poniedziałek, 6 marca 2017

Rozdział XXVII '' Śmierć zawsze jest naszą ostatecznością''

          Dzień ostateczny miał nastąpić jutro, w południe przed Sądem Wielkim w naszym mieście. W domu każdy zastanawiał się, czy zrobił wszystko na tyle prawidłowo, by udało nam się uratować Armina przed wyrokiem sądowym. Nasz adwokat powtarzał, by na kilka dni przed rozprawą przestać angażować się w porachunki z Voltem. Jego ludzie byli już wystarczająco obciążeni dowodami. By chronić swoje tyłki musieli zeznać tylko na naszą korzyść. Bardzo mocno popierał to Pan Stanley, który tego wieczoru kompletował dokumentację sądową razem z moim Ojcem. Zamknęli się w gabinecie, prosząc by nikt im w tym czasie nie przeszkadzał. Matka w tym czasie przygotowywała dla nas stroje, prasując każdy kołnierzyk po kilkanaście razy, tak by wszystko wyglądało nienagannie.
Alexy zamknął się w pokoju, nie chcąc z nikim rozmawiać na tematy dotyczące tej sprawy. Gołym okiem można było zauważyć jak bardzo się tym wszystkim stresuje. Armin od czasu do czasu buszował po lodówce. Kiedy się denerwował, jadł.
Ja siedziałam w swojej sypialni wymieniając wiadomości z Demonem. Bałam się, że w każdym momencie może coś pójść nie tak, a chłopak zaangażował się na tyle w współpracę z NCA, że zaczynałam obawiać się o jego życie. Te wszystkie czarne scenariusze, które mnie nie opuszczały od kiedy to się zaczęło, nasilały się coraz mocniej. Czułam ścisk w żołądku. Zganiałam to na nerwy i tłumaczyłam sobie, że to wszystko jest efektem tego co ma nas czekać jutro i zapewne to dziwne uczucie zaniknie, kiedy tylko ochłoniemy po rozprawie, unikając zapuszkowania mojego brata. Wszystko zostało przypięte na ostatni guzik.
Amber... Nie wkopała nas i nie zapowiadało się na to, by miała to zrobić. Wydaję mi się, że w ten sposób chciała spłacić swój dług. W końcu spotkała się z Castielem na swojej wymarzonej randce i pojęcia nie mam jak ona się zakończyła.
Harvey nie odpowiadał na moje wiadomości, nie odbierał telefonu. Najwidoczniej potrzebował czasu, by poukładać sobie w głowie te wszystkie wydarzenia. Nie chciałam naciskać, choć nie ukrywam.... Chcę, by był teraz obok mnie.
Utrzymując telefoniczny kontakt z Rozalią dowiedziałam się, że przeprowadziła się na stałe do Francji, a dokładnie do Paryża, gdzie z narzeczonym Leonardem rozpocznie przygotowania do ślubu. Tam chciała zapisać się na studnia. Leonard, projektant w końcu spełnił swoje marzenia o otworzeniu ekskluzywnego butiku z własną marką, promowaną ich nazwiskiem. Przy okazji sprowadził do siebie brata Lysandra, który jak najbardziej skorzystał z danej mu propozycji. Harvey stracił przyjaciela, a Ja swoją przyjaciółkę, którą kocham jak siostrę, z czym nie mogłam się do końca pogodzić. Armin sam przebąkiwał o tym, że jeśli dane mu będzie wygrzebać się z własnych problemów, to dołączy do nich, starając się ułożyć swoje życie na nowo. Nie chciał zmarnować szansy, którą w wkrótce będzie mógł wykorzystać. Analogicznie Alexy uczni to samo. Jego związek z Dimitrym już dawno przeszedł do historii. Sama się nad tym zastanawiałam. Uciec od miejsca w którym wydarzyło się tyle przykrych rzeczy. Swą dokumentację wysłałam na lokalny Uniwersytet w Paryżu, licząc na pierwszeństwo przyjęcia. W końcu miałam poparcie ze strony szkoły z Internatem do której uczęszczałam przez jakiś czas. Nie wiem jak na to mogliby zareagować rodzice. W końcu cała trójka chciała się przeprowadzić. Miałam zamiar ich poinformować, kiedy tylko zakończę sprawę z Voltem.
Nie łudziłam się, ze mój związek z Castielem wróci do normalności. To nie tak, że chciałam to zakończyć, ale nie dowiem się na czym stoję, jeśli nie uda mi się z nim skontaktować. Jego samochodu nie widziałam już kilka dni pod domem. Pewnie się gdzieś zaszył.
Starałam się nie myśleć o nas. Już wystarczająco cierpieliśmy.
- Przyjedź do warsztatu- Przeczytałam na głos wiadomość od Ramsey'a. Przecież wiedział, że nie powinnam teraz opuszczać domu. Zaskoczona narzuciłam na siebie skórzaną kurtkę i założyłam białe trampki. Zeszłam po schodach, informując mamę że jadę do marketu i pożyczam samochód.
Podejrzewam, że nawet mnie nie słuchała, ponieważ mruknęła coś do siebie pod nosem.
Wzruszyłam ramionami i weszłam do garażu. Zabrałam kluczyki i wsiadłam do auta rodziców, przypominając sobie, że zapomniałam zabrać telefon, ale moje lenistwo nie pozwoliło mi na to, bym się po niego wróciła. Przekręciłam kluczyk w stacyjce i czekałam aż brama garażowa całkowicie się podniesie. Obok mnie miejsce zajął Alexy, zapinając się pasami.
- Nie chcę zostać sam- Odparł, kiedy widział wypisane na mojej twarzy zdziwienie.
- W porządku- Mruknęłam, a następnie wyjechałam z garażu- Tylko nie mów rodzicom, gdzie byliśmy- Ostrzegłam brata, powoli ruszając do przodu.
- W porządku-  Niewzruszony, naciągnął kaptur z bluzy na swoje niebieskie włosy- A gdzie będziemy?
- Demon chcę ze mną pogadać. Nie wiem o co chodzi, ale czeka w swoim warsztacie.
- Nie chcę Cię martwić, ale mam dziwne przeczucie, że coś się stanie.
- Ja też Alexy i to mnie dołuje najbardziej.

***

          W warsztacie Demona panował rozgardiasz. Chłopak zawsze dbał o czystość swojego dorobku, a tymczasem wszystko było porozwalane dookoła. Opony, części samochodowe, narzędzia. Nic nie było na swoim miejscu. Wśród tego chaosu siedział przybity Demon, paląc papierosa. Widziałam przerażenie w jego oczach. Coś jest nie tak i bałam się nawet o tym wiedzieć. Alexy niepewnie rozejrzał się po zakładzie przeskakując nad częściami, nie chcąc ich uszkodzić.
- Demon, co się dzieje? Zapytałam, kiedy przystanęłam już obok. Złapałam go ostrożnie za ramię, szturchając go trochę, bo był w takim otępieniu, że nawet nas nie zauważył.
- Mój Wuj- Odparł, spoglądając mi głęboko w oczy.
- Co twój Wuj? Wytrzeszczyłam oczy w niepewności. Jak Boga kocham. Czułam dreszcze na plechach  i taki charakterystyczny ból w łopatce, który pojawiał się, kiedy mocno się denerwowałam.
- Będzie tutaj za trzydzieści minut- Wypowiedział dobitnie.
- Alexy! Krzyknęłam, chcąc by brat zwrócił w końcu na nas uwagę zamiast przyglądać się stojącym samochodom- Wracaj do domu i poinformuj Ojca, że jestem z Demonem w warsztacie.
- Co się dzieje? Zapytał, jako że niewiele wiedział kim jest Wuj chłopaka.
- Po prostu weź kluczyki i wracaj do domu- Wcisnęłam mu pęk kluczy w rękę.
- W porządku- Odparł niepewnie, przygryzając dolną wargę- Wezmę pomoc.
- Jedź ostrożnie, patrz czy nikt Cię nie śledzi i poinformuj ich że mamy kłopoty- Przytuliłam mocno brata- Biegnij już! Chłopak skinął głową a następnie wyszedł pospiesznie z warsztatu- Rozmawiałeś z Benem? Zapytałam Demona, odpalając papierosa.
Ten tylko prychnął nerwowo, podając mi swój telefon.
- Odsłuchaj proszę najnowsze nagranie.
Niepewnie sięgnęłam po urządzenie i zrobiłam to co nakazał mi Ramse'y.
Kiedy tylko nagranie się zakończyło, złość zalewała mnie od środka- Jak On mógł!? Krzyknęłam głośno, odkładając telefon na bok- Skąd to masz?!
- Mam podsłuch w warsztacie na wszelki wypadek. Nigdy nie musiałem z niego korzystać, ale przez poprzedni tydzień Ben kręcił się tutaj bez potrzeby. Zastanawiałem się co tutaj robi i pomimo tego że monitoring nic mi nie pokazał, to jednak facet nie wiedział że mam ten cholerny podsłuch!
- Ben nas sprzedał- Wyszeptałam- Jakim cudem mógł to zrobić szef agencji?! Przecież stoi po stronie prawa.
- Jak słyszałaś, już nie- Chłopak wstał, wyciągając kolejnego papierosa. Był blady jak ściana. Podkrążone sińce pod oczami....- Sprzedał nas, bo wiedział że Volt nie da się tak po prostu zapuszkować.
- Demon, Ja nie rozumiem. Szef agencji wynajmuje agentów, prowadzi śledztwo... DOWODY- krzyknęłam- Co z do dowodami?
- A jak myślisz? Spojrzał na mnie z politowaniem- Są spreparowane. Zwykłe papiery bez pokrycia. Nie mamy już nic. Volt wiedział o wszystkim od samego początku.
- To jest chore! Krzyknęłam, kopiąc jakiś karton z częściami, które wysypały się na betonowe podłoże.
- Uciekaj stąd- Powiedział dobitnie, dając mi kluczyki do samochodu- Po prostu uciekaj i nie oglądaj się za siebie.
- Nie zrobię tego! Uderzyłam pięścią w jego bark- Siedzimy w tym razem.
- Posłuchaj! Krzyknął, łapiąc mnie mocno za ramiona- Ja jestem jego siostrzeńcem. Łączą nas więzi krwi i może mi wybaczy. Ewentualnie wyślę za granicę, żebym nie trzymał się tego syfu tutaj... Ale Ty? Zapytał- Jesteś obca! Zabije Cię przy pierwszej okazji, jaka mu się nadarzy! Czego jeszcze nie rozumiesz?! Wrzasnął tak, ze jego echo odbijało się od ścian.
- Nie będę się powtarzać! Wyrwałam się z uścisku- Nie zostawię Cię samego! To nasz wspólny problem i nawet jeśli będzie tak jak mówisz, to będzie warto wstawić się za Tobą!
- Posłuchaj przyjaciółki- Odpowiedział siwiejący, starszy mężczyzna wchodząc do warsztatu. Dosłownie zastygłam w bezruchu. Demon zdążył stanąć przede mną, jakby chciał zasłonić mnie własnym ciałem.
Mężczyzna ten nie musiał się nawet przedstawiać. Ubrany w garnitur, jasny, długi płaszcz drapał się po podbródku, jakby zastanawiał się co z nami zrobić. Tuż za nim pojawiło się trzech, ogromnych oprychów, którzy tylko posępnie mierzyli nas wzrokiem.
- Wuju- Wyszeptał Demon.
- Ona ma rację- Odpowiedział Volt, podchodząc jeszcze bliżej- To miłe z jej strony, jak wstawia się za Tobą, a przecież Cię nawet nie zna, prawda?
Ramse'y milczał, spoglądając na Wuja.
- Powiedziałeś jej? Kontynuował mężczyzna.
- Powiedział co? Zapytałam niepewnie, łapiąc Demona za rękę- O czym masz mi powiedzieć?
- Dobra robota Ramsey! Krzyknął uradowany Ben, wchodząc do warsztatu ze swoimi agentami. Kilku z nich rozpoznałam, kiedy pomogli mi przygotowywać się do wyścigu, albo kiedy badali samochody.
- Nic z tego nie rozumiem- Odparłam, kręcąc głową zaprzeczającą- Co się tutaj dzieje?
- Myślałaś, że Demon jest szlachetny na tyle, by pomóc Ci walczyć ze mną? Zapytał Volt, łapiąc mnie za podbródek. Jego szare oczy dosłownie przenikały mnie- Przeliczyłaś się- Uśmiechnął się szeroko, zanosząc się przy tym głośno.
- Już po wszystkim- Wypowiedział Demon, spuszczając głowę w dół- Dostałeś to czego chciałeś, a teraz ją wypuść. Już nic więcej nie zrobi. Tak jak zobowiązywała nas do tego umowa.
- Synu- Odparł mężczyzna, obejmując go. Poklepał go po plecach- Wiesz, że musi zginąć?
- Nie taka była umowa! Krzyknął Demon, oddalając się od Wuja- Dostałeś to czego chciałeś, w zamian za jej życie, więc zostaw ją!
- Nie mamy czasu na ten teatr- Ben, podał skórzane rękawiczki Voltowi- Zabierzcie go!
Kilku agentów podeszło do chłopaka, łapiąc go brutalnie za ręce. Zaczął się wyrywać i szamotać, ale nie miał większych szans. Ich było czterech, a On sam. Zobaczyłam jak z bezradności zaczyna płakać.
Ja też uroniłam kilka łez. Miałam nadzieję, że mój Ojciec zdąży na czas- Czego Ja się spodziewam? Skarciłam siebie w myślach. Moja rodzica przeciwko nim? Zamknęłam oczy z bezsilności. Nie chciałam patrzeć na własnego oprawcę.
Usłyszałam dźwięk nabijanego pistoletu. Byłam przerażona. Nie chciałam umierać, a kiedy otworzyłam te przeklęte oczy, widziałam jak Volt celuje prosto w moje serce.
Podobno, kiedy człowiek ma umierać widzi ostatnie fragmenty swojego życia, ale nic takiego nie miało miejsca. Tylko pustka w głowie, nic więcej. Łzy jak deszcz spływały po moich policzkach i nie mogłam się opanować. Szlochałam coraz bardziej, widząc jak wyprowadzają Demona, jak zostaję sama w warsztacie z Ojcem Mafii i nie mogłam nic zrobić.
- Przykro mi- Wyszeptał Volt, mierząc tym razem w głowę- To nie potrwa zbyt długo- Uśmiechnął się pokrzepiająco, jakby ten uśmiech miał mi dodać otuchy.
Zacisnęłam pięści, czekając na ból. Zamknęłam oczy, tym razem postanawiając, że nigdy ich nie otworzę. W myślach żegnałam się z rodziną. Cierpiałam, bo już nigdy miałam ich nie zobaczyć. Widziałam roześmianego Ojca, ciepły uśmiech Mamy, wygłupiającego się Armina, obrażonego Alexego i jego... Miłość mojego życia.
Padł strzał.
Krzyk.
Otępienie.
Ból.
Nie mój ból. Podskoczyłam przerażona i otworzyłam oczy.
- Demon! Krzyknęłam, upadając przy chłopaku. Podniosłam jego głowę do góry, bijąc go po twarzy, by na mnie spojrzał. Wszędzie pełno krwi, która pozostawała na moich palcach. Z jego podbrzusza sączyła się krew. Przycisnęłam jego rękę mocno do rany, chcąc zapanować nad krwawieniem. Mimowolnie spojrzałam na Volta, który przykuty do ziemi patrzył na nas, powtarzając imię swojego siostrzeńca. Tuż za nimi ujrzałam Pana Stanleya na czele z policją, biegnącego Ojca z sanitariuszami.
- Demon, proszę! Krzyknęłam do chłopaka- Nie rób mi tego! Ne umieraj! Błagam!
Zostałam odciągnięta do Ramsey'a, którym zaczęli zajmować się ratownicy. Przez jakiś czas wyrywałam się, od czego stanowczo odciągał mnie Tata. Wszystko działo się tak szybko, że nie do końca pojmowałam kto jest kim. Łzy zasłaniały mi oczy, tworząc jedną, wielką rozmazaną taflę!
- Demon! Krzyknęłam jeszcze raz, łudząc się że ten mnie usłyszy- Proszę- Powtarzałam, odpychając od siebie Ojca.  Poczułam ukłucie w ramię.
- Spokojnie kochanie- Powtarzał Tata, ciągle przyciskając moją głowę do swojego torsu- Po tym poczujesz się lepiej. Będzie dobrze, zobaczysz. Musisz być silna!


***
          Dni uciekały bezpowrotnie, jak kartki w naściennym kalendarzu. Straciłam poczucie czasu. Dzień zamieniał się w noc, po których znowu powracał dzień i tak cały czas. Nie wiedziałam jaki mamy dzień, ile minęło czasu, ani nawet którą mamy godzinę. Przestałam nadążać nad tym wszystkim. 
Rodzice wciąż przynosili mi posiłki, ale nawet nie miałam ochoty jeść. Prosili, błagali, ale nie dawało to żadnych rezultatów. Nie widziałam swojego rodzeństwa od czasu rozprawy, w której nawet nie brałam udziału. Nie interesował mnie nawet wynik końcowy. Nikt mnie nie informował, a sama nie pytałam. Nie chciałam. 
Pogrążona w myślach siedziałam na parapecie, patrząc na przechodzących ludzi. To było moje jedyne zajęcie, którym tak skrupulatnie się zajmowałam. Cały czas czekałam na Demona, który zadzwoni, przyjedzie, odezwie się, ale to nie nastąpiło. Starałam się przypominać nasze rozmowy, ponieważ bałam się, ze kiedyś zapomnę kim był. Od czasu do czasu rozpisywałam nasze dialogi w zeszycie, dopóki pamiętałam. Tylko to mnie trzymało przy życiu. Nawet wizyta Castiela nie pomogła. Wyrzuciłam go z domu, jakby był nikim dla mnie. Nikt się już nie liczył. Nikt. 
Kiedyś podsłuchałam rozmowę rodziców, którzy planowali oddać mnie na leczenie psychiatryczne. Szukali specjalistów, którzy byliby w stanie dotrzeć do mnie i pomóc mi w walce w moim bólu. Tylko jedno może mi pomóc...
Postanowiłam rozprostować kości, narzuciłam na siebie bluzę z kapturem i nie patrząc nawet na siebie w lustro wyszłam z pokoju. 
Rodzice spojrzeli na mnie zaskoczeni. Stanęłam przed nimi jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło. 
- Zabierzcie mnie do niego- Wycharczałam. Przez kilka dni dorobiłam się dorodnej chrypki, przez to moje nic niemówienie, dlatego nie panowałam nad własnym głosem. 
- W porządku Odparł Ojciec, narzucając na siebie kurtkę. 
Wyszłam przed dom i zaczerpnęłam odrobinę świeżego powietrza, a następnie zajęłam miejsce w samochodzie. 
Przez całą drogę panowała między nami cisza. Nie chciałam z nim rozmawiać. Chciałam już tylko dojechać na miejsce i nic się dla mnie nie liczyło. Uznałam, ze to najwyższy czas zorientować się w sytuacji i zobaczyć go, nawet jeśli nie będzie wiedział, że go odwiedziłam. Już czas najwyższy. 



1 komentarz:

  1. *.* o ranyyy !
    przepraszam ze nie komentowałam twoich rozdziałów ale miałam przez jakiś czas problem z internetem lecz w końcu jest i zagłębiłam się w tą historię tak że przeczytałam ją na jednym tchu.
    Uwielbiam twoją historię.Mam nadzieję że Demon jednak przeżyje a z Gabi będzie wszystko w porządku :)
    Tym razem już nie zniknę i z niecierpliwością czekam na kolejną część...pozdrawiam i do następnego ;3

    OdpowiedzUsuń