowanie włosy i jak zawsze tona tapety na twarzy. 
- Ja się powinnam o to zapytać!
Rozmowę przerwał nam mężczyzna, który podszedł do Amber obejmując ją gwałtownie.
- Kto to jest? Zapytał blondynkę, przeszywając mnie jednocześnie wzrokiem, przez co dostałam dreszczy.
- Nikt ważny- Odparła, składając chłopakowi namiętny pocałunek w usta.
- Wydaje się interesująca- Powiedział, przerywając pieszczotę- Może nas ze sobą zapoznasz?
- Ech, Gabi to jest Mateo, Mateo to jest Gabi- Powiedziała bez entuzjazmu- Chodźmy już, zaraz się zacznie- Powtarzała odciągając chłopaka, niestety bezskutecznie.
- Z kim tutaj przyjechałaś? Zapytał mnie, wciąż świdrując wzrokiem.
- Z Castielem... Odparłam zgodnie z prawdą. Miałam nadzieje, iż to wybawi mnie z opresji.
- Dziunia Castiela? To bardzo interesujące- Odpowiedział dogłębnie się nad czymś zastanawiając.
- Nie my nie...
- To będzie świetny wyścig, do zobaczenia skarbie- Odpowiedział muskając mój policzek, a następnie odszedł pozostawiając nas zdezorientowane.
- Zapłacisz mi za to! Syknęła Amber, by po chwili zostawić mnie samą.
- O co tutaj biega? Pytałam siebie w myślach, nie mogąc znaleźć na to żadnej sensownej odpowiedzi.

* * *
- Kupę lat Castiel! Wiedziałem, że kiedyś będę musiał ujrzeć tę parszywą gębę. W końcu wygrałem jego samochód. Pewnie przyjechał się zrewanżować- Pomyślałem, kiedy wysoki mężczyzna pojawił się obok mnie.
- A już myślałem że się nie spotkamy- Odparłem z cynicznym uśmiechem na twarzy.
- Jesteś zbyt pewny siebie- Odpowiedział chłopak nonszalancko opierając się o mój samochód- Może mały zakładzik, tak na poprawę humoru? Zapytał po chwili.
Coś tutaj śmierdziało. Nasze zakłady odbywały się zazwyczaj o samochody. Swój już stracił w poprzednim wyścigu. Nie miał mi nic do zaoferowania.
- Tak się składa, że przyjechałem tutaj z bardzo poważnym człowiekiem biznesu. Niedorzeczne było by odrzucić jego propozycję.
- Jakie warunki? Zapytałem zjadliwie.
- Nie ukrywam, że twoja dziewczyna przykuła naszą uwagę. Szkoda by było gdyby coś jej się...
- Zamknij się! Krzyknąłem- Ona nie jest moją dziewczyną- Odpowiedziałem, szukając wzrokiem Gabrielle, by upewnić się że mnie posłuchała.
- Och, w takim razie wybacz. Myślę że szef będzie już wystarczająco zadowolony- Odparł powoli odsuwając się ode mnie.
- Gdzie jest Gabi!? Zapytałem, łapiąc blondyna gwałtownie za ramię.
- Czyli jednak zainteresowany? Odpowiedział Mateo podekscytowany.
- Jakie są warunki? Powtórzyłem pytanie. Wiedziałem że ta wredota wpakuje się w tarapaty, jak miała w zwyczaju. Zaczynałem żałować że posłuchałem Armina.
- Więc tak. Ścigamy się jak standardowo, jeśli przegrasz zabieramy dziewczynę.
- A co jeśli wygram?
- Zabierasz dziewczynę, i auto szefa- Odparł beznamiętnie- Ciężko będzie. Pan Volt lubi otaczać się najlepszymi kierowcami...
- Mam warunek- Odpowiedziałem, wciąż zaciskając mocniej rękę na ramieniu chłopaka.
- Ach tak? Pan Volt nie lubi warunków. To ty masz się przystosować.
- Przekaż Voltowi czy jak mu tam, że dziewczyna jedzie ze mną.
- Zgoda, porozmawiam z nim o tym- Odrzekł, odchodząc w nieznanym mi kierunku...
Tak właśnie zaczęła się najprawdziwsza walka o Gabrielle, z tymi ludźmi nie warto było ryzykować.

* * *
- Wypuść mnie bydlaku! Krzyczałam, kiedy siedziałam w nieznanym mi samochodzie. Kiedy ten cały Mateo odszedł, jakiś wysoki mięśniak złapał mnie gwałtownie, popychając do jednego z stojących pojazdów nieopodal wysokiego wzgórza, na które zamierzałam się wdrapać. Czułabym się tam bezpieczna i widziałabym wszystko z góry. 
- Zamknij się! Usłyszałam w odpowiedzi. Wolałam już siedzieć cicho. I tak by mnie nikt nie usłyszał, więc na pomoc nie miałam co liczyć. Automatycznie przypomniały mi się słowa Castiela, który nakazał mi się powołać na niego. To wprowadziło mnie jeszcze w większe kłopoty. 
- Nigdy nie ufaj Castielowi- Wyszeptałam, składając przy tym obietnicę, której nie zamierzałam złamać do końca swoich dni. 
Barczysty mężczyzna wykonał telefon, przez który mówił, że wszystko ze mną w porządku i zachowuję się w miarę możliwości grzecznie. Też mi coś. Korzystając z nadarzającej się okazji, powoli i bez hałasu, zaczęłam otwierać drzwi. Kiedy w końcu udało mi się odchylić na wystarczającą szerokość, czym prędzej wyprułam z samochodu, biegnąć jak najszybciej, tak by mężczyzna nie był w stanie mnie złapać. Moja wolność nie trwała długo, ponieważ ponownie na kogoś wpadłam. Osoba gwałtownie mnie objęła i przeniosła za swoją posturę. Kiedy otworzyłam oczy, ujrzałam przede mną Castiela, który wciąż trzymał mnie za dłonie, tak bym nie postanowiła uciekać dalej. Na chwilę odetchnęłam z ulgą. Przynajmniej miałam poczucie że przy nim nic mi nie grozi. 
- Puść ją! Usłyszałam. Delikatnie wyjrzałam zza postury Castiela, by zobaczyć przed nim mężczyznę, który pilnował mnie w samochodzie. Był strasznie zmęczony przez dystans który zdążyłam przebiec. Powinnam pomyśleć o karierze zawodowego biegacza, ponieważ mężczyzna stal, pochylając się ku podłożu, a z jego czoła spływały krople potu. To musiała być dla niego męczarnia, tak biec za nieznajomą dziewczyną, a nawet nie być w stanie jej złapać. Miałam ogromną satysfakcję z tego wyczynu. 
- Twój Valt czy jakoś tak, nakazał mi po nią przyjść, więc jestem- Odpowiedział sarkastycznie Castiel. 
- Pan Volt debilu! 
- Nieistotne, zaraz zaczynamy wyścig- Odpowiedział, przyciągając mnie do siebie- Gabi, mamy poważne kłopoty- Powiedział, przytulając mnie do siebie. Poczułam przeszywające mnie zimne dreszcze po całym ciele. Naprawdę wpadliśmy w tarapaty... 

* * *

- Zabiję Cię! Krzyczał Armin, kiedy w końcu dowiedział się o całej sytuacji.
- A kto kurwa wpadł na genialny pomysł zabrania jej tutaj?!
- Miałeś się nią zaopiekować! Ty idioto, jesteśmy skończeni!
Stałam tak nieopodal nich i słuchałam jak zawzięcie się kłócą. Nie wiele brakowało, a doszło by nawet do rękoczynów. Zachowywali się jak typowe dzieciaki.
- Ona nigdzie nie pojedzie! Gabi, wracamy do domu- Odparł Armin, zaciągając mnie do swojego samochodu.
- Zapomnij, wszędzie stoją kolesie od tego całego Valta- Odparł Castiel, nerwowo zaciągając się dymem z papierosa.
- To jest Volt! Krzyknęliśmy jednocześnie z Arminem.
- Volt, Valt.. nieistotne. Mamy przesrane!
- A nie łatwiej będzie jeśli w końcu pojadę z Castielem? Zapytałam niepewnie. Chłopcy spojrzeli na siebie groźnym wzrokiem.
- Ile razy wygrałeś? Zapytałam, łapiąc czerwonowłosego za ramię.
- Czy to ważne...- Odpowiedział.
- Bardzo ważne, bo wygrasz ten wyścig, wrócimy do domu i zapomnimy o tym zdarzeniu!
- Dalej się nie zgadzam! Powtarzał Armin.
- Braciszku, uspokój się- Poklepywałam czarnowłosego po plecach- Wrócę przecież!
- Chodźmy już, z tego co słyszałem Valt bywa strasznie niecierpliwy- Mówił gasząc resztki papierosa.
- Volt, Castiel, Volt- Odparłam, a następnie poszłam za Harvey'em. Miałam nadzieje, że wszystko zakończy się pozytywnie.



















         

sobota, 1 czerwca 2013

Rozdział VII '' Kiedy ciało jest smutne, serce powoli umiera''

          Godzina siedemnasta trzydzieści, a Nathaniela wciąż nie ma. Zaczynałam się martwić. Co jak co ale mój chłopak należał do osób punktualnych, a jeśli już miał się spóźnić to z pewnością zostałabym o tym poinformowana. Siedziałam na łóżku przygotowana na naszą randkę, trzymając w dłoni telefon. Próbowałam się do niego dodzwonić, jednakże przez cały ten czas zgłaszała się automatyczna sekretarka. Nie wiem jak zdołał przekonać moich rodziców, ale postanowili odwołać mój szlaban. Tata jak zwykle siedział dłużej w kancelarii, natomiast mama przebywała w salonie ze swoją przyjaciółką z dzieciństwa wspominając stare czasy przy lampce wina. Armin zamknął się w swoim pokoju z kolejną dziewczyną, a Alexy uczył się na test, który miał być w przyszłym tygodniu. Wstałam z łózka, powoli przechadzając się po pokoju, od czasu do czasu wyglądając przez okno. Przy ulicy na której mieszkam panował istny chaos, w postaci kilku ciężarówek zajmującymi się usługami przeprowadzki. Usiadłam na parapecie i cały czas obserwowałam ludzi kręcących się po ulicy, którzy przenosili meble, oraz kartonowe pudła do domu stojącego dokładnie na przeciwko mojego. Wśród osób pomagających zauważyłam dość charakterystyczne czerwone włosy. Wytężyłam wzrok i przyjrzałam się dokładniej. Po chwili nie miałam już żadnych wątpliwości. To był Castiel. Castiel Harvey będzie moim sąsiadem...
          Dom Pani Musset, stał pusty przez co najmniej pół roku. Kobieta była starszą osobą i dość dobrze radziła sobie z codziennymi obowiązkami. Rodzina, choć mieszkała daleko interesowała się losami staruszki i nigdy nie zostawiali jej bez opieki. Niestety, w kwiecie wieku kobieta trafiła do domu Spokojnej Starości, gdzie zmarła. Rodzina postanowiła sprzedać pokaźny dom i podzielić się majątkiem. Jednakże nigdy nie spodziewałabym się dnia w którym nazwałabym Castiela ''sąsiadem''.
Do mojego pokoju wparował Armin ze swoją dziewczyną. Zapomniałam, że moja prywatność dla mojego brata nie miała jakiegokolwiek znaczenia, więc przywykłam do takich sytuacji. Jak zwykle usiadł na moim łóżku, zjadliwie mi się przyglądając.
- Jakiś problem? Zapytałam.
- Zauważyłaś co się dzieje za oknem? Odpowiedział bacznie mi się przyglądając.
- Jakiś czas temu...
- Jego rodzice wrócili...- Odpowiedział, jednocześnie przerywając moją wypowiedź.
- No to jestem pod wrażeniem- Odpowiedziałam cynicznie wciąż spacerując po pokoju.
- Jakie plany na dzisiejszy wieczór? Zapytał brat po chwili, przy okazji zmieniając temat.
- Mam randkę z Nathanielem.
- No to może zamiast randki z głupim blondaskiem skoczymy do Castiela?
- Niby po co?
- Robi skromną imprezę dla przyjaciół. W końcu Wy kiedyś...
- Skończ! Nie mogę, może innym razem, a teraz chciałabym żebyście opuścili mój pokój, muszę się jeszcze przygotować- Odparłam dając aluzję do tego by mnie zostawili samą.
- Armin, twoja siostra to straszna nudziara. Aż trudno mi powiedzieć, że jesteście rodzeństwem.
- Ma gorszy dzień, chodźmy lepiej zanim wyrzuci nas stąd siłą- Odpowiedział w między czasie  pociągając dziewczynę za rękę bym mogła w końcu zostać sama.
          Kolejny wykonany telefon do Nathaniela i kolejny brak odpowiedzi. Godzina dwudziesta pierwsza. W końcu zasnęłam, licząc po części na to, że obudzę się obok blondyna, który wyjaśnia mi wszystko i w uspakajającym geście głaszcze mnie po plecach. Tak nie było. Byłam sama, a nawet nie wiedziałam dlaczego. Ogarnęła mnie złość. Gwałtownie wstałam z łóżka. Miałam już dość czekania. Nawet jego rodzicie nie odbierali telefonu, a nie poniżę się na tyle by dzwonić do Amber. Ponownie podeszłam do okna. Tak jak wspominał Armin ta ''skromna impreza'' trwała w najlepsze. Nie byłam w stanie zliczyć osób się tam bawiących. Ale skoro mój chyba jeszcze chłopak mnie wystawił to dlaczego nie miałabym tam pójść i po prostu się zrelaksować? To jest całkiem dobry pomysł. Wychodząc ze swojego pokoju, sprawdziłam pozostałe pomieszczenia, by upewnić się że nikogo nie ma w domu. Dziwne... Nawet mama gdzieś zniknęła. Podeszłam do kuchennego blatu, wyjęłam z szuflady czerwony notesik i napisałam gdzie się znajduję. Narzuciłam na siebie czarną bluzę Alexego i podeszłam pod dom od teraz należącego do Państwa Harvey'ów. Nie musiałam nawet pukać, kiedy z miejsca zostałam pociągnięta za rękaw do środka.
- Alexy?! To ty też? Zapytałam zdziwiona.
- Dymitry mnie tutaj przyprowadził- Odrzekł, rozglądając się nerwowo.
- Myślałam, że chcecie ukryć wasz związek.
- Tak, to znaczy chcieliśmy, ale Dymitry tak bardzo nalegał. Powiedział, że zostanę bardziej zaakceptowany jeśli w końcu się ujawnimy.
- To ma sens, ale czy jesteś na to gotowy? Zapytałam obserwując brata.
- Nie wiem Gabi, naprawdę nie wiem, strasznie się boję...
- W takim razie zabierz Dimitriego do nas i spędźcie ten czas razem- Uśmiechnęłam się pocieszająco.
- A rodzice? Zapytał niepewnie.
- Nie ma nikogo w domu i chyba nie zanosi się na to by ktoś tam prędko wrócił, a nawet jeśli to zawsze możesz powiedzieć że Dymitry to twój kumpel i przyszliście pograć na konsoli Armina.
- Dobrze w takim razie pójdę go poszukać- Odparł pozostawiając mnie po chwili w holu pełnym nieznanych mi ludzi.
          Niepewnie podążając po znanych mi doskonale pomieszczeniach rozglądałam się w poszukiwaniu Castiela, Armina, albo kogokolwiek kogo znam. Jak na zawołanie przy mnie znalazła się Rozalia. Było na tyle głośno, że nie mogłam zrozumieć tego co do mnie mówi. W końcu zdenerwowana złapałam dziewczynę za rękę i pociągnęłam w kierunku ogrodu, gdzie choć przez chwilę nie słyszałam głośniej muzyki dobiegającej z wnętrza.
- Rozalia coś się stało? Zapytałam, kiedy dziewczyna patrzyła na mnie ze współczuciem i zrozumieniem.
- Chciałabym wiedzieć jak znosisz to wszystko- Odparła bez chwili wahania.
- To znaczy?
- No wiesz, po tym całym zerwaniu.
- Roz... Czy tobie już całkowicie alkohol uderzył do głowy?! Po jakim zerwaniu? Zapytałam z wypisaną na twarzy dezorientacją.
- Jak to? No przecież ty i Nathaniel już nie jesteście razem... Czy jesteście? Pogubiłam się już! Krzyknęła.
- Dalej nie mam pojęcia o czym mówisz.
- Nathaniel tutaj jest. Pije razem z twoim bratem i Irys. Z tego co zdążyłam usłyszeć to Nathaniel się o czymś dowiedział, tylko nie wiem o czym, a potem mówił że to już skończone i tak dalej- Opowiadała.
- Nathaniel się dowiedział... wyszeptałam, następnie pospiesznie wbiegłam do środka w poszukiwaniu blondyna. Nie wiedziałam czemu to robię... Skoro się dowiedział to na co ja liczę? I kto był na tyle inteligentny, by mu o tym powiedzieć? No tak, Castiel, bo przecież kto inny. Byłam wściekła, tak bardzo że zaczęłam płakać. Wciąż wbiegałam do pomieszczeń zanosząc się coraz większym płaczem. Inni uczestnicy domówki patrzyli na mnie jak na kretynkę. Co robić? Szukać go i próbować się wytłumaczyć, czy może uciec stąd jak najdalej i nigdy nikomu się nie pokazywać? Castiel i ja... To mój największy błąd w życiu jaki popełniłam.
- Co się dzieje? Usłyszałam, kiedy poczułam jak na kogoś wpadam. Powoli uniosłam głowę ku górze i zobaczyłam Castiela, który trzymał mnie za ramiona i lekko mną potrząsał.
Nie czekając na nic uderzyłam go w twarz. A potem zamarłam... Chłopak złapał się za policzek na którym widniał ślad po mojej dłoni.
- Ogarnij się dziewczyno! Krzyknął.
- Jak mogłeś mi to zrobić?!
- O czym ty mówisz do jasnej cholery?!
- Powiedziałeś Nathanielowi, o tym co sobie zaplanowałeś w tej swojej chorej głowie, jak mogłeś! Sama bym mu wszystko wyjaśniła! Nienawidzę Cię- Odkrzyknęłam, ponownie zamierzając się do uderzenia Harveya. Ten jednak złapał mnie mocno za rękę, a następnie wepchnął mnie do pokoju znajdującego się za nami, zamykając za sobą drzwi.
- Natychmiast mnie stąd wypuść! Krzyczałam.
- Zamknij się w końcu i mnie wysłuchaj! To nie ja powiedziałem Nathanielowi, nawet nie wiem czy mówimy o tym samym- Powiedział spokojnie, powoli do mnie podchodząc.
- Nie wykręcisz się! Nie tym razem- Powtarzałam wciąż płacząc- Lubisz się wtrącać tam gdzie nie powinieneś, prawda?
- On nie wie... nie ode mnie- Powiedział.
Jeśli czerwonowłosy mówi prawdę to oznaczałoby to, że jeszcze nie wszystko stracone? W takim razie o czym Nathaniel się dowiedział?
Otarłam pospiesznie łzy rękawem, a następnie zręcznie wyminęłam Harvey'a i opuściłam pomieszczenie. Wychodząc z niego zauważyłam Nathaniela, który zostaje wyprowadzony na zewnątrz przez mojego brata. Natychmiast wybiegłam za nimi.
- Boże, Nathaniel co się stało? Mówiłam, stojąc przy ledwo przytomnym blondynie.
- P-przepraszam- Odpowiedział, a następnie zwymiotował na buty Armina.
- Zabiję go! Krzyczał czarnowłosy, kiedy w końcu Nathaniel położył się bezwładnie na ziemi.
- Odkupię Ci te buty, ale pomóż mi zaprowadzić go do nas, proszę- Powiedziałam patrząc na Armina.
- Idę z wami- Dopowiedział Castiel, który mimowolnie znalazł się przy nas. Razem z Arminem złapali Nathaniela obejmując go w pasie i w taki sposób prowadzili go do naszego domu. Pomimo tak krótkiego dystansu Nathaniel zdążył po drodze zwrócić zawartość żołądka jeszcze dwa razy.
- Dobra, wali od niego na kilometr, trzeba go wrzucić do wanny to przynajmniej szybciej wytrzeźwieje- Stwierdził Armin, kiedy znajdowaliśmy się w przedpokoju.
- Możemy spróbować go utopić- Odpowiedział Castiel, przyglądając się blondynowi z założonymi rękoma na piersi.
- Zamknij się! Odparłam- Pójdę nalać wody do wanny, a wy w tym czasie przenieście go pod drzwi od łazienki- Nie napotkałam żadnego sprzeciwu...
         Pospiesznie weszłam na górę, przy okazji zatrzymując się przy pokoju Alexego. Zapukałam mocno do drzwi, by prosić brata o pomoc. Po chwili pojawił się w drzwiach. Za jego postacią ujrzałam najpewniej Dymitriego. Wyglądał jak prawdziwy Bóg. Jego długie brązowe włosy sięgające za pas, ciemnobrązowe oczy zrobiły na mnie wrażenie. Mój brat poznał prawdziwego mężczyznę, a co najlepsze! Jest z nim szczęśliwy. Delikatnie się uśmiechnęłam i wyjaśniłam bratu zaistniałą sytuację związaną z Nathanielem, oczywiście pomijając pewne szczegóły. Ten bez oporów podszedł do łazienki, gdzie wszyscy na niego czekali. Wchodząc do środka, przygotowałam ręczniki, a następnie nalałam wodę do wanny. Chłopcy w tym czasie usiłowali rozpiąć koszulę Nathanielowi co nie do końca szło po ich myśli.
- Dobra zostawicie to, sama się tym zajmę- Odparłam, kiedy widziałam jak wszyscy szarpią za guziki.
- Olać to. Wrzucimy go w ubraniach- Odpowiedział Armin, dając znać by reszta mu pomogła.
Po chwili mój chłopak leżał bezwładnie w wannie, a ja podtrzymywałam mu głowę. Wszyscy czekaliśmy w ciszy, aż w końcu Nathaniel się ocknie.
- Gdzie ja jestem? Usłyszałam chrapliwy głos blondyna, który powoli podnosił się o własnych siłach.
- Cii, nic nie mów- Odparłam.
Castiel w tym czasie prychnął z niezadowolenia a następnie opuścił mój dom, mówiąc coś jeszcze, że ma do ogarnięcia pijanych nastolatków przebywających po drugiej stronie ulicy.
Nathaniel sam, o własnych siłach wyszedł z wanny. Ja w tym czasie prosiłam Alexego by pożyczył mu ubrania, przez co w łazience zostaliśmy sami. Nathaniel zdjął mokre rzeczy, a następnie owinął się w ręczniki, które dla niego przygotowałam.
- Musimy porozmawiać Gabrielle- Odparł bardzo poważnym tonem, przez co dostałam gęsiej skórki...
















niedziela, 12 maja 2013

Rozdział VI ''Nadmiar smutku się śmieje. Nadmiar radości płacze''

- Jest coraz gorzej! Mamrotałam kiedy, widziałam jak chłopcy na boisku popadają w coraz większą depresję.
Obserwując wahający się wynik, popadałam w paranoje.
- Może powinnaś z nimi porozmawiać podczas przerwy? Zaproponował Nathaniel.
- To i tak nic nie da, już sam fakt że w przeciwnej drużynie jest Zelon świadczy o porażce naszej szkoły- Odpowiedziałam.
- Jaki Zelon? Skąd go znasz? Zapytał Nathaniel, wpatrując się wielkimi, niebieskimi oczami w moją postać.
- Zelon to ksywka. Nikt nie ma pojęcia jak chłopak się naprawdę nazywa. Tak czy inaczej to godny przeciwnik Dajana, raz udało mi się z nim konkurować i zostałam bez szans. To chłopak maszyna, nie mam pojęcia jak można pokonać jego taktykę- Mówiłam obserwując Zelona, który zabawiał publiczność w czasie przerwy. Cyniczny uśmiech nie schodził mu z twarzy. Nie zmienił się od naszego ostatniego spotkania.
Po chwili napotkałam wzrokiem Castiela, który najprawdopodobniej mnie wołał. Pospiesznie wstałam i podeszłam bliżej boiska.
- O co chodzi? Zapytałam, kiedy znalazłam się przy Castielu.
- Trener uważa, że to przez brak dopingu...- Odpowiedział.
Powoli rozejrzałam się dookoła. Faktycznie, w zupełności nikt nie dopingował naszej drużynie. Z naszej strony panowała absolutna cisza...
- Wpadłem na pewien pomysł i jesteś mi do tego potrzebna- Kontynuował czerwonowłosy.
- Jaki pomysł? Zapytałam, a w moich oczach pojawiły się małe iskierki.
- Na samym końcu sali, wchodząc po schodach, znajdziesz się dokładnie nad salą, czyli w szkolnym radiu. Pójdziesz tam z kilkoma osobami i zrobicie doping. Rozbawicie towarzystwo na trybunach. Mogę na Ciebie liczyć? Zapytał, kiedy dalej obserwowałam wejście do szkolnego radia.
- No dobra! Postaram się- Odpowiedziałam z entuzjazmem.
Przybiliśmy piątkę na pożegnanie i poszłam szukać swoich koleżanek z którymi dotychczas nie miałam okazji rozmawiać. Stojąc przy wejściu na trybuny, gdzie siedzieli uczniowie z naszej szkoły gorączkowo rozglądałam się za dość barwną postacią naszego Liceum, a mianowicie Rozalią, która powinna się wyróżniać swoimi długimi, srebrnymi włosami. Nie pomyliłam się. Dziewczyna siedziała znudzona, oglądając gazetę, dokładnie na samej górze.
- Roza! Krzyknęłam.
Dziewczyna rozglądała się w poszukiwaniu osoby, która ją woła.
- Tutaj na dole! Pomachałam jej i po chwili dziewczyna mocno mnie przytuliła.
- Myślałam, że się do mnie nie odzywasz! Powiedziała, kiedy w końcu mnie puściła.
- Nie to nie tak, po prostu nie miałam czasu się ze wszystkimi przywitać! Zmieniłaś się! Co zrobiłaś z ubiorem? Zapytałam zaciekawiona, kiedy moja była przyjaciółka ubrana była w długie wiktoriańskie kozaki, krótką, białą sukienkę z nałożoną kamizelką podcinaną pod biustem, oraz odchodzący od kamizelki płaszcz, sięgający do ud dziewczyny, rozcięty na dwie połowy. Podobne noszą pianiści na ważnych występach.
- Och no wiesz... Moda się zmienia, poza tym teraz mam wzięcie na styl Wiktoriański- Odpowiedziała z entuzjazmem.
- Chciałabym jeszcze chwilę z tobą porozmawiać i dowiedzieć się co się zmieniło przez ten czas, kiedy mnie nie było, ale bardzo, ale to bardzo potrzebuję pomocy- Powiedziałam, łapiąc dziewczynę za rękę i powoli zaciągając ją do szkolnego radia.
- O co chodzi? Zapytała zdezorientowana.
- Musimy rozgrzać widownie. W tym celu wejdziemy do szkolnego radia, włączymy muzykę, a potem wybiegniemy na trybuny i zaczniemy dopingować! Odpowiedziałam, choć sama nie wiedziałam dlaczego to robię i czy nawet się odważę na coś takiego.
- Świetnie, w takim razie, musimy jeszcze znaleźć Sucrette i Iris!
- Sucrette? To jakaś nowa uczennica? Zapytałam zdezorientowana.
- Kiedy ty wyjechałaś do Francji, Su właśnie stamtąd przyjechała... Rok się skończył, ty wróciłaś, a ona postanowiła zostać. Tylko błagam Cię, nie obrażaj jej intelektu. Jest trochę dziecinna, ale uwierz mi, czasami ma dobre pomysły.
- Dobrze, w takim razie poszukaj tej całej Su, a ja pogadam z Iris i spotkamy się przed wejściem do radia. Tylko Rozalia! Błagam pospiesz się, to ma być szybka akcja! Krzyknęłam do oddalającej się Rozy.
- Oczywiście! Odkrzyknęła w odpowiedzi.
Rozglądałam się nerwowo w poszukiwaniu Iris. Wiedziałam jak wygląda, tylko mój problem stanowił fakt, iż nigdy z nią nie rozmawiałam. Miałam tak po prostu podejść? I co mam jej powiedzieć? Nieciekawa sytuacja.
          Znalazłam ją. Siedziała samotnie, niedaleko mnie, w pierwszym rzędzie. Z niepewnością i lekkim strachem postanowiłam do niej podejść. Stanęłam na wprost niej, a ona nawet nie zwróciła na mnie uwagi.
- Przepraszam, Iris? Zapytałam.
Dziewczyna nawet nie odpowiedziała. Wyglądała jakby płakała.
- Nie zwracaj na nią uwagi, ma gorszy dzień- Odpowiedziała jej koleżanka.
- W porządku, chciałam tylko zapytać czy byłaby w stanie nam pomóc...- Nie dokończyłam zdania, gdyż Iris lekko mnie odepchnęła i wybiegła z sali gimnastycznej zanosząc się płaczem.
- Przepraszam za nią, ale odkąd nie układa jej się z Castielem... Przepraszam, lepiej pobiegnę za nią- Odpowiedziała czarnoskóra i również opuściła salę.
- Nie układa jej się z Castielem? Ty parszywa gnido! Pomyślałam, kiedy spojrzałam na rozbawionego czerwonowłosego, siedzącego na ławce. Przerwa jeszcze trwała, a ja już miałam ochotę opuścić szkołę i uciec od tego całego misternego planu działania. Jak on mógł?! Ze mną! A jeśli ona wie?! A jeśli Nathaniel się dowie?! Powtarzałam w myślach popadając w histerię. Jaka ja jestem żałosna- Syknęłam.
          Podeszłam do schodów na które bezwładnie opadłam. Czekałam pod szkolnym radiem na dziewczyny. W końcu je zobaczyłam.
- Gabi, poznaj Su- Powiedziała Rozalia, przedstawiając nas sobie.
Podałyśmy sobie dłonie na przywitanie i ponownie usiadłam.
- A gdzie Iris? Zapytała Roza.
- Dowiedziałam się tylko tyle, że ma gorszy dzień i raczej nie jest w stanie nam pomóc- Odpowiedziałam bez entuzjazmu.
- Och, jak mogłam zapomnieć! Krzyknęła srebrnowłosa.
- Zapomnieć o czym? Zapytałam, wpatrując się wnikliwie w dziewczynę.
- Bo widzisz... kiedy wyjechałaś....Castiel chciał Ci zrobić na złość i związał się Iris- Mówiła to wszystko z wielkim trudem.
- Ej ej ej! Moment bo nie rozumiem! Przecież to ja byłam zauroczona Castielem, więc dlaczego ta czerwona małpa chciała mi zrobić na złość?! Krzyknęłam.
- Chyba nie do końca tak było, skoro po twoim wyjeździe odseparował się od całej szkoły. Poza tym Gabi... Nawet wtedy gdy miałaś okulary i aparat na zębach, byłaś całkiem atrakcyjną dziewczyną w szkole. Taka bezradna. Castiel cały czas Ci dokuczał pamiętasz? Lubił Cię skoro, spędzaliście ze sobą mnóstwo czasu.
- Może masz racje, ale wtedy Castiel tak strasznie mnie upokorzył! Dziwię się czemu nadal z nim rozmawiam.
- Dalej wspominasz ten głupi zakład? Nie wiedziałam że jesteś aż tak pamiętliwa.
- Oj Roza, jeszcze dużo rzeczy o mnie nie wiesz... Dobra skończmy ten głupi temat i po prostu weźmy się do roboty! Krzyknęłam z entuzjazmem i podbiegłam do drzwi od szkolnego radia.
Ostrożnie weszłam do środka. Na całe szczęście nikogo tam nie było, więc pospiesznie przywołałam dziewczyny do siebie.
- Dobrze, że zabrałam ze sobą to! Powiedziała Rozalia, wyciągając z torby swoje mp3.
Podłączyłyśmy je do urządzeń i już po chwili w sali rozbrzmiewała głośna muzyka.
Wszyscy spojrzeli w stronę radia. Castiel tylko wzruszył ramionami i czekał na naszą dalszą akcje.
- Dziewczyny, to co macie na sobie... mogę to troszkę pociąć? Zapytała rozbawiona srebrnowłosa z nożyczkami w dłoni.
Spojrzałam na wystraszoną Su, która również nie rozumiała zamiarów naszej pokręconej koleżanki.
- Roza? Co chcesz zrobić z tymi nożyczkami? Zapytałam podejrzliwie.
- Och, no wiesz... Podciąć troszkę tutaj i tutaj- Powtarzała, dotykając moich ubrań- To jak będzie? Ponowiła pytanie z typowym błyskiem w oczach.
- Jak za starych dobrych czasów! Powiedziałam ze śmiechem, pozwalając przyjaciółce brać się do roboty.
- To na pewno bezpieczne? Pytała Su, kiedy nadeszła jej kolej.
- Oczywiście! Wyskoczymy na trybuny, troszkę rozbawimy towarzystwo, a żeby było zabawnej musimy wyglądać bardziej seksownie! Krzyknęła Rozalia, kiedy już zdejmowała bluzkę z zdezorientowanej brunetki.
Moje miętowe rurki, z wysokim stanem stały się krótkimi spodenkami, ledwo zasłaniającymi pośladki, natomiast granatowa, zwiewna koszulka została podcięta, prawie pod sam biust. Rozpuściłam włosy, które sięgały mi do pasa. Dobrze że miałam koturny. Nie potrafiłam się przyzwyczaić do obecnego wizerunku, ale kiedy była ze mną Roza cały strach ze mnie uleciał. Dlatego właśnie uwielbiałam spędzać z nią wolne chwile.
- Świetnie! Wyglądacie jak prawdziwe...
- Nie kończ Roza! Wiemy jak wyglądamy- Przerwałam dziewczynie, a następnie wszystkie wybuchłyśmy śmiechem. Su wyglądała z nas najlepiej. Jej długie spodnie, również stały się krótkimi spodenkami, do tego była w samym staniku, z narzuconą marynarką na ramiona, natomiast Rozalia, zrzuciła zwój kubraczek, zdjęła sukienkę formując z niej spódniczkę i również występowała w samym staniku. Kiedy Dyrektorka to zobaczy, chyba przestanę być jej ulubienicą. Czasami jednak warto się poświęcić, w końcu raz się żyje...
          W ten sposób wybiegłyśmy na trybuny zachęcając wszystkich do dopingu. Skakałyśmy do rytmu muzyki. Wszyscy na nas patrzyli. Uchwyciłam spojrzenie Castiela, który patrzył na mnie z satysfakcją, a jego wzrok mówił '' To moje dzieło'', widziałam również zaskoczonego Armina, oraz jego kolegów z drużyny, którzy wręcz ślinili się na nasz widok. Drużyna przeciwna była całkowicie zdezorientowana.  Zelon mnie rozpoznał, chyba nie mógł uwierzyć w to co widzi. Trybuny szalały. Wszyscy nam pomagali w dopingu. Widziałam rozżalonego Nathaniela, który pospieszne opuścił salę gimnastyczną, wraz z Melanią. Miałam ochotę za nim wybiec, ale nie mogłam. Musiałam dokończyć to co zaczęłam. Przeklęta Melania pewnie go teraz będzie pocieszać- Karciłam się w myślach.
          Chłopcy rozpoczęli mecz, oczywiście z małą pomocą widowni i nas. Do końca meczu zostało sześćdziesiąt sekund. Armin i Castiel co chwilę podawali sobie piłkę i biegli w kierunku kosza przeciwników. Wystarczył by rzut za trzy punkty i wychodzimy na prowadzenie. Ostatecznie przy piłce został Castiel. Szykował się do rzutu. Podskoczył i... trafił! Szkoła Słodki Amoris świętuje dzisiaj zwycięstwo!
Wszyscy na trybunach szaleli ze szczęścia, a my z dziewczynami zrobiłyśmy typowy przyjacielski uścisk! Było naprawdę warto. Widziałam wkurzonego Zelona, który rzucał przekleństwami w kierunku Castiela. Jeszcze trochę i dojdzie do bójki. Na całe szczęście trener ze wszystkim sobie poradził i rozdzielił chłopaków, którzy wyszli świętować na dziedzińcu, a za nimi wszyscy uczniowie, łącznie z nami.
- Gabi, nie spodziewałem się tego po tobie! Powiedział Armin mocno mnie przytulając, kiedy udało mi się podejść do niego.
- Sama się tego po sobie nie spodziewałam!  A teraz błagam, musisz mi coś dać do przebrania, jeśli rodzice mnie zobaczą w takim stanie, to mogę się wyprowadzić! Jeszcze trochę i zaraz wyskoczą mi pośladki! Powtarzałam skrępowana.
- Już w porządku! Chodź do szatni, założysz moją koszulkę, ale z dołem będziesz jakoś musiała sobie poradzić bo nie posiadam żadnych damskich spodni- Odpowiedział ewidentne rozbawiony.
- Niech będzie.
          Kiedy wyszłam z szatni, w czarnej koszulce Armina, którą włożyłam do spodenek, postanowiłam udać się do pokoju gospodarzy, gdzie z pewnością zastanę Nathaniela. Nie chciałam, aby się na mnie złościł. Poza tym jeśli uda mi się wyjść z nim dzisiaj wieczorem, to chcę mu powiedzieć o zajściu z Castielem. Tak postanowiłam.
- Nathaniel, mogę wejść? Pytałam, kiedy pukałam do drzwi.
W końcu chłopak postanowił mnie wpuścić. Usiadłam na fotelu przy jego biurku i cały czas na niego spoglądałam. Blondyn mnie ignorował, ponieważ przekładał dokumentację szkolną.
- Możemy porozmawiać? Zapytałam, kiedy w końcu udało mi się go złapać za dłoń.
- O czym chcesz rozmawiać? Zapytał ewidentnie znudzony.
- Jesteś na mnie zły, nie chciałam by Cię to uraziło. Po prostu Castiel...
- Tak tak! Castiel Cię poprosił, a ty oczywiście się zgodziłaś! Przerwał mi.
- Owszem poprosił mnie, ale tylko o to bym zebrała dziewczyny i coś wykombinowała. Sam widziałeś że nie wyglądało to za ciekawie. Przepraszam Nathaniel- Odpowiedziałam.
- Nie mogłem znieść tych okrzyków, zalotnych spojrzeń w twoim kierunku. Wszyscy kolesie się na Ciebie patrzyli!
- Nathaniel, tam była też Roza i Su...
- To nieistotne! Ty jesteś moją dziewczyną i powinnaś świecić przykładem dla mojego dobra! Krzyczał- Dlaczego nie możesz być taka jak Melania?
- Dlatego, że kochasz mnie taką jaką jestem i nie zmienię się, a co lepsze! Nie żałuję tego całego występu, bo świetnie się bawiłam! Jeśli chcesz, to proszę bardzo, Melania bardzo się ucieszy na wieść o naszym zerwaniu i z pewnością będzie idealną pocieszycielką! Krzyknęłam, a następnie gwałtownie wstałam i chciałam szybko opuścić pokój, jednakże Nathaniel złapał mnie za rękę i mocno do siebie przytulił.
- Nie chcę Melanii, chcę Ciebie, bo to Ciebie kocham a nie ją- Szeptał, głaskając mnie po włosach.
- Skoro tak, to nigdy mnie do niej nie porównuj, bo nie stanę się taka jak ona.
- Przepraszam, ale jestem tak strasznie zazdrosny...
- Kocham Cię Nathaniel, nie zapominaj o tym- Odpowiedziałam, a następnie pocałowaliśmy się namiętnie.










środa, 27 marca 2013

Rozdział V ''Szczerość to nie wada, natomiast kłamstwo to zdrada''

            Wokół panuje cisza uśpionego osiedla, a Ja w środku tej ciszy, z kubkiem słodkiej i mocnej herbaty, siedziałam przy oknie i obserwowałam  jak budzi się słońce. Zegarek wskazywał godzinę czwartą osiemnaście. Nie mogłam spać. Przez cały czas przewracałam się z boku na bok. Sytuacja z Castielem... Nie wiedziałam co o tym myśleć. Przez ten pocałunek w pewnym stopniu zdradziłam swojego chłopaka. Miałam wyrzuty sumienia. Zadawałam sobie pytania, na które nie mogłam znaleźć odpowiedzi, chociażby dlaczego nie odepchnęłam Castiela i dlaczego nic z tym nie zrobiłam. Odłożyłam czerwony kubek na parapet i otworzyłam okno, by odetchnąć świeżym powietrzem, wypełnionym  lekkim chłodem. Jest ciemno. Owiane lekką mgiełką obłoków niebo jeszcze śpi, ale zza chmur nieśmiało wyłania się pierwszy promyk światła, by za chwilę uwolnić z harmonii ciemności pierwszą smugę wschodzącego słońca.
- Muszę to zakończyć- Powiedziałam.
          Nie dane, było mi popaść w błogi sen, który tymczasowo wprowadziłby pustkę do mojej głowy i uwolnił mnie od rozmyśleń, dlatego postanowiłam wziąć zimny prysznic i przygotować się do szkoły. Chłodne kropelki wody, spływające po moim ciele sprawiały, że przechodziły mnie dreszcze. Zaczynałam trząść się z zimna, jednakże chciałam tak wytrwać do końca. Zaczynałam szczypać się po dłoniach. Myślałam, że to wszystko to okropny koszmar, z którego powinnam się wybudzić. Po chwili uświadomiłam się, że to okrutna rzeczywistość z którą muszę się zmierzyć. Czułam jak stoję przed drogowskazem, nie mogąc wybrać odpowiedniej drogi. Powiedzieć Nathanielowi i zakończyć znajomość z Castielem? Czy może trwać w tym niepewnym stanie i oszukiwać samą siebie? Tylko takie pytania kłębiły się w moim umyśle.
- Co Ja najlepszego zrobiłam...- Powiedziałam, cichutko szlochając.
Niepewnie wyszłam z łazienki i skierowałam się do garderoby. Dzisiaj był poniedziałek. Jedyny dzień, kiedy nie musiałam zakładać szkolnego mundurka. Mimowolnie otworzyłam szafę z której wyjęłam miętowe spodnie z wysokim staniem, oraz satynową, zwiewną koszulkę na szerokich ramiączkach w odcieniach grantu. W Wielkiej Brytanii najbardziej dotkliwe okazują się częste deszcze, szare chmury, brak słońca, silne wiatry i niskie temperatury, jednakże dzisiejsza pogoda stanowiła wyjątek postępującej monotonności.
Włosy spięłam w niedbałego koka. Lekki makijaż zakrył sińce pod oczami, a tusz do rzęs, oraz eyeliner podkreśliły moje dwukolorowe oczy. Rodzice zawsze śmiali się, że oko, wpadające w odcień jasnego błękitu odziedziczyłam po tacie, natomiast drugie, mieniące się złotem po mamie.
Wchodząc do swojego pokoju zauważyłam czarną koszulkę czerwonowłosego, przewieszoną przez krzesło, którą pożyczył mi, będąc u niego. Niedbale wrzuciłam Ją do torby. Zaczynałam drżeć na samą myśl o konfrontacji z Harveyem.
Powoli zwlekłam się po schodach, kierując się ku jadalni, w której cała rodzina spożywała posiłek. Ostrożnie odsunęłam krzesło i zajęłam miejsce obok Alexego.
- Dzień dobry- Powiedziałam.
- Dzień dobry- Odpowiedział surowo ojciec.
- Co zjesz na śniadanie? Zapytała mama.
- Dziękuję, ale nie jestem głodna.
- Musisz coś zjeść, dzisiaj jest mecz koszykówki. Potrzebujemy twojego dopingu! Powiedział Armin.
- Nie mam apetytu- Odpowiedziałam beznamiętnie.
Bracia spojrzeli na siebie zmartwionym wzrokiem.
- Lepiej już pójdę- Powiedziałam.
- Zaczekaj, dokończymy jeść i pojedziemy wszyscy razem- Stwierdził Alexy.
- Nie, chciałabym się przejść. Do zobaczenia w szkole- Odpowiedziałam, a następnie skierowałam się do przedpokoju. Narzuciłam na siebie czarną kurtkę sięgającą do bioder, by po chwili opuścić domostwo.

* * *

Wszystko w porządku? Zapytał Nathaniel, kiedy zobaczył mnie błąkającą się po szkole. 
- T-tak, a dlaczego miało by nie być? 
- Nie wiem, przyznaje, że zachowujesz się nad wyraz dziwnie- Odpowiedział zmieszany. 
- Po prostu się nie wyspałam- Wymusiłam delikatny uśmiech. 
- Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór? Zapytał trzymając mnie za dłonie. 
- N-nie. Dlaczego pytasz? 
- Chciałbym Ci pokazać jedno miejsce- Odpowiedział. 
- Przecież mam szlaban...
- Spokojnie. Porozmawiam z twoimi rodzicami. Z pewnością się zgodzą- Uśmiechał się przy tym tak promiennie, że nie byłam mu w stanie odmówić. 
- Nathaniel, pospiesz się! Krzyknęła Melania  z pokoju gospodarzy- Mamy jeszcze tyle rzeczy do zrobienia!
- Już idę! Odkrzyknął blondyn- Przyjadę po Ciebie o osiemnastej, dobrze? Zapytał. 
- D-dobrze- Odpowiedziałam. 
- Do zobaczenia później! Powiedział, całując mnie w czoło. 
Podeszłam do swojej szafki, sprawdzając przy okazji plan lekcji na jutrzejszy dzień. Dzisiejsze zajęcia zostały odwołane z powodu meczu koszykówki. Jednakże pani Dyrektor wymagała obecności uczniów w szkole. Nie chciałam mieć obniżonej frekwencji, dlatego też musiałam wytrzymać do końca. 
          Wędrowałam po opustoszałych, szkolnych korytarzach, kiedy poczułam, że na kogoś wpadam. Chłopak złapał mnie za rękę pociągając w głębszą część korytarza. Kiedy byliśmy na samym końcu, pocałował mnie namiętnie w usta. 
- Musimy porozmawiać Castiel- Powiedziałam, przerywając pocałunek. 
- Znam jedno miejsce, gdzie nikt nam nie przeszkodzi...
 Złapał mnie mocno za dłoń i już po chwili znajdowaliśmy się przy wejściu na szkolny dach. Chłopak wyjął klucze z kieszeni, a następnie otworzył masywne drzwi, zapraszając mnie do środka. 
- To na pewno bezpieczne? Nie chcę mieć kłopotów...- Powtarzałam.
- Wszyscy są zajęci przygotowaniem do meczu koszykówki. Nikt nie zauważy brakującego kompletu kluczy- Odpowiedział spokojnie. 
- Nathaniel jest bardzo spostrzegawczy. Kiedy się zorientuje... 
- Nie panikuj! Parsknął.
Chwiejnym krokiem podeszłam do krawędzi dachu. Niespiesznie spojrzałam w dół, gdzie widziałam uczniów, oraz nauczycieli wchodzących do sali sportowej.
- Więc najpierw chciałabym oddać twoją koszulkę- Powiedziałam odwracając się w stronę Castiela, który stał za mną.
- To akurat najmniej ważne... O czym chcesz porozmawiać? Zaczynał się niecierpliwić.
Chciałam rozpocząć przemówienie, które już dawno powtarzałam w myślach, kiedy ciszę panującą między nami przerwał dźwięk telefonu wydobywający się z kurtki czerwonowłosego.
- Zaczekaj chwilę- Powiedział, odchodząc na bok.
- Nie spiesz się...
Zestresowana usiadałam, co chwilkę zerkając na Harveya, który wręcz krzyczał do telefonu. Gdyby mógł z pewnością rozbiłby go o pobliską ścianę. Z dezaprobatą pokręciłam głową, a następnie przeniosłam swój wzrok na błękitne niebo, wypełnione całkowicie, jasnym światłem znanym pod postacią Słońca.
- Coś nie tak? Zapytałam, kiedy chłopak usiadł obok mnie.
- To nic takiego. Więc?
- Wysłuchaj mnie uważnie, bo nie mam zamiaru się powtarzać- Zaczęłam ostro- Nie życzę sobie twoich niespodziewanych pocałunków, dziwnych propozycji, ani niczego co z Tobą związane. Nigdy się mną nie interesowałeś w ten sposób. Mieszkam tutaj całe życie. Owszem, gdyby coś było między nami przed tym nieszczęsnym wyjazdem z pewnością zastanowiłabym się nad twoją dziwną ''propozycją'' o ile mogę tak to nazwać... Nie wykazałeś żadnej inicjatywy, więc w tym wypadku automatycznie jesteś na przegranej pozycji. Nie życzę sobie byś wchodził nieproszony z buciorami w moje życie. I chyba jak sam rozumiesz lepiej by było jeśli przestaniemy się ze sobą kontaktować w jakikolwiek sposób. Nie potrzebuje kolejnego pożal się Boże ''przyjaciela'' który będzie mnie wspierać w trudnych chwilach. Obecnie jest Nathaniel, którego kocham, który kocha mnie i mam zamiar mu powiedzieć o tym co zaszło między nami. Może ze mną zerwie, może nie, ale zrobię to, gdyż muszę oczyścić swoje sumienie. Zrozumiałeś?!
- Śmieszna jesteś- Powiedział, zapatrzony we mnie z wielką fascynacją, która aż tryskała z jego ciemnych oczów.
- Ach! Nienawidzę Cię, jesteś zwykłym zakłamanym gburem! Krzyknęłam.
- Dziękuję za ten zacny komplement- Uśmiechał się cynicznie.
- Raczysz cokolwiek dodać do mojego wymienionego wcześniej monologu? Zapytałam.
- Nic a nic. Będzie jak zechcesz- Odpowiedział, w między czasie odpalając papierosa- Chcesz? Zapytał podając mi paczkę.
- Nie dziękuję, nie palę- Powiedziałam oburzona.
- Skoro wszystko tolerujesz to pozwól że sobie pójdę- Dodałam po chwili, wstając i otrzepując się z prowizorycznego piachu.
- Droga wolna- Mówił, mocno się przy tym zaciągając.
- Żegnam- Odpowiedziałam, a następnie skierowałam się ku schodom.
- Do zobaczenia!

* * *

Natychmiastowo wyszłam na dziedziniec i skierowałam się do hali sportowej. Na całe szczęście nie spóźniłam się na mecz. Pospiesznie weszłam na trybuny i zajęłam miejsce obok Nathaniela, oraz Melanii.
- Gdzie się podziewałaś? Szukałem Cię- Zapytał smutno blondyn.
- Przepraszam, musiałam z kimś porozmawiać... Teraz będzie tylko lepiej- Przytuliłam się mocno do chłopaka.
Mozolnie spojrzałam na Melanię która z dezaprobatą piorunowała mnie wzrokiem. Wyczułam zazdrość, nasączoną jadem żmii, którym najchętniej by mnie opluła. Już od jakiegoś czasu podejrzewałam że ciemnowłosa ulokowała uczucia w Nathanielu, chodzącym ideale. Jedyną przeszkodą jaka stała na drodze do jej szczęścia byłam Ja... Z przemyśleń wyrwały mnie krzyki dziewczyn, które gorączkowo piszczały, gdy na boisko wbiegli chłopcy z drużyny na rozgrzewkę. Przymrużyłam lekko oczy. W drużynie zauważyłam Armina, który jak zwykle popisywał się swoimi umiejętnościami koszykarskimi, oraz Castiela naśmiewającego się z mojego brata. Niedaleko nich stał Dajan- szkolna gwiazda sportu, który ze spokojem wysłuchiwał pouczeń trenera. Wysoki, czarnoskóry chłopak z afro na głowie cieszył się nie małym powodzeniem wśród przedstawicielek płci pięknej. Jego wysportowana sylwetka dawała o sobie znać dzięki zwiewnej, sportowej koszulce, która od czasu do czasu ukazywała fragmenty ciała chłopaka.
Prychnęłam z niezadowolenia.
- Castiel jest przystojniejszy- Pomyślałam.
Natychmiastowo odgoniłam od siebie tę myśl, oraz kilka podobnych. Jeszcze piętnaście minut temu byłam gotowa go zabić nawet za cenę własnej edukacji. Mogłabym to zrobić zwykłym kamieniem, bądź patykiem. Każdy przedmiot w zasięgu mojego wzroku byłby w stanie zrobić mu krzywdę, a w szczególności kiedy kierowała mną złość i nieopanowanie. W takich sytuacjach byłam zbyt impulsywna.
- Przepraszam Nathaniel, chciałabym życzyć szczęścia braciszkowi- Powiedziałam, by po chwili skierować się  do szatni chłopców.
- Tylko uważaj na siebie- Odpowiedział.
- Jak zawsze skarbie- Uśmiechnęłam się lekko i ruszyłam z miejsca.
Po nie dłuższej chwili znajdowałam się przed szatnią chłopców. Lekko zapukałam do drzwi z nadzieją, że nikt tego nie usłyszy. Jednakże drzwi otworzył mi Dajan. Po chwili na jego usta wdał się promienny uśmiech.
- Co Ty tutaj robisz? Zapytał.
- Przepraszam, ale mógłbyś zawołać Armina? Zapytałam.
- Może po prostu wejdziesz...- Odpowiedział otwierając przy tym szerzej drzwi.
Niepewnie weszłam do środka. Powietrze w środku dusiło swoim intensywnym zapachem potu, oraz śmierdzących butów i skarpetek, pomimo otwartego okna na oścież. Niemożliwością było wstrzymanie oddechu, dlatego też musiałam się trochę poświęcić. Przy ścianach w szatni znajdowały się szafki, podobne do szafek ulokowanych w szkole, oraz ławki na których siedzieli niektórzy członkowie drużyny.  Praktycznie większość z nich paradowała bez koszulek w pomieszczeniu, przez co się delikatnie zarumieniłam. Gdybym nie miała związanych włosów, z pewnością okryłabym nimi twarz...
- Armin, ktoś do Ciebie! Krzyknął czarnoskóry.
Wszyscy chłopcy spojrzeli w moją stronę. Zaczęły się delikatne pogwizdywania. Naprężali swoje mięśnie w dziwnych pozach.
-Czyżby to kolejny z serii taniec godowy?  Pomyślałam, a następnie wybuchłam gromkim śmiechem.
- Kto to? Usłyszałam głos brata, który wyłonił się części prysznicowej.
- Nie powinnam tutaj wchodzić- Powtarzałam w myślach.
- Armin, nie chwaliłeś się że wyrwałeś taką laskę! Krzyknął jeden z członków drużyny.
- Idioto! To moja siostra...- Powiedział sarkastycznie.
- A ma chłopaka?! Krzyknął ktoś inny.
- Ja tutaj cały czas jesteeem- Mówiłam pod nosem.
Czarnowłosy tylko zaklął  siarczyście, a następnie podszedł do mnie.
- Co jest? Zapytał niepewnie.
- Chciałam życzyć Ci powodzenia- Uśmiechnęłam się szeroko- I wam też- Skierowałam się do innych.
 Brat patrzył na mnie zdezorientowany.
- Misiaczek z braciszkiem! Krzyknął, a następnie mocno mnie przytulił, podnosząc do góry. Musiało wyglądać to bardzo komicznie.
- Zachowuj się! Krzyknęłam na brata.
- Tylko mamy Cię słyszeć na dopingu! Krzyknęli chłopcy.
- Się rozumie- Odpowiedziałam, a następnie wyszłam.







środa, 20 marca 2013

Rozdział IV ''Nie umiemy przewidywać najistotniejszego. Każdy z nas zaznał w życiu naj­większych radości wtedy, kiedy nic ich nie zapowiadało''

- Gabi, wstawaj! Dzwoniła do mnie mama i kazała nam się pospieszyć, chyba coś się stało- Usłyszałam  brata, który mnie lekko poszturchiwał.
Niepewnie otworzyłam oczy. Powoli uniosłam się na łokciach, aż w końcu usiadłam na kanapie. Spojrzałam na zegarek, na którym widniała godzina dziesiąta trzydzieści.
- Faktycznie, zasiedzieliśmy się- Wyszeptałam.
Mimowolnie spojrzałam na telefon, który leżał obok mnie. Piętnaście połączeń nieodebranych od mamy i dwadzieścia dwa od Nathaniela wprawiły mnie z zakłopotanie. Musiałam mieć naprawdę, wyjątkowo mocny sen.
- Napij się kawy- Powiedział czerwonowłosy, podając mi kubek.
- Dzięki. Gdzie są dziewczyny? Zapytałam, gdyż nikogo poza nami nie zauważyłam w salonie.
- Zebrały się jakieś dwie godziny temu- Odpowiedział Armin- pamiętasz cokolwiek z wczorajszego wieczora?
- Nie jestem nałogowym alkoholikiem jak Ty, więc oczywiście że pamiętam- Odpowiedziałam sarkastycznie.
- To pewnie pamiętasz, jak całowaliśmy się na środku pokoju- Powiedział Harvey, uśmiechając się demonicznie.
- Że co?! Krzyknęłam, opluwając się przy tym kawą.
- Hahaha, żartowałem. Byłem ciekawy twojej reakcji.
- Dziękuję Castiel, za wspaniałomyślne wyczucie czasu. Przez Ciebie mam brudną koszulkę.
Chłopcy parsknęli śmiechem, choć nie widziałam w tym nic zabawnego. Spojrzałam na nich, mierząc ich srogim wzrokiem.
- Jeśli chcesz, to możesz wziąć prysznic- Stwierdził czerwonowłosy.
- Prysznic prysznicem, ale co z koszulką?
- Wybierzesz sobie coś.
- W takim razie gdzie jest łazienka? Zapytałam.

* * *
- Zastanawiam się co na naszym podjedzie robi samochód twojego blondaska... - Powiedział Armin. 
- Coś tu jest nie tak- Powiedziałam. 
- Przestań się tak trząść, to pewnie nic strasznego. 
- Łatwo powiedzieć, a jeśli wszystko się wydało? Zapytałam niepewnie. 
- Nie ma szans, nikt nas przecież nie widział. 
- Lepiej żebyś miał rację...
Wyjęłam klucz z kieszeni spodni i wsadziłam do zamka drzwi wejściowych. Nie zdążyłam go przekręcić, kiedy w progu stał Ojciec. Powoli weszliśmy do przedpokoju. Tata cały czas stał za nami i przekręcał głową na boki, najpewniej z niedowierzania. Skierowaliśmy się ku schodom. 
- Gabrielle! w tej chwili do salonu! Powiedział surowo Ojciec. 
Spojrzałam na Armina, który już zdążył wejść do swojego pokoju. Nie miałam pojęcia o co może chodzić, przez co zaczynałam coraz bardziej panikować. 
- Nathaniel? Zapytałam, kiedy przekraczając próg zobaczyłam swojego chłopaka- Co Ty tutaj robisz? Myślałam, że widzimy się dopiero wieczorem. 
Chłopak spojrzał na mnie. Nie potrafiłam rozszyfrować jego emocji. Jego oczy wyrażały rozczarowanie, smutek. Nie wiedziałam jak to zinterpretować. 
Usiadłam na kanapie, obok blondyna. Na wprost nas miejsce zajmowali rodzicie, którzy cały czas mnie obserwowali. 
- Gdzie byłaś? Zapytała zdenerwowana rodzicielka. 
- U Melanii- Odpowiedziałam jąkając się. 
- Kłamiesz- Stwierdził Nathaniel. 
- Słucham? A niby dlaczego miałabym kłamać? 
- Chociażby dlatego, że też tam byłem, i nigdzie nie zauważyłem twojej obecności- Odpowiedział blondyn. 
- Pytam jeszcze raz, gdzie byłaś?! Stanowczo zapytał tata. 
- Na koncercie... 
- Gdzie?! Krzyknęli wszyscy. 
- No na koncercie... 
- Jakim prawem pojechałaś na koncert bez naszej wiedzy, oraz zgody?! Krzyknął Ojciec, który gwałtownie wstał z fotela. 
- Przepraszam- Powiedziałam cicho. 
Poczułam jak do oczu napływają mi łzy, które powoli spływały po moich policzkach. Czułam upokorzenie, oraz wstyd. 
- Oczywiście, że się nie powtórzy! Masz szlaban na jakiekolwiek wyjścia! Powiedziała mama.
- Rozumiem- Szepnęłam. 
- Jak możesz być tak nieodpowiedzialna, myślałem, że jesteś dojrzała, mądra, i sprawisz, że będziemy z Ciebie dumni. Och! Jak bardzo się pomyliłem w stosunku do Ciebie! Jesteś dokładnie taka sama jak bracia! Powiedział tata. 
Słysząc te słowa, zaczęłam szlochać jeszcze bardziej. Sprawiły mi ogromny ból. 
- Idź do siebie- Powiedziała stanowczo mama. 
Powoli wstałam. Po drodze minęłam czarnowłosego, który najpewniej zjawił się zaraz po tym jak usłyszał krzyki rodziców. 
- Dziękuję Armin, że się za mną wstawiłeś- Powiedziałam poklepując brata po plecach. 
Chłopak odprowadzał mnie wzrokiem, aż w końcu zniknęłam za drzwiami swojego pokoju. 
- Zapłacisz za to blondasku- Powiedział Armin, a następnie wyszedł z domu efektownie trzaskając drzwiami. 
* * *
         Leżałam na łóżku, ściskając mocno poduszkę, którą dostałam od Alexego w dniu siedemnastych urodzin. Zaczynałam żałować swojego powrotu. Mogłam zostać w Paryżu, przynajmniej nie rozczarowałabym przede wszystkim siebie, oraz rodziców. Chcieli dla mnie dobrze i rozumiałam to. Faktycznie zachowałam się nieodpowiedzialnie. 
- Tata ma rację- Mówiłam do siebie, cały czas płacząc- Lepiej by było, gdybym się nie urodziła. 
- Nie mów tak- Obok mnie usiadł Nathaniel, który delikatnie gładził mnie po ramieniu. 
- Co tutaj jeszcze robisz?! 
- Może to nieodpowiedni moment, ale muszę z Tobą porozmawiać- Odpowiedział. 
- Jak mogłeś powiedzieć rodzicom?! Krzyknęłam. 
- Armin ma na Ciebie zły wpływ. Musiałem to zrobić. 
- Nie Nate! Nie musiałeś! A teraz wyjdź, chce zostać sama! 
- Przyjadę do Ciebie wieczorem, tak jak byliśmy umówieni- Powiedział, a następnie wyszedł. 
- Nie masz po co! Syknęłam, jednakże blondyn tego nie usłyszał. 
Cisnęłam poduszką o drzwi, a następnie wybuchłam ponownie płaczem. 
- Co się ze mną dzieje?! Powtarzałam. 
Z nadmiaru emocji, oraz wszystkich przykrych wydarzeń z dzisiejszego dnia, w końcu zasnęłam. 

* * *
          Zegarek, stojący na szafce nocnej przy moim łóżku wskazywał siedemnastą trzydzieści. Nie mając innego wyjścia postanowiłam wstać i wziąć długą, relaksującą kąpiel. Powoli zeszłam do salonu. Obawiałam się kolejnego starcia z rodzicami, jednakże nikogo nie było. Przechodząc do kuchni, na lodówce zauważyłam przywieszoną kartkę z informacją, iż dzisiaj wypadła im dwudziesta piąta rocznica ślubu, dlatego wyszli na uroczystą kolację i wrócą późno. Zrobiło mi się głupio, ponieważ na śmierć zapomniałam o tym wydarzeniu. Jednakże z drugiej strony bardzo się ucieszyłam, ponieważ mogłam swobodnie przechadzać się po domu. Usiadłam na kanapie w salonie w celu obejrzenia telewizora. Po chwili usłyszałam warkot silnika, symbolizującego przyjazd któregoś z domowników. Wyglądając zza okna, zauważyłam uśmiechniętego Alexego, który całował się namiętnie z mężczyzną. Wytężyłam wzrok. Gdyby to było możliwe, z pewnością szczęka opadłaby mi do ziemi. Po takim pożegnaniu mój brat skierował się do domu. Już po chwili obserwowałam go, jak rozbiera się w przedpokoju, wesoło pogwizdując. Kiedy w końcu mnie zauważył, zamarł w bezruchu. Patrzył na mnie z przerażeniem, nie mogąc wypowiedzieć żadnego sensownego zdania. Przez cały czas, próbując wytłumaczyć mi zaistniałą sytuację plątał mu się język. 
- Rodzicie wiedzą? Zapytałam. 
- N-nie- Odparł smutno. 
Niebieskowłosy usiadł obok mnie. Nie potrafił na mnie spojrzeć. 
- Proszę nie mów nikomu- Wypowiedział. 
- Jak to się stało? 
- Sam nie wiem. Myślałem, że jestem normalny. Że mogę mieć dziewczynę jak każdy normalny facet. Ale nie mogę. Proszę zrozum mnie Gabi i nie oceniaj mnie, nie zniosę tego... 
- Spokojnie Alexy- Przytuliłam się mocno do brata. 
- Nikt nie wie o tym, poza Tobą. Proszę zachowaj to dla siebie. Nie wiem jak zareagują inni. Kiedy w szkole się o tym dowiedzą, nie dadzą mi żyć. 
- Nikt się nie dowie, na pewno nie ode mnie. Teraz już rozumiem twoją zmianę wizerunku. Początkowo dziwiłam się, kiedy ginęły mi lakiery do paznokci i niektóre kosmetyki. Myślałam, że to sprawka mamy. 
- Dalej chcesz ze mną rozmawiać? Zapytał zdziwiony. 
- A dlaczego nie? Jesteś moim bratem i jesteś normalny. Podobają Ci się tylko chłopcy, przecież to nic nadzwyczajnego. 
- Naprawdę mnie akceptujesz? Myślałem, że... 
- To źle myślałeś! Przerwałam mu- Kocham Cię takim jakim jesteś i bez względu na wszystko i wszystkich zawsze będę po twojej stronie. Szkoda tylko, że nie mogłeś mi o tym powiedzieć. 
- Przepraszam, po prostu się bałem. 
- Rozumiem. Licz się tylko z tym, że tutaj na tej kanapie mógł siedzieć ktoś inny. Musisz być bardziej ostrożny.
- Wiem, to pierwszy i ostatni raz kiedy Dymitry mnie odwiózł. 
- Dymitry powiadasz? Długo już jesteście razem? Zapytałam lekko szturchając brata. 
- Już trzy miesiące- Odpowiedział. 
- I przez te trzy miesiące nic mi nie powiedziałeś! Jesteś okrutny! 
- Hahaha, gdybym tylko wiedział, że zareagujesz w ten sposób na pewno bym Ci powiedział. 
- To opowiedz mi o nim! Muszę wiedzieć z kim spotyka się mój brat. 
- No więc Dymitry ma dwadzieścia jeden lat. Poznałem go w kawiarni. Dobrze nam się rozmawiało. Potem poczułem coś do niego. Zerwałem z nim kontakt, ponieważ nie chciałem sobie robić zbędnych nadziei, jednak Dymitry mi na to nie pozwolił. Spotkaliśmy się ponownie i wtedy powiedział mi o swoich uczuciach. 
- Jesteś szczęśliwy? 
- Nawet nie wiesz jak bardzo. 
- Cieszę się twoim szczęściem. Liczę na to że mnie z nim zapoznasz- Powiedziałam. 
- Jeśli chcesz, to czemu nie. 
Wymieniliśmy uśmiechy. Alexy należy do osób bardzo spostrzegawczych. Zauważył, że coś mnie dręczy. Ponieważ jest moim bratem, postanowiłam mu o wszystkim powiedzieć. Obiecał mi, że porozmawia z rodzicami następnego dnia. 
Po chwili do domu wszedł Armin z Castielem. Skierowali się do pokoju czarnowłosego w którym się zamknęli. Byłam ciekawa co też takiego kombinują.
* * *

          Kończąc swoją relaksującą kąpiel, usłyszałam nerwowe pukanie do drzwi. Pospiesznie narzuciłam na siebie szlafrok i podbiegłam zobaczyć kto to. 
Przez wizjer ujrzałam Nathaniela. Nie mając innego wyjścia postanowiłam otworzyć mu drzwi. 
Chłopak niepewnie przywitał się ze mną pocałunkiem w policzek, a następnie skierowaliśmy się do mojego pokoju. 
- Nie powinnaś paradować w szlafroku po domu- Odparł. 
- Jestem u siebie. Nic mi tutaj nie grozi- Odpowiedziałam. 
- Pewnie by tak było, gdyby nie to że jest u was Harvey. 
- Skąd wiesz, że Castiel tutaj jest? Zapytałam zdezorientowana. 
- Jako jedyny jeździ motocyklem z charakterystycznymi płomieniami po bokach. 
- Nawet nie wiedziałam że buntownik posiada takie cudeńko- Odparłam- Zaczekaj tutaj, pójdę się ubrać. 
- W porządku. 
Skierowałam się w kierunku garderoby, z której wybrałam czarne spodnie, oraz luźną koszulkę. Widząc swoje odbicie w lustrze związałam swoje długie włosy w warkocza, oraz założyłam okulary. Od czasu do czasu musiałam je nosić. 
Weszłam do kuchni, gdzie moi bracia, oraz Castiel robili pizzę. Wyjęłam z lodówki napój, oraz złapałam za dwie szklanki. 
- Zjecie z nami? Zapytał mnie Alexy. 
- Jasne- Odpowiedziałam.
Ponownie weszłam do swojego pokoju. Zabrane rzeczy z kuchni położyłam na czarnym biurku, które znajdowało się na wprost mojego łóżka. Następnie usiadłam obok Nathaniela. 
- Kocham Cię- Powiedział. 
- Ja Ciebie też. Tylko zmartwiło mnie to, że nie potrafiłeś zachować mojego małego wyskoku w tajemnicy. Zaczynam mieć obawy co do nas. 
- Przepraszam Gabrielle. Chcę tylko, byś uważała na Armina. Zadaje się z nieodpowiednimi ludźmi. Martwię się o Ciebie. 
- Nie powinieneś. 
- Zapomnimy o tym? Chłopak spojrzał na mnie swoimi błękitnymi oczami. 
- Dobrze, zapomnijmy- Delikatnie się uśmiechnęłam, a następnie pocałowałam chłopaka w usta. 
Nasze pocałunki, początkowo delikatne, zaczęły przekształcać się w bardziej namiętne. Złapałam Nathaniela za rękę i pociągnęłam w stronę łóżka. Leżąc na nim, zapragnęłam czegoś więcej. Zapragnęłam pożądania, którego brakowało mi w naszym związku, oraz namiętności. 
- Nie możemy- Powiedział blondyn. 
- Dlaczego nie? Nikt przecież tutaj nie wejdzie- Mówiłam, wciąż nie przerywając pocałunków. 
- Powinniśmy z tym zaczekać- Stwierdził. 
- Myślałam nad tym od dłuższego czasu, jestem gotowa Nathaniel.
- Ale Ja nie. 
Zszokowana wypowiedzią chłopaka, usiadłam obok, na łóżku, czekając na jego wytłumaczenie. 
- Jesteśmy ze sobą od ośmiu miesięcy. Nie kochasz mnie, a może Ci się nie podobam? Zapytałam niepewnie.
- Nie to nie tak- Blondyn usiadł obok mnie.
- To jak? Zapytałam zirytowana.
- Kocham Cię bardzo. Jesteś najpiękniejszą dziewczyną, jaką przyszło mi spotkać w moim życiu. Jesteś dla mnie ważna.
- To w czym rzecz?
- Chcę zaczekać do ślubu- Odparł.
- Do czego?
- Do ślubu. To dla mnie bardzo ważne, zrozum.
- Jaką masz pewność, że weźmiemy ślub? Zapytałam zdezorientowania.  
- Kochamy się, to nam wystarczy. 
- Miłość to nie wszystko Nathaniel...- Odpowiedziałam. 
- Co masz na myśli? Zapytał niepewnie. 
- W miłości liczy się też przyjaźń, szacunek, zaufanie do drugiej osoby, ale również namiętność. Poza pocałunkami nic nie robimy i przyznam szczerze, że zaczyna mi to przeszkadzać. 
- Nie chcę byś była rozczarowana. Mieliśmy kilka wzlotów jak i upadków, ale mam wobec Ciebie poważne zamiary. Chcę byśmy ukończyli studia, wzięli ślub i założyli szczęśliwą rodzinę. 
- Wiem Nate, tylko czasami mógłbyś wyluzować. 
- Proszę nie mów do mnie Nate... wiesz, że tego nie lubię. 
- Właśnie o tym mówię... Kocham Cię, ale coś się psuje między nami. 
- Niczego takiego nie zauważyłem. Na dzień dzisiejszy tylko tyle mogę Ci dać. Przykro mi. 
- Mnie również. 
- W takim razie nic tu po mnie. 
- Nie możesz tak po prostu wyjść! 
- A co mi innego pozostaje? Za dużo oczekujesz. Myślałem, że chcesz tego samego co Ja... 
- Bo chcę! Wizja założenia wspólnej rodziny, naszego ślubu i szczęśliwego życia do końca naszych dni napełnia mnie szczęściem. Chcę tylko większego zaangażowania od Ciebie. 
- Nie zmienię swoich postanowień i przyrzeczeń. 
- Nie oczekuję tego. Chcę czuć się dla Ciebie ważna. 
- Jesteś i zawsze będziesz Gabrielle- Odpowiedział, a następnie mocno przytulił- Postaram się coś zmienić.
- Trzymam za słowo- Odpowiedziałam. 
- Pizza gotowa! Krzyknął Alexy. 
- Chodźmy jeść. Trochę zgłodniałam- Powiedziałam. 
* * *
          Nathaniel pojechał już do domu. Siedziałam w salonie rozmyślając nad naszą rozmową. Może faktycznie za dużo od niego oczekiwałam? Wyrzuty sumienia nie dawały mi spokoju. Jeszcze napięta sytuacja przy posiłku pomiędzy Nathanielem, a Arminem całkowicie mnie dobiła.  Poczułam dziwny smród. Pospiesznie wstałam i skierowałam się do pokoju Armina, z którego dobiegał ten intensywny i nie przyjemny zapach. Kiedy otworzyłam drzwi poza wielką chmurą dymu unoszącą się w pokoju, nic nie widziałam.
- Co Wy robicie? Zapytałam, cały czas kaszląc. 
- Nic takiego- Usłyszałam głos zdezorientowanego Alexego, który chował coś za swoją sylwetką. 
- Co to jest? Zapytałam. 
- To tylko marihuana- Odpowiedział Armin. 
- Przepraszam, że co?! Bo chyba się przesłyszałam! Krzyknęłam. 
- Wchodzisz, czy będziesz tak stać jak ta krowa w przejściu? Powiedział czarnowłosy. 
Wyszłam z pomieszczenia. W całym mieszkaniu dało poczuć się ten ohydny zapach. Trzasnęłam drzwiami od swojej małej twierzy i usiadłam na szerokim parapecie. 
- Żeby tylko rodzicie niczego nie wyczuli- Powtarzałam nerwowo. 
- Nic nie wyczują- Powiedział Harvey, siadając obok mnie. 
- Puka się! Syknęłam do chłopaka. 
- Mam propozycję nie do odrzucenia. 
Pospiesznie wstałam i podeszłam do drzwi, które natychmiastowo otworzyłam. 
- Wyjdź, nie mam ochoty z nikim rozmawiać. 
Czerwonowłosy wzruszył ramionami. Podszedł do mnie, zamknął drzwi mocno mnie do nich przygniatając. 
- Co ty robisz?! Krzyknęłam. 
- Składam Ci propozycję- Szeptał mi do ucha. 
- Nie musisz robić tego w tak dosadny sposób! 
- Może muszę, może nie muszę... Przypadkowo podsłuchałem twoją rozmowę z blondaskiem. 
- To chyba nie twój interes! Parsknęłam. 
Castel zaczął delikatnie całować mnie po szyi. Po całym ciele przeszły mnie przyjemne dreszcze. 
- Co ty robisz? Jęknęłam, kiedy złapał mnie za ręce, podczas moich  prób wyrwania się.  
- Nic takiego, pokazuje Ci tylko namiętność, której tak bardzo oczekujesz, a nie możesz dostać- Odpowiedział. 
- Natychmiast przestań! 
- Nie mam najmniejszego zamiaru- Chłopak stopniowo, pocałunkami zbliżał się do moich ust. Zaczął mnie całować. Był to zupełnie inny pocałunek, którym obdarzał mnie Nathaniel. Był namiętny, gorący, zachłanny. Harvey co raz bardziej napierał na moją sylwetkę, a Ja nie chciałam tego zakończyć. Kiedy udało mi się uwolnić jedną rękę, zaczęłam gładzić go po torsie. On w tym czasie podniósł mnie do góry, zakładając moje nogi na jego biodra. Swoje ręce założyłam na jego kark. W tej pozycji trwaliśmy od dłuższego czasu. 
- Przemyśl to- Powtarzał w przerwach od pocałunku. 
- Dlaczego Ci tak na tym zależy? Mam chłopaka, Ty dziewczynę, więc pytam dlaczego?
- Pragnę Cię- Odpowiedział. 
Te słowa zadziałały na mnie jak płachta na byka. Dosłownie wpiłam się w jego usta, przygryzając jego wargi. Czerwonowłosy przyjemnie pomrukiwał, więc miałam pewność, że mu się to podoba. 
- Nie możemy! Powiedziałam stanowczo przerywając igraszki. 
- Dlaczego? 
- Za dużo ode mnie oczekujesz. Kocham Nathaniela. 
- To nie ma najmniejszego znaczenia. 
- Castiel, gdzie jesteś?! Usłyszeliśmy dobiegający głos Armina na korytarzu. 
Chłopak postawił mnie na ziemi, składając ostatni raz pocałunek na moich ustach. 
- Będę walczył- Powiedział, a następnie opuścił pomieszczenie.