Kocham swoje życie. Kocham to z jakim upiorem maniaka ryzykuję wszystko co najlepszego mam. Kocham to co aktualnie robię. Kocham to niebezpieczeństwo i dreszczyk adrenaliny, a później wszystko odchodzi w niepamięć, kiedy zdaję sobie sprawę, jak bardzo ucierpiał na tym mój związek.
On nie mógł tego wiedzieć. Agencja nie pozwoliła mówić o tym komukolwiek. Wiem tylko Ja, Demon i ludzie z NCA na czele z moim Ojcem. Nikt więcej.
Nie widziałam Castiela od przeszło dwóch tygodni. Przez ten cały czas namiętnie spotykałam się z Demonem ucząc się kontroli nad pojazdem, który mi powierzono. Czerwonowłosy wpadał do mnie, bo niestety musiałam wrócić do domu rodzinnego. Otwierał okno w moim pokoju i wchodził do środka kładąc się obok mnie, by z odzianym milczeniem na ustach gapić się w sufit. Wiedział, że nie mogę mu powiedzieć, więc po jakimś czasie przestał naciskać. Przestał nawet dzwonić i wpadać niezapowiedzianie. Mam nadzieję, że mi to wybaczy. że będzie potrafił to uczynić.
- Odbij w lewo- Krzyczał Demon. Znaleźliśmy idealne miejsce, do tego by uczyć się wszelakich podstaw rajdowców. Nie mogliśmy się pojawić na opuszczonym lotnisku, gdzie większą część kontrolował Wuj Demona. Codziennie pokonywaliśmy ponad dwieście kilometrów, by znaleźć się na opuszczonym placu budowy. Po lekkich modernizacjach udało nam się stworzyć całkiem przyzwoity tor jazdy, badając przy okazji przyczepność kół do rożnych podłoży. Mijaliśmy szkielety wieżowców, które miały tutaj powstać w ciągu kilku najbliższych lat. Od przeszło tygodnia, nie spotkaliśmy tutaj żywej duszy.
- Zatrzymaj się- Usłyszałam przez słuchawkę- Umieram z głodu.
Stanęłam się przy jednym z betonowych murków, zabierając z auta przekąski. Bezceremonialnie usiadłam na zimnym podłożu, od razu tego żałując, czując chłód na pośladkach i zabrałam się za pałaszowanie sałatki z kurczakiem.
- Zorientowałaś się, dlaczego miałaś odbić w lewo? Chłopak przysiadł się obok mnie, przygotowując się do uczty.
- Nie bardzo- Odpowiedziałam z pełnymi ustami- Chcesz spróbować? Przystawiłam mu pod twarz apetyczną sałatkę.
- Nie jestem chomikiem- Zaśmiał się- Potrzebuję czegoś bardziej kalorycznego. W jego pudełku znajdował się największy kotlet schabowy jakiego nawet w życiu nie widziałam.
- Straciłaś przyczepność. Musisz zwracać uwagę na to. Za każdym razem, kiedy zaczyna Cię znosić, odbijasz kierownicą w przeciwną stronę do zamierzonego.
- Nawet tego nie poczułam- Zmrużyłam oczy, patrząc jak chłopak pałaszuje swój obiad- No co? Zapytał, wypluwając zawartość jedzenia- Przestań się na mnie tak gapić!
- Chciałabym poznać twoja historię- Odparłam wzruszając ramionami- Skoro stanowimy drużynę, to fajnie byłoby się lepiej poznać.
- Ech- Westchnął, wycierając usta chusteczką. Odłożył plastikowe pudełeczko obok siebie- Co chcesz wiedzieć?
- Od kiedy bierzesz udział w wyścigach? Zapytałam.
- W zasadzie to od dzieciaka- Zaśmiał się- Moim Ojcem był Ayrton Senna. To On zaszczepił we mnie miłość do rajdów, choć miałem tylko sześć lat, kiedy zmarł.
- Przykro mi- Odparłam pokrzepiająco- Przynajmniej miałeś szansę go poznać. Ja swoich nie miałam okazji.
- Co masz na myśli? Zwrócił się w moją stronę.
- Zostałam adoptowania. Moi biologiczni rodzice zmarli w katastrofie lotniczej i tak trafiłam pod opiekę Richarda, brata mojej Matki.
- Wiesz, czasami życie potrafi dać nieźle w dupę- Odpalił papierosa, podając mi paczkę- Wiem, że palisz i nie musisz się przede mną ukrywać.
- Dzięki- Wymusiłam uśmiech wyciągając jednego z opakowania.
- Zaczyna się ściemniać- Powiedział rozglądając się dookoła- Wracajmy do miasta.
***
Czekałem. Cholernie długo to trwało zanim pojawiła się pod domem, w obecności jakiegoś typa, który co jakiś czas odwoził ją do domu. Prychnąłem niezadowolony zaciągając się nikotyną. Piękna dziewczyna, wracająca późną nocą w towarzystwie jakiegoś gacha nie jest dobrym znakiem jej lojalności wobec mnie. Siedziałem na daszku, przy jej pokoju, obserwując jak żegna się, przytulając obcego faceta i umawiają się na kolejny raz, a następnie weszła do środka. Koleś postał jeszcze chwilę, spoglądając na domostwo, gdzie mieszka Gabrielle, a następnie wsiadł do samochodu odjeżdżając gdzieś przed siebie. Wcale mnie to nie skłoniło do rozmyśleń. Przecież to normalne, że jakiś typ wozi się Veyronem.- Castiel? Zapytała spoglądając przez okno- Co Ty tutaj robisz?
- O to samo chciałbym zapytać Ciebie- Ugasiłem niedopałek i wlazłem do środka- Co Ty robisz?
- Wiesz, że nie mogę Ci powiedzieć- Westchnęła- Ale też wiem jak to wygląda z twojej perspektywy.
- Ja po prostu nie chcę się dowiedzieć, że kiedykolwiek mnie zdradziłaś- Odparłem, wyciągając pudełko czekoladek- Wiem, że jesteś tym zmęczona.
Ta tylko zaśmiała się dźwięcznie- Nigdy Cię nie zdradzę Rudziku- Odebrała pudełeczko, pakując jedną czekoladkę do buzi- Niebo w gębie! Dziękuję.
- Nie ma za co skarbie- Przyciągnąłem ją mocno do siebie, muskając ją po szyi- Tęsknię za tobą.
- Zostań na noc- Odpowiedziała, odwzajemniając pocałunki. Nikt się nawet nie zorientuje, że mam gościa.
- Jesteś pewna? Uniosłem brwi do góry. Nie chcę zostać pogoniony przez twoich rodziców, gdzie uciekam przez dach w samych bokserkach, a wokół latają noże.
- Więc ucieknę z Tobą- Zaczęła bawić się moją koszulką, zmuszając mnie do jej ściągnięcia. Nie pozostałem jej dłużny, pozbawiając ją jej odzienia. Tak naprawdę pierwszy raz mogłem zobaczyć jej ciało, bez tych wszystkich skrawków materiału. Były zbędne.
- Jesteś tego pewna? Nie chcę Cię do niczego zmuszać. Nie chcę żebyś żałowała.
- Kocham Cię Panie Harvey.
***
Zwracając uwagę na mionie poranki, które wydawały się nad wyraz zwyczajne i całkowicie nieintrygujące ten absolutnie zaburzył całą monotonię porannego wstawania.
Powoli i leniwie przetarłam oczy, sprawdzając drugą ręką czy mój mężczyzna dalej trwa przy moim boku. Uśmiechnęłam się promiennie, kiedy przejechałam ręką po jego nagim torsie.
Odwróciłam się na drugi bok, bawiąc się jego czerwonymi kosmykami włosów.
- Hej skarbie- Wyszeptałam do jego ucha. Ten tylko zamruczał cichutko przytulając mnie bardzo mocno do siebie- Hej, która jest godzina?
- Dopiero świta- Spojrzałam na okno, spod którego przebijały się słoneczne promienie.
- Co będziesz dzisiaj robić? Spojrzał głęboko w moje dwukolorowe oczy.
Zjem coś i muszę jechać w jedno miejsce- Mocno ziewnęłam- Cieszę się, że ze mną zostałeś.- Czy twoja podróż związana z tym osiłkiem, którego coraz częściej widuje pod twoim domem? Jego brew drgnęła delikatnie w górę, a twarz wykrzywiła się w nieznanym mi dotąd grymasie
- Jesteś zazdrosny- Powiedziałam uderzając go delikatnie go w ramię- Jesteś o mnie zazdrosny!
- Nie, po prostu lubię wiedzieć kto się kręci wokół mojej kobiety- Prychnął.
- To Demon, przyjaciel rodziny- Szturchnęłam go delikatnie w nos- Możesz być spokojny.
- O Ciebie jestem, ale jemu nie ufam- Powoli się nade mną nachylił pokazując szereg swoim białych zębów- To co robimy? Zapytał, przygryzając moje ucho.
- Możemy zjeść resztę czekoladek, które przyniosłeś, albo możemy na przykład...
- Na przykład powtórzyć nocną akcję?
- Wytrzymały jesteś!
- Bo tak na mnie działasz Panno Goldenmayer.
***
Zobaczymy czy z autem wszystko hula- Odparł Demon podnosząc moją nową zabawkę do góry. W buzi jak zwykle trzymał swojego papierosa. Jak zawsze czarne poczochrane włosy, ten zarost i tym razem niebieski kombinezon roboczy.
- To twoje? Rozejrzałam się po warsztacie, rzucając okiem na zaparkowane samochody- Masz tutaj za czysto.
Chłopak podpinał w tym czasie Veyrona pod komputer, chcąc sprawdzić czy aby na pewno stan techniczny samochodu nie ma żadnych fabrycznych wad. Od jakiegoś czasu wydawało mu się, że za bardzo znosi mnie podczas jazdy. Widziałam jego podirytowanie na twarzy, kiedy zawracałam mu tyłek.
- To warsztat, nie burdel i tak, należy do mnie- Prawie wyjęczał, spoglądając w monitor- Spójrz tutaj.
Powoli podeszłam do chłopaka, sprawdzając zawartość komputera. Nie wiele z tego rozumiałam.
- Widzisz to? Mamy problem ze zbieżnością. Dlatego Cię tak znosi.
- Mhm- W zasięgu mojego wzroku zobaczyłam malutką puszkę jakiegoś smarowidła. Wystarczyło tylko sięgnąć ręką do metalowego stojaka. Nabrałam trochę mazidła na palec i z impetem wysmarowałam twarz Ramsey'a, natychmiast uciekając.
- Ty mała...- Krzyknął, wycierając twarz ręką- Pożałujesz!
- Założę się, że nawet mnie nie dogonisz! Pokazałam mu język, chowając się za jednym z samochodów.
- Jeszcze się przekonamy!
Powoli wysunęłam głowę zza auta, chcąc choć minimalnie zobaczyć co takiego szykuje Demon w ramach zemsty. Gwałtownie otworzył szafkę wyciągając z niej puszkę nieznanej mi cieczy.
- Nie chcesz, żebym Cię teraz dorwał w swoje łapy! Krzyknął- Naprawdę nie chcesz!
- Co Ty nie powiesz- Pomyślałam, przesuwając się w kierunku drugiego pojazdu, wpadając na małą szafkę.
- Mam Cię! Chłopak natychmiast zerwał się do biegu. Pisnęłam przerażona, wybiegając bliżej Veyrona.
- Nie uciekniesz! Zaśmiał się- Nie masz szans!
- Jeszcze mnie nie złapałeś.
Zaczęliśmy się gonić wokół samochodów jak małe dzieci uciekające przed rodzicami. Nie mogłam przestać się śmiać. Złapałam po te samą puszkę co wcześniej, rzucając zawartością w rozzłoszczonego chłopaka. Trawiłam prosto w jego policzek.
- Jeden zero dla mnie! Krzyknęłam entuzjastycznie dalej uciekając.
Podobno karma to suka, a kiedy wraca uderza z podwojoną siłą. Poślizgnęłam się. Tak po prostu, zjawiskowo upadając na posadzkę.
- Demon uwa...- Krzyknęłam, kiedy chłopak wylądował obok mnie- Żaj- Dokończyłam, śmiejąc się z jego niezdarności.
Przygniótł mnie całym ciężarem ciała, otwierając swoją broń. Siedział na mnie okrakiem z otwartą puszką smarując mnie mazią po całej twarzy, włosach i czym tylko się dało.
- Co tu się wyprawia?! Ktoś krzyknął z oddali, wchodząc do warsztatu. Demon pospiesznie wstał, pomagając mi się zebrać z podłogi.
- Mówiłem, żebyś ze mną nie zadzierała- Wyszeptał- Siemasz Ben!
- Nic kurwa nie widzę- Syknęłam. Całe oczy poklejone miałam śmierdzącą substancją. Namacałam kombinezon Ramsey'a wycierając w niego swoja twarz- Dzień dobry! Odparłam ochoczo, machając zaskoczonemu mężczyźnie.
- Cieszę się, że się dogadujecie, ale to nie miejsce i czas na wygłupy- Powiedział, podając mi teczkę- Masz pierwszy wyścig.
- Kiedy? Sięgnęłam po dokumenty wertując je po kolei. Miałam zaznaczoną trasę przejazdu. Chłopak wyrwał wszystkie kartki, oddając je Benowi.
- Ona nie jest gotowa- Warknął- Jeszcze nie.
- Dlatego masz jej uczyć- Zaśmiał się- Jutro o północy, przy starym cmentarzu. Będzie tam jeden gość od twojego Wuja, więc nie spierdolcie tego! Pogroził nam placem i odłożył teczkę na maskę Veyrona- Nie akceptujemy spóźnień.
- Niech was wszystkich szlak trafi- Wysyczał chłopak, powracając do naprawy samochodu.
***
- Pss! Castiel! Castieeel! Harvey kretynie!
- Co jest kurwa? Czego drzesz japę pod moim oknem? Nie jestem twoją Roszpunką!
- Bardzo kurwa śmieszne! Zbieraj się.
- Niby gdzie? Przecież masz areszt domowy.
- Chodzi o Gabi!
- Co się stało?
- Nie pierdol, tylko zbieraj dupę. Musisz coś zobaczyć!
Zgaduje że po Kastiela przyszedł Armin :D ( czasem zdarza mi sie myśleć.. ) fajny rozdzialik...jak każdy zresztą!
OdpowiedzUsuńSuper!! mam nadzieję że nie przestaniesz dodawać rozdziałów bo opowiadanie zaj#biste! :D /martyna
OdpowiedzUsuń