piątek, 6 października 2017

Rozdział XXXIII '' Poprowadzę Cię, nawet kiedy nie będziesz tego widzieć''

          Intensywnie ściskałam skórzaną  kierownicę sportową samochodu, w którym aktualnie siedziałam. Warsztat Demona dopiero był przygotowywany do otwarcia, więc normalne było, że wszędzie panował nieład i delikatnie rzecz ujmując chaos. Musiałam mu pomóc, bo jak uznał, za brednie wypowiedziane podczas spotkania z Panem Stanley'em musiałam zapłacić słoną cenę, a że dosłownie nie miałam pieniędzy na usługi naprawcze mojego samochodu, to uznał że tylko w ten sposób mogę odkupić swoje winy. Co jak co, ale ta cwana bestia zwana moim super przyjacielem i członkiem mojej rodziny cudownie to sobie wymyśliła.
Postanowiliśmy, że będę pierwszą ''klientką Demona i to jemu zlecone będzie naprawienie samochodu. Wciąż miał do mnie pretensje, bo jak przyznał, poza przyjacielskimi stosunkami, nie kocha mnie jak dziewczynę. Jestem dla niego jak przyjaciółka, jak siostra, której nigdy nie miał i tego się trzymał. Na swój sposób mnie lubił i tego zabronić mu nie mogłam.
Jako że Dodge wyglądał jak wyglądał, a na części musieliśmy trochę poczekać, czyściłam kokpit chusteczkami tu i tam, żeby przynajmniej coś robić. Zabijam czas perfekcyjnie. Czarnowłosy wyciągał jakieś narzędzia z kartonowych pudeł, a mnie przez myśl przechodziła tylko jedna kwestia.
Skąd On miał na to wszystko pieniądze?
Castiel Harvey ma przynajmniej bogatych rodziców, więc ma dostęp do wszystkich kont bankowych i nikt go nawet z tego nie rozlicza. Najważniejsze, żeby za bardzo o sobie nie przypominał, bo przecież mając dziecko, które tak naprawdę robi co chce i kiedy chce nie jest problemem jeśli ma się pieniądze. Na szczęście mój facet, to mądry facet i już dobrze postarał się o to, by w końcu odciąć się od tej finansowej pępowiny. Całe szczęście! Nie wyobrażałabym sobie tak dalej funkcjonować.
Nie kiedy ma się dwadzieścia lat.
Ja dostałam trochę pieniędzy za pomoc w schwytaniu Volta. Starczyło na zapewnienie kilku podstawowych rzeczy zakupionych do nowego mieszkania, bo niestety nie mogłam wszystkiego przywlec za sobą z Anglii. Chociaż miałam taki plan. Alexy i Armin mieli swój fundusz, który mieli przeznaczyć na studia. Jako, że Armin stanowczo odmówił dalszego kształcenia, swoją część przeznaczył na mieszkanie i podzielił się z młodszym o trzy minuty bratem, taki dobry był. Myślał że tym szczytnym celem uzyskał ze sto punktów do Nieba, ale nasz Ojciec szybko sprowadził go na Ziemię, tłumacząc, że po tym wszystkim jego obowiązkiem jest nam pomagać i tak też się stało.
Alexy wkręcił się do sklepu Leonarda, narzeczonego Rozy, jako że fascynował się modą podobnie jak moja przyjaciółka, co nie stanowiło żadnego problemu. Leonard przyjął go z otwartymi ramionami do jednego ze sklepu, a Ja tylko wzdychałam głośno, bo te posadę obiecał mi Lysander.
Pomimo swojego przyrzeczenia zapomniał On poinformować swojego starszego brata, że już kogoś znalazł i bum. Zostałam bez pracy. Tak dobrze się to wszystko zapowiadało, ale skleroza nie boli.
Tak czy inaczej... Siedzę w warsztacie Demona i jak się okazuje, to będzie moja najbliższa praca. Mam mu podawać klucze, sprzątać po klientach, robić zamówienia i przede wszystkim pięknie się uśmiechać na specjalnie życzenie Ramsey'a, bo jak uznał '' Kobieta w warsztacie może się tylko uśmiechać'' sugerując mi że o niczym nie mam pojęcia.
Nie mam. Nie znam się na samochodach, jedyne co potrafię robić to jeździć, ale nie staram się traktować tego jako zaletę, bo szybko mogę się nadziać na własne słowa, źle na tym wychodząc. Staram się wierzyć w siebie i to mi chyba wychodzi, prawda?
- Jak Ci idzie? Usłyszałam pytanie. Prawie zapomniałam o jego obecności. W końcu jestem obrażona.
- Prawie skończyłam. Muszę jeszcze odkurzyć środek i będzie elegancko.
- To dobrze, bo jesteś mi potrzebna.
- Myślałam, że to koniec na dzisiaj! Wychyliłam głowę z pojazdu patrząc się na niego delikatnie skołowana. Serio. Siedzę tu już kilka godzin, w piątkowe popołudnie, a przecież w poniedziałek zaczynają się pierwsze zajęcia! Nie chciałabym spędzić ostatniego weekendu w warsztacie.
- Przeniesiemy te rzeczy na stół i możemy spadać- Wskazał na kilka kartonów- Nie jestem aż tak okrutny.
- Świetnie- Skomentowałam pod nosem- Rozumiem, że płacisz za nadgodziny?
- Płacę za naprawę twojego samochodu!
- Nie musisz mi o tym przypominać! Boże, trzymaj mnie, bo nie wytrzymam i go zabiję- Powtarzałam w myślach.
- Kto wie? Może Ci się spodoba ta praca- Dodał.
- Na chwilę obecną nie jestem zainteresowana twoją super ofertą.
- Szkoda- Odrzekł teatralnym głosem- Moglibyśmy stworzyć perfekcyjny duet!
- Za dużo sobie wyobrażasz Ramsey.
Nie mając specjalnie wyjścia wysiadłam z samochodu i zaczęłam powoli przenosić te pudła. Były tak cholernie ciężkie, że przez chwilę widziałam, jak upadam pod tym ciężarem, przygnieciona toną kluczy, nakrętek i innych dziwnych rzeczy, których nie potrafiłam nawet poprawnie nazwać.
Klucz to klucz, nie że francuski czy jakiś tam. Zwykły klucz i tego Demon nie mógł mnie nauczyć. Doprowadzało go to furii, bo nie miał w sobie za grosz cierpliwości. To znaczy miał, ale nie, kiedy miał przekazać swoją zdobytą przez wiele lat praktyki wiedzę, totalnemu laikowi. Więc klucz to klucz i tak się przyjęło.
- Jesteś strasznie nadgorliwa! Powiedział dobitnie, przejmując ode mnie jeden pakunek. Chwilowe wytchnienie dla organizmu, bo naprawdę bym się przewróciła.
- Skoro napakowałeś tego jak głupi to się nie dziwię, że wszystko jest takie ciężkie!
- To wszystko jest posegregowane- Postawił karton na blacie metalowego stołu, wyciągając z niego czarną walizkę- Zobacz!
Przystanęłam obok, patrząc jak chłopak sprawnie otwiera to ustrojstwo pokazując mi srebrne nakrętki.
- Widzisz? Wszystko musi być na swoim miejscu- Uśmiechnął się promiennie- W przeciwnym razie bardzo utrudnimy swoją pracę.
Prychnęłam nerwowo.
- No cóż- Demon podrapał się po karku- Nie będę Cię dłużej zatrzymywać, pewnie jesteś umówiona na spotkanie z chłopakiem, więc leć dziewczyno i baw się dobrze!
Westchnęłam głośno, bo poczułam ogromne wyrzuty sumienia. Jestem dla niego zgryźliwa przez kilka dni, od momentu, w którym zapytałam go, czy coś do mnie czuje. Myślałam, że udając obrażoną, jakoś na niego wpłynę, ale nie dało to pożądanego rezultatu. Zrobiło mi się w pewnym momencie na tyle przykro, że chciałam się popłakać, bo znowu patrzę tylko w swój tyłek i nie robię nic dla nikogo. Jakbym była wyprana z uczuć. Jakbym przestała czuć cokolwiek.
Usiadłam na stole, przeplatając swoje palce. Wzięłam jedną ze ścierek, która leżała obok, złapałam za walizkę i zaczęłam ją ocierać z kurzu.
- Tak naprawdę, to nie jestem z nikim umówiona- Odparłam po chwili- W sumie to chciałabym Cię przeprosić.
- Za co?
- Nie zgrywaj się! Trąciłam go delikatnie w ramię- Za moje zachowanie. Wiesz co mam na myśli.
- Nawet nie brałem tego na poważnie- Uśmiechnął się- Poprawię Ci twój nastrój i powiem że masz to wybaczone.
Uśmiechnęłam się delikatnie odkładając walizkę na jedną z półek za mną- Tutaj może być? Zapytałam.
- Perfekcyjnie.
- Wiesz może, co się dzieje z Castielem? Spojrzałam w jego ciemne oczy, licząc na to, że jako jedyne mnie nie okłamią. Miałam nadzieję, że człowiek dla którego prawie umarłam, nie wbije mi następnego noża w plecy.
- Co masz na myśli? Zapytał zdezorientowany, przerywając swoje zajęcie.
- Chodzi o to, że od jakiegoś czasu mam wrażenie, że mnie unika.
- Śpicie w jednym łóżku- Prychnął ewidentnie rozbawiony- To jak miałby Cię unikać?
- Sęk w tym..- Czułam jak mój głos delikatnie się załamał, chociaż dalej chciałam udawać twardą- Sęk w tym, że nie śpi ze mną, od kiedy wróciliśmy z hotelu.
- Nie śpi, w sensie, że wy... No wiesz co!
- Nie! Nie ma go w pokoju, nie ma go w mieszkaniu! Znika gdzieś na całe noce, wraca nad ranem, kiedy przygotowuję się do wyjścia na warsztat. Nie odpowiada na moje wiadomości, nie odbiera telefonów, a na każdą próbę rozmów ze mną, zmienia temat, całuje mnie w czoło i mówi, że wszystko będzie dobrze.
- Mówisz mi o tym dopiero teraz?! Krzyknął nagle, przesuwając praktycznie cały stół o kilka centymetrów w tył, łącznie ze mną.
- Demon! Nie wiedziałam jak, nie chciałam wprowadzać zbędnej histerii.
- Ktoś jeszcze o tym wie? Zapytał zdezorientowany. Boże, jakby mógł, to wszystko to na co patrzył mogłoby się nawet zapalić. Biło od niego nienawiścią na kilometr.
- Alexy zauważył, że znika, Ty jesteś za bardzo pochłonięty warsztatem. Armina też praktycznie nie ma w mieszkaniu, ciągle coś robi. W poniedziałek zaczyna się uczelnia. Nie chciałam się podwójnie stresować, myśląc że coś jest nie tak. Nawet myślałam, że znalazł pracę na nocne zmiany, ale to chyba nie powód, by mi o tym nie mówić.
- To trochę nie w jego stylu- Skomentował pod nosem- Faktycznie nie było mnie w domu. Wiesz, że chcę otworzyć warsztat tak szybko jak to możliwe, by generował jakieś dochody. Nie skupiłem się na mieszkaniu, przepraszam.
- Nie przepraszaj mnie, tylko mi pomóż- Odpowiedziałam, opierając głowę o jego ramię- Chcę się tylko dowiedzieć, że wszystko jest okej, a jego zachowanie ma jakieś racjonalne wytłumaczenie.
- Mówisz, że to trwa od momentu naszego spotkania z wujaszkiem Staszkiem, czyli od kilku dni?
Przytaknęłam- Mniej więcej od tego momentu. Wcześniej holowaliśmy samochód do miasta i było w porządku.
- Musiał się dowiedzieć o spotkaniu- Powiedział dobitnie- Albo mu ktoś powiedział, albo sam się zorientował, że coś jest nie tak.
- Miałoby to sens, ponieważ przyrzekłam mu, że nigdy więcej niczego przed nim nie ukryję. Może ma już tego wszystkiego dość?
- Nie dowiemy się, dopóki nie sprawdzimy! Zbieraj się.
- Demon! Szarpnęłam go za rękę- Nie możemy go zacząć śledzić!
- Możemy i to właśnie zrobimy! Złapał mnie za dłoń i pociągnął w kierunku wyjścia- Nie mamy czasu.
- On zna każdy nasz pojazd i nie jest głupi! Zorientuje się, że ktoś go śledzi! Nie jest przecież głupi.
- Masz rację! Nie jest głupi, ale też nie jest na tyle spostrzegawczy, bo na pewno nie domyśla się, że będzie miał dzisiaj radar na plecach.
Pospieszne otworzył bramę od warsztatu. Chłodny wieczór dawał się we znaki delikatnym wiatrem, ale na tyle chłodnym, że momentalnie zrobiło mi się zimno.
Chłopak odpalił papierosa, jednocześnie zdejmując czarną, skórzaną kurtkę, która jest jego towarzyszem od niepamiętnych czasów. Narzucił ją na moje ramiona.
- Czasami potrafię zachować się jak dżentelmen- Skomentował pod nosem.
- Dziękuję! Włożyłam ręce w rękawy czując przyjemne ciepło, rozchodzące się po ciele. Stres zżerał mnie od środka.
- Jeszcze kask i możemy ruszać!
- Kask?! Wytrzeszczyłam oczy z niedowierzania- Chcesz mi powiedzieć, że?
- Tak! Wyszczerzył zęby w głupkowatym uśmiechu zamykając bramę garażu na kłódkę- Mam motocykl!
- Nie chcę wiedzieć skąd i za co go kupiłeś- Odparłam niewzruszona- Ufam Ci.
- Tak jak Ja ufam Tobie- Usłyszałam w odpowiedzi.

***
          Przemierzając okolicę na motocyklu z Demonem wciąż denerwowałam się, że to czego się dzisiaj dowiem, może mieć znaczący wpływ na mój związek z Castielem. To wszystko jest tak chore i skomplikowane, ze nawet brakuje mi słów. Nie mam siły o tym mówić, konsultować tego z innymi. Długo trzymałam to w sobie, licząc że nasze problemy wkrótce same się rozwiążą. Bardzo tego chciałam, a jednak się nie udało. Z jednej strony cieszyłam się jak głupia, bo dzieląc się problemami z Demonem, dostałam cudownego kompana, który stara się pomóc wyjaśnić całą te sytuację. Zastanawiałam się. Całowałam Demona, na oczach mojego chłopaka i po wyjaśnieniu całej sprawy potrafił mi to wybaczyć. Wiedział, że byłam zdeterminowana, że chciałam działać, a nie czekać na mannę z nieba, patrząc jak wsadzają mojego brata za kraty. Wybaczył mi, bo mnie kocha. Obiecałam, ze więcej go nie okłamię, że będę mu mówić o wszystkich i chciałam! Mówiłam to co mogłam, ale już nie mogę. Stanowczy zakaz od wujka Staszka, jak to powiada Demon na Pana Stanley'a posypał moją relację z Czerwonowłosym! Pojęcia nie mam dlaczego ten chłopak tak nagle przestał zachowywać się tak jak zawsze, tylko zaczyna mnie unikać. Z jednej strony miałam ochotę go zamordować, za ignorancję którą tak bardzo mnie obdarzył, ale z drugiej strony bałam się. bałam się tych cholernych konsekwencji. A miało być tak pięknie! 
Siedziałam z tyłu, mocno trzymając Demona w pasie. Ten strach samą jazdą doprowadzał mnie do szaleństwa. Zawsze się bałam jednośladów. Człowiek nie czuje takiego bezpieczeństwa, jak w pojeździe. Nieodparte wrażenie przewrócenia się, powodowały drżenie mojego ciała. Musiałam się po prostu przyzwyczaić. 
Przemierzaliśmy po mieście, bo nie mieliśmy konkretnego punktu zaczepienia. Początkowo pojechaliśmy na ulicę, przy której znajduje się nasze mieszkanie, łudząc się, ze Harvey jeszcze nie wyszedł, ale brak samochodu pod kamienicą, szybko odebrał nam pozytywne myśli w tym temacie. Skręcaliśmy co chwilę w osiedlowe uliczki, szukaliśmy jego samochodu, tak naprawdę to szukaliśmy czegokolwiek, ale poza mieszkańcami spędzającymi swój wolny czas w okolicznych klubach i kawiarniach nie znaleźliśmy niczego. Traciłam już nadzieję, widziałam też jak Ramsey nerwowo ściska kierownicę swojej maszyny. Denerwował się. 
- Mam wrażenie, że już tutaj przejeżdżaliśmy- Powiedziałam, choć nie łudziłam się, aby chłopak mnie usłyszał. Jechaliśmy powoli, w szczególności że to była moja pierwsza przejażdżka jednośladem i chłopak po moich wielkich prośbach uszanował fakt, że panicznie się boję takich podróży. Co prawda miałam odsłoniętą szybkę od kasku, bo nie lubiłam jak coś zasłaniało moje oczy, to jednak byłam pewna że mnie nie usłyszał, poprzez brak jakiejkolwiek reakcji.
- Mam wrażenie, że zrobiliśmy kółko- Krzyknął tak głośno, że prawie podskoczyłam do góry. Nie, żebym tego przed chwilą nie powiedziała. Cały Demon. Głuchy jak pień.
Klepnęłam chłopaka po plecach, dając mu do zrozumienia, że powinniśmy się zatrzymać i coś ustalić, bo nocne podróże  przy braku aktywności Harvey'a mogłyby trwać nawet do rana. 
Jak na zawołanie znalazł odrobinę miejsca przy poboczu, gdzie zatrzymał motocykl, uciszając jego silnik. Zeskoczyłam z pojazdu i zdjęłam kask, wyciągając stare papierosy Ramsey'a które jakimś cudem znalazły się w tej kurtce. Odpaliłam jednego rzucając paczką w chłopaka.
Ten uśmiechnął się szyderczo, wyciągając mi papierosa z buzi, którego natychmiast przydeptał na chodniku. Zrobiłam skwaszoną minę, zastanawiając się do licha, co ten człowiek właśnie zrobił.
- Nie patrz tak na mnie- Skierował dłonie w obronnym geście- Ja tylko dbam o twoją kondycję i myślę o twojej przyszłości.
- Żartujesz?! Krzyknęłam- W tym momencie mogłeś mi to odpuścić!
Chłopak tylko skierował palec na swoje usta, dając mi wyraźnie do zrozumienia, że czas najwyższy na to, abym się w końcu zamknęła. Na samym początku tego aktu agresji w moim kierunku, bo tak to nazwałam, kompletnie nie rozumiałam co On teraz odprawia za rytuały, bo to się staje naprawdę dziwne i niezręczne. Stoimy sobie przy jakiejś uliczce, w tle słychać hałas bawiących się ludzi, a ten nasłuchuje czegoś, jakby miało nam to w czymś pomóc.
Podparłam dłonie o biodra i czekałam, aż w końcu przestanie się wygłupiać i wyjaśni mi co robi, kiedy do mnie wszystko dotarło.
Wytężyłam słuch i zmrużyłam oczy, chcąc jak najlepiej się skupić.
- Słyszysz to, prawda? Wyszeptał chłopak, kiedy Ja stałam jak zahipnotyzowana.
- Musimy iść tutaj! Kontynuował, delikatnie ciągnąc mnie za rękę w kierunku pobliskiej uliczki.
- O!
- KURWA! Dokończył Demon, widząc zaparkowany nieopodal nas odpalony samochód Castiela- Masz bardzo silnie rozbudowaną intuicję zdaje się.
- Co to za miejsce? Zapytałam, rozglądając się dookoła. Było ciemno jak w dupie. Jedyne źródło światła to różowy neon przywieszony nad drzwiami jakiegoś lokalu. Dookoła kamienice, wąska uliczka, że nawet to auto ledwo się tutaj zmieściło.
Kierowca samochodu opuścił swój pojazd i nie był nim Czerwonowłosy. Starałam się dopatrzeć więcej szczegółów, ale nie miałam umiejętności widzenia w nocy. Miał kaptur na głowie, który zdjął, kiedy tylko wszedł do środka lokalu.
- Bardziej się zastanawiam, bo dziwnym przypadkiem to Ty chciałaś się tutaj zatrzymać coś ustalić, a nie ma już nawet czego, bo nasz obiekt poszukiwany był tuż za rogiem!
- Nie wiem jak to zrobiłam, ale zrobiłam- Skomentowałam pod nosem- Wchodzimy?
- Normalnie jak na dżentelmena przystało, przepuściłbym Cię w drzwiach, ale obawiam się że osoby w tym lokalu mogą być zbyt agresywne, dlatego wchodzę pierwszy- Odparł nerwowo, otwierając drzwi.
- Więc czyń swą powinność.
Chciałam powiedzieć raz jeszcze, że prze okrutnie się boję. Chciałam złapać mojego towarzysza, przytulić go mocno do siebie i powiedzieć mu, że jednak nie warto tutaj być. Warto stąd odjechać, warto zrobić coś szalonego, coś niedostępnego, gdzie nie ograniczała nas wyobraźnia. Silne pragnienie zrobienia tego tak bardzo owładnęła moim umysłem, że odruchowo sięgałam ręką w kierunku chłopaka, by go złapać. By powiedzieć mu, że to nie ma sensu, ale nie odważyłam się.
W środku, choć ciemność ograniczała nasze i tak wąskie pole widzenia, bo ciasnota tych pomieszczeń była nie do zniesienia, schowałam ręce w kieszenie kurtki Demona, której nawet nie miałam zamiaru zdjąć przez najbliższe kilka godzin. Wędrowałam za nim, starając się dopatrzeć więcej szczegółów, ale ten intensywny dym papierosowy unoszący się tuż nad nami stanowczo mi to uniemożliwiał. W pomieszczeniach tych nie było zbyt wielu gości. W tle ktoś przygrywał na gitarze, kilkoro osobników popijało tanie trunki, podrywając barmankę. Miejsce to typowe spelunkowy bar, do którego trafiali nieliczni. Najpewniej stali bywalcy, albo takie osoby jak my. Zagubione dusze.
Choć, praktycznie przytulona byłam do pleców Demona, bo to miejsce bardzo mnie przerażało, starałam się odnaleźć Castiela. Dym tak bardzo szczypał mnie w oczy, że musiałam przymrużyć oczy, w przeciwnym razie mogłabym się tutaj popłakać. Jakby ktoś kroił stos cebuli i posypywał to wszystko pieprzem. Tak trudno było mi oddychać. Podeszliśmy pod bar, rozglądając się na wszystkie strony. Wszędzie, gdzie wzrok dosięgał szukałam tej Czerwonej czupryny.
- Co dla Was? Zapytała znudzono barmanka, która uwolniła się w pewnym stopniu od swoich adoratorów. Wciąż słyszałam te sprośne rzeczy na jej temat. Spoglądałam na dziewczynę. Patrzyłam jak bardzo stara się nie reagować na te durne zaczepki i wychodziło jej to perfekcyjnie. Ze stoickim spokojem zajęła się przygotowywaniem dla nas napoi, które zamówił dla nas Ramsey. Uznał, że wypijemy po soku i możemy spadać, bo nie zapowiada się na to, żeby nasz poszukiwany tutaj przebywał.
- Dzięki- Odparłam, kiedy chłopak podał mi napój. Uśmiechnął się delikatnie, stukając swoją szklanką o moją.
- Na zdrowie.
- Nie wyglądacie na tutejszych- Skomentowała barmanka, która najwidoczniej wolała nasze towarzystwo niż tych natarczywych pijaków. W zasadzie to byliśmy najlepszą alternatywą, przynajmniej tak mi się wydawało.
- Cóż... Pochodzimy z Anglii- Odpowiedział Demon- Jesteśmy tutaj przejazdem.
- Ach tak? Twarz dziewczyny przybrała zastanawiający wyraz twarzy. Jej brwi delikatnie uniosły się ku górze.
- W zasadzie to kogoś szukamy- Skomentowałam, licząc na to, że dziewczyna pracująca w tym miejscu powinna mniej więcej orientować się, kto wchodzi do tego przybytku.
- Pracujecie dla policji? Zapytała.
- Nie- Demon skierował dłonie w obronnym geście- Szukamy starego przyjaciela, który najpewniej tutaj przychodzi.
- Wyglądacie na porządnych obywateli- Uśmiechnęła się promiennie- Jak mogę pomóc?
- Szukamy wysokiego chłopaka, dobrze zbudowany, ciemne oczy, czerwone włosy- Wymieniałam po kolei- Jeździ czerwonym Dodge'em, który stoi w uliczce przy lokalu.
- Czerwonym Dodge'em jeździ Castiel Harvey, prawda?
- Tak! Krzyknęłam radośnie, zwracając przy okazji na siebie uwagę pozostałych osób- Jest tutaj? Zapytałam nieco ściszonym tonem głosu.
- Aktualnie go nie ma. Mam coś przekazać? Zapytała niepewnie.
- Nie ma takiej potrzeby- Odparł Demon, odkładając już pustą szklankę na blat, bawiąc się nią przez jakiś czas- Może następnym razem nam się powiedzie.

***

          Nie mieściłam tego w głowie. Bardzo chciałam, ale nie potrafiłam. Człowiek z którym spotykam się od jakiego roku, z którym tak wiele mnie łączy. Człowiek z którym chcę spędzić swoje życie, dla którego zrobiłabym wszystko. Człowiek którego tak bardzo kochałam ma przede mną tajemnicę.
Rzucałam kamyczkami w taflę wody. Patrzyłam jak znikają. To się po prostu nie mieści w głowie!
- Dlaczego jej nie powiedziałeś?! Zapytałam z jawnym wyrzutem, odwracając się gwałtownie. Kamyki, które jeszcze przed chwilą mocno zaciskałam w dłoni, bezwładnie powędrowały pod moje nogi.
- Obiekt śledzony, nie może wiedzieć że jest śledzony- Odparł niewzruszenie Demon, zajadając się ciasteczkami, które trzymał w ręce. Zapychał usta, jakby nigdy nie jadł- Podejrzewam, że już wie.
- Przynajmniej miałabym to za sobą- Westchnęłam głośno, podchodząc powoli do chłopaka. Oparłam się o jego motocykl i spoglądałam w niebo, na którym przebijały się już pierwsze słoneczne promienie.
- Spędziliśmy całą noc na szukaniu Castiela, który najpewniej jest już w domu. Nie chcę tam wracać- Spoglądałam na Ramsey'a. który wciąż objadał się ciasteczkami-Czy Ty nawet w takiej chwili nie potrafisz zachować powagi?! Krzyknęłam.
- No co?! Odparł z pełną buzią ciastek- Kiedy jem, lepiej myślę!
- Więc co mam robić?
- Wracasz do domu i udajesz, że nic się nie dzieje. Zagraj w jego grę, to zdasz pierwszy test.
- Jaki test? Prychnęłam.
- Test na cierpliwość. Zawód który wybrałaś wymaga mnóstwo cierpliwości i czasu oczekiwania na rezultaty.
- Co będzie później?
- Później? Będziemy go dalej śledzić. To będą nasze rezultaty- Oświadczył- Musisz być silna Goldenmayer.
- Ciężko jest mi myśleć o powrocie do domu, kiedy wiem gdzie znika na całą noc, ale nie wiem w jakim celu. Jak mam mu spojrzeć w oczy i udawać, że nic się nie stało? Doszło już do tego, że muszę go śledzić po nocach, zamiast słodko spać- Westchnęłam głośno- Nigdy nie pomyślałabym, że tak bardzo wszyscy się zmienimy.
- Dorastamy Gabi. Po prostu dojrzewamy do pewnych decyzji i nikt nie powiedział, że będzie z górki- Usłyszałam w odpowiedzi- Skup się na studiach. Zajęcia zaczynasz w poniedziałek o dziewiątej, więc masz gwarantowaną pobudkę o szóstej i lecimy na pierwszy trening- Uśmiechnął się zawadiacko. Złapał mnie za ramię, oglądając je z każdej strony- Zobaczymy jak bardzo jesteś silna i ile masz mięśni w tej swojej małej, chudej rączce.
- Uśmiechnęłam się, zabierając swoją rękę, którą natychmiast schowałam pod kurtkę. Ten cholerny patol ma rację. Dojrzewamy- Pomyślałam.
- Ciasteczko? Zapytał. podtykając mi opakowanie prawie że pod usta. Drugą ręką złapał mnie za nos, ściskając go ostrożne- Nie lubię, kiedy masz taką skwaszoną minę.






Siemka! Mam wrażenie że w tym rozdziale pojechałam z długością :)  Na samej górze macie ankietę, więc jak macie chwilkę, to zapraszam do głosowania.





























wtorek, 5 września 2017

Rozdział XXXII ''Zakochany kundel''

          Rozgwieżdżone niebo, lśniące milionami gwiazd, wpatrujące się w ziemskie życie, tak beztrosko i daleko od nas, oświetlało wówczas pustą drogę, przy której aktualnie rozmyślaliśmy dalszy plan działania. Od czasu do czasu przejeżdżający samochód zatrzymywał się nieopodal, a zdezorientowani kierowcy pytali nas o pomoc, której stanowczo odmawialiśmy. Fakt. Niecodzienny był widok rozwalonego samochodu sportowego, nad którym unosiła się gęsta chmura dymu. Wpatrywałam się w Dodge'a oglądając go z każdej możliwej strony. Demon, złota rączka do wszystkiego, starał się jak mógł, by auto było w stanie dojechać do miasta o własnych siłach, ale im dłużej przy nim grzebał, tym trudniej było mu opanować sytuację. Jego czarne włosy, które delikatnie muskał wiatr, opadały na jego oczy, doprowadzając Ramsey'a do szału. Ocierał czoło ubrudzoną ręką od smaru, pozostawiając na nim niemały ślad brudu. Widziałam, jak bardzo się stara i nie miałam mu za złe, że nie zaskoczy nas dobrymi myślami.
- Co teraz będzie? Zapytała zdezorientowana Rozalia- Kompletnie nie znam się na samochodach, ale to nie wygląda dobrze.
- Nie wygląda- Przytaknął jej Demon- A jednak będziemy musieli holować samochód do miasta. Jakieś pomysły?
- Znam jeden warsztat, który oferuje transport z każdego miejsca- Nathaniel sięgnął po telefon najpewniej szukając w nim jakiś wskazówek- Mogę zadzwonić po lawetę, jeśli chcecie.
- Nie mamy pieniędzy- Odparłam bez namysłu- Ostatnie wydałam na jedzenie.
- Dobrze wiesz, że o to nie musimy się martwić- Prychnął nerwowo Czerwonowłosy- Ja zapłacę.
- Wiecie co? Demon zamknął maskę od samochodu, podchodząc bliżej do naszej grupy. Wyciągnął rękę w moją stroną, łapiąc ją mocno- Wiesz co mam na myśli Goldenmayer.
- Jeśli nie ma innego wyjścia, to zaholujcie go do miasta, a my wrócimy z Nathanielem- Odpowiedziałam. Spojrzałam na Castiela, który już tak nerwowo reagował na obecność blondyna, że aż mi go było żal. Piorunowałam go spojrzeniem, by w końcu się opanował, co nie przynosiło pożądanego efektu.
Już nawet nie wspomnę, że gówniarze którzy ukradli mój samochód uciekli w popłochu, jak tylko stracili panowanie nad kierownicą i wpadli do rowu, ocierając się o okoliczne krzewy, które cudownie pieściły karoserię swoimi gałązkami. Za samo lakierowanie i doprowadzenie do samochodu miałabym zapłacić fortunę, więc myśląc o tym już traciłam cierpliwość i jedna zgryźliwa uwaga, a mogłabym nawet zabić.
Musieliśmy włożyć mnóstwo wysiłku, żeby wypchać prawie dwutonowe żelastwo i wprowadzić go ponownie na asfalt, skąd Castiel zaciągnąłby go do miasta.
Zanim wrócę do domu muszę jeszcze złożyć zeznania dotyczące kolizji, opisać sprawców i zacząć się modlić o ich zidentyfikowanie, co może być bardzo trudne, a nawet niemożliwe.
W ten czas, kiedy chłopcy walczyli z samochodem, postanowiłam odejść na bok i poinformować o wszystkim Pana Staneley'a. Pomimo później godziny nie zawahałam się ani razu i wykonałam telefon odpalając papierosa. Przystanęłam na poboczu licząc na to, że nikt nie usłyszy mojej konwersacji.
- Wiem, że jest późno i nie powinnam- Zdążyłam powiedzieć.
- Wiem co się dzieje i wiem kto za tym stoi. Właśnie jestem na lotnisku i wsiadam w pierwszy lepszy samolot do Paryża- Odpowiedział mężczyzna- Nie zdążyłem poinformować Demona, ale wiem, że to co się wydarzyło ma związek z szajką Volta. Musicie na siebie uważać.
- W takim razie, jak tylko wrócimy do miasta przyjadę po Pana.
- Gabrielle?
- Tak?
- Proszę, uważaj na siebie i nie mów nic, co dotyczy tej sprawy- Usłyszałam w odpowiedzi. Nie powiem, żeby mnie to specjalnie uspokoiło, ale wiedziałam, że nie jestem z tym sama. Ramsey który walczy z tym od lat również potrzebuję mojego wsparcia. Potrzebujemy siebie jak powierza. Taka jest nasza rzeczywistość.
Czym prędzej zakończyłam połączenie, maskując poruszenie na mojej twarzy delikatnym uśmiechem, kiedy ujrzałam samochód, czekający już na drodze, z przyczepioną linką holowniczą. Zasalutowałam chłopakom w ramach dobrze wykonanej roboty i puściłam Demonowi oczko. Doskonale wiedział, co mam na myśli.
- Wsiadaj białowłosa dziewczyno- Rzekł chłopak, zapraszając dziewczynę do samochodu Castiela.
Rozalia wbiła we mnie spojrzenie pełne zaskoczenia i zdezorientowania. Popatrzyłam na nią z politowaniem ''Dziewczyno, nic się nie dzieje, nie panikuj'', a ta jakby zrozumiała mój przekaz i zajęła w końcu miejsce obok chłopaka. Castiel miał za zadanie siedzieć w uszkodzonym pojeździe i dać się prowadzić do miasta, tak by nie narobić większych szkód, a co jak co, ale On nadawał się do tego najlepiej.
Ja miałabym wrócić z Nathanielem, co Czerwonowłosy przyjął na klatę, bo wiedział, że za specjalnie nie było innego wyjścia. Nie mogłam siedzieć w samochodzie, który jest holowany, bo takie są przepisy drogowe i nie można tego przeskoczyć. Pomachałam chłopakom radośnie, kiedy powolnym tempem zaczęli jechać przed siebie. Na polu bitwy zostałam Ja i Blondyn, który tylko drapał się po karku.
- Rozumiem, że nie dasz mi prowadzić? Zapytał po chwili, przerywając nasilającą się między nami ciszę.
- Oczywiście, że nie- Odpowiedziałam uśmiechając się promienie-  Natomiast chciałabym, abyś na dzisiejszą, piękną jakby nie było noc, użyczył mi swojego samochodu. Jutro rano odstawię go pod twój dom, gdziekolwiek mieszkasz.
- Rozumiem, że o tej porze masz pewnie kilka ważnych spraw do załatwienia, nie mogąc zabrać mnie ze sobą?
- Dokładnie tak- Wyciągnęłam rękę przed siebie, czekając aż Nathaniel odda mi kluczyki. Chłopak głośno westchnął i choć bardzo tego nie chciał, to w końcu oddał mi pęk kluczy.
- Mieszkam przy Rue de Rivoli- Odpowiedział po chwili.
   
***
          Dokładnie inaczej wyobrażałam sobie pierwsze samodzielne życie w Paryżu. Gdzieś tam moja niedaleka przeszłość potrafiła pokonać wszystkie kilometry dzielącej nas odległości i dogonić mnie z podwójną siłą. Przecież to wszystko miało się skończyć, bo tak miało być, a jednak jestem przy lotnisku, opieram się o samochód i czekam na Pana Stanley'a, przyjaciela mojej rodziny, który ma dla mnie pewne informacje, których się po prostu bałam. Życie naprawdę nieźle mnie skopało, mojego brata. Prawie rozwaliło moją rodzinę. Każdy z nas był już inny, bo na pewno nie moglibyśmy zostać tacy sami. Nikt by nie został, a niektórzy pewnie by oszaleli z bezsilności. Miało być pięknie! Żadne z nas nie tak to sobie wyobrażało. Kolejne kłamstwa, intrygi, ucieczki i zapytam wprost: Jak długo jeszcze? Miałam się skupić na studiach, miałam ułożyć sobie życie. Miałam mieć wszystko, a tymczasem nerwy zżerają mnie od środka. 
Nie wiedziałam o czym chce porozmawiać ze mną Stanley, ale wiedziałam, że skoro się tak bardzo pofatygował i przyleciał do nas, to z pewnością informacje które miał nie były radosne. 
Wysłałam pospieszne wiadomość do Demona, by w jakimś celu wpłynął na Castiela, bo nie chcę, by wezwał wszystkich po kolei i wyruszył na moje poszukiwania, jak to było wcześniej. Nie mogłam mu nic powiedzieć, choć tak bardzo chciałam, przez co coraz bardziej nie mogłam spojrzeć na siebie w lustro. Dość też miałam wysłuchiwać własnych żalów i bezsensownych dialogów, które sobie prowadziłam, bo tylko pogłębiałam się w tym podłym i złym nastroju. Przygryzłam dolną wargę i odwróciłam się w kierunku samochodu, kiedy tylko usłyszałam dźwięk zamykanego bagażnika. Starszy, siwy mężczyzna, nieco wyższy ode mnie, z silnym angielskim akcentem rozłożył przede mną ręce. Natychmiast przytuliłam się mocno do niego, bo co jak co, ale trochę się za nim stęskniłam. Usłyszałam mocny śmiech, przez co same policzki uniosły się ku górze. Poklepał mnie po ramionach i wpatrywał się, mierząc mnie spojrzeniem od stóp do głowy.
- Nie sądziłem że to kiedyś powiem, ale bardzo wydoroślałaś młoda damo- Rzekł, uśmiechając się szeroko.
- Ja nie sądziłam, że to powiem, ale brakowało mi Pana!
- Cóż! Rzekłbym, że to świetnie spotkać się po tym wszystkim, ale nie zaskoczę Cię, jeśli powiem, że jestem tutaj z konkretnego powodu, prawda?
- Absolutnie- Odpowiedziałam, wskazując mężczyźnie miejsce pasażera. Choć nie miałam wiele czasu, jako że obiecałam oddać samochód w stanie nienaruszonym Nathaniel'owi jeszcze przed świtem, musieliśmy się po prostu pospieszyć. 
- W którym hotelu ma Pan rezerwację? Zapytałam, zapinając pospiesznie pasy.
- Hotel Lancaster- Odpowiedział- Nie patrz tak na mnie. Agencja funduje.
- Oczywiście- Uśmiechnęłam się delikatnie. 
- NCA jest w niebezpieczeństwie. Wy jesteście w niebezpieczeństwie, a w szczególności Ty.
- Wiele chciałabym zrozumieć, ale niestety nie rozumiem z tego nic- Westchnęłam- Przecież to co miało miejsce w Anglii miało się już skończyć, czyż nie?
Mężczyzna spojrzał na mnie tylko posępną miną. Jego twarz nie wyrażała większych emocji. Bił od niego chłód i perfekcyjne opanowanie. Finalnie, był najlepszy w swojej dziedzinie. Wiele się zmieniło od czasu, kiedy musiał sprzątać cały syf w agencji. To już nie był ten sam człowiek, zwykły prokurator żyjący swoim skromnym życiem. Stał się kimś. Może to go przytłoczyło? Patrzyłam na jego oczy pełne zrozumienia. Było mi przykro. Po prostu było mi cholernie przykro.
- Daleko jeszcze? Zapytał po chwili.
Kiwnęłam przecząco głową- Jesteśmy już blisko.
- Udało Ci się dostać na kryminologię?
- Na całe szczęście tak! W przyszłym tygodniu zaczynam treningi z Demonem. Jak stwierdził moja kondycja jest poniżej dna.
Pan Stanley uśmiechnął się szeroko- Nie bierz do siebie tego co mówi. Jego poczucie humoru może czasami urazić, ale to dobry chłopak.
- Wiem i bardzo go za to cenię.
- Myślę, że On ceni Ciebie bardziej, co dla niego zrobiłaś. Będzie Ci wdzięczny do końca życia, choć nigdy się do tego nie przyzna.
- Gdyby to zrobił, pomyślałabym, że zamienił się z kimś na rozum- Odparłam niewzruszona- Chciałabym, żeby pozostał osobą, żeby nie przechodził tego wszystkiego od nowa i będę go bronić, choćbym miała stracić przez to życie.
- Życie w miłosnym trójkącie nie jest proste, a do tanga potrzeba dwojga, prawda?
Zaskoczona spojrzałam na mojego pasażera patrząc na niego trochę jak na idiotę, choć nie powinnam tego mówić o starszym i przynajmniej dwadzieścia pięć lat mężczyźnie, ale to co powiedział, zbiło mnie troszeczkę z tropu. Już chciałam wyjaśnić to i owo i dopowiedzieć kilka słów, kiedy Pan Stanley wyciągnął swój telefon z marynarki.
- O wilku mowa- Wyszeptał, skupiając się na rozmowie. Zachowane resztki kultury nie pozwoliły mi się odezwać, uznając że może warto wrócić do tego później. Jeśli będzie taka możliwość, bo jak tylko poczułam rumieńce na swoich policzkach jakoś wolałabym tego uniknąć.
- Jezu! Powtarzałam w myślach. Czy ten gość, który siedzi obok mnie oszalał. Ja i Demon?! Przecież gdyby nie sytuacja z jego wujem i moim debilnym bratem w życiu bym go nie poznała! Nie musiałabym z nim rozmawiać, bo jak tu prowadzić konwersację z kimś kogo się nie zna? Lepiej! Nie musiałabym z nim mieszkać, a właśnie z nim mieszkam pod jednym dachem! Dzielimy razem kuchnię i salon i wszystkie inne wspólne części i w życiu bym nie pomyślała że My, że RAZEM!| Tak jak Ja i Castiel.... Nie nie nie!
Pokręciłam głową, starając się odgonić te wszystkie myśli. Już Ja sobie porozmawiam z nimi wszystkimi. Muszę och ustawić do pionu, bo to co się dzieje to czysta propaganda!
Przez to wszystko nawet nie usłyszałam o czym rozmawiali. Podjechałam pod hotel no i zobaczyłam. Zobaczyłam tego padalca. Demona.
- Jest trzecia w nocy, a kogo moje oczy widzą, kiedy tylko wysiądę z samochodu? Ciebie! Warknęłam nerwowo.
- Tej co się porobiło? Zapytał skołowany wręcz chłopak, spoglądając pytająco na Pana Stanley'a.
- Kobiety- Odrzekł mężczyzna klepiąc chłopaka w ramię- Dobrze Cię widzieć Demonie!
- Odparłbym ''wzajemnie'', ale domyślam się, że to nie przyjacielskie spotkanie, a raczej sprawa biznesowa.
- Niestety, ale masz rację. Pozwólcie, że odbiorę swoją rezerwację, a Wy w tym czasie poczekajcie na mnie w holu- Skierował się do nas- Mam nadzieje, że pójdzie szybko.
Wywróciłam oczami. Nic tylko czekanie i czekanie i czekanie. Irytowało mnie to. Mogłam sobie spać spokojnie to muszę się włóczyć po pięciogwiazdkowych hotelach. Jezu! Jaka jestem wściekła!
Poczułam szarpnięcie za ramię. Spojrzałam na Demona.
- Nie dotykaj mnie!|
- Ty masz jakiś problem do mnie- Zaśmiał się- Przecież nic Ci nie zrobiłem, więc mów o co Ci chodzi i nie baw się we wszystkie kobiety świata, które uważają że za całym złem stoją faceci. Opowiadaj, co Ci leży na sercu i będzie po sprawie- Uśmiechnął się promiennie, pokazując mi te swoje białe kiełki.
- Czy ty się we mnie bujasz? Zapytałam pewnie, podchodząc do niego bliżej. Musiałam patrzeć na jego ciemne oczy, bo tylko one powiedzą mi prawdę, nawet jeśli z ust wypłynie kłamstwo.
Jego źrenice gwałtownie powiększyły się, a jego oddech przyspieszył.
- Czy Ty właśnie zapytałaś mnie o to co usłyszałem? Odparł po chwili- Naprawdę o to zapytałaś?
- Nie zmieniaj tematu- Uderzyłam go z pięści w ramię- Po prostu mi to powiedz!
- Co Ci mam powiedzieć?! Mam odpowiadać na jakieś durne pytanie, a nawet nie jestem na przesłuchaniu, choć czuję, że właśnie jestem przesłuchiwany!
- Tak czy nie?! Naciskałam coraz bardziej i bardziej licząc że w końcu przestanie odpowiadać wymijająco. To wychodziło mu doskonale. Urodzony kłamca!
- Jesteś stuknięta! Nie wiem co się z Tobą stało, ale mam Cię już dość Goldenmayer!
- Idziemy dzieciaki! Powiedział Pan Stanley machając nam ochoczo ręką!
- Wrócimy do tego później- Skomentowałam, odchodząc od Ramsey'a gwałtownie. Finalnie nie udzielił mi odpowiedzi, więc coś jest na rzeczy prawda? O Boże! On się we mnie zakochał!

***
          Masz to czego chciałaś- Odpowiedział chłopak, podając zdjęcia brunetce. Ta uśmiechała się promiennie, co najmniej jakby wygrała swoją walkę o życie. Schowała do swojej markowej torebki wszystkie zdjęcia.
- Czy teraz dasz mi Święty spokój? Zapytał blondyn, patrząc na nią złowrogo. Nie lubił jej. Nienawidził jej, a jednak musiał robić to co mu kazała. To była jego kara za przeszłość. Za coś, czego żałował do teraz.
- Jesteś wolny Nathanielu- Odezwała się- Przynajmniej na jakiś czas... kotku!


















Kim jest ta brunetka?;>


Dobry! Coś tam jest, jakiś rozdział na szybciutko <3
Szybkie pytanko: Castiel czy Demon?


Kiedy next? Pojęcia nie mam, pewnie gdy znajdę trochę czasu, żeby to poskładać do kupy.
Adie moje miłe :D





























czwartek, 3 sierpnia 2017

Rozdział XXXI '' Zaufanie podstawą udanej przyjaźni''

          Nathaniel Richardson. Według statystyk, drugi pretendent do osiągnięcia tytułu najprzystojniejszego faceta Słodkiego Amorisa.  Uroczy blondyn, o wręcz błękitnym spojrzeniu, zarażający optymistycznym uśmiechem. Szkolny gospodarz, prawa ręka Pani Dyrektor. Odpowiedzialny, zaangażowany w obowiązki szkolne i przede wszystkim... inteligenty. Przeprowadzając się do Paryża, nie spodziewałabym się go ujrzeć na tutejszym Uniwersytecie. Podczas naszego ostatniego spotkania, przypuszczałam, że przez jakiś czas kształcić się będzie w USA, a następnie powróci do swojej cudownej willi i będzie prowadził szczęśliwy żywot w Anglii, z szaleńczo zakochaną w nim Melanią. Tymczasem już nie chłopak, a mężczyzna mocno gestykulował, prowadząc najwidoczniej ważną konwersację przez telefon. Miałyśmy szczęście, że nie zostałyśmy przez niego zauważone. Rozalia pociągnęła mnie w kierunku drugiego korytarza, gdzie chciałyśmy się ukryć. Od czasu do czasu wychylałam się niepewnie zza winkla, próbując zbadać sytuację. Nasze ostatnie spotkanie nie należało do tych wartych zapamiętania. W końcu go spoliczkowałam i użyłam nieprzychylnych słów w kierunku Melanii, chodzącego ideału. Nie mogłabym przejść obok niego obojętnie, a znając jego tryb dżentelmena, który włącza za każdym razem, gdy przechodzi obok niego kobieta, wypadałoby powiedzieć kilka słów na przywitanie.
Samo patrzenie na niego jest zbyt bolesne.
Warte zapomnienia.
- Rozalia! Wyszeptałam, upewniając się, że nikt nas nie widzi- Zagadaj do niego!
- Że ja? Nie! Zrobiła skwaszoną minę i zmrużyła wzrok- Nie mam z nim o czym rozmawiać.
- Proszę! Jęknęłam. Złożyłam ręce jak do modlitwy i właśnie w tym momencie mogłabym nawet uklęknąć przed nią- Błagam!
Białowłosa wywróciła oczami i zarzuciła włosami na bok- Okej! Ostatni raz- Pogroziła mi palcem. Odetchnęłam z ulgą- Gabinet jest po lewej stronie. Postaram się zaprowadzić go na stołówkę.
- Dziękuję, jesteś najlepsza!
- Wiem! Puściła mi oczko i zniknęła za winklem. Przez chwilę stałam oparta o ścianę. Musiałam złapać oddech. Naprawdę, akurat tego się nie spodziewałam. Spotkać go tutaj. Niepewnie wychyliłam się zza ściany, mając nadzieję, że przyjaciółce uda się zapanować nad sytuacją. Widziałam jak dziewczyna pewnym krokiem podeszła do niego.
- Co jak co, ale Ciebie się tutaj nie spodziewałam- Usłyszałam- Witaj Nathanielu!
Chłopak zainteresował się rozmową z dziewczyną, na całe szczęście. Jeszcze tylko chwila i będzie po wszystkim. Załatwię sprawę zapisu i będziemy mogły odjechać jak najdalej. Liczyłam się z tym, że skoro Nathaniel jest tutaj, to wcale nie świadczy o tym, jak bardzo pragnął zwiedzić ten budynek. Bałam się, że jest tutaj, ponieważ ma zamiar tu studiować. Musiałabym nabyć umiejętność szybkiego teleportowania się, lub niewidzialności. Szkoda, że to takie nierealne.
Spojrzałam raz jeszcze na tę nieszczęsną ławkę. Korytarz w końcu stał się pusty, więc bez ryzyka, udałam się do gabinetu. Miałam jeszcze donieść świadectwo ukończenia szkoły średniej Alexego, bo z tego wszystkiego biedny zapomniał o tym. Nie musiał robić tego osobiście, dzięki temu mógł spokojnie się wyspać, kiedy Ja musiałam kombinować w jaki sposób unikać Nathaniela. Skubaniec jeden!
Samo dostarczenie dokumentów, nie należało do skomplikowanych zadań dzisiejszego dnia. Przez sympatyczną kobietę w dużych oprawkach, związanych mocno włosach, zostałam poinformowana, że lista na danym kierunku jeszcze się nie zamknęła i mam szansę bezproblemowo uczestniczyć we wszystkich wybranych zajęciach. Podsunęła mi listę, na której miałam rozpisać chęć do uczestnictwa, wyrazić kilka zgód i tak naprawdę wszystko załatwiłam. Rok zaczyna się za dwa tygodnie. Podekscytowana podziękowałam kobiecie, uśmiechając się promiennie. Rozpromieniona wyszłam z gabinetu, udając się wprost do głównego holu. W między czasie napisałam wiadomość do Castiela, że musimy dzisiaj coś uczcić. Przekroczyłam drzwi wejściowe i wyszłam na parking. Słońce przygrzewało coraz mocniej. Ruch na ulicach odrobinę się zmniejszył. Wzrokiem poszukiwałam samochodu, który stał zaparkowany nieopodal, ale nigdzie nie mogłam go namierzyć. Wzruszyłam ramionami i postanowiłam zadzwonić do Rozy. Dziwne, bo nigdy mi się nie zdarzyło zapomnieć, gdzie zaparkowałam, ale w końcu każdemu mogło się zdarzyć. Liczyłam, że przyjaciółka doskonale zapamiętała to miejsce.
- Czekam na zewnątrz- Odparłam, rozłączając się. Spacerowałam po parkingu poszukując samochodu. Miałam dziwne wrażenie, że coś jest nie tak. Było jedno miejsce parkingowe przy budynku, dokładnie naprzeciw głównego wejścia. Mój samochód jest dość... charakterystyczny i naprawdę ciężko go przeoczyć. W porównaniu do innych pojazdów, ten był sporych rozmiarów.
Ciągnący się biały pas, przez maskę, dach i bagażnik, aż do samego zderzaka. Powoli zaczynałam panikować.
- Już jestem- Krzyknęła dziewczyna machając mi radośnie z oddali- Całkiem sympatycznie nam się rozmawiało!
- Cieszę się- Wymamrotałam, wchodząc na najbliższą ławkę. Miałam nadzieję, że stojąc na podwyższeniu, prędzej zauważę własny samochód. W głowie się to nie mieściło.
- Co się znowu stało? Zapytała podirytowana- Gdzie jest samochód?!
- Zadaje sobie to samo pytanie od jakiegoś czasu...

***
          Zostałam okradziona. Pierwszego dnia, od kiedy miałam szansę na ułożenie swojego życia. Zostałam perfidnie okradziona, co doskonale widać na monitoringu. Po rozmowie z ochroną Uniwerku, nie mając wyboru postanowiłam zadzwonić po policję w celu zgłoszenia kradzieży. 
Na nagraniu ewidentnie widać dwóch zamaskowanych mężczyzn, którzy najpierw podłączają się pod centralny zamek, a następnie wsiadają jak gdyby nigdy nic i odjeżdżają pospiesznie.
Posługiwali się czymś, co nie wyglądało na zwykły wytrych. Pojęcia nie mam co to było, ale to coś z łatwością pozwoliło im zabrać moją własność. To się w głowie nie mieści!
Kiedy się w końcu zapytałam, dlaczego nikt nie zareagował, skoro wszystko idealnie widać na nagraniu, powiedziano mi, że nikt w tym czasie nie obserwował kamer. Gdybym tylko wiedziała kto odważył się zwinąć MÓJ samochód, z pewnością nie mieliby ze mną łatwo. na Uczelni zrobiło się spore zamieszanie, kiedy starałam się rozmawiać z policją. Zabezpieczyli nagranie z kamer, sprawdzili dokumenty, które obecnie posiadałam przy sobie, łącznie z prawem jazdy.
W tym czasie kontaktowałam się z Castielem i Demonem, by zrobili rundę po mieście. Może zobaczą gdzieś moje oczko w głowie. W porozumieniu z policją mieliśmy rozpocząć poszukiwania. Powiadomiono okoliczne jednostki, by poszukiwały na drodze czarnego Dodge'a. Całe zdarzenie miało miejsce trzydzieści minut wcześniej, więc łudziłam się, że pojazd nie wyjechał jeszcze z miasta. Pierwszy raz dzisiejszego dnia, doceniłam zakorkowane ulice. Pomimo nieszczęścia, które miałam przypisane do własnej osoby od jakiegoś czasu, cieszyłam się, że Pan Stanley czuwa nad wszystkim. Niemożliwością przecież było, żeby jednostki policji robiły natychmiastowe poszukiwana, a jednak stało się! Zabrali się do roboty.
Wypaliłam kolejnego papierosa, przygaszając go o pobliski kosz na śmieci.
Nie potrafiłam się uspokoić. Byłam wściekła!
- Znajdziemy je- Powiedziała Rozalia, poklepując mnie po ramieniu.
- Oczywiście- Prychnęłam zdenerwowana- Nawet jeśli będzie pod Ziemią, lub utopione w Sekwanie to je znajdę!
- Rozalia? Usłyszałam za sobą głos Nathaniela- Co się tutaj stało?
- Nic takiego- Odpowiedziałam, odwracając się do chłopaka- Witaj.
Początkowo widziałam spore zaskoczenie na jego twarzy, by po chwili uśmiechnął się delikatnie- Witaj Gabrielle.
- Nathaniel- Dodała Białowłosa- Myślę, że to nieodpowiedni czas na towarzyskie pogaduszki.
- W porządku- Skinął głową potwierdzająco. Jeśli jednak potrzebujecie pomocy,..
- W zasadzie to tak! Odparłam, przerywając jego dalszą odpowiedź. Nie lubił tego, ale na ten moment kompletnie mnie to nie interesowało- Masz samochód?
- Jasne!
- Dzięki Bogu! Odetchnęłam z ulgą- Mógłbyś zrobić z nami przejażdżkę po mieście?
- Co się stało? Zdezorientowanie na jego twarzy pojawiło się niemal błyskawicznie. Rozalia w skrócie opowiedziała mu, do czego zaszło trzydzieści minut wcześniej, kiedy tylko zajęliśmy miejsce w jego pojeździe. Chłopak uruchomił silnik, ostrożnie wyjeżdżając z parkingu.
- Może skręć w prawo- Zasugerowała Rozalia- Będziemy szybciej do wyjazdu na autostradę.
- W porządku- Odpowiedział, włączając kierunkowskaz- Tak swoją drogą, jakiego pojazdu poszukujemy?
- Amerykańską chlubę motoryzacyjną- Parsknęła Białowłosa- No wiesz, ten sportowy taki...
- Dodge Challenger- Przerwałam dziewczynie- Szukamy Czarnego Dodge'a Challengera.
- Żartujesz sobie? Chłopak nerwowo uśmiechnął się pod nosem- Ostatnio zatrzymałem się na fakcie, że nie posiadasz uprawnień, a tymczasem prowadzisz sportowy samochód?
- Zdałam prawo jazdy i rodzice postanowili mi kupić samochód, jako prezent urodzinowy- Dodałam po chwili- Skąd miałbyś wiedzieć, skoro byłeś w Stanach?
- USA to nie moja bajka jak się okazało, ale zawsze to jakieś pozytywne doświadczenie podróżnika.
Uśmiechnęłam się delikatnie, rozglądając się po skrzyżowaniach. W tym czasie zapaliło się czerwone światło, więc chcąc, czy nie, musieliśmy się zatrzymać.
Starałam się opanować drżenie nogi, która nerwowo wybijała własny rytm. Starałam się opanować, ale nie potrafiłam. Powtarzałam sobie, że na pewno go znajdziemy, ale co jeśli to się nie uda? Jak mam zadzwonić do rodziców i powiedzieć im, że mieszkając tu raptem siedem dni, straciłam samochód? Nierealne. Czułam się zawiedziona własną osobą. Mogłam faktycznie zabrać rower, a samochód zostawić bezpiecznie w rodzinnym mieście. Co mi strzeliło do głowy? Karciłam siebie w myślach.
- Gabrielle- Wyszeptał Nathaniel- wskazując palcem przed siebie- Czy tego właśnie szukamy?
- O mój Boże-- Krzyknęłam, natychmiast odpinając pasy, kiedy tylko zobaczyłam swoje auto- Wysiadaj!
- Żartujesz sobie?!
- Proszę Cię, wysiadaj! Krzyknęłam, opuszczając pojazd. Widziałam jak moja własność opuszcza skrzyżowanie, skręcając w prawo, mając zielone światło.
Podeszłam do drzwi kierowcy, otwierając je gwałtownie. Chłopak niepewnie przystanął obok mnie.
Skierował ręce w obronnym geście, a następnie zajął miejsce pasażera. Ulżyło mi, że się na to zgodził. Z pewnością zapewniłam innym kierującym trochę rozrywki dzisiejszego dnia.
Ponieważ drogi były zakorkowane, a skrzyżowanie na którym czekaliśmy, było pełne aut.
- Myśl, myśl, myśl! Powtarzałam gorączkowo, stukając koniuszkami palców o kierownicę.
Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, spostrzegłam pędzący samochód Castiela. Uśmiechnęłam się mimowolnie i ruszyłam z piskiem opon, wjeżdżając tymczasowo na sąsiedni pas. Spowodowałam zagrożenie na drodze, słysząc przeraźliwe piski opon i użytych klaksonów, jako że poruszałam się pod prąd. Podążałam za samochodem Castiela. Widziałam jak Demon gorączkowo macha mi przez tylną szybę. Ten chłopak, we wszystkim znajdzie rozrywkę dla siebie. Byli niemożliwi.
- Zapłacę za wszystko, tylko mi zaufaj- Powiedziałam dobitnie, mijając jak szalona samochody na drodze. Jeśli to ma mnie doprowadzić do samochodu, to będę to robić do samego końca.
Widziałam jak chłopak wciska się w fotel. Totalnie zbladł.
- Nie zabij nas, proszę! Wyszeptała Rozalia.
- Więc to jednak nie żart- Usłyszałam Nathaniela- Gdzie nauczyłaś się tak prowadzić?!
- Wszystko Ci wyjaśnię, kiedy będzie po wszystkim, obiecuję. Musimy się trzymać Castiela!
- Jak chcesz to zrobić? Przecież mój samochód ma jakieś sto pięćdziesiąt koni, w porównaniu do niego!
Wzruszyłam ramionami. Miał rację, ale nie tylko to się liczy podczas prowadzenia samochodu. Umiejętności jazdy to podstawa. Jeśli mój samochód wpadł w ręce jakiś dzieciaków, chcących odrobinę się rozerwać, to kompletnie nie wiedzieli z czym mają do czynienia. Gorzej, jeśli za kierownicą siedzi profesjonalista. Wystarczy, że wjedzie w tryb sportowy, a wtedy uruchomi całą moc, którą posiadał. Wtedy... Nie mam szans. Za to Castiel, wiem że nie odpuści i wiem, że nawet jeśli będę daleko za nim, to On zrobi wszystko co w jego mocy.
- Wiem, że nasze relacje w ostatnim czasie nie należą do poprawnych, ale naprawdę musisz mi zaufać.
- Teoretycznie wyrzuciłaś mnie z własnego samochodu... Jeśli chcę go odzyskać, to nie mam wyjścia, prawda?
- Nie! Odparła Rozalia- Zapomnij!
- Więc, zaufam Ci- Odpowiedział Blondyn, trzymając się fotela- Po prostu Ci zaufam. Tylko nas nie zabij szalona dziewczyno. Tylko o tyle proszę.



W KOŃCU SIĘ UDAŁO! Nie powiem wam kiedy następny, bo nie mam pojęcia, a nie chcę wam niczego obiecywać Tak czy inaczej, na pewno będę to kontynuować. Dzięki za tyle komentarzy i cudowne słowa. Jesteście WIELKIE!





sobota, 22 kwietnia 2017

Rozdział XXX ''Co my wiemy, to tylko kropelka. Czego nie wiemy, to cały ocean''

          Potencjalnie, mieszkając w ścisłym centrum ciężko jest zaczerpnąć naprawdę świeżego powietrza, kiedy dookoła Ciebie przez dwadzieścia cztery godziny miasto wciąż żyje, nie zapewniając sobie żadnej przerwy. Okoliczne markety, kawiarnie, kluby i wszelakiego rodzaju sklepy podwyższając swoją sprzedajność dla potencjalnych turystów zapewniło sobie całodobowe otwarcie nie martwiąc się przy tym o jakichkolwiek straty zysków. Mówi się trudno. Ze spokojnego osiedla Londynu, wylądowałam tutaj. Z prawie każdego miejsca w mieszkaniu miałam zapewniony widok na wieżę Eiffla, która po zmroku, oświetlona z każdej strony przyprawiała mnie o drżenie całego ciała. Coś zachwycającego miałam na wyciągnięcie ręki. To miasto naprawdę żyło, w porównaniu do Anglii. Przystanęłam na balkonie, kolejny raz tego wieczoru wpatrzona w miasto, kiedy tuż za mną pojawił się Castiel, obejmując mnie od tyłu. Oparł głowę o moje ramię, na co uśmiechnęłam się mimowolnie.
Mieliśmy dużo szczęścia, że udało nam się trafić właśnie tutaj. Z Castielem, do miasta zwanego miejscem zakochanym i coś w tym jest. Magiczne miejsce, w którym mieliśmy zacząć wszystko od nowa.
Nie wiedziałam jak mam podziękować Rozalii. Gdyby nie jej szlachetna pomoc w znalezieniu miejsca dla nas, pewnie wciąż dzieliłabym pokój z Harvey'em i rozwydrzonym rodzeństwem, którzy przegrywając swoją walkę o łóżko, zadowolić musieli się spaniem na podłodze. Czasami podeptałam Armina, kiedy za potrzebą, w środku nocy, musiałam przecisnąć się do łazienki. Wciąż uważa, że zrobiłam to celowo i może tak właśnie było, ale nigdy się do tego nie przyznam. Gdyby nie moja przyjaciółka, nie stałabym teraz tutaj i nie podziwiła tak pięknego widoku z własnego balkonu. W głowie miałam prawdziwy mętlik, kiedy zastanawiałam się jak to wszystko urządzić. Nasz wspólny budżet, może nie był okazały, ale liczyłam na to, że przynajmniej starczy nam na kilka podstawowych rzeczy. Castiel notorycznie powtarzał, że posiada własne środki, za które mógłby sfinansować umeblowanie naszego mieszkania, ale nie chciałam go słuchać. Uznałam, że to nie w porządku i nie lubiłam, kiedy za wszystko chciał płacić. Gdybym mu powiedziała czym się kieruję, pewnie uznałby mnie za idiotkę, ale nie chciałam, by ktokolwiek wypominał mi fakt, ile pieniędzy wpakował we mnie chłopak. Przerażało mnie to. Chciałabym się w jakiś sposób odwdzięczyć i zrobię to po swojemu.
Mieszkaliśmy w starej kamienicy, na samej górze, mając do dyspozycji ogromny salon,połączony z jadalnią, w której od czasu do czasu organizowalibyśmy prywatki, przestronną kuchnię, w której mogłabym porządnie nauczyć się gotować i cztery sypialnie, gdzie każdy mógł znaleźć odrobinę prywatności dla siebie. Nie wiem czy nauczę się mieszkać z czterema facetami pod jednym dachem, ale obiecałam sobie, że nigdy nie będę na to narzekać. Przynajmniej nie na głos. Najważniejsze, że byliśmy wszyscy razem w jednym miejscu i to liczyło się ponad wszystko. Stare podłogi, zachowane były w idealnym stanie. Kuchnia również nie wymagała większych poprawek i była solidnie wyposażona. Wystarczyło przemalować pokoje. Miałam to szczęście, że zajęliśmy z Castielem największą sypialnię, w której znajdowała się przestronna garderoba i osobna toaleta. Nie wspomnę oczywiście, jak bardzo musiałam się kłócić o nią z Arminem, dopóki nie wpadliśmy na pomysł losowania. No cóż. Wygrałam.
Demon również wywalczył sobie pokój z balkonem. Idealny dla palacza, ponieważ postawiłam na swoim i zakazałam palenia w środku. Nie chciałam, by to mieszkanie kojarzyło się z nikotyną, która swoim zapachem przesiąknęłaby wszystko. To nasze miejsce i chciałabym dbać o nie, najlepiej jak potrafię. Przez kilka dni tutaj, kiedy w końcu pojawiła się ciężarówka z naszymi rzeczami, solidnie zabrałam się za układanie ubrań w garderobie. Castiel również znalazł w niej miejsce dla siebie, kiedy tylko uporał się z moimi rzeczami. Jak sam stwierdził, połowy miałam się pozbyć, ale nigdy się na to nie zgodzę. Po mieszkaniu walało się jeszcze kilka niewypakowanych pudeł, ale jeszcze nikomu nie zaczęły przeszkadzać, więc z pewnością jeszcze trochę tak będą stać.
W tym czasie, zgłosiłam się na uczelnię, dopilnować wszystkich formalności związanych z moim przyjęciem, jednakże niestety nie udało mi się zapisać na zajęcia. Wszystkie miejsca na kierunku który wybrałam zostały już zajęte i mogłam tylko liczyć na fakt, że jakiś student w ostatniej chwili zrezygnuje z kierunku. Rozalia pocieszała mnie i wciąż zachęca do tego, by zmienić uczelnię i pójść tam gdzie Ona. Jest na kierunku sztuki i projektowania i wcale mnie to nie zaskoczyło. Dziewczyna od zawsze wiedziała czego pragnie od życia i za to podziwiałam ją jeszcze bardziej. Jak to Pan Stanley powiadał... Akademia fizyczna dla mnie i mogę pracować dla niego. Broniłam się przed tym, ale po sprawie z Arminem, kiedy emocje opadły i odetchnęłam psychicznie, uznałam że może jednak warto. Sam fakt, że Rozalia będzie w tym samym budynku dodałby mi otuchy. Alexy będzie z nią w grupie. Trochę kryminalistyki i mam swój zawód marzeń. Musiałam się tylko nad tym zastanowić. Demon bardzo mi kibicował w moim pomyśle, jako że sam skończył ten kierunek, więc z pewnością wie co mówi. Castiel powtarzał, że jeśli jednak z jakiejś przyczyny mi się nie spodoba, to nic nie stoi na przeszkodzie, by to zmienić. Mieli rację, jak zawsze.

***

          Przeciągając się solidnie, po cudownie spędzonej nocy w ramionach mojego faceta, postanowiłam wstać przed wszystkimi domownikami, chcąc ich zaskoczyć solidnym śniadaniem. Samo zebranie się z materaca nie jest trudne. Gorzej jeśli, muskularny mężczyzna przyciska się do Ciebie i nie pozwala się ruszyć z miejsca. Walczyłam zaciekle dobre piętnaście minut, kiedy w końcu udało mi się przystanąć obok. Poprawiłam koszulkę i narzuciłam na siebie spodenki. Castiel w tym czasie odwrócił się na bok i spał w dalszym ciągu jak zabity. Miał naprawdę mocny sen i nie wiem co musiałoby się stać, by go w końcu obudzić.
Przeszłam do salonu, zgrabnie ominęłam pudła należące do chłopaków i weszłam do kuchni wstawiając wodę na kawę. Zegar w moim telefonie wskazywał kilka minut po siódmej, więc miałam jeszcze sporo czasu do przygotowania się na spotkanie z Rozalią, gdzie miałyśmy się udać na Uczelnię, oddając wszystkie potrzebne dokumenty, by w końcu stać się upragnioną studentką.
Napisałam wiadomość do Rozy,  by podała mi adres, pod którym mamy się spotkać, jako że jeszcze nie znałam miasta. Gratuluję osobie, która wymyśliła GPS, w przeciwnym razie byłabym skończona. Odłożyłam telefon obok i zabrałam się za robienie tostów.
Zalałam kawę gorącą wodą i upiłam ostrożnie pierwszy łyk kofeiny. Przeszłam do części salonowej, przeskoczyłam raz jeszcze te pudła i wyszłam na malutki taras, chcąc upewnić się jaką mamy dzisiaj pogodę. Zapowiadał się naprawdę piękny dzień i miałam nadzieję, że nic mi go nie zepsuje.
Obserwowałam przechodzących ludzi i naprawdę myślałam, że nikt nie zakłóci mojego porannego spokoju, dopóki nie usłyszałam mocno wypowiedzianego przekleństwa. Odwróciłam się pospiesznie, widząc jak Demon zbiera się z podłogi, przewracając wszystkie kartony, które już tyle razy udało mi się obejść. Parsknęłam pod nosem, wchodząc ponownie do pomieszczenia. Chłopak pozbierał się tak szybko, jak szybko upadł, doprowadzając mnie do histerycznego śmiechu. Poprawił swoje ciemne włosy i zmierzył mnie srogim spojrzeniem.
- No co? Zapytałam przysiadając na kanapie- Już tyle razy prosiłam was o posprzątanie, więc było pewne, że ktoś się w końcu przewróci.
- To nie moje pudła! Odpowiedział, przesuwając je nogą w kąt- Więc nie mój problem.
- Dziwnym trafem, to Ty upadłeś, więc musisz mieć naprawdę pecha.
Ramsey przysiadł obok mnie, zabierając mój kubek z napojem. Upił porządny łyk, rozkładając się na narożnej kanapie. Nowością nie zachwycała, ale na ten moment musiała nam wystarczyć.
- Przypominam, że do kuchni masz raptem kilka kroków- Odebrałam kawę, dopijając jej resztki.
Uśmiechnął się zjadliwie, włączając malutki telewizor, przełączając na wiadomości. Niestety miałam to szczęście że znałam francuski i radziłam sobie z nim całkiem nieźle, więc przeważnie musiałam robić za tłumacza.
- Nic się nie dzieje- Odparłam wsłuchując się w głos prezenterki- Jakieś koncerty i wypadki.
- Domyśliłem się- Odparł wzruszając ramionami- Słyszałem, że wstałaś, więc chciałem zapytać czy zrobiłabyś mi tę przyjemność i może zmienisz mi opatrunek?
- Jeśli mam zemdleć na widok krwi, to faktycznie jestem odpowiednią osobą- Prychnęłam- Powinieneś się z tym zgłosić do lekarza.
- To tylko opatrunek. Co w tym takiego trudnego?
- A jeśli rana się nie chce goić? Albo dzieje się z nią coś niedobrego? Zapytałam skołowana- Po prostu się boję tego co zobaczę.
- Jeśli będzie tam coś, co Ci nie spodoba... Obiecuję, że jeszcze dzisiaj zgłoszę się do przychodni. Może być? Zapytał.
Westchnęłam głośno, a następnie udałam się do łazienki w poszukiwaniu apteczki. Naprawdę się denerwowałam. Sam fakt, że Demon podchodzi do tego tak lekceważąco mnie dobijał. Wiem ile dla mnie zrobił i gdybym mogła się z nim zamienić to bez wahania zrobiłabym to. Nie posiadam zdolności cofania czasu, a chciałbym. Wtedy wszystko stałoby się o wiele łatwiejsze.
Wyciągnęłam opakowania leków i udałam się do salonu, podając płyn dezynfekujący chłopakowi.
- Gotowa? Zapytał, kiedy zajęłam miejsce obok niego. Nabrałam głośno powietrza i kiwnęłam głową potwierdzająco.
Powoli odkleiłam stary opatrunek, przymykając szybko oczy, kiedy tylko poczułam, że trzymam go w rękach.
- Jak sytuacja? Jęknęłam przeciągle.
- Sama zobacz! Skierował moją rękę do miejsca, gdzie został trafiony pociskiem. Czułam, w dotyku, że jego skóra po ranie jest bardzo delikatna. Powoli otworzyłam oczy, spoglądając na zagojone miejsce.
- Widzisz? To nie było trudne.
Wypuściłam powietrze z ust, czując ogromną ulgę. Na wszelki wypadek zdezynfekowałam to miejsce, nalewając na gazik płynu, który bezceremonialnie przyłożyłam do skóry. Demon syknął, jako że płyn był zimny, wręcz nieprzyjemny w kontakcie z jego ciałem.
- Masz za swoje! Przytrzymaj to chwilę- Podałam chłopakowi gazę, wycierając dłonie w swoją koszulkę.
- Dzięki Goldenmayer.

***

          Miałaś skręcić w prawo! Krzyknęła Rozalia, bawiąc się w mojego autopilota. Miałam już serdecznie dość, bo była w tym naprawdę kiepska.
- Tam był zakaz! Odpowiedziałam podirytowana- Droga jednokierunkowa! Jak miałam tam wjechać?
- Wielki mi problem!
- Po prostu daj mi ten adres! Odparłam, starając się patrzeć na drogę i włączając samochodowy GPS- Wpisz go tutaj.
- Przecież wiem, gdzie jest moja uczelnia i wiem że jesteśmy prawie na miejscu.
- Rozalia- Krzyknęłam raz jeszcze- Wpisz ten adres.
- Dobra! Już się tak nie bulwersuj- Odpowiedziała obrażona powoli wpisując odpowiednią ulicę. Westchnęłam głośno.  Kocham ją, naprawdę, ale już od jakiś trzydziestu minut miałam ochotę zostawić ją na przydrożnym chodniku.
- Gotowe.
- To miasto zawsze jest takie zakorkowane?! To już kolejny postój- Dodałam, spoglądając na wpychające się samochody przed nami. Ciasne uliczki nieprzystosowane do większej ilości samochodów, mała ilość miejsc parkingowych. Na drogach w mieście panował niezły chaos.
- Może jakbyś zainwestowała w porządny rower, zamiast tego samochodu, uniknęłabyś podobnych problemów!
- Ja i rower? Żartujesz, prawda? Spojrzałam na nią zdegustowana.
- Oui! Większość mieszkańców wybiera ten środek transportu. Ewentualnie stawiają na komunikację miejską.
- A jednak w dalszym ciągu nie rozwiązano problemów dla pojazdów. Twoja teoria jednak nie może mieć większego sensu, skoro dookoła nas są... samochody!
Dziewczyna powiedziała coś niezrozumiałego pod nosem i założyła ręce na klatce piersiowej.
- Jak skręcę tutaj, to zrobię jakikolwiek objazd? Zapytałam po chwili.
- Prawdopodobnie tak.
Wrzuciłam kierunkowskaz i gwałtownie skręciłam, nie chcąc, by ktokolwiek z kierujących wepchnął się przede mnie, Tutejsza kultura drogowa jest na najniższym poziomie, o ile taki istnieje. Nikt grzecznościowo nikogo nie przepuści, nie zaczeka. Styl jazdy w tym mieście jest naprawdę agresywny.  Musiałam się do tego w końcu dostosować.
Jechałyśmy przez dłuższą chwilę spokojnie, nie odzywając się do siebie nawet jednym słówkiem. Dalej sugerowałam się swoją nawigacją, która pokazywała mi, że jesteśmy prawie na miejscu.
- Widzę uczelnię! Krzyknęła Rozalia, wskazując mi jeden z budynków. Skręciłam kolejny raz, dostając się na miejsce parkingowe. Pozostało znaleźć wolne miejsce i możemy zakończyć tę żenującą podróż. Miałam naprawdę farta, kiedy ujrzałam jedno miejsce parkingowe. Na szczęście było tam na tyle dużo miejsca, że bezproblemowo zajęłam przydzielone miejsce. Wysiadłyśmy z pojazdu, udając się wprost do budynku.
- Tutaj jest wejście główne, a po lewej masz akademik- Opowiadała Białowłosa. Uczelnia był naprawdę imponujących rozmiarów. Co najmniej pięć razy większa w porównaniu do Amorisa.
Weszłyśmy do środka, legitymując się ochronie. Jak mówiła Rozalia, przy każdym wejściu rozmieszczone były bramki do wykrywania metalu i kilku ochroniarzy, którzy obowiązkowo musieli sprawdzić dokumenty osób wchodzących. Coś niebywałego. Tuż za bramkami znajdował się ogromny hol, kilka ławek i automaty z jedzeniem. Po obu stronach tego pomieszczenia znajdowały się schody prowadzące na piętro. Bezproblemowo przeszłyśmy przez bramki, chcąc skierować się do dziekanatu, w którym miałam załatwić wszelakie formalności, począwszy od zostawienia przygotowanych dokumentów.
Wszystko prawie przebiegało bezproblemowo. Kilkoro studentów spacerowało po korytarzu, rozmawiając o czymś zawzięcie. Jako że rok jeszcze się nie rozpoczął, pewnie są tutaj w tym samym celu co Ja. Prawie dotarłyśmy do celu, dopóki nie złapałam Rozy mocno za ramię, pociągając ją bliżej siebie.
- Co Ci się dzieje? Zapytała zdenerwowana- Zbladłaś.
- Mam omamy- Wyszeptałam, wytężając mocno wzrok- Spójrz proszę przed siebie.
Dziewczyna westchnęła mocno wędrując wzrokiem tam gdzie Ja. Przygryzła dolną wargę i wpatrywała się na koniec korytarza, gdzie pod samym oknem, siedział na ławce, rozmawiając przez telefon.
- O. Mój...
- Boże!

















wtorek, 4 kwietnia 2017

Rozdział XXIX ''Każdy koniec określa nowy początek, ale nie każdy początek zaczyna coś dobrego''

         Nie zapomnij, nie zapomnij, nie zapomnij! Powtarzałam gorączkowo w myślach, przerzucając kolejne pudła w pokoju.
- Gdzie Ja to dałam- Zawyłam totalnie spanikowana, opadając na kolana. Lekko pochylona do przodu grzebałam w brązowym kartonie w poszukiwaniu swojego pamiętnika. Jeśli miałabym go tutaj zostawić, mogłabym już nigdy więcej nie pokazywać się w rodzinnym domu. Wszystkie sekreciki skrupulatnie spisywane na bieżąco, każda tajemnica, rozmowy i spotkania mogły trafić w niepowołane ręce, jeśli nie znajdę tego przeklętego zeszytu! Przewróciłam karton do góry nogami, wysypując wszystko, co układałam przez cały wczorajszy wieczór.  Zdenerwowana, układałam rzeczy raz jeszcze, parząc czy moja zguba gdzieś nie wypadła. Złośliwość rzeczy martwych. Zawsze szukam tego, czego akurat potrzebuję.
A jeśli został u Castiela? Może leży w jego domu i czeka sobie, aż ktoś przeczyta to, o czym czytać nie powinien?
Może śmieje się ze mnie, i powtarza sobie, jaką ślamazarą jestem? Krzyczy... Złap mnie, no złap!
- Nie Gabi- Skarciłam siebie w myślach. Notes nie dostał nagle nóg, rąk, oczu i ust, by przemawiać do wszystkich. Nie tańczy makareny i nie ucieka przed właścicielem.
- Tego szukasz? Obejrzałam się za siebie, patrząc na Harvey'a, który bezceremonialnie opierał się o futrynę, machając moim kochanym pamiętnikiem. Natychmiast wstałam i podeszłam do chłopaka, wręcz podskakując do jego ręki, starając się dosięgnąć po to co moje.
- Oddawaj! Warknęłam, wciąż skacząc jak mała piłeczka pingpongowa po stole. Irytował mnie fakt, że mój notes, mój kochany pamiętniczek trzyma osoba, która trzymać go nie może!
- Kochany pamiętniczku! Teatralnym głosem zaczął Czerwonowłosy, uniemożliwiając mi złapanie zguby- Harvey kolejny raz doprowadził mnie do szaleństwa!
- Przestań! Zatkałam uszy- Nie możesz tego czytać, nie możesz!
- Gdyby nie był tak szalenie przystojny, na pewno rzuciłabym się na niego z pazurami- Kontynuował chłopak.
Uderzyłam go delikatnie w klatkę piersiową, wydobywając w końcu notes. Przytuliłam go mocno do siebie i pokazałam Harvey'owi język- Nigdy więcej tego nie czytaj!
- Spokojnie Diablico- Skierował swe ręce w obronnym geście, by po chwili porwać mnie w ramiona.
- Ciężarówka czeka pod domem- Odparł, przeczesując ostrożnie palcami moje włosy- Musisz się pospieszyć, jeśli chcemy jeszcze dzisiaj wyjechać.
- Tak szybko? Jęknęłam cicho- Mam jeszcze tyle rzeczy do spakowania! Odwróciłam się, wrzucając notatnik do plecaka. Miałam nadzieję, że przez jakiś czas będzie bezpieczny.
- Tak myślałem.
Czerwonowłosy podszedł do rozrzuconych wcześniej rzeczy, które niedbale zaczął wrzucać do kartonu. Moje brwi w ten charakterystyczny sposób powędrowały do góry, zmarszczyłam nos, a ręce oparłam o biodra.
- Nie patrz tak- Usłyszałam- Nie mamy czasu!
- Każda rzecz musi być ułożona, żebym nie miała problemu z rozpakowaniem!
Chłopak głośno westchnął, łapiąc za pierwszy lepszy karton z brzegu. Pocałował mnie w usta i wyszedł z mojego pokoju, pozostawiając mnie bez odpowiedzi.
- Oczywiście, sam to rozpakujesz- Powiedziałam pod nosem, łapiąc za kurtkę i ten nieszczęsny plecak. Postanowiłam jeszcze spędzić odrobinę czasu z rodzicami. Powoli zeszłam po schodach, mijając się z moim facetem, który pomagał wszystkim wynosić rzeczy do podstawionej ciężarówki.
Weszłam do salonu, ostatni raz rozsiadając się na wygodniej kanapie.
- Wszystko macie? Zapytała Mama, podając mi kilka butelek wody na drogę. Delikatnie się uśmiechnęłam, pakując wszystko do plecaka.
- Raczek tak- Odpowiedział Armin, kręcąc się jeszcze po pomieszczeniu- Muszę tylko znaleźć swoje dokumenty. Nie pamiętam gdzie je położyłem...- Zastanawiał się na głos.
- Trzymaj! Alexy podał chłopakowi zgubę, nakładając na siebie koszulkę. Przez ramię przerzucił szara bluzę- Jestem gotowy.
- Przed wami 460 kilometrów- Dopowiedział Ojciec, wchodząc do środka- Lepiej, żebyście się nie wracali.
- Ja wszystko mam- Dodałam, pokazując plik dokumentów.
- Ja też- Dodał Castiel- Wszystko czeka w aucie.
- Nie ustaliliśmy jeszcze jak jedziemy-  Armin podrapał się po głowie- Nie możemy po prostu polecieć? Byłoby szybciej!
- Nie! Krzyknęłam- Nie po to dostałam nowy samochód, żeby teraz zostawić go tutaj! Z resztą... Nie będę się poruszać po mieście pieszo! Przewróciłam oczami- Tobie też się przyda podwózka, w szczególności, że zabrali Ci prawo jazdy.
- Cóż Synku- Dodała Rodzicielka- Korzystaj z darmowego transportu póki możesz.
Czarnowłosy rzucił przekleństwem pod nosem- W porządku, już nie musicie mi o tym przypominać!
- Tak czy inaczej- kontynuowałam- Ja jadę swoim, Castiel jedzie swoim samochodem, a Wy możecie jechać z kim tylko chcecie. Wasz wybór.
- Jedziemy z Castielem- Odpowiedział Armin- Nie ufam kobietom za kierownicą. Zmrużyłam oczy, mierząc srogim spojrzeniem braci. Alexy wzruszył ramionami, jakby nie miał innego wyboru.
- Ja pojadę z Gabi! Swój wzrok skierowałam na drzwi wejściowe, przy których stał nie kto inny jak Demon, odrobinę zgarbiony, przyodziany w delikatny zarost, torbę sportową, oraz kulę, dzięki której mógł utrzymać równowagę.
- Co Ty tu robisz? Zapytał Richard, klepiąc chłopaka po ramieniu- Miałeś wyjść ze szpitala dopiero za kilka dni!
- Wypisałem się na własne żądanie- Uśmiechnął się szeroko- Nie patrzcie tak! Nic mnie tu przecież nie trzyma!
Powoli ruszyłam się z miejsca, ostrożnie podciągając koszulkę chłopaka do góry. jego zabandażowane podbrzusze nie dawało mi spokoju.
- To nieodpowiedzialnie! Dopowiedziałam, zasłaniając zranione miejsce- Możesz zrobić sobie krzywdę!
- Jasne! Skomentował, opierając się o moje ramię- Lepiej będzie tutaj zostać i czekać na mannę z nieba!
- To co będziesz robić w Paryżu? Zapytał Armin, odbierając od niego kulę i torbę- O ile dojedziesz w całości oczywiście.
- Dam sobie radę!
Wymienili między sobą groźne spojrzenia, kiedy Czarnowłosy postanowił wynieść rzeczy nowego towarzysza podróży do mojego samochodu. Castiel powiedział coś pod nosem, a następnie poklepał Demona po ramieniu, wychodząc na dwór. Zapewne chciał zapalić, a nie chce tego robić przy moich rodzicach, z czym się jak najbardziej zgadzam. Między pozostałymi zapadła dziwna, niezręczna cisza. Słychać było nawet nasze miarowe oddechy. Każdy spoglądał na siebie.
- No cóż- Przerwałam- Wypadałoby się pożegnać.
- Tak- Westchnęła kobieta, przytulając mnie mocno do siebie- Dbaj o Braci.
- Damy sobie radę! Dopowiedział Alexy, przytulając się do nas- Nic się przecież nie może stać!
- Z wami nigdy nie wiadomo!
Kątem oka spostrzegłam jak Harvey podchodzi do mojego Ojca i podaje mu rękę. Uśmiechnęłam się delikatnie, kiedy Ojciec bez żadnych zahamowań po prostu przytulił chłopaka do siebie. Ciepło na sercu promieniowało po całym ciele na ten widok. Przyjemne uczucie. Tuż za nim pojawił się Armin, który próbował zamaskować fakt, że płacze. Zdradził go jego delikatnie zaczerwieniony nos, którym pociągał co chwilę.
- Trzymam Cię za słowo Castiel- Odparł po chwili Ojciec, przechodząc z uścisku na Demona i Armina- Macie się zawsze trzymać razem. Bez względu na wszystko, macie się trzymać razem- Pogroził.
- Dobrze Tato- Armin uścisnął mocno Ojca, a następnie zabrał swoją kurtkę z wieszaka- Ruszajmy już!
***
          Przed nami kolejna podróż, która miała zażegnać wszystko to, co wydarzyło się w Anglii. Wybraliśmy się na nowy podbój miejsca, które przez jakiś czas miało zostać nazwane ''domem''. Nikt z nas nie wiedział co dokładnie może nas spotkać i nikt nie starał się analizować tego dogłębnie. Wszyscy pozytywnie nastawieni na nowe doznania, nie mogliśmy się doczekać nieznanego. Wszystko co związane z wyścigami miało zostać za nami. Przyrzekliśmy, że nigdy więcej nie poruszymy tego tematu. Armin miał solidnie zastanowić się nad swoją egzystencją i przestać nas pakować w kłopoty. Obiecał, że nigdy więcej nie zrobi niczego, czego mógłby później żałować, a żałował... Żałował tego, przez co musiała przejść jego rodzina. Może i to wzmocniło nasze relacje, jednakże zakończenie mogło być zupełnie inne. Nie wyobrażałam sobie własnego brata za kratami. Jego delikatna dusza nie poradziłaby sobie. Pomimo tego, za jakiego twardziela uchodzi, jest bardzo wrażliwy. Nawet nie chciałam myśleć o tym, co mogłoby się stać, gdyby nie Pan Stanley. Gdyby nie znajomości naszego Ojca. Udało się dzięki naszej determinacji, ale zawsze ukryte jest to drugie dno... 
Musiałam zaprzestać zawracać sobie głowę przemyśleniami. Potrząsnęłam lekko głową. Przecież się udało! Po co mam to analizować? Spojrzałam na śpiącego Demona, który delikatnie pochrapywał. Powoli zapadał już zmierzch i każdemu zmęczenie dawało się we znaki. Jechałam za czerwonym Dodge'em Castiela, czekając na moment w którym w końcu dojedziemy do promu, którym przedostaniemy się do Francji. Armin miał rację, mogliśmy wybrać samolot, bo faktycznie byłoby o wiele szybciej i łatwiej, ale przecież zawsze muszę utrudnić sobie życie. Szkoda samochodu, który otrzymałam. Gładziłam ręką skórzaną kierownicę, ciesząc się na samą myśl, że mam w końcu coś swojego, na co bardzo intensywnie zapracowałam. Urodziny, to był tylko pretekst, by ludzie nie zadawali zbędnych pytań. Wmieszani w sprawę z Voltem wiedzieli... Tak miało zostać. 
Hej Gabi! Skąd masz taki samochód? Wyobrażałam sobie zdezorientowaną Rozalię i jej serię pytań do... Dostałam na urodziny. Każdego taka odpowiedź będzie satysfakcjonować. 
Mogą myśleć co chcą, ważne że Ja znam prawdę i tak zostanie do końca mojego życia, choćby nie wiem co. 
- Jeszcze dwadzieścia minut i jesteśmy na miejscu- Usłyszałam głos Castiela przez radio- Odbiór Goldenmayer.
- W porządku! Kiedy tylko zawiniemy w porcie wypiję duży kubek kawy!
- Będziemy płynąć przez dziewięćdziesiąt minut, więc przyda nam się solidna porcja kofeiny. Różniej kolejne dwie i pół godziny jak dobrze pójdzie i jesteśmy na miejscu.
- Co robią chłopcy? Zapytałam, kiedy zorientowałam się, że słyszę tylko Harvey'a i nikogo poza nim. Nikt nie dokazuje i nie wygłupia się do słuchawki- Może ich wysadziłeś po drodze, dlatego panuje taka cisza?
Parsknięcie Castiela dało mi wiele do myślenia- Chciałbym to zrobić, ale niestety zasnęli- Westchnął- A Pan połamany? Jak się trzyma?
- Chyba dobrze- Spojrzałam na Demona- Wziął jakieś tabletki przeciwbólowe i zasnął jak małe dziecko.
- Przynajmniej będą się świetnie bawić na powitaniu w mieszkaniu Rozalii. Zorganizowała dla nas imprezę powitalną.
- Mówisz poważnie?! Zapytałam podirytowana- Jedyne o czym marzę, to po prostu rzucić się na łóżko i odpocząć.
- Znasz Rozalię. Nie przetłumaczysz jej. Na szczęście dowiedziałem się, że już przygotowała dla nas pokoje, dopóki nie znajdziemy czegoś dla siebie.
- Chwała jej za to- Zanuciłam wesoło- Doniosę jeszcze kilka dokumentów na uczelnię i mogę rozejrzeć się za jakąś pracą.
- Też mam kilka pomysłów. Tak czy inaczej- Jęknął- Moi rodzice nas odwiedzą.
- Ciekawe czy mnie polubią, jak myślisz?
- Myślę, że będą w szoku. Już dawno nie przedstawiałem im dziewczyny.
- Czyli jakąś poznali? Zapytałam jawnie zainteresowana. Nigdy nie podejmowałam tego tematu z Castielem.
- Była taka jedna- Prychnął- Stare dzieje.
- Nigdy o tym nie wspominałeś.
- Nie pytałaś, a z resztą to już przeszłość. Nie rozmawiajmy o tym- Odpowiedział.
- Niech Ci będzie Panie Harvey- Pomyślałam. Prędzej czy później i tak wrócimy do tego tematu, czy tego chcesz, czy nie.
- Co się dzieje? Zapytał zdezorientowany Demon, mamrocząc coś dalej pod nosem- Nie chcę iść do domu mamo.
Z radia usłyszałam potężną salwę śmiechu. Sama nie mogłam wytrzymać. Zacisnęłam mocno usta, prosząc siebie w myślach, bym wytrzymała do końca podróży.
- Przestań mnie gryźć Amando- Kontynuował chłopak. Pojęcia nie mam co mogło mu się śnić, ale jeśli dalej będzie rozmawiać przez sen, naprawdę nie wytrzymam.
Chcąc skrócić męki chłopaka, ostrożnie chwyciłam go za ramię, potrząsając nim delikatnie. Co Castiel raz usłyszy, nigdy nie zapomni, a nie chciałam by naśmiewał się z biedaka. naprawdę zrobiło mi się go żal.
- Demon- Powtarzałam- Czas wstawać!
- Co jest? Zapytał po chwili, wpatrując się we mnie swoimi wielkimi oczami. Co prawda miał zaspany wzrok, ale mimo wszystko wyglądał na świadomego.
- Rozmawiasz przez sen- Wyszeptałam.
- Przynajmniej zapewniłem Ci trochę rozrywki- Odparł, przeciągając się- Daleko jeszcze?
- Jesteśmy na miejscu- Dopowiedział Castiel- Wjeżdżamy do portu.



poniedziałek, 3 kwietnia 2017

INFORMACJA

Hej wszystkim! Chciałam tylko oznajmić, że będzie kontynuacja. Rozdział został prawie napisany, więc niewiele brakuje do jego opublikowania.  Zobaczymy co z tego wyjdzie, więc trzymajcie kciuki! <3

wtorek, 7 marca 2017

Rozdział XXVIII '' Koniec tego świata jest naszym początkiem''

          Szpital Świętej Wiktorii w Anglii. Podobno jeden z najlepszych ośrodków dostępnych dla takich szaraków jak my- Ludzi. Niepewnie przekroczyłam próg tego miejsca. Nie wiem czy byłam gotowa. Na pewno nie fizycznie, ale moja psychika chciała tutaj zostać. Uznałam, że to jest właśnie ten moment, w którym mogłabym go zobaczyć. Choć wyglądałam jak wszystkie nieszczęścia na tym Świecie, wiedziałam, że muszę tutaj być i byłam zła na siebie, że nie mogłam tego uczynić wcześniej. Mijałam przeciskających się ludzi przez korytarz, próbując dostać się do windy. Na siódmym piętrze, miałam dowiedzieć się wszystkiego, czego tylko chciałam.
Poczułam uścisk ręki Ojca na ramieniu, który starał się mnie wesprzeć psychicznie. Nie chciał, bym poczuła, że jestem z tym wszystkim sama. Wiedział, że tego potrzebuję, choć nie potrafiłam mu podziękować. Miałam nadzieję, że nie ma mi tego za złe. Uśmiechnął się pokrzepiająco, wciskając odpowiedni numerek w windzie- Tylko kilka pięter i go zobaczę- Pomyślałam. Tak niewiele dzieliło nas od siebie.
Drzwi powoli otworzyły się, wypuszczając nas na szeroki korytarz, gdzie przechadzały się roześmiane pielęgniarki uśmiechające się promiennie.
Skręciliśmy w prawo kierując się do głównej recepcji. Przed komputerem siedziała kobieta, z dość widoczną nadwagą. Zmierzyła nas posępnie wzrokiem.
- Państwo do kogo? Zapytała po chwili, ciągle wpisując jakieś dane do laptopa.
- Demon Ramsey- Odpowiedziałam, patrząc jak kobieta pospiesznie wstaje- Rodzina? Zapytała po chwili, poprawiając swoje oprawki na nosie.
- Jestem jego dziewczyną- Zawahałam się- Narzeczoną. W przyszłym tygodniu mieliśmy wziąć ślub- Powiedziałam na jednym wydechu, modląc się, by kobieta łyknęła tę historię. Zdawałam sobie sprawę z tego, jakie procedury panują w szpitalu. Tylko rodzina mogła zobaczyć pacjenta, a Ja niestety nie miałam jak udowodnić kim jest dla mnie Demon. W końcu nie łączą nas nic, poza przyjaźnią.
- Proszę skontaktować się z Doktor Brown- Odparła po chwili- Jest w dyżurce, po drugiej stronie korytarza.
- Dziękujemy- Odpowiedział Richard, popychając mnie delikatnie w kierunku gabinetu lekarza prowadzącego.
Mijaliśmy kolejne sale chorych, kiedy w końcu ujrzeliśmy dyżurkę lekarską. Ojciec delikatnie zapukał, czekając na jakąkolwiek odpowiedź. Po chwili w drzwiach przystanęła wysoka blondynka, patrząca na nas pytająco.
- Dzień dobry. Szukamy Doktor Brown- Odparł Staruszek, spoglądając na kobietę w białym fartuchu.
- Słucham- Uśmiechnęła się szeroko, zamykając za sobą drzwi- W czym mogę pomóc?
- Chcielibyśmy się dowiedzieć w jakim stanie jest Pan Demon Ramsey- Kontynuował.
- Czy Państwo są z rodziny? Zapytała podejrzliwie, tym razem skupiając swój wzrok na mnie.
- Jestem jego narzeczoną, w przyszłym tygodniu mieliśmy się pobrać.
- Oczywiście- Uśmiechnęła się- Zapraszam. Powolnym krokiem podążaliśmy za lekarzem, mijając kolejne sale szpitalne- Jego stan był krytyczny, natomiast z dnia na dzień jest coraz lepiej. Od czasu do czasu powtarza imię niejakiej Gabrielle- Kontynuowała.
- To Ja- Wyszeptałam- Czy z tego wyjdzie?
- Najgorsze już za nim. Miał dużo szczęścia- Odparła- To tutaj- Wskazała nam drzwi, zza którymi leżał chłopak.
- Idź- Odpowiedział Richard, uchylając je ostrożnie- Poradzisz sobie. Skinęłam głową potwierdzająco, a następnie weszłam do środka.
- No i jestem- Wyszeptałam powoli zbliżając się do łóżka chorego. Znowu się bałam.
Wyglądał dokładnie tak, jak sobie wyobrażałam. Jakby zapadł w sen. Przysiadłam obok, gładząc go po policzku. Pocałowałam go w czoło i złapałam go za rękę, przytulając ją mocno do swojej twarzy.
- Nie wiem czy mnie słyszysz Draniu! Powiedziałam, delikatnie się uśmiechając- Nienawidzę Cię, ale tak bardzo się cieszę, że z tego wyjdziesz. Nie wiem w jaki sposób mnie zdradziłeś, ani nawet nie chcę tego wiedzieć, ale przyszłam Ci podziękować. Uratowałeś mnie- Moją twarz zalały łzy, które ocierałam jego ręką- Czujesz to? Płaczę przez Ciebie. Uratowałeś mi życie, pomimo tego że wcześniej wbiłeś mi nóż w serce i naraziłeś nas na niebezpieczeństwo. Wybaczam Ci- Uśmiechnęłam się- Tylko się obudź, bo nie mam zamiaru Cię niańczyć, a poza tym, ktoś Ci musi skopać tyłek!
Wciąż spoglądałam na niego, patrząc jak jego klatka piersiowa powoli się podnosi. Jego unormowany oddech powodował wielką radość w moim sercu. Poczułam szczęście. Płakałam ze szczęścia- Dziękuję Demon. Dziękuję, że mnie uratowałeś.
- Gdybym miał to zrobić jeszcze raz, wcale bym się nie zawahał- Wypowiedział cichutko, otwierając jedno oko- Przyszłaś.
- Musiałam- Odpowiedziałam, poprawiając jego grzywkę- Chciałam się upewnić, że żyjesz, żebym mogła Cię zabić osobiście.
- Twardy jestem- Uśmiechnął się delikatnie- Będziesz mieć jeszcze wiele okazji.
- Dlaczego to zrobiłeś? Zapytałam, przytulając się ostrożnie do niego. Ten, położył rękę na mojej głowie, gładząc mnie delikatnie po włosach- A dlaczego nie?
- Nie zgrywaj się!
- No dobrze, dobrze- Odparł- Od początku. O nagraniu z Benem już wiesz, jak nas zdradził  takie tam. Kiedy się dowiedział o wszystkim postanowił mnie wezwać do siebie. Poszedłem jak gdyby nigdy nic, bo się nie domyśliłem że coś może być nie tak. Volt w tym czasie zaczął mnie szantażować, odbierając mi to co najcenniejsze- Odparł, robiąc mi miejsce obok siebie. Kiedy tylko położyłam się obok, ten przytulił mnie mocno.
- Śmierć mojego Ojca, nie była zwykłym wypadkiem- Kontynuował- Mój Ojciec zginął z jego ręki, kiedy ten dowiedział się wszystkiego, czego nie powinien. Niby wypadek na torze, a jednak mam niepodważalne dowody na to, że to Volt przyczynił się do jego śmierci. Chciałem zemsty! Swoją matkę wysłałem daleko za granicę, błagając by nigdy nie wracała. Związałem się z NCA i później poznałem was. Dowody przekazałem twojemu Ojcu, który już wiedział co ma z tym zrobić.
Tak czy inaczej- Zawahał się- Wuj odnalazł moją matkę. Kiedy Ben wyśpiewał mu wszystko, szantażował mnie, że zabiję własną siostrę.
- Nie miałeś wyboru- Odpowiedziałam, wciąż nie wierząc w to co słyszę.
- Miałem- Odparł niewzruszony- Musiałem powiedzieć mu o wszystkim, oddać dowody, które tak dzielnie zbierałaś dla agencji, w końcu Ben miał wszystko pod kontrolą, dlatego nie mogłem niczego zataić, poza tym co wręczyłem Richardowi.
Wszystkie samochody spłonęły, wraki zniknęły. Reszta ludzi została solidnie opłacona i odsunięta od sprawy.
- Czyli mój Ojciec miał coś na Volta, o czym nikt poza wami nie wiedział?
- Dokładnie- Wyszeptał- Niech sukinsyn gnije w pierdlu! Wiedziałem, że Wuj nie dotrzyma danego mi słowa, że nikomu z was nie stanie się krzywda. Kiedy mnie wyprowadzili pojawił się Pan Stanley z ekipą, a w tym czasie wbiegłem do garażu, osłaniając Cię przed strzałem.
- Boże, Demon, to jest tak straszne, że do tej pory nie mogę uwierzyć w to co się dzieje! Mogłeś zginąć!
- Ty też mogłaś- Odpowiedział- A jednak siedzimy tutaj razem i na całe szczęście nic nam nie jest. Mówiłem Ci już że było warto i zrobiłbym to jeszcze raz. Nasze rachunki zostały wyrównanie i w końcu nastał koniec naszego koszmaru- Uśmiechnął się promiennie- Jeszcze tylko muszę trochę tutaj zostać, a kiedy mnie naprawią zacznę od nowa. Wybacz, że musiałem Cię ściągnąć do warsztatu. Myślałem, że nakłonię Cię do ucieczki i sami załatwimy te sprawę, ale Ty postanowiłaś zostać. Volt sprawował kontrolę, jeśli bym Cię nie ściągnął...
- Już nic nie mów- Przerwałam mu- Nie chcę już więcej wracać do tego tematu.
- Wybacz mi, że naraziłem nas na niebezpieczeństwo- Odparł, przytulając mnie jeszcze mocniej.
- Wybaczam Demon. Nie zważając na okoliczności i tak bym Ci wybaczyła.
- I jeszcze jedno- Kontynuował- Jestem Draniem!
- Tak- Westchnęłam głośno- Jesteś prawdziwym draniem!
- Miło to usłyszeć raz jeszcze! Oparł głowę o poduszkę, wpatrując się przez chwilę w sufit- Możesz wracać do swojego księcia na białym koniu. Mam nadzieję, że zrozumie. W przeciwnym razie będę skłonny mu solidnie przywalić.
Uśmiechnęłam się delikatnie, zostawiając chłopaka bez odpowiedzi.
- Tak swoją drogą Pan Stanley zarządza NCA- Dopowiedział
- Leżysz w szpitalu, a wiesz więcej ode mnie! Prychnęłam niezadowolona- Jak to jest możliwe?
- Słyszałem, że trochę Ci się w główce poprzewracało- Stuknął mnie w czoło- Twój brat dostał wyrok w zawieszeniu i kaucję, a tego się nie dało uniknąć. Stanley zarządza NCA, chcą Ci nawet zaoferować posadę. Ben jeszcze długo będzie siedzieć i już się postarano, żeby zgnił w najgorszym więzieniu. Jego sąsiadem zostanie mój Wuj. Cała szajka będzie siedzieć! To tylko dzięki Tobie!
- Nie zapominaj o sobie!
- Oczywiście- Wyszczerzył się- Ja tylko chcę iść na ryby... No wiesz... Wędka, łódź i ta seksowna Pani Doktor Brown- Westchnął.
***

          Pod koniec dnia, kiedy na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy, a delikatny wiaterek ochładzał, to co zdążyło nagrzać Słońce, siedziałam przed domem, bawiąc się telefonem. W drugiej ręce trzymałam pyszną kanapkę, którą przygotowała mi moja mama. Tymczasem kobieta siedziała obok mnie, obejmując mnie ramieniem. Nie rozmawiałyśmy, choć na naszych twarzach widniały promienne uśmiechy. Od czasu do czasu zerkałyśmy na siebie. Był to jeden z pierwszych i przede wszystkim normalnych wieczorów o jakich nawet nam się nie śniło.
- Więc, już po wszystkim? Zapytałam, wtulając się w kobietę.
- Chyba tak- westchnęła głośno- Ale nie myśl, że zapomniałam o twoim prezencie urodzinowym. Zamknij oczy.
Zacisnęłam mocno powieki, czekając na to co przygotowała dla mnie rodzicielka. Po chwili poczułam chłód na swojej szyi. Sięgnęłam odruchowo, czując pod palcami łańcuszek. Otworzyłam oczy, patrząc jak nowy nabytek ozdabia moje ciało. Drobny, złoty łańcuszek, z zawieszką w kształcie serduszka- Jest piękny- Odparłam przytulając kobietę- Dziękuję.
- Należał do twojej Mamy- Odparła, poprawiając moje włosy- Myślę, że to odpowiedni moment na to, abyś go zatrzymała.
Pocałowałam Mamę w policzek- Będę o niego dbać najlepiej jak potrafię- Odparłam.
- To jeszcze nie koniec niespodzianek! Zaśmiała się.
- Zbieraj się siostrzyczko- Dopowiedział Alexy, wychodząc z domu- Musimy podjechać w jedno miejsce, a nie mamy kierowcy.
- Jak to? Zapytałam zaskoczona- Myślałam, ze zjemy kolację i w ten sposób uczcimy wszystko za jednym zamachem.
- Nie nie nie nie- Potwierdził Armin, rzucając mi kluczyki od samochodu rodziców- Jedziemy na lotnisko.
- Mamo! To nie jest dobry pomysł- Odparłam, spoglądając na kobietę.
- Zaufaj im- Usłyszałam w odpowiedzi.
- Raz już zaufałam i nigdy nie zapomnę do czego to doprowadziło.
- Tym razem naprawdę nic się nie stanie- Dodał Ojciec, obejmując Rodzicielkę- Nie pożałujesz.
Westchnęłam głośno, otrzepując swoje trampki. Otworzyłam samochód, zajmując miejsce kierowcy. Miałam mieszane uczucia, ale skoro sami rodzice pochwalają ten pomysł, to może faktycznie stałam się za bardzo przewrażliwiona?
Odpaliłam silnik i czekałam, aż moje rodzeństwo usadowi się w środku. Widziałam jeszcze jak Armin dyskutuje o czymś z Ojcem. Po drugiej stronie ulicy widziałam pogaszone światła w domu Castiela, czyli w dalszym ciągu nie pojawił się w swoim kącie. Wiedziałam, że prędzej czy później musimy porozmawiać, tylko jak mogłabym to zrobić, skoro chłopak nawet nie pokazywał mi się na oczy?
- W drogę- Krzyknął uradowany Armin, siadając obok mnie.
Nie mając wyboru po prostu ruszyłam przed siebie, zastanawiając się co mnie jeszcze dzisiaj spotka.
Chłopcy włączyli radio, zapadając jakiś rockowy kawałek śpiewany przez kobietę. Armin świetnie sobie radził z naśladowaniem głosu dziewczyny, na co parsknęłam śmiechem.
Minęliśmy supermarket i mimowolnie szukałam na parkingu czerwonego Dodge'a Castiela. Tak dawno go nie widziałam. Jakby zapadł się pod ziemię, razem ze swoim samochodem.
Kątem oka, próbowałam doczytać z kim tak wymienia wiadomości mój debilny brat, ale skubany zasłonił telefon ręką. Uśmiechnął się tylko zjadliwie, wystawiając mi język.
- Już są! Krzyknął Alexy, otwierając tylną szybę. Nie bardzo wiedziałam o kogo mu chodzi, dopóki nie pojawił się przede mną samochód Castiela, który bezceremonialnie włączył światła awaryjne. Zaraz obok niego widziałam kolejny samochód, gdzie siedział Kentin ze swoimi kolegami.
- Co jest grane? Zapytałam podejrzliwe, patrząc jak samochody stanowczo przyspieszają.
- Twoja obstawa- Wyszczerzył się Armin, dzwoniąc do kogoś- Zaraz będziemy- Powiedział, odkładając telefon na bok.
Nie wiem czy to był dobry pomysł, ale stanowczo przyspieszyłam, chcąc się trzymać tyłka Rudzika. Nie miałam wielkiego pola do popisu. W końcu to nie Veyron. Zwykły Nissan, mający co najwyżej sto koni pod maską. Na najwyższym biegu wciskałam pedał gazu w samą podłogę, jednakże chłopcy powoli znikali za zakrętem. Nie miałam szans dojechać z nimi. Musiałam się wlec gdzieś z tyłu, przedłużając swój czas spotkania z chłopakiem.
Prychnęłam nerwowo, wjeżdżając na asfalt opuszczonego lotniska. Z oddali widziałam jak zatrzymali się w pobliżu jednego z hangarów, w którym kiedyś ukryte zostały sportowe samochody.
Zatrzymałam się, ściskając mocno kierownicę.
Harvey otworzył mi drzwi, zachęcając mnie do wyjścia. Podałam mu dłoń, rzucając się wprost w jego ramiona.
- Spokojnie- Odparł, całując mnie delikatnie- Nigdzie się nie wybieram.
- Miałam pewne wątpliwości- Odgryzłam się- Myślałam, że nie chcesz mnie widzieć.
- Musiałem załatwić kilka spraw.
- Gołąbeczki! Krzyknął Kentin- Spójrzcie!
Obok nas przystanął dokładnie taki sam Dodge, tyle że czarny, obwiązany ogromną, czerwoną kokardą. Z samochodu wysiadł nie kto inny jak Pan Stanley. Jak gdyby nigdy nic, podszedł do nas spokojnie, podając mi rękę w ramach przywitania.
- STO LAT STO LAT! Krzyczała reszta, kiedy Pan Stanley wyciągnął komplet kluczyków, oraz dokumenty wozu.
- Ja nie rozumiem- Jęknęłam, przygryzając dolną wargę.
- A czego tu nie rozumieć? Zaśmiał się mężczyzna- To twój prezent urodzinowy!
- Jak to? Przecież Ja mam lewe prawo jazdy!
- Zatwierdzone przez NCA, a tutaj masz potwierdzenie- Podał mi plik dokumentów, prawo jazdy, tym razem oryginalne- Egzamin jest tutaj zbędny.
Uścisnęłam mocno mężczyznę prawie rzucając mu się na szyję.
- Żeby było zabawniej lotnisko od teraz należy do pana Stanley'a, który załatwił pozwolenie na wykonanie toru wyścigowego dla nas, co oznacza, że od teraz wyścigi są legalne na tym terenie- Dopowiedział Kentin.
- Na nowych zasadach oczywiście, bez żadnych szaleństw- Dodał nowy szef agencji.
- To świetnie! Odparłam podekscytowana- Dziękujemy!
- To my dziękujemy- Dodał mężczyzna, wsiadając do samochodu rodziców- Udanej zabawy dzieciaki!
Pomachałam mu na pożegnanie, ściskając mocno komplet kluczy. Spojrzałam na Castiela, który tylko puścił mi oczko, zapraszając mnie na przejażdżkę nowym nabytkiem.
Natychmiast zajęłam miejsce kierowcy, włączając szybko silnik. Ustawiłam fotel, lusterka, kierownicę, tak by wszystko idealnie pasowało pod mój wzrost.
Harvey usiadł obok mnie, łapiąc mnie za kolano.
- Nie muszę Ci tłumaczyć co i jak, na szczęście- Westchnął, zamykając drzwi- Wszystko to samo co u mnie i sam wybierałem.
- Więc to były te sprawy, które musiałeś załatwić przez ten czas?
- Niezupełnie, ale między innymi też.
- Więc jak się wytłumaczysz? Spojrzałam na niego, a następnie ruszyłam prosto przed siebie.
- Byłem u Lysandra i tak sobie pomyślałem, że może...
- Może co? Pospieszałam go, kiedy tylko ucichł na chwilę.
- Że może tam zamieszkamy?
- Dobrze! Uśmiechnęłam się, całując go w policzek- Wyjedźmy stąd jak najdalej!
- Więc wyjedźmy!
Uśmiechnął się, włączając muzykę. Jechaliśmy po pasie startowym nowym samochodem. Czułam jedną, ale to tylko jedną, skromną łzę, opadającą po mojej twarzy. Przysięgłam sobie, ze to będzie już ostatni raz, kiedy zaczynam płakać.
Wszystko skończyło się szczęśliwie. Nie mogłam wyobrazić sobie lepszego zakończenia. Stało się. W końcu Ja i Castiel razem. Zaczynamy wszystko od nowa, nawet jeśli miałoby to być na końcu Świata.








No cóż. Koniec Historii. Dziękuję, że dałyście radę to czytać! Jestem bardzo wdzięczna <3
Pomyślę nad kontynuacją, ponieważ specjalnie udzieliłam takiego zakończenia, o ile jeszcze macie ochotę czytać ^^



poniedziałek, 6 marca 2017

Rozdział XXVII '' Śmierć zawsze jest naszą ostatecznością''

          Dzień ostateczny miał nastąpić jutro, w południe przed Sądem Wielkim w naszym mieście. W domu każdy zastanawiał się, czy zrobił wszystko na tyle prawidłowo, by udało nam się uratować Armina przed wyrokiem sądowym. Nasz adwokat powtarzał, by na kilka dni przed rozprawą przestać angażować się w porachunki z Voltem. Jego ludzie byli już wystarczająco obciążeni dowodami. By chronić swoje tyłki musieli zeznać tylko na naszą korzyść. Bardzo mocno popierał to Pan Stanley, który tego wieczoru kompletował dokumentację sądową razem z moim Ojcem. Zamknęli się w gabinecie, prosząc by nikt im w tym czasie nie przeszkadzał. Matka w tym czasie przygotowywała dla nas stroje, prasując każdy kołnierzyk po kilkanaście razy, tak by wszystko wyglądało nienagannie.
Alexy zamknął się w pokoju, nie chcąc z nikim rozmawiać na tematy dotyczące tej sprawy. Gołym okiem można było zauważyć jak bardzo się tym wszystkim stresuje. Armin od czasu do czasu buszował po lodówce. Kiedy się denerwował, jadł.
Ja siedziałam w swojej sypialni wymieniając wiadomości z Demonem. Bałam się, że w każdym momencie może coś pójść nie tak, a chłopak zaangażował się na tyle w współpracę z NCA, że zaczynałam obawiać się o jego życie. Te wszystkie czarne scenariusze, które mnie nie opuszczały od kiedy to się zaczęło, nasilały się coraz mocniej. Czułam ścisk w żołądku. Zganiałam to na nerwy i tłumaczyłam sobie, że to wszystko jest efektem tego co ma nas czekać jutro i zapewne to dziwne uczucie zaniknie, kiedy tylko ochłoniemy po rozprawie, unikając zapuszkowania mojego brata. Wszystko zostało przypięte na ostatni guzik.
Amber... Nie wkopała nas i nie zapowiadało się na to, by miała to zrobić. Wydaję mi się, że w ten sposób chciała spłacić swój dług. W końcu spotkała się z Castielem na swojej wymarzonej randce i pojęcia nie mam jak ona się zakończyła.
Harvey nie odpowiadał na moje wiadomości, nie odbierał telefonu. Najwidoczniej potrzebował czasu, by poukładać sobie w głowie te wszystkie wydarzenia. Nie chciałam naciskać, choć nie ukrywam.... Chcę, by był teraz obok mnie.
Utrzymując telefoniczny kontakt z Rozalią dowiedziałam się, że przeprowadziła się na stałe do Francji, a dokładnie do Paryża, gdzie z narzeczonym Leonardem rozpocznie przygotowania do ślubu. Tam chciała zapisać się na studnia. Leonard, projektant w końcu spełnił swoje marzenia o otworzeniu ekskluzywnego butiku z własną marką, promowaną ich nazwiskiem. Przy okazji sprowadził do siebie brata Lysandra, który jak najbardziej skorzystał z danej mu propozycji. Harvey stracił przyjaciela, a Ja swoją przyjaciółkę, którą kocham jak siostrę, z czym nie mogłam się do końca pogodzić. Armin sam przebąkiwał o tym, że jeśli dane mu będzie wygrzebać się z własnych problemów, to dołączy do nich, starając się ułożyć swoje życie na nowo. Nie chciał zmarnować szansy, którą w wkrótce będzie mógł wykorzystać. Analogicznie Alexy uczni to samo. Jego związek z Dimitrym już dawno przeszedł do historii. Sama się nad tym zastanawiałam. Uciec od miejsca w którym wydarzyło się tyle przykrych rzeczy. Swą dokumentację wysłałam na lokalny Uniwersytet w Paryżu, licząc na pierwszeństwo przyjęcia. W końcu miałam poparcie ze strony szkoły z Internatem do której uczęszczałam przez jakiś czas. Nie wiem jak na to mogliby zareagować rodzice. W końcu cała trójka chciała się przeprowadzić. Miałam zamiar ich poinformować, kiedy tylko zakończę sprawę z Voltem.
Nie łudziłam się, ze mój związek z Castielem wróci do normalności. To nie tak, że chciałam to zakończyć, ale nie dowiem się na czym stoję, jeśli nie uda mi się z nim skontaktować. Jego samochodu nie widziałam już kilka dni pod domem. Pewnie się gdzieś zaszył.
Starałam się nie myśleć o nas. Już wystarczająco cierpieliśmy.
- Przyjedź do warsztatu- Przeczytałam na głos wiadomość od Ramsey'a. Przecież wiedział, że nie powinnam teraz opuszczać domu. Zaskoczona narzuciłam na siebie skórzaną kurtkę i założyłam białe trampki. Zeszłam po schodach, informując mamę że jadę do marketu i pożyczam samochód.
Podejrzewam, że nawet mnie nie słuchała, ponieważ mruknęła coś do siebie pod nosem.
Wzruszyłam ramionami i weszłam do garażu. Zabrałam kluczyki i wsiadłam do auta rodziców, przypominając sobie, że zapomniałam zabrać telefon, ale moje lenistwo nie pozwoliło mi na to, bym się po niego wróciła. Przekręciłam kluczyk w stacyjce i czekałam aż brama garażowa całkowicie się podniesie. Obok mnie miejsce zajął Alexy, zapinając się pasami.
- Nie chcę zostać sam- Odparł, kiedy widział wypisane na mojej twarzy zdziwienie.
- W porządku- Mruknęłam, a następnie wyjechałam z garażu- Tylko nie mów rodzicom, gdzie byliśmy- Ostrzegłam brata, powoli ruszając do przodu.
- W porządku-  Niewzruszony, naciągnął kaptur z bluzy na swoje niebieskie włosy- A gdzie będziemy?
- Demon chcę ze mną pogadać. Nie wiem o co chodzi, ale czeka w swoim warsztacie.
- Nie chcę Cię martwić, ale mam dziwne przeczucie, że coś się stanie.
- Ja też Alexy i to mnie dołuje najbardziej.

***

          W warsztacie Demona panował rozgardiasz. Chłopak zawsze dbał o czystość swojego dorobku, a tymczasem wszystko było porozwalane dookoła. Opony, części samochodowe, narzędzia. Nic nie było na swoim miejscu. Wśród tego chaosu siedział przybity Demon, paląc papierosa. Widziałam przerażenie w jego oczach. Coś jest nie tak i bałam się nawet o tym wiedzieć. Alexy niepewnie rozejrzał się po zakładzie przeskakując nad częściami, nie chcąc ich uszkodzić.
- Demon, co się dzieje? Zapytałam, kiedy przystanęłam już obok. Złapałam go ostrożnie za ramię, szturchając go trochę, bo był w takim otępieniu, że nawet nas nie zauważył.
- Mój Wuj- Odparł, spoglądając mi głęboko w oczy.
- Co twój Wuj? Wytrzeszczyłam oczy w niepewności. Jak Boga kocham. Czułam dreszcze na plechach  i taki charakterystyczny ból w łopatce, który pojawiał się, kiedy mocno się denerwowałam.
- Będzie tutaj za trzydzieści minut- Wypowiedział dobitnie.
- Alexy! Krzyknęłam, chcąc by brat zwrócił w końcu na nas uwagę zamiast przyglądać się stojącym samochodom- Wracaj do domu i poinformuj Ojca, że jestem z Demonem w warsztacie.
- Co się dzieje? Zapytał, jako że niewiele wiedział kim jest Wuj chłopaka.
- Po prostu weź kluczyki i wracaj do domu- Wcisnęłam mu pęk kluczy w rękę.
- W porządku- Odparł niepewnie, przygryzając dolną wargę- Wezmę pomoc.
- Jedź ostrożnie, patrz czy nikt Cię nie śledzi i poinformuj ich że mamy kłopoty- Przytuliłam mocno brata- Biegnij już! Chłopak skinął głową a następnie wyszedł pospiesznie z warsztatu- Rozmawiałeś z Benem? Zapytałam Demona, odpalając papierosa.
Ten tylko prychnął nerwowo, podając mi swój telefon.
- Odsłuchaj proszę najnowsze nagranie.
Niepewnie sięgnęłam po urządzenie i zrobiłam to co nakazał mi Ramse'y.
Kiedy tylko nagranie się zakończyło, złość zalewała mnie od środka- Jak On mógł!? Krzyknęłam głośno, odkładając telefon na bok- Skąd to masz?!
- Mam podsłuch w warsztacie na wszelki wypadek. Nigdy nie musiałem z niego korzystać, ale przez poprzedni tydzień Ben kręcił się tutaj bez potrzeby. Zastanawiałem się co tutaj robi i pomimo tego że monitoring nic mi nie pokazał, to jednak facet nie wiedział że mam ten cholerny podsłuch!
- Ben nas sprzedał- Wyszeptałam- Jakim cudem mógł to zrobić szef agencji?! Przecież stoi po stronie prawa.
- Jak słyszałaś, już nie- Chłopak wstał, wyciągając kolejnego papierosa. Był blady jak ściana. Podkrążone sińce pod oczami....- Sprzedał nas, bo wiedział że Volt nie da się tak po prostu zapuszkować.
- Demon, Ja nie rozumiem. Szef agencji wynajmuje agentów, prowadzi śledztwo... DOWODY- krzyknęłam- Co z do dowodami?
- A jak myślisz? Spojrzał na mnie z politowaniem- Są spreparowane. Zwykłe papiery bez pokrycia. Nie mamy już nic. Volt wiedział o wszystkim od samego początku.
- To jest chore! Krzyknęłam, kopiąc jakiś karton z częściami, które wysypały się na betonowe podłoże.
- Uciekaj stąd- Powiedział dobitnie, dając mi kluczyki do samochodu- Po prostu uciekaj i nie oglądaj się za siebie.
- Nie zrobię tego! Uderzyłam pięścią w jego bark- Siedzimy w tym razem.
- Posłuchaj! Krzyknął, łapiąc mnie mocno za ramiona- Ja jestem jego siostrzeńcem. Łączą nas więzi krwi i może mi wybaczy. Ewentualnie wyślę za granicę, żebym nie trzymał się tego syfu tutaj... Ale Ty? Zapytał- Jesteś obca! Zabije Cię przy pierwszej okazji, jaka mu się nadarzy! Czego jeszcze nie rozumiesz?! Wrzasnął tak, ze jego echo odbijało się od ścian.
- Nie będę się powtarzać! Wyrwałam się z uścisku- Nie zostawię Cię samego! To nasz wspólny problem i nawet jeśli będzie tak jak mówisz, to będzie warto wstawić się za Tobą!
- Posłuchaj przyjaciółki- Odpowiedział siwiejący, starszy mężczyzna wchodząc do warsztatu. Dosłownie zastygłam w bezruchu. Demon zdążył stanąć przede mną, jakby chciał zasłonić mnie własnym ciałem.
Mężczyzna ten nie musiał się nawet przedstawiać. Ubrany w garnitur, jasny, długi płaszcz drapał się po podbródku, jakby zastanawiał się co z nami zrobić. Tuż za nim pojawiło się trzech, ogromnych oprychów, którzy tylko posępnie mierzyli nas wzrokiem.
- Wuju- Wyszeptał Demon.
- Ona ma rację- Odpowiedział Volt, podchodząc jeszcze bliżej- To miłe z jej strony, jak wstawia się za Tobą, a przecież Cię nawet nie zna, prawda?
Ramse'y milczał, spoglądając na Wuja.
- Powiedziałeś jej? Kontynuował mężczyzna.
- Powiedział co? Zapytałam niepewnie, łapiąc Demona za rękę- O czym masz mi powiedzieć?
- Dobra robota Ramsey! Krzyknął uradowany Ben, wchodząc do warsztatu ze swoimi agentami. Kilku z nich rozpoznałam, kiedy pomogli mi przygotowywać się do wyścigu, albo kiedy badali samochody.
- Nic z tego nie rozumiem- Odparłam, kręcąc głową zaprzeczającą- Co się tutaj dzieje?
- Myślałaś, że Demon jest szlachetny na tyle, by pomóc Ci walczyć ze mną? Zapytał Volt, łapiąc mnie za podbródek. Jego szare oczy dosłownie przenikały mnie- Przeliczyłaś się- Uśmiechnął się szeroko, zanosząc się przy tym głośno.
- Już po wszystkim- Wypowiedział Demon, spuszczając głowę w dół- Dostałeś to czego chciałeś, a teraz ją wypuść. Już nic więcej nie zrobi. Tak jak zobowiązywała nas do tego umowa.
- Synu- Odparł mężczyzna, obejmując go. Poklepał go po plecach- Wiesz, że musi zginąć?
- Nie taka była umowa! Krzyknął Demon, oddalając się od Wuja- Dostałeś to czego chciałeś, w zamian za jej życie, więc zostaw ją!
- Nie mamy czasu na ten teatr- Ben, podał skórzane rękawiczki Voltowi- Zabierzcie go!
Kilku agentów podeszło do chłopaka, łapiąc go brutalnie za ręce. Zaczął się wyrywać i szamotać, ale nie miał większych szans. Ich było czterech, a On sam. Zobaczyłam jak z bezradności zaczyna płakać.
Ja też uroniłam kilka łez. Miałam nadzieję, że mój Ojciec zdąży na czas- Czego Ja się spodziewam? Skarciłam siebie w myślach. Moja rodzica przeciwko nim? Zamknęłam oczy z bezsilności. Nie chciałam patrzeć na własnego oprawcę.
Usłyszałam dźwięk nabijanego pistoletu. Byłam przerażona. Nie chciałam umierać, a kiedy otworzyłam te przeklęte oczy, widziałam jak Volt celuje prosto w moje serce.
Podobno, kiedy człowiek ma umierać widzi ostatnie fragmenty swojego życia, ale nic takiego nie miało miejsca. Tylko pustka w głowie, nic więcej. Łzy jak deszcz spływały po moich policzkach i nie mogłam się opanować. Szlochałam coraz bardziej, widząc jak wyprowadzają Demona, jak zostaję sama w warsztacie z Ojcem Mafii i nie mogłam nic zrobić.
- Przykro mi- Wyszeptał Volt, mierząc tym razem w głowę- To nie potrwa zbyt długo- Uśmiechnął się pokrzepiająco, jakby ten uśmiech miał mi dodać otuchy.
Zacisnęłam pięści, czekając na ból. Zamknęłam oczy, tym razem postanawiając, że nigdy ich nie otworzę. W myślach żegnałam się z rodziną. Cierpiałam, bo już nigdy miałam ich nie zobaczyć. Widziałam roześmianego Ojca, ciepły uśmiech Mamy, wygłupiającego się Armina, obrażonego Alexego i jego... Miłość mojego życia.
Padł strzał.
Krzyk.
Otępienie.
Ból.
Nie mój ból. Podskoczyłam przerażona i otworzyłam oczy.
- Demon! Krzyknęłam, upadając przy chłopaku. Podniosłam jego głowę do góry, bijąc go po twarzy, by na mnie spojrzał. Wszędzie pełno krwi, która pozostawała na moich palcach. Z jego podbrzusza sączyła się krew. Przycisnęłam jego rękę mocno do rany, chcąc zapanować nad krwawieniem. Mimowolnie spojrzałam na Volta, który przykuty do ziemi patrzył na nas, powtarzając imię swojego siostrzeńca. Tuż za nimi ujrzałam Pana Stanleya na czele z policją, biegnącego Ojca z sanitariuszami.
- Demon, proszę! Krzyknęłam do chłopaka- Nie rób mi tego! Ne umieraj! Błagam!
Zostałam odciągnięta do Ramsey'a, którym zaczęli zajmować się ratownicy. Przez jakiś czas wyrywałam się, od czego stanowczo odciągał mnie Tata. Wszystko działo się tak szybko, że nie do końca pojmowałam kto jest kim. Łzy zasłaniały mi oczy, tworząc jedną, wielką rozmazaną taflę!
- Demon! Krzyknęłam jeszcze raz, łudząc się że ten mnie usłyszy- Proszę- Powtarzałam, odpychając od siebie Ojca.  Poczułam ukłucie w ramię.
- Spokojnie kochanie- Powtarzał Tata, ciągle przyciskając moją głowę do swojego torsu- Po tym poczujesz się lepiej. Będzie dobrze, zobaczysz. Musisz być silna!


***
          Dni uciekały bezpowrotnie, jak kartki w naściennym kalendarzu. Straciłam poczucie czasu. Dzień zamieniał się w noc, po których znowu powracał dzień i tak cały czas. Nie wiedziałam jaki mamy dzień, ile minęło czasu, ani nawet którą mamy godzinę. Przestałam nadążać nad tym wszystkim. 
Rodzice wciąż przynosili mi posiłki, ale nawet nie miałam ochoty jeść. Prosili, błagali, ale nie dawało to żadnych rezultatów. Nie widziałam swojego rodzeństwa od czasu rozprawy, w której nawet nie brałam udziału. Nie interesował mnie nawet wynik końcowy. Nikt mnie nie informował, a sama nie pytałam. Nie chciałam. 
Pogrążona w myślach siedziałam na parapecie, patrząc na przechodzących ludzi. To było moje jedyne zajęcie, którym tak skrupulatnie się zajmowałam. Cały czas czekałam na Demona, który zadzwoni, przyjedzie, odezwie się, ale to nie nastąpiło. Starałam się przypominać nasze rozmowy, ponieważ bałam się, ze kiedyś zapomnę kim był. Od czasu do czasu rozpisywałam nasze dialogi w zeszycie, dopóki pamiętałam. Tylko to mnie trzymało przy życiu. Nawet wizyta Castiela nie pomogła. Wyrzuciłam go z domu, jakby był nikim dla mnie. Nikt się już nie liczył. Nikt. 
Kiedyś podsłuchałam rozmowę rodziców, którzy planowali oddać mnie na leczenie psychiatryczne. Szukali specjalistów, którzy byliby w stanie dotrzeć do mnie i pomóc mi w walce w moim bólu. Tylko jedno może mi pomóc...
Postanowiłam rozprostować kości, narzuciłam na siebie bluzę z kapturem i nie patrząc nawet na siebie w lustro wyszłam z pokoju. 
Rodzice spojrzeli na mnie zaskoczeni. Stanęłam przed nimi jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło. 
- Zabierzcie mnie do niego- Wycharczałam. Przez kilka dni dorobiłam się dorodnej chrypki, przez to moje nic niemówienie, dlatego nie panowałam nad własnym głosem. 
- W porządku Odparł Ojciec, narzucając na siebie kurtkę. 
Wyszłam przed dom i zaczerpnęłam odrobinę świeżego powietrza, a następnie zajęłam miejsce w samochodzie. 
Przez całą drogę panowała między nami cisza. Nie chciałam z nim rozmawiać. Chciałam już tylko dojechać na miejsce i nic się dla mnie nie liczyło. Uznałam, ze to najwyższy czas zorientować się w sytuacji i zobaczyć go, nawet jeśli nie będzie wiedział, że go odwiedziłam. Już czas najwyższy.