środa, 6 stycznia 2016

Rozdział XIII ''Płomień czasu wszystko w końcu strawi''

''Widzę co masz na sobie, nie ma nic pod spodem
Wybacz mi że się gapię, wybacz że oddycham
Możemy nie wiedzieć dlaczego, możemy nie wiedzieć jak
Ale kochanie, dzisiaj, jesteśmy wspaniali''

          W tle pobrzmiewała jedna z moich ulubionych piosenek. Castiel Harvey spokojnie spał na tylnych siedzeniach w samochodzie, a Ja podziwiałam przepiękny wschód słońca.
Pierwotny plan miał polegać na przeniesieniu Czerwonowłosego do jego domu, ale sugerując się swoją posturą ciała, nie miałabym największych szans w realizacji. Nie chciałam też dzwonić po Armina, czy nawet kogokolwiek.
Castiel to mój sąsiad mieszkający na wprost, więc doskonale widziałam swój dom i na pewno nie było w nim mojego brata. Widocznie nie było mu spieszno wrócić samochodem Ojca. Jednakże nie interesowało mnie to specjalnie. Skoro miał ochotę się tłumaczyć rodzicom, to już jego problem.
Siedziałam tak sobie paląc papierosa i oczywiście obserwując hipnotyzujący wschód słońca. Wszystko powoli budziło się do życia. Przynajmniej natura, bo na pewno nie Ja. Sama marzyłam jak najszybciej być już w swoim wygodnym łóżeczku i układać się do snu. Cieplutka pościel, puchate poduszki. Mogłabym sobie pójść do domu, tak po prostu, no ale przecież nie mogę tak zostawić tej rudej małpy. Więc tak sobie siedziałam i rozmyślałam, co też mogę zrobić więcej w życiu, tylko i wyłącznie dla siebie. Wakacje się zaczęły. Szkoła skończona i co dalej?
Studia prawnicze porzucone i brak perspektywy na dalszą samorealizację.
No ale przecież nie z takich opresji się wychodzi obronną ręką. Miałam dużo czasu, żeby to wszystko poukładać w głowie. Przygotować się psychicznie do zmian, które chciałam wprowadzić.
- Długo tutaj jesteś? Zapytał Castiel, podnosząc się ociężale- Głowa mi zaraz pęknie.
- Hmm? Spojrzałam na niego, przerywając sobie własne rozważania- Straciłam poczucie czasu- Odparłam.
- Mogłaś przecież pójść do domu- Powiedział, wciąż trzymając się za głowę.
- Och, nie chciałam żebyś pomyślał, że jestem bez serca- Uśmiechnęłam się.
- Muszę to sobie zakodować, posiada serce- Odpowiedział odwzajemniając uśmiech.
- No widzisz, tak tu sobie śmieszkujemy fajnie, słoneczko zaraz przygrzeje. Nie mogłam tego przegapić.
- Oczywiście- Odrzekł teatralnie- W takim razie zapraszam na poranną kawę na tarasie za domem, to sobie jeszcze pośmieszkujemy- Powiedział, wychodząc z samochodu.
Sięgnęłam po reklamówkę, w której zostały jeszcze zapychacze żołądka z marketu i wyłączyłam radio, a następnie wysiadłam z czerwonego Dodg'a.
- Może tę kawę lepiej Ja zrobię- Odparłam, widząc jak czerwonowłosy puszcza pawia do kubła na śmieci przy swojej posesji. Obrzydziło mnie to.
- Tak chyba będzie lepiej- Wybełkotał, wycierając twarz rękawem skórzanej kurtki.
Chwiejnym krokiem podszedł pod drzwi wejściowe, sięgając odruchowo pod wycieraczkę, pod którą leżały klucze. Spojrzałam zaskoczona na chłopaka, marszcząc brwi w ten dziwny charakterystyczny sposób.
- No co? Zapytał podirytowany- To bezpieczna dzielnica.
- Jesteś pewny że chcesz pić te kawę? Zapytałam, mierząc chłopaka od góry do dołu- Pionu raczej długo nie utrzymasz.
- Kofeina zaraz postawi mnie na nogi, zobaczysz- Otworzył szeroko drzwi- Zapraszam w swoje skromne progi.
- Skoro tak twierdzisz- Odparłam, wchodząc do środka.
- Wezmę szybko prysznic, a Ty w tym czasie się rozgość- Zamknął drzwi na klucz, jakby bał się, że ktoś nieproszony może się tutaj dostać. Rozbawiła mnie ta absurdalna sytuacja.
- Po prostu zrobię kawę- Rzekłam, udając się do kuchni.
- Jeśli chcesz się odświeżyć to zapraszam- Krzyknął, wchodząc po schodach na piętro.
- Z tobą? Nigdy- Odkrzyknęłam, zanosząc się kolejny raz salwą śmiechu- Ale mu się dowcip trzyma- Pomyślałam.
- Chodziło mi akurat o drugą łazienkę- Usłyszałam w odpowiedzi. Teraz się śmiałam ale z własnej głupoty. Czasem muszę zachować się jak blondyna, nie obrażając ich oczywiście.
Nie zastanawiając się dłużej, wstawiłam wodę na kawę i przygotowałam wielkie kubki, które czerwonowłosy posiadał w domowej kolekcji. Poważnie, z pół litra jak nie więcej kofeiny. Moje marzenie, a przynajmniej jedno z nich zaraz się spełni. Oparłam się o blat kuchenny i rozmasowywałam obolały kark. Może faktycznie ten prysznic to nie najgorszy pomysł. Na chwilkę zamknęłam oczy. Tak sobie trwałam w najlepsze. Gdzieś tam w myślach uciekałam do swojego łóżka, pościeli, a przede wszystkim zawładnęło mną pragnienie odpoczynku. Czułam jak moja głowa leci sobie bezwładnie i uderza o coś twardego.
- Upadłam? Zapytałam otwierając gwałtownie oczy.
- I kto tutaj nie potrafi utrzymać pionu? Usłyszałam w odpowiedzi. Momentalnie się ocknęłam, zdając  sobie sprawę, że poleciałam na rudzielca. Nawet nie wiem kiedy wszedł do kuchni.
- Dzięki- Uśmiechnęłam się delikatnie- Inaczej zaliczyłabym pocałunek z podłogą.
- No jednak jestem lepszą alternatywą- Odpowiedział, zalewając kawę przegotowaną wodą.
- Prawdopodobnie, jeśli nie chce się mieć obitej twarzy- Odparłam entuzjastycznie- Znikam do tej łazienki.
- Tylko się nie utop pod tym prysznicem- Powiedział sarkastycznie- Jeszcze by tego brakowało.
- Och, to miło że tak się o mnie martwisz.
- Jaki ten Castiel dzisiaj miły. Taki sympatyczny. Normalnie jak nie on- Pomyślałam.

***
          Łazienka wyglądem przypominała większość łazienek. Nic nadzwyczajnego w niej nie było, a mimo to i tak była wyjątkowa. Może to dlatego, że należała do przystojnego buntownika? Nie mam pojęcia.
Dzisiaj mój mózg już wystarczająco płatał mi figle. Nic nie trzymało się kupy.  Stałam tak sobie pod prysznicem, używając kosmetyków czerwonowłosego. Nawet będę pachnieć jak On. Nie chciałam przedłużać mojej kąpieli, bo przecież nie chcę narażać sąsiada na kosmiczny rachunek za wodę. Owinęłam się pospiesznie ręcznikiem, który wcześniej przygotował czerwonowłosy.
- Castiel? Krzyknęłam, wychodząc z łazienki.
- Weź sobie coś z mojej szafy- Usłyszałam w odpowiedzi.
- Nostradamus z Ciebie czy jak? Powiedziałam bardziej do siebie, ale zaskakujące jest to jak ten koleś potrafi czytać w myślach.
Skierowałam się wprost do pokoju Castiela. Do jego małej komnaty tajemnic. Spodziewałam się zobaczyć jednym słowem BURDEL. Niestety rozczarowałam się bardzo. W jego sypialni panował nienaganny porządek.
Starannie pościelone łóżko, które zajmowało pół pokoju. Klika gitar elektrycznych, które aż lśniły od czystości. Pospiesznie przesunęłam drzwi od szafy i kolejny raz zaskoczenie.
Wszystkie ubrania elegancko ułożone na swoich półkach.
- No po prostu szok- Odparłam, sięgając po pierwszą lepszą koszulkę z brzegu- Wielki buntownik, a taki porządny.
Wygrzebałam jeszcze jakieś spodenki, bo przecież moje spodnie w całości ubrudzone były ziemią i posiadały plamy po trawie kiedy to  gwiazdorsko przewróciłam się na trawniku u Nathaniela.
Nie chciałam, by mój towarzysz czekał na mnie dłużej więc pospiesznie ubrałam to co przygotowałam. Swoje ubrania ułożyłam gdzieś z boku, tak by nikomu nie wadziły.
Schodząc po schodach słyszałam jak Castiel cichutko nuci pod nosem piosenkę. Zaintrygowało mnie to, nawet bardzo, ponieważ czerwonowłosy ma całkiem fajny głos.

''Dokądkolwiek to zmierza, będę to ścigać
Co pozostało z tej chwili, nie mam zamiaru tego zmarnować
Jesteśmy splątani, nasze światy się zderzyły
To nie będzie na zawsze, więc po co próbować z tym walczyć?
Żyjmy dzisiaj jak świetliki
I jeden po drugim rozświetlimy niebo
Znikniemy i przekażemy koronę
Jesteś wspaniała, jesteś wspaniała''  

- Nieźle- Odparłam, kiedy znajdowałam się już salonie- To moja ulubiona piosenka.
Myślałam, że Pan Harvey speszy się w jakiś tam swój sposób, ale nic takiego się nie stało. Podał mi tylko ogromny kubek kawy. Upiłam z niego spory łyk. Strasznie brakowało mi energii, a mimo to nie chciałam się położyć. Ta atmosfera między nami była urocza.
- Takie tam- Odpowiedział po chwili, siadając na kanapie- Mieliśmy siedzieć na tarasie, ale uznałem że tutaj  będzie wygodniej.
- Popieram- Odrzekłam, zajmując miejsce obok- Jak się czujesz?
- Jak nowo narodzony. To już mój drugi- Odpowiedział, wskazując na kubek.    
- Nieźle- Uśmiechnęłam się. Spoglądałam sobie na telewizor, który grał w tle, na Castiela, który wyciągał dwa papierosy z paczki, podając mi jednego.
Na zegarze widniała 8.00 rano. Piękny dzień dopiero się rozpoczynał, a Ja sobie siedziałam u sąsiada, popijając kawkę i paląc papierosa. Nie chciałam wracać do domu. Tutaj panował jakiś taki przyjazny klimat. Nikt nie stał nade mną i nie suszył głowy o mojej przyszłości. Nikt nie prawił mi kazań i tak naprawdę w końcu mogłam się troszeczkę odprężyć.
- Swoją drogą świetnie się bawiłem tej nocy- Powiedział Harvey, przerywając ciszę między nami. Uśmiechnęłam się w ramach odpowiedzi.
- To fajne doświadczenie- Odparłam- Mogłabym to nawet powtórzyć. Dzięki, że mnie w to wpakowałeś.
- Polecam się na przyszłość- Rzekł, sięgając po aparat, który leżał na stoliku przy kanapie- Udało mi się zrobić nawet kilka zdjęć.
- Serio? Zapytałam- Myślałam, że poza zdjęciami na których się całujemy nie ma tam nic więcej- Spoglądałam entuzjastycznie na mały wyświetlacz oparta o ramię czerwonowłosego.
Dokładnie przyglądałam się każdej fotce. Na kilku z nich udało się uchwycić szalejącego Armina z nieznanymi dziewczynami. Jest nawet selfie organizatorów.
- Ta jest świetna! Powiedziałam, wskazując na zdjęcie, gdzie widać jak rozmawiam z Castielem. On się śmiał jak opętany, a Ja z naburmuszoną miną czytam zadanie ze słynnych białych kartek.
- Można to wydrukować i oprawić w antyramę- Odpowiedział Harvey, oglądając kolejne zdjęcia- Jednak ta na długo zapadnie w mojej pamięci- Dodał po chwili, przedstawiając zdjęcie na którym widać, jak siedzę za kierownicą w samochodzie Rudzika, a moja twarz wyraża milion emocji naraz.
- Kocham ten samochód- Powiedziałam, spoglądając na chłopaka.
- Ja też- Odpowiedział- Nawet nie wiesz jak bardzo...
Naszą rozmowę przerwało pukanie do drzwi, a raczej walenie w nie pięścią. Oboje spojrzeliśmy na siebie.
- Spodziewasz się gości? Wyszeptałam do chłopaka, który był tak samo zaskoczony jak Ja.
- Najwidoczniej- Parsknął i wstał, by zobaczyć kto się tak dobija. Nie przedłużając otworzył drzwi, a do środka wparował wkurzony Armin.
- Sorry, nie wiedziałem że jesteście razem- Wydyszał.
- Co Ci jest? Zapytałam cały czas spoglądając na brata- Stało się coś?
- Samochód Ojca...- Wydyszał.
- Samochód Ojca co? Zapytał zdezorientowany Castiel.
- Pić! Odpowiedział brat, wyrywając mój kubek z kawą- Ohydne to!
- Armin?! Krzyknęłam- Co się stało?
- A nie, nic. Auto ojca się zepsuło, ale udało mi się go dopchać do garażu- Powiedział, siadając na kanapie, a raczej się na nią rzucając.
- Sam go pchałeś? Zapytałam podejrzliwie, czochrając brata po włosach.
- Nie, miałem szczęście, bo zgarnąłem taką jedną po drodze i mi pomogła- Odpowiedział.
- Pierdolisz! Krzyknął Castiel ewidentnie rozbawiony- Kazałeś dziewczynie pchać samochód?
- Stary! A co miałem zrobić? Napatoczyła się i tak jakoś wyszło! Z resztą... Do niczego jej nie zmuszałem, sama chciała.
Wpadłam w histeryczny śmiech. Razem z czerwonowłosym nie mogłam przestać się śmiać. Armin siedział nadąsany na tej nieszczęsnej kanapie i nie wiedział o co nam chodzi. Znaczy, pewnie wiedział, ale w tym momencie wolał udawać obrażonego.
- Znasz ją chociaż? Zapytałam, kiedy na chwilę udało mi się uspokoić niekontrolowany napad śmiechu- Mogłeś do mnie zadzwonić.
- Jasne kurwa! Wy sobie tutaj gruchacie, Tobie koleżanko padł telefon- Brat pogroził mi placem, co jeszcze bardziej mnie rozbawiło- Mówię, że sobie spacerowała z psem to ją zgarnąłem i dziękować jej za to, że się zlitowała!
- Dobra- Odparłam, kiedy już się troszkę uspokoiłam- Najważniejsze że się nic nie wydało, prawda?
- Nic a nic- Odpowiedział Armin- Nikt nawet niczego nie zauważył, poza Alexym, który miota się po domu i coś mamrocze pod nosem. Może nas przeklinał.
- Koleś nas przyłapał, jak chcieliśmy wyjechać z garażu- Dopowiedział Castiel, podając mi kubek ze świeżo zaparzoną tym razem herbatą.
- Fakt. Trzeba mu to jakoś wytłumaczyć, bo biedaczysko będzie się gnębił przez najbliższe dziesięć lat- Odpowiedziałam. Brat skinął głową na potwierdzenie.
- Jakie mamy plany? Zapytał po chwili Armin.
- Dzisiaj miałeś przenieś swoje rzeczy do mnie- Odpowiedział Castiel- Później jadę na myjnię i muszę załatwić sprawę z popierdoloną Amber.
- Czekaj, czekaj, stop! Powiedziałam, analizując wszystko co usłyszałam- Przeprowadzasz się tutaj? Zapytanie skierowałam do brata.
- Nie wspominałem? Wyprowadzam się- Odparł bez entuzjazmu- Nic nadzwyczajnego.
- I zostawiasz mnie w tym domu?! Krzyknęłam- Czemu się dowiaduję jako ostatnia?!
- Nie dramatyzuj! Nie będziesz miała do mnie daleko- Przytulił się do mnie- Przecież będziemy się widywać po sąsiedzku.
- Jasne- Prychnęłam z niezadowoleniem- Zostawiasz mnie i tyle...
- Nikt Cię nie zostawia wariatko- Odparł- Jesteś moją ukochaną siostrzyczką, wiesz o tym przecież. Miałam ochotę się popłakać.
- Gabi, jedź ze mną. To Ci dobrze zrobi- Powiedział Castiel, łapiąc mnie za rękę. Pospiesznie wstałam i poszłam razem z Czerwonowłosym.
Nie chciałam dłużej rozmawiać z bratem. Teraz tak świetnie się dogadujemy. Dokładnie tak, jak było dawniej, przed moim wyjazdem. Nie chciałam go stracić, dlatego też nie mogłam pogodzić się z tym że chce opuścić rodzinne gniazdo. Patrząc na wszystko z perspektywy czasu, to tylko z nim mogłam się dogadać. Z rodzicami też, ale to nie było to samo. Przecież nie pójdę do Ojca i nie powiem ''Hej tato, paliłam'' czy coś w podobnym stylu. Arminowi nigdy nie musiałam mówić za wiele, bo on zawsze wiedział. Pomimo tego, że zamieszka na wprost, to będzie mi go cholernie brakowało, w szczególności, kiedy nasza rodzina stoi pod znakiem zapytania. Jeszcze to moje planowanie przyszłości. Rozpętam kolejne piekło i przywołam następną plagę nieszczęść, kiedy tylko wyjawię wszystkim co zamierzam ze sobą zrobić. Gdyby brat został z nami, byłoby łatwiej nad tym wszystkim zapanować. A teraz? Teraz nie będzie brata, najbardziej pokręconego gościa na świecie. Zostanę sama ze swoim problemem i z nadgorliwymi rodzicami. Dochodzą do tego jeszcze ich prywatne problemy, o których jednak nie chcę wiedzieć za wiele i bum. Zostanę sama jak palec, albo nawet gorzej. Później pewnie wyprowadzi się Alexy, bo też będzie miał dość tej atmosfery i bum cyk cyk po rodzinie. Była rodzina i już jej nie będzie.
Castiel zapakował mnie do samochodu, poszarpał się chwilę z pasami bezpieczeństwa, by przytwierdzić mnie do siedzenia, taki jest kochany. Sam wsiadł do pojazdu i pospiesznie odjechał z podjazdu.
Przez dłuższą chwilę panowała cisza absolutna. Nawet nikt nie raczył włączyć radia.
- Komicznie wyglądam w twoich ubraniach- Odparłam, kiedy dotarło do mnie co mam na sobie.
- Nie jest tak źle- Usłyszałam w odpowiedzi.
- Naprawdę pozwoliłeś Arminowi u siebie zamieszkać? Zapytałam, chcąc się upewnić, że to czego się dowiedziałam jest zwykłym nieporozumieniem. Czerwonowłosy skinął głową na potwierdzenie.
- Mamy własny zespół i chcemy go rozwinąć- Dodał po chwili.
- Dlatego zabierasz mi jedyną podporę z mojej rodziny? Wbiłam wzrok z Harveya. Mogłabym go teraz zabić, poważnie.
- Nie przesadzasz? Odparł, odpalając papierosa.
- Może trochę- Powiedziałam- Po prostu będzie mi go brakować i tyle.
- Możesz go odwiedzać, kiedy tylko chcesz. Możesz też nam gotować, prać i takie tam-Spoglądał na mnie.
 Pokręciłam głową z niedowierzania.
- Nie, to nierealne! Uśmiechnęłam się cynicznie- To niemożliwe.
 Na twarzy Czerwonowłosego kolejny raz zawitał uśmiech. Od jakiegoś czasu coraz częściej się uśmiechał. Miałam dziwne przeczucie, że te uśmieszki są zasługą tego, że wszystko idzie po jego myśli. To tak, jakby miał coś zaplanowane od bardzo dawna.
Chłopak włączył radio, gdzie już bodajże trzeci raz słychać moją ulubioną piosenkę. Może los dawał mi jakieś znaki? A może to po prostu przypadek, bo przecież stacje radiowe zawsze powtarzają te same kawałki do znudzenia.

''Dzisiaj jesteśmy wspaniali
Dzisiaj jesteśmy wspaniali''

***
          Wciąż zmęczona, po nieprzespanej nocy usilnie starałam się rozważyć wszystkie zalety i wady rozmowy z rodzicami, na temat mojej przyszłości. Leżałam niespokojnie na łóżku, w swoim królestwie prywatności.
To tak jak prawnik przed rozprawą, który musi przygotować się odpowiednio do mowy. Analiza, interpretacja i przygotowanie starannie każdej wypowiedzi. Dokładne zmierzenie się z problemem, tak by zaatakować przeciwników i wybronić klienta. Tyle myśli zaprzątało moją głowę.
- Zjesz coś? Usłyszałam zatroskany głos mamy, która przygotowywała kolację.
- Nie dziękuję, już jadłam! Odkrzyknęłam, powracając kolejny raz do swoich myśli.
Sam powrót do domu nie należał do najtrudniejszych. Wcześniej, kiedy tylko przekraczałam próg mieszkania rodzice rozpoczynali swój wywiad, zadając milion pytań w mniej niż minutę. Obecnie, nie musiałam nic mówić, bo nikt nawet nie zorientował się, że nie ma mnie w domu. Atmosfera, która tutaj panowała, była dosyć ciężka i niekomfortowa. Dało się wyczuć swego rodzaju nierozładowane napięcie pomiędzy rodzicami. Nawet na siebie nie patrzyli. Tata cały czas siedział na fotelu w salonie czytając gazetę, natomiast rodzicielka zamknęła się w kuchni przygotowując jedzenie. Sam Alexy był jakiś nieobecny. Kiedy próbowałam mu wszystko wyjaśnić, wzruszał tylko ramionami i nie odpowiadał na zadawane pytania.
Odwróciłam się na drugi bok, wpatrując się w okno, przez które widziałam rozgwieżdżone niebo. Było tak spokojnie i cicho.
- Armin pewnie świętuje z Harveyem- Pomyślałam, próbując usłyszeć jakiś hałas z domu na przeciwko, ale nic tam się nie działo.
Brat wrócił do domu razem ze mną, pospiesznie spakował walizki i tyle go widziałam. Zrobiło mi się smutno, kiedy tylko o tym pomyślałam.
- Dość- Wyszeptałam, gwałtownie podnosząc się z łóżka.
Poprawiłam wygniecione ubranie od Castiela, którego nawet nie chciało mi się zmienić i postanowiłam porozmawiać z rodziną. Wolałam mieć to jak najszybciej za sobą, by dłużej nie zapędzać się w stan depresyjny. Powoli zeszłam po schodach. Kilka głębokich wdechów i stanęłam w salonie, na wprost Ojca, który nawet nie zwrócił na mnie uwagi.
- Mamo, mogę Cię prosić tutaj? Zapytałam, spoglądając w kierunku kuchni. Rodzicielka przystanęła na chwilkę, wytarła ubrudzone dłonie w kuchenną ściereczkę, a następnie stanęła obok Taty.
- Coś się stało...- Odarł Ojciec,odkładając wymiętoloną gazetę na bok. Zaczynał coś podejrzewać.
Widziałam to w jego przymrużonych oczach.
- Posłuchajcie mnie uważnie, ponieważ nie chciałbym się powtarzać- Westchnęłam- Chodzi o College ''Queen Mary''
- Coś nie tak? Zapytała podejrzliwie mama. Ona już się domyślała.
- Chciałam wam powiedzieć, że zrezygnowałam z niego- Wzruszyłam ramionami- Wybieram się na miejscowy uniwersytet.
- Co powiedziałaś?! Wrzasnął Ojciec, natychmiast wstając z wygodnego fotela- Żarty sobie robisz?!
 - Uspokój się! Odparła matka, stając w tym momencie w mojej obronie. Ceniłam ją za to, ponieważ w końcu sprzeciwiła się mężowi- Daj jej dokończyć.
- Wybieram się na lokalny Uniwersytet i nie będzie to kierunek prawniczy- Zamknęłam oczy z przerażenia. Czułam jak dłoń Ojca zostawiła porządny ślad na mojej twarzy.
- Ty gówniaro- Wysyczał- Dałem Ci wszystko, a Ty mimo to chcesz zostać nieudacznikiem! Wciąż krzyczał.
- Przesadziłeś! Wrzasnęła mama, przytulając mnie mocno do siebie- Nie pozwolę, żebyś tak traktował naszą córkę!
- Naszą?! Odpowiedział- Gdyby jeszcze była nasza!
- Co?! Wyszeptałam. Te słowa tak mocno we mnie uderzyły, Krople łez spływały po moich policzkach. Czy Ja dobrze usłyszałam? Niepewnie odsunęłam się od rodzicielki i opadłam na fotel. Zrobiło mi się słabo. Obraz dziwnie poczerniał. Oblewały mnie zimne poty.
Słyszałam przytłumiony głos rodziców. Zaczęli się kłócić między sobą, kiedy Ja prawie odchodziłam do innego wymiaru.
- Kochanie, napij się wody- Powiedziała mama, która uklęknęła na wprost mnie podając mi szklankę. Pospiesznie wypiłam całą zawartość. Mój oddech troszeczkę się unormował, a obraz stawał się ostrzejszy. Spojrzałam na nich.
- Chcecie powiedzieć, że...? Próbowałam wydusić z siebie to słowo, ale nie potrafiłam.
- Przepraszam- Powiedział Ojciec, łapiąc mnie za moją lodowatą dłoń- Przepraszam.
- Jestem adoptowana? Zapytałam niepewnie. Swój przepełniony smutkiem, żalem wzrok wbiłam w rodzicielkę, choć ta nie potrafiła na mnie spojrzeć. Płakała, tak samo jak Ja.
- Twoi biologiczni rodzice zginęli w wypadku lotniczym, kiedy miałaś kilka miesięcy- Odpowiedział Tata- Na świecie był już Armin i Alexy, ale kiedy tylko zobaczyliśmy Ciebie, uznaliśmy że musisz zamieszkać z nami, że musimy się Tobą zaopiekować- Ojciec rozpłakał się na dobre. To już kolejny raz, gdy widziałam jak się wzrusza.
- Co? Powtarzałam, zanosząc się histerycznym płaczem- Ale jak to możliwe?! Przecież jestem do was podobna! Krzyczałam.
- Słonko, twoja mama była moją siostrą, dlatego jesteśmy tacy sami- Odparł Tata, ocierając łzy chusteczką.
- Nie wierzę w to co słyszę! Odpowiedziałam. Chciałam wyjść, jak najszybciej uciec i zostać sama. Podniosłam się pospiesznie i wybiegłam z domu. Przez jakiś czas słyszałam krzyki rodziców, którzy biegli za mną, a później wszystko ucichło. Biegłam przed siebie,
Nie wiedziałam gdzie biegnę. Chciałam być tylko jak najdalej.
W ubraniach Castiela pokonywałam dystans jak rasowy sportowiec. Minęłam nawet nasz miejscowy market. Po prostu biegłam, cały czas płacząc. Mijałam kolejne zapalone latarnie, domy, w których zapewne czas spędzały szczęśliwe rodziny.
Ja tylko biegłam przed siebie. To wyglądało jak prawdziwa dramatyczna scena z filmu. Szkoda że ten dramat musiał rozgrywać się u mnie.  Czym obraziłam Boga, by tak cierpieć?  Dlaczego, to musiałabym Ja?!
- Dlaczego?! Wrzasnęłam, wciąż nie zwalniając tempa.
Usłyszałam odpowiedź, nawet kilka odpowiedzi. Zimny wiatr opatulił moje ciało, a kilka kropel deszczu uderzało o moje włosy.
- Kurwa! Wysyczałam- Faktycznie jak w filmie.
Głowna bohaterka ma jakiś problem, biegnie przed siebie, nagle zaczyna padać deszcz, a nie niebie już dawno utworzyły się potężne chmury, z których ciskają w ziemię błyskawice.
Jak w prawdziwym melodramacie.
Już dawno minęłam zamieszkałe osiedla, latarnie powoli zanikały za mną. Na chwilę zatrzymałam się by złapać oddech. Splunęłam kilka razy i próbowałam unormować bicie serca, które zaraz mogłoby wyskoczyć na chodnik.
Odwróciłam się, by upewnić się, że nikogo za mną nie ma. Kiedy już to zrobiłam, postanowiłam dalej iść przed siebie, w ten deszcz.
- To jakiś koszmar- Powiedziałam do siebie.
Przez przymrużone oczy widziałam jakiś przejeżdżający pojazd, który na chwilę mnie oślepił. Całe szczęście, że mnie minął. Szłam prosto przed siebie. Nie miałam przy sobie nic. Tylko ubrania Harvey'a pachnące w tym momencie deszczówką wymieszaną z potem.
Nie miałam żadnego planu, bo przecież nie mogłam tak iść cały czas. Musiałam się gdzieś zatrzymać, by móc pomyśleć co dalej. Do domu już nie miałam po co wracać.
Przeszłam na drogą stronę ulicy i zeszłam dość stromym zboczem w stronę pobliskiego parku.
Kiedy byłam małym brzdącem często przychodziłam tutaj z braćmi w to odosobnione miejsce.
Kiedyś ten park tętnił życiem. Wszystkie dzieciaki przychodziły tutaj się pobawić.
Biegaliśmy beztrosko bo zadbanym terenie i wymyślaliśmy najróżniejsze zabawy i psikusy.
Usiadłam na ławce z podkulonymi nogami. Obecnie to miejsce nie przypominało tego, które tak dobrze zapamiętałam.
Teraz stało się  pobojowiskiem. Zniszczony plac zabaw, ławki pokryte mchem i urwanymi deseczkami. Wszystko zarośnięte trawą.
Zdałam sobie sprawę z tego, że wychowywałam z braćmi, którzy nawet nimi nie byli. Wołałam Mama i Tata do ludzi, którzy nimi nie byli. Miałam rodzinę, której w sumie nie miałam. Może inaczej bym zareagowała, gdybym wiedziała wcześniej. Bolało mnie, że nikt mi o tym nie powiedział, że nikt mnie do tego nie przygotował. To bolało najbardziej.
Chciałam płakać, bardzo, ale już nie miałam czym. Siedziałam, wpatrując się pusto w przestrzeń. Mój wzrok już nie wyrażał niczego. Stałam się nikim...

''Sprawiasz, że chcę umrzeć
Nigdy nie będę wystarczająco dobra
Sprawiasz, że chcę umrzeć
I wszystko co kochasz
Spali się w świetle
I za każdym razem, gdy patrzę w głąb twoich oczu
Sprawiasz, że chcę umrzeć''







I kolejne ''coś'' się pojawiło.
Miłego czytania ludziki, o ile ktoś to czyta XD