środa, 13 lipca 2016

Rozdział XIX ''Krewnych daje nam los, Przyjaciół wybieramy sami''

          Przygotowania koncertowe w moim przypadku trwały w trybie przyspieszającym. Chłopcy byli już dawno w lokalu, w którym odbywała się impreza, dopinając wszystko na ostatni guzik, a Ja wciąż ociągałam się się łącznie z Rozalią, próbując ubrać się  jakoś sensownie. Białowłosa projektantka naprawdę starała się, by każdy skrawek materiału idealnie dopasowany był do naszych figur. Ewidentnie tego dnia jej talent gdzie uciekł, jak najdalej pozbawiając dziewczynę wszelakich zdolności.
- Może po prostu ubierzemy, to co mamy i dołączymy w końcu do reszty? Skomentowałam, przerzucając kolejne partie ubrań.
- Zwariowałaś- Skomentowała pod nosem, wciąż patrząc się bezsensownie w lustro- Po prostu oszalałaś, że wyjdziemy w czymś takim- Wskazała na swoją sukienkę, pozbawioną jakiegokolwiek kształtu. Ot, zwykły przyodziany worek pospinany szpileczkami.
- Koncert zaczyna się za jakieś dwadzieścia minut- Spojrzałam na zegarek upewniając się że mam rację- Nie chcę spóźnić na pierwszy występ chłopaków.
- Wiem- Westchnęła- Nie możemy zawieść Lysandra.
- Lysandra? Czułam jak moja brew mocno podnosi się ku górze- Proszę Cię! Castiel nas zabije, bo z tego co mi wiadomo, Lysander nawet muchy nie skrzywdzi.
- Nie chciałabym go zobaczyć rozzłoszczonego- Zaśmiała się cichutko.
- Nie chcesz- Potwierdziłam, narzucając w końcu podziurawioną koszulkę, która od jakiegoś czasu jest wielkim okrzykiem mody.  Nie przykładałam zbytnio uwagi do tego w co będę ubrana. Chciałam się pobawić na koncercie, bez krępacji ruchów przez coś, co nie jest do końca wygodne. Czarne spodnie, zwykłe trampki. Niby nic nadzwyczajnego, a jednak czułam się dziwnie wyjątkowo.
Rozpuściłam włosy i tyle.
- Roza, błagam! Krzyknęłam, kiedy zobaczyłam jak dziewczyna kolejny raz tego wieczoru zaczyna się przebierać- Teraz mamy piętnaście minut!
- Lepiej powiedz mi czym tam dojedziemy?! Odparła oburzona, próbując się w ewidentnie za małe spodnie.  Wygląda komicznie przeskakując z jednej nogi na drugą chcąc naciągnąć te przeklęte rurki.
- Zobacz jak przytyłam! Zaszlochała, wykrzywiając swoje usta w podkówkę. No serio, chciała się poryczeć z rozpaczy- Nie zdążymy!
- Idę po kluczyki do rodziców, może pozwolą mi  nas zawieść- Powiedziałam bardziej do siebie- Masz pięć minut inaczej to Ja Cię zabiję!
Szybciutko przeprawiłam się przez dom Castiela, wychodząc na ulicę. Jak dobrze że rodzice byli tylko na wprost. Spojrzałam na podjazd. Żałowałam, że pozwoliłam Castielowi zabrać samochód. Nie musiałabym prosić Ojca o auto, a tymczasem w głowie musiałam układać plan, jak go do tego przekonać. skoro w dalszym ciągu nie miałam prawa jazdy.
- Ciężki orzech do zgryzienia- Pomyślałam przechodząc przez ulicę.
Weszłam do środka próbując nasłuchać gdzie znajduje się moja rodzinka, ale w domu panowała głucha cisza. Pospiesznie wbiegłam do kuchni, wyciągając bloczek kartek, mazgając pospiesznie wiadomość o tym że zabieram samochód. Chwilowo się cieszyłam, że tłumaczenia będę mogła zostawić na później,
Weszłam do garażu, otworzyłam bramę, sięgnęłam po kluczyki i już po chwili stałam przed domem Castiela trąbiąc co chwilę, by dać Rozalii do zrozumienia, że jej pięć minut już się skończyło.
Dziewczyna wybiegła z domu, uprzednio zamykając drzwi na klucz, który niedbale wrzuciła do torebki.
- Gotowa- Sapnęła, zajmując miejsce pasażera- Możemy już jechać.
- Zapnij pasy- Warknęłam, patrząc na nią wymownie.
- Nie mogę- Krzyknęła- Nie po to siłowałam się z żelazkiem, żeby moją pracę szlak trafił!
- Okej- Westchnęłam- W takim razie Castiel Cię zabije, bo zwalę wszystko na Ciebie i nikt Cię nie obroni przed nim- Zaśmiałam się cyniczne.
- Jesteś tak samo stuknięta jak On- Odpowiedziała ewidentnie urażona.
- Pamiętaj że nie mam prawka. Staram się uniknąć kontroli i dojechać bezpiecznie do celu- Powiedziałam- Wystarczy mi że już muszę łamać przepisy.
Gwałtownie ruszyłam prosto do klubu, gdzie miał odbywać się koncert. Moje serce waliło jak oszalałe. Nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu usłyszę ich na żywo z całą oprawą muzyczną.
- Fotka na szczęście- Pisnęła radośnie białowłosa oślepiając mnie na chwilę Flashem.


***

          Krzyk. Naprawdę dużo krzyku, powodujący taki hałas, że większość z nas nie mogła tego wytrzymać. Próbowaliśmy się w jakikolwiek sposób zmotywować do działania chcąc odpędzić cały towarzyszący nam stres tego dnia, ale nie byliśmy w stanie się usłyszeć.
Odpuściliśmy sobie jakieś tandetne przemowy, powracając do czynności które przerwaliśmy. Lysander cały czas rozgrzewał głos, bo w końcu czekało go co najmniej półtorej godziny ciągłego śpiewania. Nasz basista, człowiek który normalnie jest oazą jebanego spokoju, nerwowo rozgrzewał dłonie, depcząc i kopiąc wszystko na swojej drodze. Perkusista? Cały czas upuszczał pałeczki do grania, schylając się raz po raz, by w końcu dorwać je i połamać na drobne kawałki.
Ja cały czas wyglądałem zza sceny, patrząc czy w zebranym tłumie ujrzę swoją małą Diablicę i choć nigdzie nie mogłem jej dostrzec, cały czas wytężałem wzrok nie mogąc się skupić na niczym innym.
- Castiel! Krzyknął właściciel tego przybytku- Musimy już zaczynać!
Sięgnąłem po gitarę i wlazłem na te nieszczęsną scenę, jako ostatni.
- No to zaczynamy! Krzyknął Lysander do mikrofonu, skłaniając zebranych do uciszenia się.
Spokojnie wprowadziłem ludzi w trans, wiodąc dźwięki z Anioła. Naszym pierwszym kawałkiem był ten, który komponowałem w ostatniej chwili. Był to spokojny utwór, bez żadnych szaleństw jak na mnie przystało. Przyprawiony stoicyzmem tekst Lysandra idealnie wkomponował się dźwięki które obecnie tworzyłem.
- Am lost,
in our rainbow,
now our rainbow,
has gone- Zaczął Lysander, a mnie przeszły dreszcze.
Nie mieliśmy okazji tego przećwiczyć. Zrobiliśmy to spontanicznie, właśnie teraz. Zamknąłem oczy, wyobrażając sobie, że moja Diablica jest tutaj, patrzy na mnie tymi błyszczącymi oczami.
- Overcast,
by your shadow,
as our worlds
move on,
But in this shirt
I can be you,
to be near you
for a while,
I awake,
in the night,
to hear the engines purr,
There's a pain,
it does ripple
through my frame,
makes me lame,
There's a thorn
in my side
it's the shame, it's the pride...
Of you and me,
ever changing,
moving on now
moving fast,
And this touch,
must be wanted,
must become,
through your ask,
But I need
jape to tell you
that I love you
it never rests,

          Widziałem tysiące rzeczy. Robiłem tysiące rzeczy. Jednego nie mogłem zrobić. Nie mogłem jej zranić. Nie mogłem pozwolić, by mnie kiedykolwiek opuściła.
Przypomniałem sobie czasy, kiedy zobaczyłem ją pierwszy raz w Liceum, kiedy niepozornie przedzierała się po korytarzach razem z braćmi, nie chcąc rzucać się w oczy. Zauroczyła mnie. Już wtedy wiedziałem że wpadłem po uszy. Kochałem ją, od kiedy tylko ujrzałem ją pierwszy raz, Tylko raz płakałem. Płakałem, kiedy postanowiła wyjechać i zapomnieć o nas wszystkich. Chciała zapomnieć o mnie.
Czułem, jak gdzieś po policzku wędruje jedna, samotna łza, upadając chłodno na podłogę.
- Kurwa- wyszeptałem, tak by nikt tego nie usłyszał. Otworzyłem oczy, natychmiast przecierając mokry ślad na policzku. Wydawać by się mogło że nikt tego nie zauważył. Jeszcze raz rozejrzałem się po sali. Ona to widziała, moja piękna Diablica płakała razem ze mną..
- But I need, jape to tell you, that I love you, it never rests- Powiedziałem.
Kiedy wszystko w końcu ucichło tłum wpadł w szał. Były wiwaty, oklaski. Z uznaniem spojrzałem na Lysandra, który odwalił kawał dobrej roboty. Byłem z nas dumny. Dumny z naszego sukcesu, który jeszcze nie osiągnął najwyższego szczytu.

***

          Teraz to się dopiero zacznie! Krzyknęła Rozalia, kiedy chłopcy już na dobre rozkręcili towarzystwo w klubie. Zespół tak wymiatał, że nie mogłam wyjść z podziwu.
Część osób wpadła prosto w pogo, rozgrzane do granic możliwości.
- Lepiej chodźmy po coś do picia! Odparłam, ciągnąc delikatnie dziewczynę za ramię. Był taki ścisk, że naprawdę można się łatwo zgubić.
-Co będzie? Zapytał barman, kiedy w końcu udało nam się do niego przedrzeć.
- Ja poproszę sok pomarańczowy, a dla koleżanki coś mocno procentowego- Odparłam, wyciągając banknot z kieszeni spodni- Reszty nie trzeba.
- Gabi, twój telefon nie daje mi spokoju- Powiedziała Białowłosa, wyciągając urządzenie ze swojej torebki, jako że nie posiadałam swojej. Na ekranie widziałam kilkanaście połączeń nieodebranych od samego Alexa i jedno połączenie niedobrane od Taty.
- Ocho! Krzyknęłam entuzjastycznie- Na pewno chodzi o samochód.
- To może wyjdź na chwilę i poinformuj ich że wszystko gra- Skomentowała Roza sącząc swój alkohol.
- To dobry pomysł. gdyby Castel o mnie pytał..
- To jesteś na zewnątrz- Dokończyła dziewczyna.
Powoli prześlizgnęłam się wyjścia, by przystanąć na malutkim parkingu. Z sokiem w jeden dłoni, próbowałam wykręcić numer do Alexego, by podpytać co takiego mówił Ojciec na mój temat, by przygotować się do rozmowy z nim.
- Hej Alexy- Choć nie dane mi było dokończyć. Chłopak był tak zdruzgotany, że nie potrafiłam go w żaden sposób zrozumieć.
- Alexy! Krzyknęłam- Jeśli chodzi o samochód, to nic się nie dzieje- Odparłam nerwowo.
Chłopak zaczął mówić troszkę wolniej i spokojniej, a to co usłyszałam przyprawiło mnie o drżenie ciała.
Nie wiedzieć czemu, odruchowo wyrzuciłam szklankę z sokiem, wybijając szybę samochodu moich rodziców, włączając w ten sposób alarm pojazdu, który głośno rozbrzmiewał przed klubem, doprowadzając kilkoro osób stojących przed parkingiem do irytacji. Rzuciłam telefonem, trzaskając go na tysiące kawałków i wsiadłam do samochodu, który już nie prezentował się przyzwoicie bez przedniej szyby. Czułam jak kawałki szkła wbijają mi się w ręce, nawet w tyłek, ale andrealina krążąca w moim ciele nie pozwalała odczuwać bólu. Nie czułam nic, poza chorą nienawiścią.
- Pieprzony Armin! Krzyknęłam, natychmiast opuszczając parking. Jeśli nikt go nie zabije, to zrobię to osobiście!
Starałam się jechać na jak najszybciej narażając się w ten sposób na kontrolę policji, jeśli ta gdziekolwiek patrolowa teren. Jechałam prosto w paszczę lwa. Na komisariat.
Przejechałam dwa razy na czerwonym świetle, gdzie doskonale było widać miejski monitoring. Na pewno uchwycił niebieski pojazd jadący po mieście ponad sto kilometrów na godzinę.
Rozzłoszczona wpadłam prosto na komisariat. Policjanci przyglądali mi się z jawnym zainteresowaniem. Jeden z nich zapytał nawet, czy przypadkiem nie potrzebuje pomocy. W końcu dziewczyna z pokaleczonymi dłońmi w środku nocy jest dość intrygującym widokiem.
Pospiesznie ich ominęłam nie odpowiadając na żadne pytania. Szukałam Alexego, który gdzieś musiał tutaj być i wcale się nie pomyliłam. Siedział na korytarzu z opuszczoną głową.
- Co ten idiota Ci zrobił? Zapytałam, przykucając obok niego. Złapałam go za ręce, które umazałam własną krwią. On drżał, drżał ze strachu.
- Armin został aresztowany- Wyspał pospiesznie, zmuszając się do mówienia.
- Wiedziałam kurwa wiedziałam! Krzyknęłam natychmiast wstając.
- Proszę się uspokoić! W odpowiedzi usłyszałam głos jednego funkcjonariusza, zmierzający w naszym kierunku z całą teczką akt, należących prawdopodobnie do Armina- Pani jest na komisancie, a tutaj pracują ludzie- Wysyczał- Proszę o dokumenty.
- Nie posiadam- Odparłam, przypominając sobie że wszystko jest w torebce Rozalii.
- W takim razie kim Pani jest? Zapytał.
- Jestem Gabrielle Goldenmayer, siostra Pana Armina Goldenmayer. Co z moim bratem?
- Czy jest ktoś, kto może potwierdzić Pani tożsamość? Zapytał nieczule- Udzielać informacji mogę tylko i wyłącznie rodzinie.
- Mój brat- Wskazałam na Alexego.
- Rozumiem. W takim razie zapraszam Państwa do pokoju- Otworzył drzwi znajdujące się nieopodal nas, do ciasnego pokoiku z napisem na drzwiach ''Komendant Komisariatu Pierwszego''.
- Proszę usiąść- Powiedział grubym głosem, wskazując na krzesła, znajdujące się na wprost biurka.
- Dziękuję, postoję- Burknęłam pod nosem- Co się dzieje z naszym Arminem?
Mężczyzna w tym czasie zajął miejsce za biurkiem, otwierając akta, które wcześniej miał w dłoni.
- Czy mają Państwo powiązania z nielegalnymi wyścigami ulicznymi?
- Nie- Powiedziałam dobitnie. Tak bardzo się cieszyłam, że Alexy nie ma z tym nic wspólnego.
- Rozumiem- Odparł policjant, spisując nasze zeznania- A Pan?
- Nie wiem, o czym Pan mówi- Odparł brat, mocno zaskoczony.
- Sprawa wygląda tak- Rzekł, opierając łokcie o blat burka- Państwa Brat został złapany w kradzionym pojedzie o wartości przekraczającej milion funtów z dużą ilością narkotyków na stanie, pod wpływem alkoholu, na nielegalnych wyścigach rozgrywających się nieopodal opuszczonego lotniska.
- Mój Boże- Powtarzałam, starając się zrozumieć czy to co mówi ten facet to absurd, czy też podkoloryzowana rzeczywistość, a może najczystsza prawda, bądź zwykłe nieporozumienie.
- To niemożliwe! Krzyknął Alexy- Armin by nigdy nie zrobił czegoś takiego!
- Dowody wskazują na zupełnie coś innego- Odwrócił w naszą stronę monitor komputera, ukazując nagranie policyjne podczas patrolu na lotnisku. Ewidentnie na nim widać samochód należący do Armina, którym uciekła przed funkcjonariuszami. Odwróciłam głowę. Nie chciałam tego oglądać.
- Proponuję konsultację z prawnikiem- Powiedział wyłączając nagranie- I to dobrym prawnikiem. Chłopakowi za te przewinienia grozi nawet dwadzieścia pięć lat pozbawienia wolności. Prokurator już działa w tej sprawie.
- Co dalej? Zapytałam, kiedy otrząsnęłam się z transu- Możemy go zobaczyć?
- Na chwilę obecną chłopak zostaje tutaj, do czasu kiedy prokurator zdecyduje o jego przeniesieniu. Widzenie może mieć tylko i wyłącznie ze swoim prawnikiem. Czy w czymś jeszcze mogę Państwu pomoc? Odparł znudzony jakby tę regułkę wyćwiczył już na pamięć.

***
          Gdzie Ona jest?! Krzyknąłem do Rozalii, przeciskając się na zewnątrz budynku razem z dziewczyną. 
- Powiedziała, że będzie na zewnątrz- Odparła zaskoczona, kiedy na parkingu nikogo nie było. 
Znalazłem tylko rozwalony telefon, przy miejscu gdzie dziewczyny zaparkowały samochód.
Kawałki szkła dookoła. 
- Co tu się stało? Zapytał Lysander, wychodząc z klubu z resztą członków zespołu. 
- Sam próbuje się dowiedzieć! Rozalia, co się dzieje?
- Ja naprawdę nie wiem! Dałam jej telefon, ponieważ dzwonił do niej Alexy. Myślała, że chodzi o auto! 
- Tak po prostu zniknęła- Powiedział Lysander rozglądając się po parkingu. 
- Dzwonię do Alexa- Powiedziałem, przykładając urządzenie do ucha- Nie odbiera! Jadę jej szukać. Wy wracajcie do mnie- Powiedziałem wsiadając do Dodg'a.
- Czekaj! Krzyknął Lysander- Jadę z Tobą! 
Kiwnąłem głową na potwierdzenie i zająłem miejsce w samochodzie. 
- Dzwoń do Armina- Powiedziałem do Lysandra. Chłopak natychmiast wyjął telefon z kieszeni i wykręcił numer do brata Diablicy- Przykro mi. 
- Kurwa! Syknąłem. Tak naprawdę to nie miałem pojęcia gdzie mogę pojechać. Nie wiedziałem gdzie mogę jej szukać. Mogłem krążyć po całym mieście, choć Ona mogła być wszędzie...







2 komentarze:

  1. Coraz bardziej mnie fascynuje twoje opowiadanie ♡ oby tak dalej!
    ~Aga

    OdpowiedzUsuń
  2. Coraz bardziej mnie fascynuje twoje opowiadanie ♡ oby tak dalej!
    ~Aga

    OdpowiedzUsuń