piątek, 29 lipca 2016

Rozdział XXII '' Biologiczna słabość człowieka warunkuje kulturę ludzką''

 
      Kocham swoje życie. Kocham to z jakim upiorem maniaka ryzykuję wszystko co najlepszego mam. Kocham to co aktualnie robię. Kocham to niebezpieczeństwo i dreszczyk adrenaliny, a później wszystko odchodzi w niepamięć, kiedy zdaję sobie sprawę, jak bardzo ucierpiał na tym mój związek. 
On nie mógł tego wiedzieć. Agencja nie pozwoliła mówić o tym komukolwiek. Wiem tylko Ja, Demon i ludzie z NCA na czele z moim Ojcem. Nikt więcej. 
Nie widziałam Castiela od przeszło dwóch tygodni. Przez ten cały czas namiętnie spotykałam się z Demonem ucząc się kontroli nad pojazdem, który mi powierzono. Czerwonowłosy wpadał do mnie, bo niestety musiałam wrócić do domu rodzinnego. Otwierał okno w moim pokoju i wchodził do środka kładąc się obok mnie, by z odzianym milczeniem na ustach gapić się w sufit. Wiedział, że nie mogę mu powiedzieć, więc po jakimś czasie przestał naciskać. Przestał nawet dzwonić i wpadać niezapowiedzianie. Mam nadzieję, że mi to wybaczy. że będzie potrafił to uczynić. 
- Odbij w lewo- Krzyczał Demon. Znaleźliśmy idealne miejsce, do tego by uczyć się wszelakich podstaw rajdowców. Nie mogliśmy się pojawić na opuszczonym lotnisku, gdzie większą część kontrolował Wuj Demona. Codziennie pokonywaliśmy ponad dwieście kilometrów, by znaleźć się na opuszczonym placu budowy.  Po lekkich modernizacjach udało nam się stworzyć całkiem przyzwoity tor jazdy, badając przy okazji przyczepność kół do rożnych podłoży. Mijaliśmy szkielety wieżowców, które miały tutaj powstać w ciągu kilku najbliższych lat. Od przeszło tygodnia, nie spotkaliśmy tutaj żywej duszy. 
- Zatrzymaj się- Usłyszałam przez słuchawkę- Umieram z głodu. 
Stanęłam się przy jednym z betonowych murków, zabierając z auta przekąski. Bezceremonialnie usiadłam na zimnym podłożu, od razu tego żałując, czując chłód na pośladkach i zabrałam się za pałaszowanie sałatki z kurczakiem. 
- Zorientowałaś się, dlaczego miałaś odbić w lewo? Chłopak przysiadł się obok mnie, przygotowując się do uczty. 
- Nie bardzo- Odpowiedziałam z pełnymi ustami- Chcesz spróbować? Przystawiłam mu pod twarz apetyczną sałatkę. 
- Nie jestem chomikiem- Zaśmiał się- Potrzebuję czegoś bardziej kalorycznego. W jego pudełku znajdował się największy kotlet schabowy jakiego nawet w życiu nie widziałam. 
- Straciłaś przyczepność. Musisz zwracać uwagę na to. Za każdym razem, kiedy zaczyna Cię znosić, odbijasz kierownicą w przeciwną stronę do zamierzonego. 
- Nawet tego nie poczułam- Zmrużyłam oczy, patrząc jak chłopak pałaszuje swój obiad- No co? Zapytał, wypluwając zawartość jedzenia- Przestań się na mnie tak gapić! 
- Chciałabym poznać twoja historię- Odparłam wzruszając ramionami- Skoro stanowimy drużynę, to fajnie byłoby się lepiej poznać. 
- Ech- Westchnął, wycierając usta chusteczką. Odłożył plastikowe pudełeczko obok siebie- Co chcesz wiedzieć?
- Od kiedy bierzesz udział w wyścigach? Zapytałam. 
- W zasadzie to od dzieciaka- Zaśmiał się- Moim Ojcem był Ayrton Senna. To On zaszczepił we mnie miłość do rajdów, choć miałem tylko sześć lat, kiedy zmarł. 
- Przykro mi- Odparłam pokrzepiająco- Przynajmniej miałeś szansę go poznać. Ja swoich nie miałam okazji. 
- Co masz na myśli? Zwrócił się w moją stronę. 
- Zostałam adoptowania. Moi biologiczni rodzice zmarli w katastrofie lotniczej i tak trafiłam pod opiekę Richarda, brata mojej Matki. 
- Wiesz, czasami życie potrafi dać nieźle w dupę- Odpalił papierosa, podając mi paczkę- Wiem, że palisz i nie musisz się przede mną ukrywać. 
- Dzięki- Wymusiłam uśmiech wyciągając jednego z opakowania. 
- Zaczyna się ściemniać- Powiedział rozglądając się dookoła- Wracajmy do miasta. 



***

          Czekałem. Cholernie długo to trwało zanim pojawiła się pod domem, w obecności jakiegoś typa, który co jakiś czas odwoził ją do domu. Prychnąłem niezadowolony zaciągając się nikotyną. Piękna dziewczyna, wracająca późną nocą w towarzystwie jakiegoś gacha nie jest dobrym znakiem jej lojalności wobec mnie. Siedziałem na daszku, przy jej pokoju, obserwując jak żegna się, przytulając obcego faceta i umawiają się na kolejny raz, a następnie weszła do środka. Koleś postał jeszcze chwilę, spoglądając na domostwo, gdzie mieszka Gabrielle, a następnie wsiadł do samochodu odjeżdżając gdzieś przed siebie. Wcale mnie to nie skłoniło do rozmyśleń. Przecież to normalne, że jakiś typ wozi się Veyronem.
- Castiel? Zapytała spoglądając przez okno- Co Ty tutaj robisz?
- O to samo chciałbym zapytać Ciebie- Ugasiłem niedopałek i wlazłem do środka- Co Ty robisz?
- Wiesz, że nie mogę Ci powiedzieć- Westchnęła- Ale też wiem jak to wygląda z twojej perspektywy.
- Ja po prostu nie chcę się dowiedzieć, że kiedykolwiek mnie zdradziłaś- Odparłem, wyciągając pudełko czekoladek- Wiem, że jesteś tym zmęczona.
Ta tylko zaśmiała się dźwięcznie- Nigdy Cię nie zdradzę Rudziku- Odebrała pudełeczko, pakując jedną czekoladkę do buzi- Niebo w gębie! Dziękuję.
- Nie ma za co skarbie- Przyciągnąłem ją mocno do siebie, muskając ją po szyi- Tęsknię za tobą.
- Zostań na noc- Odpowiedziała, odwzajemniając pocałunki. Nikt się nawet nie zorientuje, że mam gościa.
- Jesteś pewna? Uniosłem brwi do góry. Nie chcę zostać pogoniony przez twoich rodziców, gdzie uciekam przez dach w samych bokserkach, a wokół latają noże.
- Więc ucieknę z Tobą- Zaczęła bawić się moją koszulką, zmuszając mnie do jej ściągnięcia. Nie pozostałem jej dłużny, pozbawiając ją jej odzienia. Tak naprawdę pierwszy raz mogłem zobaczyć jej ciało, bez tych wszystkich skrawków materiału. Były zbędne.
- Jesteś tego pewna? Nie chcę Cię do niczego zmuszać. Nie chcę żebyś żałowała.
- Kocham Cię Panie Harvey.



***
          Zwracając uwagę na mionie poranki, które wydawały się nad wyraz zwyczajne i całkowicie nieintrygujące ten absolutnie zaburzył całą monotonię porannego wstawania. 
Powoli i leniwie przetarłam oczy, sprawdzając drugą ręką czy mój mężczyzna dalej trwa przy moim boku. Uśmiechnęłam się promiennie, kiedy przejechałam ręką po jego nagim torsie. 
Odwróciłam się na drugi bok, bawiąc się jego czerwonymi kosmykami włosów. 
- Hej skarbie- Wyszeptałam do jego ucha. Ten tylko zamruczał cichutko przytulając mnie bardzo mocno do siebie- Hej, która jest godzina?
- Dopiero świta- Spojrzałam na okno, spod którego przebijały się słoneczne promienie. 
- Co będziesz dzisiaj robić? Spojrzał głęboko w moje dwukolorowe oczy. 
Zjem coś i muszę jechać w jedno miejsce- Mocno ziewnęłam- Cieszę się, że ze mną zostałeś.
- Czy twoja podróż związana z tym osiłkiem, którego coraz częściej widuje pod twoim domem? Jego brew drgnęła delikatnie w górę, a twarz wykrzywiła się w nieznanym mi dotąd grymasie
- Jesteś zazdrosny- Powiedziałam uderzając go delikatnie go w ramię- Jesteś o mnie zazdrosny!
- Nie, po prostu lubię wiedzieć kto się kręci wokół mojej kobiety- Prychnął.
- To Demon, przyjaciel rodziny- Szturchnęłam go delikatnie w nos- Możesz być spokojny.
- O Ciebie jestem, ale jemu nie ufam- Powoli się nade mną nachylił pokazując szereg swoim białych zębów- To co robimy? Zapytał, przygryzając moje ucho.
- Możemy zjeść resztę czekoladek, które przyniosłeś, albo możemy na przykład...
- Na przykład powtórzyć nocną akcję?
- Wytrzymały jesteś!
- Bo tak na mnie działasz Panno Goldenmayer.

***

          Zobaczymy czy z autem wszystko hula- Odparł Demon podnosząc moją nową zabawkę do góry. W buzi jak zwykle trzymał swojego papierosa. Jak zawsze czarne poczochrane włosy, ten zarost i tym razem niebieski kombinezon roboczy.
- To twoje? Rozejrzałam się po warsztacie, rzucając okiem na zaparkowane samochody- Masz tutaj za czysto.
Chłopak podpinał w tym czasie Veyrona pod komputer, chcąc sprawdzić czy aby na pewno stan techniczny samochodu nie ma żadnych fabrycznych wad. Od jakiegoś czasu wydawało mu się, że za bardzo znosi mnie podczas jazdy. Widziałam jego podirytowanie na twarzy, kiedy zawracałam mu tyłek.
- To warsztat, nie burdel i tak, należy do mnie- Prawie wyjęczał, spoglądając w monitor- Spójrz tutaj.
Powoli podeszłam do chłopaka, sprawdzając zawartość komputera. Nie wiele z tego rozumiałam.
- Widzisz to? Mamy problem ze zbieżnością. Dlatego Cię tak znosi.
- Mhm- W zasięgu mojego wzroku zobaczyłam malutką puszkę jakiegoś smarowidła. Wystarczyło tylko sięgnąć ręką do metalowego stojaka. Nabrałam trochę mazidła na palec i z impetem wysmarowałam twarz Ramsey'a, natychmiast uciekając.
- Ty mała...- Krzyknął, wycierając twarz ręką- Pożałujesz!
- Założę się, że nawet mnie nie dogonisz! Pokazałam mu język, chowając się za jednym z samochodów.
- Jeszcze się przekonamy!
Powoli wysunęłam głowę zza auta, chcąc choć minimalnie zobaczyć co takiego szykuje Demon w ramach zemsty. Gwałtownie otworzył szafkę wyciągając z niej puszkę nieznanej mi cieczy.
- Nie chcesz, żebym Cię teraz dorwał w swoje łapy! Krzyknął- Naprawdę nie chcesz!
- Co Ty nie powiesz- Pomyślałam, przesuwając się w kierunku drugiego pojazdu, wpadając na małą szafkę.
- Mam Cię! Chłopak natychmiast zerwał się do biegu. Pisnęłam przerażona, wybiegając bliżej Veyrona.
- Nie uciekniesz! Zaśmiał się- Nie masz szans!
- Jeszcze mnie nie złapałeś.
Zaczęliśmy się gonić wokół samochodów jak małe dzieci uciekające przed rodzicami. Nie mogłam przestać się śmiać. Złapałam po te samą puszkę co wcześniej, rzucając zawartością w rozzłoszczonego chłopaka. Trawiłam prosto w jego policzek.
- Jeden zero dla mnie! Krzyknęłam entuzjastycznie dalej uciekając.
Podobno karma to suka, a kiedy wraca uderza z podwojoną siłą. Poślizgnęłam się. Tak po prostu, zjawiskowo upadając na posadzkę.
- Demon uwa...- Krzyknęłam, kiedy chłopak wylądował obok mnie- Żaj- Dokończyłam, śmiejąc się z jego niezdarności.
Przygniótł mnie całym ciężarem ciała, otwierając swoją broń. Siedział na mnie okrakiem z otwartą puszką smarując mnie mazią po całej twarzy, włosach i czym tylko się dało.
- Co tu się wyprawia?! Ktoś krzyknął z oddali, wchodząc do warsztatu. Demon pospiesznie wstał, pomagając mi się zebrać z podłogi.
- Mówiłem, żebyś ze mną nie zadzierała- Wyszeptał- Siemasz Ben!
- Nic kurwa nie widzę- Syknęłam. Całe oczy poklejone miałam śmierdzącą substancją. Namacałam kombinezon Ramsey'a wycierając w niego swoja twarz- Dzień dobry! Odparłam ochoczo, machając zaskoczonemu mężczyźnie.
- Cieszę się, że się dogadujecie, ale to nie miejsce i czas na wygłupy- Powiedział, podając mi teczkę- Masz pierwszy wyścig.
- Kiedy? Sięgnęłam po dokumenty wertując je po kolei. Miałam zaznaczoną trasę przejazdu. Chłopak wyrwał wszystkie kartki, oddając je Benowi.
- Ona nie jest gotowa- Warknął- Jeszcze nie.
- Dlatego masz jej uczyć- Zaśmiał się- Jutro o północy, przy starym cmentarzu. Będzie tam jeden gość od twojego Wuja, więc nie spierdolcie tego! Pogroził nam placem i  odłożył teczkę na maskę Veyrona- Nie akceptujemy spóźnień.
- Niech was wszystkich szlak trafi- Wysyczał chłopak, powracając do naprawy samochodu.




***

- Pss! Castiel! Castieeel! Harvey kretynie!
- Co jest kurwa? Czego drzesz japę pod moim oknem? Nie jestem twoją Roszpunką!
- Bardzo kurwa śmieszne! Zbieraj się.
- Niby gdzie? Przecież masz areszt domowy.
- Chodzi o Gabi!
- Co się stało?
- Nie pierdol, tylko zbieraj dupę. Musisz coś zobaczyć!








piątek, 22 lipca 2016

Rozdział XXI ''Jeżeli wszystko jest pod kontrolą jedziesz zbyt wolno”

          Co teraz? Czy sytuacja, w której się znajdujemy ma swój punkt wyjścia? Czy nasze cudowne momenty życia odleciały gdzieś bezpowrotnie? Czy to, co nas łączy da się naprawić? Skleić grubą taśmą, która będzie podtrzymywać nasze relacje, nie dopuszczając do naszego rozdzielenia? Czy to będzie zwykła obłuda? Gdzie przestaniemy znaczyć dla siebie cokolwiek? Czy przestaniemy dla siebie istnieć...
Dokładnie słuchałam rodziców, pospiesznie notując absolutnie wszystko, co mieli nam do powiedzenia. Tak na wszelki wypadek, by niczego nie przeoczyć. Siedzieliśmy w salonie, łącznie z Arminem, który wyszedł na wolność dzięki wpływom Ojca. Tymczasową wolność.
Razem z naszą rodziną, w naszym domostwie znajdował się wyjątkowy gość, pięknie zwanym Prokuratorem.
Starszy, siwiejący mężczyzna to wieloletni przyjaciel moich biologicznych rodziców, jakże i tych przybranych. Gorączkowo tłumaczył nam plan działania, kiedy nadejdzie rozprawa Armina. Miało to się stać już za dwa miesiące. Dwudziestego września. W moje dwudzieste urodziny.
- Pamiętaj Arminie, że jestem prokuratorem. Na sali sądowej nie liczą się żadne znajomości. To szczęście od Boga, że nikt nie dowiedział się o przyjaźni z waszą rodziną-Powiedział Pan Stanley- Musimy znaleźć niezbite dowody, że narkotyki w twoim samochodzie, tak naprawdę nie należą do Ciebie. Jakieś pomysły?
- W zasadzie to jest jeden plan- Odparł Czarnowłosy- Nawet już konsultowałem go z Tatą i wydaje nam się że ma to sens.
- Co dokładnie?
- Musimy znaleźć osobę, która zacznie brać udział w wyścigach- Odparł, spoglądając na mnie- Zacznie współpracę z Voltem. Jeżeli się postara, uda nam się zdobyć nagranie obciążające jego osobę.
- Jest to jakieś rozwiązanie- Pan Stanley skinął głową z bardzo wyraźną aprobatą- Jeśli w ten sposób zabierzemy się za rozwiązanie tej sprawy, musimy być przygotowani na działania NCA. Niejaki Pan Volt od lat ma wysokie działania mafijne i od lat próbuje go dosięgnąć wymiar sprawiedliwości, jak wiecie nieskutecznie- Rozłożył ręce- Myślę, że sąd doceni wszelakie starania zatrzymania Pana Volta, pomniejszając twój wyrok do minimum, może i nawet doprowadzić do orzeczenia o niewinności.
- Pozostaje nam kwestia znalezienia osoby, która to może zrobić- Rzekł, Ojciec, trzymający się wciąż za obolały kark. Zmęczenie wszystkim dawało się we znaki.
- Ja to zrobię- Powiedział Alexy- Nikt mnie nie zna, jestem odpowiednim kandydatem.
- Nie rozśmieszaj mnie- Parsknęłam śmiechem- Będziesz musiał brać udział w nielegalnych wyścigach, nie poradzisz sobie, to za duża presja. Większa połowa osób w tym pomieszczeniu nie ma pojęcia o czym mówi.
- Ty wiesz- Dopowiedziała Rodzicielka- Ciekawe skąd?
- Nie ścigałam się- Odpowiedziałam, przechadzając się po salonie- Ale byłam tam i jechałam jako pasażer. Wiem jakie jest ryzyko i ile nerwów to kosztuje. Wiem, jak bardzo jest to niebezpieczne.
- Dlatego uważam, że idealną osobą jest Gabi- Skomentował Armin- Nie znają jej. Była tam tylko raz. Nawet jeśli ktoś zorientuje się, zawsze może powiedzieć że to Castiel ją do tego skłonił, że to jego sprężyna.
- Nawet o tym nie myśl! Ojciec natychmiast poczerwieniał na twarzy- Nie będziemy tak ryzykować. Na pewno znajdzie się ktoś inny.
- Kto? Zapytałam dobitnie- Kto będzie podejmował ryzyko dla człowieka, którego nawet nie zna? Kto, jak nie jego własna siostra?
- Richard, zrób coś, ona nie może! Widziałam jak matka kolejny raz tego wieczoru zalewa się łzami, złapała męża za rękę, skrupulatnie szarpiąc go za rękaw- Ona nie może.
- Wiesz jakie mogą być tego konsekwencje? Zdajesz sobie sprawę  ryzyka?
- Jak mało kto Tato. Jestem najlepszym kandydatem i nie znajdziecie nikogo, kto byłby bardziej odpowiedni.
- Dobrze więc- Rzekł Pan Stanley. W takim razie Richard napisze wniosek do sądu, prosząc o włączenie w rozprawę NCA. Oni się Tobą zajmą dziecino- Mężczyzna złapał mnie za ramię, poklepując w nie delikatnie- Powodzenia.
- Dziękuję- Uścisnęłam dłoń mężczyzny i odprowadziłam do wyjścia. Zamknęłam drzwi na klucz i wróciłam do salonu.
- Na czym polegają te wyścigi? Zapytał Ojciec, bo przecież nie wiedział na co się piszę. Samo słowo ''Wyścigi'' Nie brzmi groźnie i wydawać by się mogło, że to co dzieje się na lotnisku to tylko zwykła zabawa bogatych szczeniaków, nie znających słowa ''ryzyko''.
- Wyścigi- Powiedziałam pod nosem- Są różne typy walki. Można walczyć o samochody, o kasę, kobiety- Spojrzałam pytająco na Armina. To od nas zależy co pragniemy otrzymać po wyścigu na który się piszemy. Nikt nie zna naszego imienia, naszych relacji z uczestnikami. Nikt nie wnika w nasze zaplecze finansowe, Dopóki nie przegrasz. Dlatego muszę mieć porządne zabezpieczenie- Odparłam niewzruszona- Ot, taka polityka nielegalnych rajdowców.
- Opowiadasz o tym, jakbyś to przeżyła na własnej skórze- Powiedziała Mama, załamując ręce- Nie poznaję Cię.
- Przeżyłam to na własnej skórze, dlatego wiem jak to funkcjonuje od wewnątrz. Na szczęście wyszliśmy z tego cało.
- O jakim zapleczu finansowym mowa? Zapytał Richard, słuchając dokładnie tego o czym mówię.
- Naprawdę sporym- Dopowiedział Armin- Choć Ja go nie miałem, kiedy zaczynałem się tym bawić.
- Masz chore zabawy- Wyjąkał Alexy, który z wytrzeszczonymi oczami słuchał o czym mówimy- To naprawdę chore.
- Jeśli uda nam się przekonać NCA, z pewnością budżet zmniejszy się do samego kupna samochodu- Dopowiedziałam- Przynajmniej tak mi się wydaje.
- Rozumiem, że to nie może być zwykły Fiat, jakim jeżdżą twoje koleżanki? Zapytała rodzicielka.
- Niestety. Nawet samochód Harvey'a jest niczym w porównaniu do tego czym należy się tam pokazać.
- Znam kogoś, kto pomoże nam rozwikłać nasze wątpliwości- Powiedział Tata, sięgając po telefon- Może nawet obejdzie się bez wnoszenia wniosku do sądu. Musimy wiedzieć tylko jedno. Czy jesteś tego pewna? Pamiętaj, że nikt nie ma z nas prawa niczego od Ciebie wymagać, że to co chcesz zrobić, wiąże się bardzo dużym ryzykiem.
- Dokładnie- Armin podszedł do mnie mocno mnie przytulając- Nie mamy prawa od Ciebie niczego wymagać. W końcu sam nawarzyłem tego piwa.
- Robię to co uważam za koniecznie- Powiedziałam, kątem oka spoglądając na rodziców- Zrobię to, dla dobra nas wszystkich.
- Dziękuję. Nigdy Ci się nie wypłacę za to, co dla mnie robisz.
- Nigdy kochany Braciszku. Nigdy.

***



          Miejsce wyznaczone do spotkania z agentem NCA zostało ustalone wieki temu. Przynajmniej mnie się wydawało, że wszystko trwa wieki, choć minęło raptem cztery dni. To, do czego się zobowiązałam nie czyni mnie bohaterem. Nie czyni mnie nikim ważnym. Chciałam, by wszystkie wydarzenia, które tak bardzo nami wstrząsnęły okazały się zwykłą obłudą, że po prostu obudzę się z tego sennego koszmaru, zejdę na dół zrobić śniadanie i będę udawać, że nigdy o tym nie śniłam, że to wszystko nie istnieje.
Przyłapałam się kilkukrotnie na tym jak  dotykam swoich palików, szczypiąc się niemiłosiernie mocno, pozostawiając na twarzy czerwone ślady.
- To tutaj- Powiedział Ojciec, parkując samochód przy kilkunastu opuszczonych budynkach. Jak się dowiedziałam, wcześniej prosperowała tutaj jakaś fabryka- Siedziba NCA.
- Spodziewałam się czegoś bardziej szykownego- Skomentowałam, zamykając drzwi niebieskiego samochodu.
- Ach tak? Ojciec spojrzał się na mnie groźnie- To zobaczysz jak to wygląda w środku.
Przy wejściu do jednej z większych hal, czekał na nas barczysty mężczyzna, natychmiastowo ugaszając niedopałek na nasz widok.
- Kupę lat Richard- Powiedział mężczyzna, zapraszając nas do środka- Naprawdę kupę.
- To samo miałem powiedzieć- Zaśmiał się nerwowo Ojczulek.
- Ben już na was czeka w hangarze, więc nie traćcie czasu i biegusiem oglądać brykę!
- Brykę? Zapytałam zaskoczona- Dostanę brykę?
- Tatuś się postarał maleńka- Puścił do mnie oczko.
Pytająco spojrzałam na Ojca, starając się wyczytać jego emocję z mimiki twarzy. Nerwowo podrapał się po karku- Po prosu już chodźmy.
Według wskazówek najpewniej ochroniarza, bo tylko taką rolę potrafiłam mu przypisać, mieliśmy skręcić w lewo, prosto do hangaru,  w którym czekał na nas niejaki Ben łącznie z Panem Stanleyem.
Wchodząc do środka, faktycznie widziałam jakiś pojazd, w całości przykryty plandeką.
Podeszliśmy do mężczyzn. Podaliśmy sobie dłonie na przywitanie.
- Myślę, że nie ma tu nad czym się rozczulać- Powiedział Ben, odpalając papierosa- Zobacz czy się nada.
Podeszłam do samochodu, powoli odciągając plandekę w bok.
- O mój Boże! Krzyknęłam, widząc emblemat pojazdu- To jakiś żart, prawda?! Spojrzałam zdezorientowana na samochód, na mężczyzn i jeszcze raz na auto.
- Karbowana maska, dach- Wymieniałam po kolei- Spojlery. Bugatti Veyron Super Sport! To szaleństwo! Krzyknęłam podekscytowana. Natychmiast ściągnęłam plandekę ukazując cały pojazd wszystkim zebranym- Ja chyba śnię!
- Zna się ta twoja córeczka na rzeczy- Zaśmiał się Stanley- Pewnie wiesz co ma pod maską?
- No błagam! Przewróciłam oczami- tysiąc dwieście koni mechanicznych, bezpośredni wtrysk paliwa, silnik osiem zero, cztery turbosprężarki- Wymieniałam jak w amoku.
- Będzie twój, jeśli tylko pomożesz złapać tego skurwysyna. Nie możemy go dorwać od kilku lat. Agencja zrobi wszystko, dlatego dostajesz od nas mały prezencik na początek- Rzekł Ben.
- Dobra- Przerwał Pan Stanley- Teraz czas na formalności- Tutaj masz prawo jazdy, w razie kontroli. Policja nie wie o naszym spisku, więc wszystko o czym się dowiadujesz, zachowujesz w tajemnicy, jasne?
- W porządku. Zrobię wszystko co tylko będzie konieczne.
- Teraz pozostaje kwestia nauczenia Cię jazdy tym cudeńkiem- Powiedział Ben- Zawołajcie Demona!
- Kim jest Demon? Zapytałam niepewnie spoglądając na przyjaciół Richarda.
- To taki urwis co zna się na rzeczy- Zaśmiał się Ojciec- Polubicie się.
- Nie wydaje mi się- Szepnęłam, kiedy chłopak pi razy oko w moim wieku wszedł na halę. Mniej więcej wzrostu Castiela, może ciut wyższy i na pewno szerszy w barach. Zmierzwiona fryzura, jakby dopiero wstał, z zarostem, w potarganych czarnych spodniach.
- Mam uczyć dziewczynę jazdy? Skomentował chłopak odpalając papierosa- To hańba dla męskiego ego.
- Ta dziewczyna ma więcej jaj niż połowa samców na tej Ziemi, więc daruj sobie głupkowate komentarze- Powiedział prokurator mierząc go surowo wzrokiem- Dobrze Ci radzę.
Demon tylko westchnął.
- Jeździłaś kiedyś takim autem?
- Nie, ale szybko się uczę- Odparłam, zabierając kluczyki od Bena- Będziesz tak stał jak cienias, czy zabierzemy się w końcu do roboty?
- Uuuła- Powiedział Richard.
- Dogadacie się- Powiedział Ben uśmiechając się szeroko. Kiedy Demon powie że jesteś gotowa, wprowadzi Cię w cały Świat Volta. Ten tylko prychnął pod nosem, spluwając ślinę pod moje nogi- O ile się nada- Odpowiedział chłopak, racząc na mnie gardzącym spojrzeniem.

***

          Umiejętność jazdy samochodem ma się we krwi. Tak zawsze powtarzał mój Ojciec. Ciężko było się wypowiedzieć na ten temat nie mając nawet prawa jazdy, poza fałszywką pięknie prezentującą się w moim portfelu. 
- Wiesz co to hamulec? Zapytał Demon, pokazując mi po kolei wyposażenie samochodu- Gdy to naciskasz auto zaczyna zwalniać. 
- Drażnisz się ze mną? Nie jeździłam takim autem, ale to nie znaczy że nie jeździłam nim wcale. Wiem co i jak- Odparłam chłodno, wciąż obchodząc samochód dookoła. Gdyby Castiel to widział...
- Ciekawe- Brew Demona diametralnie podskoczyła w górę- To niby czym jeździłaś? Traktorem?
- Dodge Charger, czerwony jeśli Cię to interesuje. 
- Chyba kurwa w snach! Zaśmiał się cynicznie. Skoro tak, to pokaż jak jeździsz- Otworzył mi drzwi od strony kierowcy.  Powoli usiadłam rozglądając się jeszcze raz po wnętrzu samochodu. To było tak nierealnie, że aż niemożliwe. 
Demon pospiesznie zajął miejsce obok mnie, zapinając się porządnie pasami. Spojrzałam na niego pytająco. 
- Już mówiłem że to hańba dla męskiego ego!
Delikatnie się skrzywiłam, odpalając pojazd. 
- Boże! Powtarzałam- Dokąd mogę jechać? 
- Dokąd chcesz, jest twój- Odparł zmieszany, widząc jak przytulam się do kierownicy. 
- Mogę jechać do domu? Chciałabym go pokazać rodzinie. 
- Śmiało. 
- O mamuniu! Pisnęłam radośnie- Armin padnie z wrażenia!
- Kim jest Armin? Zapytał, wciskając się mocniej w fotel, kiedy tylko ruszyłam. 
- To mój Brat, dzięki któremu jestem gdzie jestem- Westchnęłam- Nie będę ukrywać że się boję.
- Powinnaś, Strach stanie się twoim przyjacielem. Jedź przez trasę, trochę go przepalimy- Zmienił temat- Tylko bez żadnych popisów.
- Się rozumie! Chociaż mam ochotę zrobić Ci trochę na złość, za twoją nieuprzejmość!
Starałam się odwzorować drogę, którą pokonaliśmy przyjeżdżając na to zadupie, ale nie potrafiłam sobie przypomnieć pokonanej trasy.
- Najwyżej trochę pobłądzimy- Rzekłam wyrzucając kierunkowskaz w prawo.
- Zawsze tyle gadasz? Usłyszałam- Nie można się skupić.
- Zawsze kiedy się denerwuję, tak sobie trajkoczę- Zaśmiałam się- Nic nie poradzę.
- Wiedziałem, że ta taśma którą miałem w rękach mogła zdać egzamin, byś w końcu się przymknęła.
- Masz przesrane- Odparłam wrzucając wyższy bieg- Tysiąc dwieście koni mod maską- Powtarzałam- Daje nam to jakieś czterysta kilometrów na godzinę?
- Mniej więcej- Prychnął- Nawet się nie odważysz!
- Założymy się? Bo jestem dobrym hazardzistą od jakiegoś czasu.
- Założę się nie dobijesz nawet do trzystu. Jeśli przegram, zdradzisz mi swoje imię.
- Ale to nie jest...
- Cii- Wyszeptał przerywając moją wypowiedź- Mamy pustą trasę, to idealna okazja. Rozkoszuj się. Wbij tylko wyższy bieg.

***

- Ja pierdolę! Krzyknął Armin, wychodząc przed dom- Nie wierzę! Podskakiwał wesoło cały czas trzymając się za głowę, wciąż skupiając wzrok na moim czarnym samochodzie- Veryon wersja Super Sport!
- Podoba się? Zapytałam opierając się o maskę samochodu. Demon sprawdzał w tym czasie stan opon - Nazywam się Gabrielle Goldenmayer- Powiedziałam do chłopaka- Gabi, jeśli wolisz.
- Demon- Chłopak wstał podając mi dłoń- Demon Ramsey.
- Armin, cieć, który ma zakaz prowadzenia- Skomentował witając się z chłopakiem- O czymś takim mogłem pomarzyć- Wskazał na samochód.
Demon tylko uśmiechnął się cynicznie- Zwracam honor dziewczynko.
- Bugatti- Westchnął Armin- Moje kurewskie marzenie.
- Nie znam szczegółów, ale domyślam się, że już go więcej nie zrealizujesz- Skomentował nowo poznany- Wszyscy którzy zadarli z Voltem gorzko tego żałują.
- Poznałeś go osobiście? Zapytałam niepewnie.
- Czy go poznałem? Zaśmiał się nerwowo- Jestem jego siostrzeńcem, muszę go znać.



























sobota, 16 lipca 2016

Rozdział XX '' Koła rodzinnego nie tworzy się cyrklem''

           Czas. Czas który dłużył się bezlitośnie doprowadzając nas do czystej furii. My go nie mieliśmy, a jednak zostaliśmy skazani na jego działania. Siedzieliśmy przed komisariatem policji już dobre dwie godziny, próbując opanować nerwy i strach. Strach o naszego debilnego brata.
Przechadzałam się w różnych kierunkach, próbując przeanalizować, jak poradzimy sobie z Arminem, jak doprowadzimy do jego wolności. Narkotyki? Nigdy w życiu! Armin to barwna postać, która przeszła w życiu o wiele więcej niż jego statyczny brat i można mu zarzucić wiele rzeczy. Oskarżać o wszystko co tylko może się przyśnić, a On, z tym szelmowskim uśmieszkiem nigdy nie zaprzeczy o swoich niecnych uczynkach. Nigdy! Wiedziałam, że Armin i narkotyki to nie to samo. Jakie narkotyki?! Wiedziałam, że coś tu nie gra, że jest w coś wrabiany, że nie mógł zrobić tego sam, o ile to zrobił. Nie przemycał narkotyków i dam sobie poodcinać kończyny, jeśli tak było.
- Musimy zawiadomić rodziców- Rzekł Alexy, który siedział na schodach przy paszczy lwa. Pochylał się do przodu, wciąż czyszcząc swoje śnieżnobiałe adidasy.
- Jeszcze nie. Najpierw musimy obmyślić plan, w jaki sposób mamy tego dokonać.
- Nie jestem w stanie trzeźwo myśleć! Odparł oburzony- Nasz brat siedzi w areszcie i jest zupełnie SAM! Jak długo ma czekać na wsparcie?!
- Tyle,  na ile będzie to konieczne! Zacisnęłam mocno wargi- Musimy zacząć myśleć, inaczej wpakujemy go w jeszcze większą aferę z rodzicami na czele!
- Posłuchaj- Zaczął spokojnie- Jedźmy do domu. Obudzisz Ojca i wszystko mu opowiesz.
- Dlaczego mam mu powiedzieć o tym sama, skoro siedzimy w tym razem? Odparłam, przysiadając się obok. Za ostatnie funty Alexa udało mi się kupić paczkę fajek. Odpaliłam jedną, wciąż starając się rozegrać jakiś plan działania.
- Miałaś zostać prawnikiem. Wiesz jak rozmawiać z prawnikami- Odparł, opierając się o moje ramię- Czy On naprawdę?
- Nie Alexy! Armin jest debilem i wszyscy o tym wiedzą, ale nie jest na tyle głupi, by bawić się w narkotyki- Pogłaskałam brata po włosach- Ktoś go wrabia.
- A te wyścigi? Widzieliśmy to na nagraniu!
- Armin bierze udział w nielegalnych wyścigach i nie da się tego zaprzeczyć w żaden sposób.
- Boże- Wyszeptał- Nie mogę w to uwierzyć!
- Ja też nie mogłam i chyba byłam w większym szoku niż Ty.
- W domu jest normalny- Powiedział dobitnie- A kiedy z niego ucieka, wychodzi z niego Demon! To nie jest mój brat!
- Jest twoim bratem i doskonale o tym wiemy- Przytuliłam go mocno do siebie- Wyjdziemy z tego, zobaczysz!
- Dziękuję, że przyjechałaś.
- Nie zostawiłabym Cię tutaj samego- Uśmiechnęłam się- Przecież jesteśmy rodzeństwem, a rodzeństwo...
- Zawsze trzyma się razem- Dokończył.
Pociągnęłam chłopaka za rękę w kierunku samochodu. Wcale się nie zdziwił czemu nie ma szyby i w końcu połączył fakty dlaczego miałam pokaleczone ręce. Alexy miał to do siebie, że nie zadawał pytań. Kiedy chciał zasięgnąć języka, robił to w sposób dystyngowany i elokwentny, ostrożnie badając grunt, czy może faktycznie to uczynić, czy lepiej przemilczeć temat.
Stanowczo różnił się od Armina. Nasz Alexy jest usposobieniem wszystkiego czego nie miał w sobie czarnowłosy. Przede wszystkim miał więcej pokory.
- Teraz już rozumiem, dlaczego tak opóźniasz powrót do domu- Skomentował.
Uśmiechnęłam się delikatnie, odpalając silnik.
- To kropla w morzu dla naszych problemów- Odparłam, powoli ruszając przed siebie- Zadzwoń proszę do Castiela. Koncert na pewno już się skończył, a nie chcę, żeby się martwił.
- Padła mi bateria- Wzruszył ramionami- Pewnie i tak postawił już pół miasta na nogi, żeby Cię odnaleźć.
- Obyś mylił się w tym co mówisz- Zaśmiałam się- Liczę na to że się nie zorientował.
- Nie żartuj nawet! Jego kobieta wychodzi w trakcie koncertu, rozwala telefon, wywala szybę w aucie i znika nie informując nikogo. Stawiam dziesięć funtów, że jest wściekły.
- Nie masz dziesięciu funtów- Skomentowałam- Ostatnie drobne wyciągnęłam od Ciebie na fajki.
- Więc potraktuj je jako prezent, jeśli nie mam racji.
- Dobrze więc, przyjmuję zakład.
- Dziwnie tak bez tej szyby- Skomentował, czując jak wiatr mierzwił jego niebieskie włosy, nie pozostawiając żadnej litości dla jego czupryny- Naprawdę dziwnie.
- Dziwnie to dopiero będzie, kiedy Ojciec dowie się o wszystkim- Odparłam- Jak myślisz? Bardzo jesteśmy w dupie?
- Chyba najgłębiej, jak to możliwe- Prychnął- Pomyśleć, że jeszcze dzisiaj rozmawiałem z Mamą na temat Armina. Prosiła, bym go pilnował jak oka w głowie.
- Armin sam się pilnuje i jak widzisz, marne z tego efekty- Rzekłam niewzruszona- Gdybym wiedziała wcześniej, może udałoby mi się go powstrzymać.
- Zastanawiam się jak go z tego wyciągniemy- Westchnął- Czy jego da się uratować?
- Musi być jakiś sposób. Pamiętaj że jesteśmy rodzeństwem Alexy. Musimy sobie pomagać, nawet jeśli wymaga to większych poświęceń na jakie nie zawsze na stać. Musimy.
- Musimy- Usłyszałam w odpowiedzi- Musimy!
- Teraz nie wiem, czy chować samochód w garażu Castiela, czy odstawić go jak gdyby nic do nas? Zapytałam, kiedy znacząco zbliżyliśmy się do naszego osiedla.
- Teraz zaparkuj gdziekolwiek- Odparł- Jest druga w nocy. Wytłumaczymy wszystko twojemu mężczyźnie i jak tylko będzie świtać idziemy z tym do Ojca.
- Cieszę się, ze chociaż Ty jesteś opanowany, bo Ja mam siekę w mózgu- Zaparkowałam przy garażu Harvey'a- Nie mam siły na to wszystko.
Wysiedliśmy z samochodu i chcieliśmy wejść do domu Castiela. Nie zdążyliśmy dotknąć nawet klamki, kiedy Czerwonowłosy pociągnął mnie mocno do środka.
- Czy Ty jesteś normalna?! Krzyknął, trzymając mnie mocno za ramiona- Gdzie byłaś?! Wszyscy popadali w obłęd!
- Castiel, to boli- Syknęłam z bólu, kiedy dotykał moich małych ran. Dopiero teraz do niego dotarło, że jestem pokaleczona.
- Odejdź- Powiedział Lysander trzymając w ręce apteczkę- Wszystko w porządku?
- Tak, to tylko lekkie zadrapania. Nic poważnego.
- Pozwolisz, że zerknę? Zapytał, prowadząc mnie do kanapy.
- Nie krępuj się.
- Nie wiemy co się stało- Powiedziała smutno Rozalia- Wszyscy Cię szukali!
- Armin trafił do aresztu- Syknęłam na jednym wdechu, kiedy poczułam jak Lysander dezynfekuje moje ranki- Grozi mu dwadzieścia pięć lat odsiadki.
Castiel wpadł w szał. Uderzył pięścią w ścianę, zostawiając niemały ślad po swoim ataku agresji.
- To Ja lepiej zrobię kawę- Powiedział pospiesznie Alexy, uciekając do drugiego pomieszczenia. Gdybym mogła, to sama uciekałabym jak najdalej się da. Natychmiast wstałam, przerywając w ten sposób zabiegi Białowłosego.
- Wiesz coś- Powiedziałam, zbliżając się do Rudzika- Ty wiesz... Widzę to w twoich oczach!
- Może zostawmy ich samych- Powiedziała Rozalia, zabierając wszystkich do tej nieszczęsnej kuchni.
- Ten idiota wszedł w jakiś układ z Voltem- Powiedział, patrząc mi prosto w oczy, kiedy wszyscy już wyszli.
- Wiedziałam- Wyszeptałam- Czułam, że tak się mogło stać. Odwróciłam się napięcie, zgarnęłam kluczyki od samochodu Ojca i wyszłam przed dom. Natychmiast wsiadłam do auta, chcąc odjechać jak najprędzej.
- Nigdzie nie jedziesz! Warknął Czerwonowłosy wyrywając mi pęk kluczy- Za dużo już dzisiaj sobie krzywdy wyrządziłaś!
- Naprawdę? Zapytałam sarkastycznie- To Ty mnie ranisz Harvey! Tym, że nie mówisz mi wszystkiego.
- Czy to by coś zmieniło?! Warknął- Jest dorosły. Nikt nie ma na niego wpływu!
- Ja mam na niego wpływ! Krzyknęłam- Zrobiłabym wszystko, by go tylko zatrzymać! Mam już dość tych waszych chorych pasji- Popłakałam się- Nie da się tak żyć! Oddaj mi te pierdolone kluczyki!
- Nigdzie nie jedziesz- Odparł, wyrzucając je gdzieś najdalej- Jeśli chciałaś jechać do Volta, to tym bardziej do tego nie dopuszczę!
- Jak sobie życzysz! Wysiadłam z samochodu, starając oddalić się jak najbardziej od Castiela.
- Nawet mnie nie dotykaj! Krzyknęłam, kiedy widziałam jak próbuje się do mnie zbliżyć- Nie masz prawa!
- Ja nie mam tak? To kto ma? Nathaniel?!
- Zabraniam Ci tak mówić- Zacisnęłam mocno usta, uderzając go w ramię- Nie pozwalaj sobie!
- To przestań mnie odtrącać od siebie, tylko pozwól sobie pomóc! Złapał mnie gwałtownie za biodra, przyciągając mnie do siebie- Siedzimy w tym razem!
- To Ty w tym siedzisz- Starałam się wyrwać z mocarnego uścisku- Powinnam się trzymać się od Ciebie jak najdalej, kiedy tylko dowiedziałam się w jakie chore gry pogrywasz!
- To mogłaś nie rzucać się w moje ramiona, kiedy tylko nadarzyła się taka okazja! O Ja, biedna Gabrielle, mój chłopak nie poświęca mi czasu, ale mi smutno- Starał się naśladować mój głos- A kiedy Cię pocałowałem pierwszy raz, ledwo co słyszałem sprzeciw!
- Dość! Zamknij tę niewyparzoną mordę- Powiedziałam w miarę spokojne - Powiesz o jedno zdanie za dużo i kończymy ten cały cyrk- Złapałam go za podbródek- Jedno zdanie za dużo i to koniec!
Chłopak tylko nerwowo westchnął- Nie chcę, żeby stała Ci się krzywda.
- Castiel, to już się stało, o tutaj- Złapałam go za rękę, kierując ją do mojego bijącego jeszcze serca- Już za późno.
- Zrobisz to po swojemu, prawda? Pochylił lekko głowę, dotykając mojego czoła ustami.
- Nie mogę zrobić tego inaczej- Rzekłam wtulając się mocno w jego tors- Muszę.


***


          Tak wiele chciałam powiedzieć, tak długo się do tego przygotowywałam. Tak bardzo chciałam, by było już w porządku. Tak bardzo się starałam. Moment w którym powiedziałam rodzinie o bardzo skomplikowanej sytuacji Armina, mógł trwać nawet wieczność. Wszystko działo się tak nagle, szybko i gwałtownie, że już sama nie wiedziałam, czy to o czym opowiadam ma właśnie jakiś sens, czy może paplam bez żadnej składni, próbując jak najszybciej pozbyć się tego co tak bardzo mnie przytłoczyło.
Nie mogłam patrzeć na cierpienie, kobiety która jest moją matką. Nie mogłam patrzeć jak upija szybkie łyki wina z butelki, chcąc chociaż na chwilę się uspokoić. Nie mogłam patrzeć w jej zalane oczy, od potoku łez.
Ojciec szukał swoich dokumentów, chcąc jak najszybciej spakować najpotrzebniejsze do czarnej aktówki, z którą nie rozstaje się, odkąd stał się prawnikiem. Nawet nikt nie zwracał uwagi na jego papierosa trzymanego w ustach.
- Jadę z wami- Powiedziała Rodzicielka, podchodząc do swojego męża, który kategorycznie zabronił jej wychodzenia z domu- Błagam! Przecież to mój Syn!
- Proszę, zostań- Odparł chłodno Ojciec- Alexy się tobą zaopiekuje, prawda?
- Tak mamo- Lepiej będzie jeśli tutaj zostaniemy. Będziemy tylko przeszkadzać- Przytulił mocno kobietę.
- Castiel już czeka- Odparłam, wyglądając przez okno w salonie.
- W porządku- Usłyszałam w odpowiedzi.
Zanim jednak otworzył drzwi spojrzał na mnie pytającym wzrokiem- Czy jest coś, o czym muszę wiedzieć?
- Tak- Powiedziałam smutno, spuszczając głowę w dół- Jest wiele rzeczy, o których musisz się dowiedzieć...


***
          Komisariat policji. Miejsce pogłębiające depresję każdego zdrowego człowieka. Bez żadnego wyjątku. Ten przygnębiający nastrój tutaj, te szare korytarze, zniszczone krzesła. Od czasu do czasu mijali na funkcjonariusze z nowymi aresztowanymi, spoglądający na nas pytająco. Jakby to było coś dziwnego, że dwójka nastolatków jest w poczekalni. Dość przygnębiające miejsce.
Nasz Ojciec siedział już jakiś czas w pokoju przesłuchań. Zapewne wyjaśniał wszelakie kwestie naszych wyskoków o których miał się dowiedzieć od Armina. Ja poległam. Nie potrafiłam mu opowiedzieć o wyścigach, o Volcie, o naszych poczynaniach. Nie dałam rady. Liczyłam na to, że Czarnowłosy wszystko mu opowie, wyrażając w ten sposób skruchę do tego co uczynił. O ile uczynił. 
Opierałam się o ramię Harveya, nerwowo poruszając nogą. Przerażało mnie to wszystko. Wspomnieniami wracałam do momentu, kiedy dowiedziałam się o wyścigach i zastanawiałam się, dlaczego nie zrobiłam nic, by temu zapobiec. Nie wykazałam żadnej inicjatywy, a dzięki temu mój głupek brat, ma problemy. Niby na własne życzenie, ale mogłam coś uczynnić, by tak się nie stało. 
-  Przestaniesz się tak w końcu telepać? Zapytał, kątem oka spoglądając na mnie. Ogólnie On tez był spięty. Czułam jak jego pięści zaciskają się nerwowo, jak ciało sztywnieje na każdy dźwięk otwieranych drzwi, licząc na to, że w nich pojawi się mój Tata i w końcu udzieli nam informacji. 
- Postaram się. 
- Wiem, że mnie obwiniasz- Kontynuował- Masz podstawy, by tak myśleć. 
- Teraz, każdy może się obwiniać, a to i tak niczego nie zmieni- Rzekłam, dając mu kuksańca w biodro, że aż się wystraszył- To nie nasza wina. 
- Twój Ojciec mnie nienawidzi- Zaśmiał się- Kiepski ze mnie materiał na chłopaka. 
- Jedyny w swoim rodzaju Rudziku. Wyjątkowy. Delikatnie pocałowałam go w usta- Kocham Cię ruda małpo. 
-Ekhm- Chrząknął znacząco Tata, widząc nas w takiej sytuacji. Jeszcze się nie oswoił, że w jego mniemaniu degenerat społeczny, czyli mój chłopak, jest moim wybrankiem- Możecie go zobaczyć- Odparł chłodno, udając się do gabinetu Komendanta- Ja w tym czasie załatwię kaucję. 
Powoli weszłam do pomieszczenia, nazwanym Pokojem widzeń. Po drugiej stronie siedział przygnębiony Armin, za szybą z przyłożoną słuchawką do ucha. 
Zajęłam miejsce na wprost, przykładając swoją dłoń do szyby. 
- Masz szczęście, że dzieli nas ten kawałek szkła- Powiedziałam, grożąc mu palcem- Inaczej, wylądowałabym po drugiej stronie za morderstwo. 
- Domyślam się, jak bardzo chcesz mnie teraz zabić. 
- To nawet mało powiedziane! Prychnęłam- Mam ochotę zrobić Ci wszystko, czego sobie nawet nie chcesz wyobrazić. 
- Nie chcę- Zaśmiał się- Co tam słychać w wielkim Świecie? 
- Nic a nic. Wisisz mi dwieście funtów za wstawienie szyby w aucie rodziców. 
- Jesteś nienormalna! 
- Mam to po Tobie- Powiedz jak Cię traktują? Karmią Cię chociaż?
- Nie jest tak źle siostrzyczko. Mam już nowych znajomych i jakoś ten czas na leci, kiedy gramy w karty. 
- Nie przyzwyczajaj się za bardzo- Dopowiedział Castiel pochylając się do słuchawki- Co tam się stało? 
- Ech- Westchnął Czarnowłosy- Pojechałem na ten wyścig, bo chciałem odzyskać swój samochód. Układ był prosty i w zasadzie wszystko się miało udać. Wygrałem zakład i już chciałem odjechać, kiedy pojawił się patrol policji...
- A narkotyki? Samochód był wypakowany narkotykami po brzegi- Przerwałam mu- Jak to możliwe? 
- Volt mnie wrobił- Powiedział, dokładnie akcentując jego imię - Gabi, pamiętasz naszą rozmowę w parku, kiedy przyjechałem po Ciebie? 
- Nie da się tego zapomnieć- Odparłam- Co to ma do rzeczy?
- Zaraz po tym jak Cię wysadziłem, pojechałem na wyścig i przegrałem. Nie dojechałem nawet do mety. Zostawiłem samochód, dokumenty, no wszystko co da się tam zostawić i odszedłem. 
- Kurwa- Wysyczał Castiel. Spojrzałam na nich zdezorientowana. 
- Człowiek Volta wygrał wyścig i zgarnął moją furę- Kontynuował- Uznałem, że czas na rewanż. Nie wiedziałem, że auto jest naszpikowane dragami. Wiesz, że Ja bym nigdy... 
- Wiem braciszku. Wiem o tym. 
- A dalej już wiecie co i jak- Uśmiechnął się nerwowo. Prokuratorem okazał się przyjaciel Ojca. Zgodził na kaucję. Do rozprawy będę mógł zostać w domu. 
- Głupi ma zawsze szczęście- Prychnął Castiel- Jednak cieszę się, że stąd wyjdziesz.
- Mam nadzieję, że nasz Ojczulek mnie wybroni. Muszę udowodnić, że samochód którym uciekałem jest mój, ale nie jego zawartość. 
- Masz stare dokumenty? Zapytałam. Auto było zarejestrowane na Ciebie? 
- Tak, na całe szczęście tak i jednak nie jestem takim debilem na jakiego wyglądam. Castiel, te papiery są w skrytce, dobrze wiesz jakiej- Powiedział,
- No dobrze, wszystko fajnie, ale te narkotyki! Armin, oni Cię tak łatwo nie wypuszczą.
- Muszę mieć dowody, że to nie moje, że zostałem wrobiony. Najlepiej jakieś nagranie, cokolwiek- Westchnął- Wiem, że nie mam prawa Cię o nic prosić. Wiem, że skrzywdziłem Cię wystarczająco mocno, ale Gabi, wiem że coś wymyślisz.
- Nie zgadzam się- Powiedział Castiel- To niebezpieczne.
- Ale zrozum, że nikt nie może tego zrobić, poza nią- Odparł Czarnowłosy- Ciebie już znają, Alexy sobie nie poradzi, Mam tylko Ją. Poruszałem ten temat z Tatą.
- Traktujesz ją, jako swoją kartę do wolności! Powiedział Harvey, uderzając pięścią w stół- Nie zgadzam się! 
- Dość już- Chrząknęłam- Wrócisz do domu, porozmawiamy z Ojcem i zobaczymy co będzie dalej. To za głębokie gówno, żeby się w nim topić, zrozumiano?
- Dobrze więc- Odparł brat- Castiel zdobędzie papiery, a reszta jest do obgadania, kiedy tylko stąd wyjdę. Dalej będę zdany na siebie.
- Może to Cię nauczy pokory, kochany braciszku. Może to sprawi że zaczniesz myśleć racjonalnie.






środa, 13 lipca 2016

Rozdział XIX ''Krewnych daje nam los, Przyjaciół wybieramy sami''

          Przygotowania koncertowe w moim przypadku trwały w trybie przyspieszającym. Chłopcy byli już dawno w lokalu, w którym odbywała się impreza, dopinając wszystko na ostatni guzik, a Ja wciąż ociągałam się się łącznie z Rozalią, próbując ubrać się  jakoś sensownie. Białowłosa projektantka naprawdę starała się, by każdy skrawek materiału idealnie dopasowany był do naszych figur. Ewidentnie tego dnia jej talent gdzie uciekł, jak najdalej pozbawiając dziewczynę wszelakich zdolności.
- Może po prostu ubierzemy, to co mamy i dołączymy w końcu do reszty? Skomentowałam, przerzucając kolejne partie ubrań.
- Zwariowałaś- Skomentowała pod nosem, wciąż patrząc się bezsensownie w lustro- Po prostu oszalałaś, że wyjdziemy w czymś takim- Wskazała na swoją sukienkę, pozbawioną jakiegokolwiek kształtu. Ot, zwykły przyodziany worek pospinany szpileczkami.
- Koncert zaczyna się za jakieś dwadzieścia minut- Spojrzałam na zegarek upewniając się że mam rację- Nie chcę spóźnić na pierwszy występ chłopaków.
- Wiem- Westchnęła- Nie możemy zawieść Lysandra.
- Lysandra? Czułam jak moja brew mocno podnosi się ku górze- Proszę Cię! Castiel nas zabije, bo z tego co mi wiadomo, Lysander nawet muchy nie skrzywdzi.
- Nie chciałabym go zobaczyć rozzłoszczonego- Zaśmiała się cichutko.
- Nie chcesz- Potwierdziłam, narzucając w końcu podziurawioną koszulkę, która od jakiegoś czasu jest wielkim okrzykiem mody.  Nie przykładałam zbytnio uwagi do tego w co będę ubrana. Chciałam się pobawić na koncercie, bez krępacji ruchów przez coś, co nie jest do końca wygodne. Czarne spodnie, zwykłe trampki. Niby nic nadzwyczajnego, a jednak czułam się dziwnie wyjątkowo.
Rozpuściłam włosy i tyle.
- Roza, błagam! Krzyknęłam, kiedy zobaczyłam jak dziewczyna kolejny raz tego wieczoru zaczyna się przebierać- Teraz mamy piętnaście minut!
- Lepiej powiedz mi czym tam dojedziemy?! Odparła oburzona, próbując się w ewidentnie za małe spodnie.  Wygląda komicznie przeskakując z jednej nogi na drugą chcąc naciągnąć te przeklęte rurki.
- Zobacz jak przytyłam! Zaszlochała, wykrzywiając swoje usta w podkówkę. No serio, chciała się poryczeć z rozpaczy- Nie zdążymy!
- Idę po kluczyki do rodziców, może pozwolą mi  nas zawieść- Powiedziałam bardziej do siebie- Masz pięć minut inaczej to Ja Cię zabiję!
Szybciutko przeprawiłam się przez dom Castiela, wychodząc na ulicę. Jak dobrze że rodzice byli tylko na wprost. Spojrzałam na podjazd. Żałowałam, że pozwoliłam Castielowi zabrać samochód. Nie musiałabym prosić Ojca o auto, a tymczasem w głowie musiałam układać plan, jak go do tego przekonać. skoro w dalszym ciągu nie miałam prawa jazdy.
- Ciężki orzech do zgryzienia- Pomyślałam przechodząc przez ulicę.
Weszłam do środka próbując nasłuchać gdzie znajduje się moja rodzinka, ale w domu panowała głucha cisza. Pospiesznie wbiegłam do kuchni, wyciągając bloczek kartek, mazgając pospiesznie wiadomość o tym że zabieram samochód. Chwilowo się cieszyłam, że tłumaczenia będę mogła zostawić na później,
Weszłam do garażu, otworzyłam bramę, sięgnęłam po kluczyki i już po chwili stałam przed domem Castiela trąbiąc co chwilę, by dać Rozalii do zrozumienia, że jej pięć minut już się skończyło.
Dziewczyna wybiegła z domu, uprzednio zamykając drzwi na klucz, który niedbale wrzuciła do torebki.
- Gotowa- Sapnęła, zajmując miejsce pasażera- Możemy już jechać.
- Zapnij pasy- Warknęłam, patrząc na nią wymownie.
- Nie mogę- Krzyknęła- Nie po to siłowałam się z żelazkiem, żeby moją pracę szlak trafił!
- Okej- Westchnęłam- W takim razie Castiel Cię zabije, bo zwalę wszystko na Ciebie i nikt Cię nie obroni przed nim- Zaśmiałam się cyniczne.
- Jesteś tak samo stuknięta jak On- Odpowiedziała ewidentnie urażona.
- Pamiętaj że nie mam prawka. Staram się uniknąć kontroli i dojechać bezpiecznie do celu- Powiedziałam- Wystarczy mi że już muszę łamać przepisy.
Gwałtownie ruszyłam prosto do klubu, gdzie miał odbywać się koncert. Moje serce waliło jak oszalałe. Nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu usłyszę ich na żywo z całą oprawą muzyczną.
- Fotka na szczęście- Pisnęła radośnie białowłosa oślepiając mnie na chwilę Flashem.


***

          Krzyk. Naprawdę dużo krzyku, powodujący taki hałas, że większość z nas nie mogła tego wytrzymać. Próbowaliśmy się w jakikolwiek sposób zmotywować do działania chcąc odpędzić cały towarzyszący nam stres tego dnia, ale nie byliśmy w stanie się usłyszeć.
Odpuściliśmy sobie jakieś tandetne przemowy, powracając do czynności które przerwaliśmy. Lysander cały czas rozgrzewał głos, bo w końcu czekało go co najmniej półtorej godziny ciągłego śpiewania. Nasz basista, człowiek który normalnie jest oazą jebanego spokoju, nerwowo rozgrzewał dłonie, depcząc i kopiąc wszystko na swojej drodze. Perkusista? Cały czas upuszczał pałeczki do grania, schylając się raz po raz, by w końcu dorwać je i połamać na drobne kawałki.
Ja cały czas wyglądałem zza sceny, patrząc czy w zebranym tłumie ujrzę swoją małą Diablicę i choć nigdzie nie mogłem jej dostrzec, cały czas wytężałem wzrok nie mogąc się skupić na niczym innym.
- Castiel! Krzyknął właściciel tego przybytku- Musimy już zaczynać!
Sięgnąłem po gitarę i wlazłem na te nieszczęsną scenę, jako ostatni.
- No to zaczynamy! Krzyknął Lysander do mikrofonu, skłaniając zebranych do uciszenia się.
Spokojnie wprowadziłem ludzi w trans, wiodąc dźwięki z Anioła. Naszym pierwszym kawałkiem był ten, który komponowałem w ostatniej chwili. Był to spokojny utwór, bez żadnych szaleństw jak na mnie przystało. Przyprawiony stoicyzmem tekst Lysandra idealnie wkomponował się dźwięki które obecnie tworzyłem.
- Am lost,
in our rainbow,
now our rainbow,
has gone- Zaczął Lysander, a mnie przeszły dreszcze.
Nie mieliśmy okazji tego przećwiczyć. Zrobiliśmy to spontanicznie, właśnie teraz. Zamknąłem oczy, wyobrażając sobie, że moja Diablica jest tutaj, patrzy na mnie tymi błyszczącymi oczami.
- Overcast,
by your shadow,
as our worlds
move on,
But in this shirt
I can be you,
to be near you
for a while,
I awake,
in the night,
to hear the engines purr,
There's a pain,
it does ripple
through my frame,
makes me lame,
There's a thorn
in my side
it's the shame, it's the pride...
Of you and me,
ever changing,
moving on now
moving fast,
And this touch,
must be wanted,
must become,
through your ask,
But I need
jape to tell you
that I love you
it never rests,

          Widziałem tysiące rzeczy. Robiłem tysiące rzeczy. Jednego nie mogłem zrobić. Nie mogłem jej zranić. Nie mogłem pozwolić, by mnie kiedykolwiek opuściła.
Przypomniałem sobie czasy, kiedy zobaczyłem ją pierwszy raz w Liceum, kiedy niepozornie przedzierała się po korytarzach razem z braćmi, nie chcąc rzucać się w oczy. Zauroczyła mnie. Już wtedy wiedziałem że wpadłem po uszy. Kochałem ją, od kiedy tylko ujrzałem ją pierwszy raz, Tylko raz płakałem. Płakałem, kiedy postanowiła wyjechać i zapomnieć o nas wszystkich. Chciała zapomnieć o mnie.
Czułem, jak gdzieś po policzku wędruje jedna, samotna łza, upadając chłodno na podłogę.
- Kurwa- wyszeptałem, tak by nikt tego nie usłyszał. Otworzyłem oczy, natychmiast przecierając mokry ślad na policzku. Wydawać by się mogło że nikt tego nie zauważył. Jeszcze raz rozejrzałem się po sali. Ona to widziała, moja piękna Diablica płakała razem ze mną..
- But I need, jape to tell you, that I love you, it never rests- Powiedziałem.
Kiedy wszystko w końcu ucichło tłum wpadł w szał. Były wiwaty, oklaski. Z uznaniem spojrzałem na Lysandra, który odwalił kawał dobrej roboty. Byłem z nas dumny. Dumny z naszego sukcesu, który jeszcze nie osiągnął najwyższego szczytu.

***

          Teraz to się dopiero zacznie! Krzyknęła Rozalia, kiedy chłopcy już na dobre rozkręcili towarzystwo w klubie. Zespół tak wymiatał, że nie mogłam wyjść z podziwu.
Część osób wpadła prosto w pogo, rozgrzane do granic możliwości.
- Lepiej chodźmy po coś do picia! Odparłam, ciągnąc delikatnie dziewczynę za ramię. Był taki ścisk, że naprawdę można się łatwo zgubić.
-Co będzie? Zapytał barman, kiedy w końcu udało nam się do niego przedrzeć.
- Ja poproszę sok pomarańczowy, a dla koleżanki coś mocno procentowego- Odparłam, wyciągając banknot z kieszeni spodni- Reszty nie trzeba.
- Gabi, twój telefon nie daje mi spokoju- Powiedziała Białowłosa, wyciągając urządzenie ze swojej torebki, jako że nie posiadałam swojej. Na ekranie widziałam kilkanaście połączeń nieodebranych od samego Alexa i jedno połączenie niedobrane od Taty.
- Ocho! Krzyknęłam entuzjastycznie- Na pewno chodzi o samochód.
- To może wyjdź na chwilę i poinformuj ich że wszystko gra- Skomentowała Roza sącząc swój alkohol.
- To dobry pomysł. gdyby Castel o mnie pytał..
- To jesteś na zewnątrz- Dokończyła dziewczyna.
Powoli prześlizgnęłam się wyjścia, by przystanąć na malutkim parkingu. Z sokiem w jeden dłoni, próbowałam wykręcić numer do Alexego, by podpytać co takiego mówił Ojciec na mój temat, by przygotować się do rozmowy z nim.
- Hej Alexy- Choć nie dane mi było dokończyć. Chłopak był tak zdruzgotany, że nie potrafiłam go w żaden sposób zrozumieć.
- Alexy! Krzyknęłam- Jeśli chodzi o samochód, to nic się nie dzieje- Odparłam nerwowo.
Chłopak zaczął mówić troszkę wolniej i spokojniej, a to co usłyszałam przyprawiło mnie o drżenie ciała.
Nie wiedzieć czemu, odruchowo wyrzuciłam szklankę z sokiem, wybijając szybę samochodu moich rodziców, włączając w ten sposób alarm pojazdu, który głośno rozbrzmiewał przed klubem, doprowadzając kilkoro osób stojących przed parkingiem do irytacji. Rzuciłam telefonem, trzaskając go na tysiące kawałków i wsiadłam do samochodu, który już nie prezentował się przyzwoicie bez przedniej szyby. Czułam jak kawałki szkła wbijają mi się w ręce, nawet w tyłek, ale andrealina krążąca w moim ciele nie pozwalała odczuwać bólu. Nie czułam nic, poza chorą nienawiścią.
- Pieprzony Armin! Krzyknęłam, natychmiast opuszczając parking. Jeśli nikt go nie zabije, to zrobię to osobiście!
Starałam się jechać na jak najszybciej narażając się w ten sposób na kontrolę policji, jeśli ta gdziekolwiek patrolowa teren. Jechałam prosto w paszczę lwa. Na komisariat.
Przejechałam dwa razy na czerwonym świetle, gdzie doskonale było widać miejski monitoring. Na pewno uchwycił niebieski pojazd jadący po mieście ponad sto kilometrów na godzinę.
Rozzłoszczona wpadłam prosto na komisariat. Policjanci przyglądali mi się z jawnym zainteresowaniem. Jeden z nich zapytał nawet, czy przypadkiem nie potrzebuje pomocy. W końcu dziewczyna z pokaleczonymi dłońmi w środku nocy jest dość intrygującym widokiem.
Pospiesznie ich ominęłam nie odpowiadając na żadne pytania. Szukałam Alexego, który gdzieś musiał tutaj być i wcale się nie pomyliłam. Siedział na korytarzu z opuszczoną głową.
- Co ten idiota Ci zrobił? Zapytałam, przykucając obok niego. Złapałam go za ręce, które umazałam własną krwią. On drżał, drżał ze strachu.
- Armin został aresztowany- Wyspał pospiesznie, zmuszając się do mówienia.
- Wiedziałam kurwa wiedziałam! Krzyknęłam natychmiast wstając.
- Proszę się uspokoić! W odpowiedzi usłyszałam głos jednego funkcjonariusza, zmierzający w naszym kierunku z całą teczką akt, należących prawdopodobnie do Armina- Pani jest na komisancie, a tutaj pracują ludzie- Wysyczał- Proszę o dokumenty.
- Nie posiadam- Odparłam, przypominając sobie że wszystko jest w torebce Rozalii.
- W takim razie kim Pani jest? Zapytał.
- Jestem Gabrielle Goldenmayer, siostra Pana Armina Goldenmayer. Co z moim bratem?
- Czy jest ktoś, kto może potwierdzić Pani tożsamość? Zapytał nieczule- Udzielać informacji mogę tylko i wyłącznie rodzinie.
- Mój brat- Wskazałam na Alexego.
- Rozumiem. W takim razie zapraszam Państwa do pokoju- Otworzył drzwi znajdujące się nieopodal nas, do ciasnego pokoiku z napisem na drzwiach ''Komendant Komisariatu Pierwszego''.
- Proszę usiąść- Powiedział grubym głosem, wskazując na krzesła, znajdujące się na wprost biurka.
- Dziękuję, postoję- Burknęłam pod nosem- Co się dzieje z naszym Arminem?
Mężczyzna w tym czasie zajął miejsce za biurkiem, otwierając akta, które wcześniej miał w dłoni.
- Czy mają Państwo powiązania z nielegalnymi wyścigami ulicznymi?
- Nie- Powiedziałam dobitnie. Tak bardzo się cieszyłam, że Alexy nie ma z tym nic wspólnego.
- Rozumiem- Odparł policjant, spisując nasze zeznania- A Pan?
- Nie wiem, o czym Pan mówi- Odparł brat, mocno zaskoczony.
- Sprawa wygląda tak- Rzekł, opierając łokcie o blat burka- Państwa Brat został złapany w kradzionym pojedzie o wartości przekraczającej milion funtów z dużą ilością narkotyków na stanie, pod wpływem alkoholu, na nielegalnych wyścigach rozgrywających się nieopodal opuszczonego lotniska.
- Mój Boże- Powtarzałam, starając się zrozumieć czy to co mówi ten facet to absurd, czy też podkoloryzowana rzeczywistość, a może najczystsza prawda, bądź zwykłe nieporozumienie.
- To niemożliwe! Krzyknął Alexy- Armin by nigdy nie zrobił czegoś takiego!
- Dowody wskazują na zupełnie coś innego- Odwrócił w naszą stronę monitor komputera, ukazując nagranie policyjne podczas patrolu na lotnisku. Ewidentnie na nim widać samochód należący do Armina, którym uciekła przed funkcjonariuszami. Odwróciłam głowę. Nie chciałam tego oglądać.
- Proponuję konsultację z prawnikiem- Powiedział wyłączając nagranie- I to dobrym prawnikiem. Chłopakowi za te przewinienia grozi nawet dwadzieścia pięć lat pozbawienia wolności. Prokurator już działa w tej sprawie.
- Co dalej? Zapytałam, kiedy otrząsnęłam się z transu- Możemy go zobaczyć?
- Na chwilę obecną chłopak zostaje tutaj, do czasu kiedy prokurator zdecyduje o jego przeniesieniu. Widzenie może mieć tylko i wyłącznie ze swoim prawnikiem. Czy w czymś jeszcze mogę Państwu pomoc? Odparł znudzony jakby tę regułkę wyćwiczył już na pamięć.

***
          Gdzie Ona jest?! Krzyknąłem do Rozalii, przeciskając się na zewnątrz budynku razem z dziewczyną. 
- Powiedziała, że będzie na zewnątrz- Odparła zaskoczona, kiedy na parkingu nikogo nie było. 
Znalazłem tylko rozwalony telefon, przy miejscu gdzie dziewczyny zaparkowały samochód.
Kawałki szkła dookoła. 
- Co tu się stało? Zapytał Lysander, wychodząc z klubu z resztą członków zespołu. 
- Sam próbuje się dowiedzieć! Rozalia, co się dzieje?
- Ja naprawdę nie wiem! Dałam jej telefon, ponieważ dzwonił do niej Alexy. Myślała, że chodzi o auto! 
- Tak po prostu zniknęła- Powiedział Lysander rozglądając się po parkingu. 
- Dzwonię do Alexa- Powiedziałem, przykładając urządzenie do ucha- Nie odbiera! Jadę jej szukać. Wy wracajcie do mnie- Powiedziałem wsiadając do Dodg'a.
- Czekaj! Krzyknął Lysander- Jadę z Tobą! 
Kiwnąłem głową na potwierdzenie i zająłem miejsce w samochodzie. 
- Dzwoń do Armina- Powiedziałem do Lysandra. Chłopak natychmiast wyjął telefon z kieszeni i wykręcił numer do brata Diablicy- Przykro mi. 
- Kurwa! Syknąłem. Tak naprawdę to nie miałem pojęcia gdzie mogę pojechać. Nie wiedziałem gdzie mogę jej szukać. Mogłem krążyć po całym mieście, choć Ona mogła być wszędzie...







sobota, 9 lipca 2016

Rozdział XVIII '' Czasem sen, staje się ujednoliceniem Świata realnego''

          Czas najwyższy brać odpowiedzialność za czyny, które są błędami, bądź takimi które dopiero mają się nimi stać. Czas najwyższy analizować to, co dzieje się w naszym życiu i brać odpowiedzialność za dokonane wybory. Czas najwyższy wziąć się w garść, przestać marzyć i zabrać się do ciężkiej pracy jakim jest życie.
Wszystko, czego tak bardzo nienawidziłam stało się moim szczęściem i spełnieniem. Nienawidziłam Castiela. Tak bardzo mocno. Za całe cierpienie, które mi sprawił, za swoje gburowate zachowanie, za traktowanie mnie jak przedmiot i wręcz ordynarne zabawianie się kosztem moich uczuć. Nienawidziłam go, dopóki nie zrozumiałam.
Zrozumiałam, kiedy w końcu mój umysł przestał opóźniać się w rozwoju na etapie nastoletnim, kiedy dojrzał do świadomych decyzji. Wówczas myślałam że jestem najmądrzejsza, choć nie pokrywało się to z prawdą. Można się dobrze uczyć, zdobywać osiągnięcia naukowe, być inteligentnym jednocześnie wyrażając życiową głupotę i nieporadność. Taka byłam, ale w końcu zrozumiałam.
W późniejszym okresie życia, kiedy starałam się panować nad emocjami związanymi z Harveyem, całą wrogość przelałam na własnego brata, człowieka który jest cząstką mojej rodziny, z którym się wychowywałam. Wiedział jak mnie pocieszać, wiedział co lubię, a czego nie toleruję. Czytał ze mnie, jak z otwartej księgi. Wiedzieliśmy o sobie wszystko. Na chwilę obecną, traktuje mnie jak... Jak obcego człowieka i zdaję sobie sprawę, że to tylko i wyłącznie moja wina, bo duma nie pozwalała traktować go inaczej. Duma, która popsuła relacje z rodziną, przez którą nic nie będzie takie jak wcześniej.
Kocham swą rodzinę i stawiam ich nade wszystko co mam najcenniejszego, bo nie ma nic prawdziwszego niż miłość do rodziny. Na dobre i na złe, zawsze razem. Nie mam żadnego prawa obwiniać nikogo, za to co mnie spotkało. Jestem wdzięczna Bogu, że Ci ludzi dali mi rodzinę, którą nie mogli obdarować mnie moi biologiczni rodzice. To dzięki nim jestem kimś. To dzięki tej miłości nazywam się Goldenmayer. Otaczają mnie cudowni ludzie. Choć nikogo nie przeprosiłam, za to jak postąpiłam, wierzę, że Oni wiedzą jak bardzo źle się z tym czuję, że żałuję i pragnę z całego serca żyć tak, jakby ta sytuacja nie miała miejsca. By było tak, jak wcześniej...
Z wielkim Bólem, ciążącym na mym sercu patrzyłam na grób swoich biologicznych rodziców, raz po raz zaciągając się papierosem. Nie potrafiłam płakać, choć wszystkie emocje chciały znaleźć jakieś ujście. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że będę stała przy grobie ludzi, dzięki którym jestem na tym Świecie. Było tak pusto i cicho. Dym papierosowy unosił się wysoko nade mną, odnajdując swoją ucieczkę w przestworza, o czym marzyła moja Dusza w tym momencie, a czego nie potrafiła uczynić.
- Jesteście takie podobne- Powiedział Ojciec, wyciągać coś z górnej kieszeni marynarki. Tym czymś okazały się najzwyklejsze papierosy idealnie poukładane w srebrnej, metalowej papierośnicy.
Pospiesznie odpalił jednego dołączając kolejny dym do mojej prawie idealnej chmurki.
- Mama wie? Zapytałam, rozglądając się dookoła. Jak na lokalny cmentarz, ulokowany blisko centrum miasta, było tutaj pusto. Jakby nikt nie pamiętał o tych, których już nie ma wśród nas. Tylko Ja, Ojciec i nasze papierosy.
- Nie powiesz jej- Rzekł, zaciągając się rozkosznie- To Ona mnie tego nauczyła- Wskazał grób, gdzie pochowana jest jego siostra. Często robiliśmy głupstwa- Kontynuował- Czego efektem jest to.
Kiwnęłam głową w ramach zrozumienia- Dziękuję, że mnie tutaj przyprowadziłeś- Odparłam- Potrzebowałam tego.
- Powinienem zrobić to dawno temu i oboje zdajemy sobie z tego sprawę- Westchnął prawie niesłyszalnie- Za późno poznałaś prawdę i nie w okolicznościach w jakich powinnaś.
- Nie powinnam reagować w taki sposób. Tak samo jak nie powinnam przestać nazywać was swoimi rodzicami. Kocham was najbardziej na Świecie.
- Nawet nie wiesz jak bardzo chciałem to usłyszeć- Odparł rozpromieniając się- Wszystkich nas to wiele kosztowało.
- Wiem Tato.
Spojrzałam na grób rodziców, wyobrażając sobie, jak bardzo cieszą się z tego widoku i choć ich nie znałam, wiem, że na pewno tak jest. Gdzieś tam, o ile istnieje Niebo, na pewno patrzyli na nas posyłając nam najszczersze uśmiechy, jakich nawet nie można sobie wyobrazić.
- Kawa ze starym Ojcem? Zapytał po chwili obejmując mnie ramieniem- Chyba że to siara tak bujać się ze mną po dzielni.
- Tato! Krzyknęłam rozbawiona- Czemu tak śmiesznie mówisz?
- Staram się za wami nadążyć- Odpowiedział zanosząc się śmiechem- Źle to powiedziałem? Może faktycznie źle to zabrzmiało- Pytał bardziej siebie, niżeli mnie.
- Po prostu lepiej będzie, jak zaczniesz mówić tak jak potrafisz najlepiej.
- Tak, tak chyba będzie lepiej dla nas wszystkich.
- Mogę Cię prosić o jedną malutką rzecz?
- Możesz prosić o co tylko zechcesz.
- Przysięgnij, że zawsze będziemy wobec siebie szczerzy i nigdy, ale to nigdy nie będziemy zatajać przed sobą prawdy- Odparłam dobitnie, chcąc by moja wypowiedź była jak najbardziej zrozumiała. Dotyczyło to nas obu, Ojca i Córkę do końca naszych dni. Pragnęłam prawdy, już zawsze bez zbędnego owijania w bawełnę, bez kłamstw i nieszczerości.
- Przysięgam.

***


          Spokój, który sobie zapewniłem w swoim własnym domu pozwalał mi skupić się na aktualnych wydarzeniach, które podobno miały wykonać nie lada rewolucję w przyszłości. Siedziałem na łóżku, wymieniając kolejną strunę gitary, która pod wypływem intensywnego grania pękała raz za razem zostawiając na moim policzku szramę. To cud, że jeszcze nie straciłem wzroku. Nuty, które tak skrupulatnie pisałem na kartce, starając się stworzyć coś co choć odrobinę przypominałyby piosenkę, raz za razem wyrzucałem przed siebie, tworząc niemały stos papierów przy koszu na śmieci. Wiedziałem, że gonią mnie terminy i muszę w końcu napisać coś na tyle sensownego co pokrywałoby się z nienagannym tekstem piosenek pisanych przez Lysandra. Jak zawsze gardziłem sobą, że zostawiam wszystko na ostatnią chwilę i skupiam się na Goldenmayer, a tymczasem robota którą muszę wykonywać spychana jest na drugi plan. Tak jakby, przez tę dziewczynę nic nie miało sensu. Coś, co kiedyś wykonywałem bez zbędnych ociągnięć, na chwilę obecną jest ciążącym problemem.
Kolejny raz przyłożyłem długopis do papieru, mazgając coś, co nawet dla profesjonalisty jest nieczytelne.
- Zobaczymy co z tego wyjdzie- mruknąłem pod nosem, kolejny raz tego dnia strojąc moją małą diablicę.
 Nie, to nie diablica. Diablica to Goldenmayer, a to prawdziwy Anioł.
Zacząłem brzdąkać coś, co nawet brzmiało sensownie. Dosłownie, nad głową zaświeciła mi się żaróweczka, prosząc o kontynuowanie mojej idylli.
- Jak Ci idzie? Zapytał Armin, rozsiadając się bezceremonialne obok łóżka.
- Jak zawsze źle- Warknąłem bardziej do siebie odkładając Anioła obok- A Ty co masz taki zaciesz?
- Dzisiaj mam wyścig i chyba zwędzę jakieś cudeńko- Krzyknął uradowany.
- Myślałem, że już kończysz z wyścigami i skupimy się na zespole- Odparłem beznamiętnie- No ale skoro tak, to nawet nie uświadczymy człowieka z naszej ekipy na dzisiejszym koncercie?
- Jestem tylko waszym  menadżerem, o ile tak to można nazwać- Prychnął jawnie rozbawiony- Dzisiaj będzie Volt, a wiesz, ten gość ma najlepsze bryki w całej Anglii.
- Tak samo jak ma najlepsze układy i sprawi że znikniesz w ciągu sekundy.
- Dziwnym trafem Ty tutaj siedzisz, Gabi ma się całkiem dobrze, więc wychodzi na to że nie dotrzymał słowa.
- Bo mieliśmy więcej szczęścia niż rozumu- Skomentowałem starając się wrócić do tego co notowałem wcześniej. Ten kretyn tylko wybija mnie z rytmu.
- Wracając do Gabi- Powiedział- Mówiłeś jej o dzisiejszym koncercie?
- Nie miałem okazji.
- Czyli jej nie będzie?
- Ona jest zawsze tam, gdzie jestem Ja, więc będzie.
- To czemu jej teraz nie ma, tu gdzie jesteś?
- Bo jest tam gdzie mnie nie ma? Zapytałem z wyrzutem.
- Jezu, dobra, prawisz bez sensu- Odpowiedział obrażony.
- Bo zadajesz głupie pytania- Zaśmiałem się- Kocha mnie, to będzie.


***

           Podobno w życiu piękne są tylko chwile. Jeżeli mogłabym wziąć to do sobie, to faktycznie. Znajduję się w tym jakiś większy i niepowtarzalny sens. Można rzec, że niepowtarzalną chwilą w obecnym czasie jest dla mnie porozumienie się z Ojcem. Tym surowym, starszym mężczyzną, który przeżył w życiu prawie wszystko, co tylko dało się przeżyć. Pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno traktowałam go, jako tyrana. Faceta który wymaga więcej, niżeli sam może zaoferować. Tak bardzo przelewał na nas swoje ambicje, zapominając o tym, jaką krzywdę wyrządza osobom, które przecież kocha.
Tymczasem siedział na wprost mnie, dając się poznać z tej czułej strony. Daje się poznać jak Ojciec trójki dzieci, jako głowa rodziny, jako ktoś kto stanowi naszą podporę i cały fundament.
Gdyby widziała nas teraz mama, była by z niego dumna. Już nie była zwykłą żoną szanowanego adwokata. Teraz była żoną człowieka, który dzięki jej wsparciu osiągnął w życiu najwyższy poziom spełnienia. To jest tak bardzo niesamowite i intrygujące, że przez kilka momentów rozmowy, zastanawiałam się czy to co widzę, jest prawdą? Stanowi rzeczywistość, którą tak wszyscy chcielibyśmy osiągnąć?
- Zorientowałem się, kiedy z garażu zniknął samochód- Odparł niewzruszony, upijając kolejny łyk jeszcze ciepławej kawy.
- Naprawdę? To dlaczego nie zrobiłeś awantury? Zapytałam zaskoczona, wciąż z niedowierzaniem spoglądając w jego błyszczące oczy.
- Chciałem, nawet bardzo. Dopóki nie przypomniałem sobie jak sam brałem udział w niecnych uczynkach.
- Żartujesz! Krzyknęłam entuzjastyczne, zwracając uwagę otaczających nas ludzi.
- Skarbie! To nasz rocznik zapoczątkował te tradycję! To dopiero były czasy...Uśmiechnął się delikatnie, na samo wspomnienie tego co minęło bezpowrotnie. To przyjemny widok, patrzeć kiedy się tak beztrosko uśmiecha. Niepowtarzalny.
- Za naszych czasów zadania były bardziej oryginalne, nie to co teraz- Prychnął- Musieliście na przykład włamać się na komisariat? Zapytał zaciekawiony.
- No nie- Odparłam słuchając go z zainteresowaniem.
- My musieliśmy. Wtedy Ja i twoja matka startowaliśmy na ''Queen Mary''. Mogliśmy wpaść w poważne tarapaty.
- Zrobiliście to?
- Z palcem w nosie- Zaśmiał się-Myślę, że do tej pory, nikt nie zorientował się kto to zrobił. No, może poza jedną osobą, Babcią Holly, moja wspaniała teściową- Powiedział to w taki sposób, że nie dało się nie wyczuć ironii w jego głosie. Wiele słyszałam o Babce Holly i raczej mam na jej temat mieszane uczucia. Wiem, że dawała nieźle popalić mojej Matce. Co nie co usłyszałam, kiedy to rodzicielkę wzięło na wspomnienia.
- Mieliśmy zakaz spotykania się i takie tam- Machnął ręką- Później namówiłem twoją matkę do ucieczki, wzięliśmy ślub, skończyliśmy studia, a później urodzili się chłopcy...
- Pojawiłam się Ja- Kontynuowałam przemowę Taty.
- Później pojawiłaś się Ty i dzięki wam, stworzyliśmy rodzinę- Dokończył, łapiąc mnie za dłoń- to były najpiękniejsze chwile naszego wspólnego życia- Nieodwracalne i napełnione radością.

***


Gdzie teraz jesteś?
Gdzie teraz jesteś?
Gdzie teraz jesteś?
Czy to był tylko wytwór mojej wyobraźni?
Gdzie teraz jesteś?
Czy byłaś tylko moim wymysłem?
Gdzie teraz jesteś?
Nie ma jej. Nie ma jej tu, gdzie jestem Ja...