wtorek, 7 marca 2017

Rozdział XXVIII '' Koniec tego świata jest naszym początkiem''

          Szpital Świętej Wiktorii w Anglii. Podobno jeden z najlepszych ośrodków dostępnych dla takich szaraków jak my- Ludzi. Niepewnie przekroczyłam próg tego miejsca. Nie wiem czy byłam gotowa. Na pewno nie fizycznie, ale moja psychika chciała tutaj zostać. Uznałam, że to jest właśnie ten moment, w którym mogłabym go zobaczyć. Choć wyglądałam jak wszystkie nieszczęścia na tym Świecie, wiedziałam, że muszę tutaj być i byłam zła na siebie, że nie mogłam tego uczynić wcześniej. Mijałam przeciskających się ludzi przez korytarz, próbując dostać się do windy. Na siódmym piętrze, miałam dowiedzieć się wszystkiego, czego tylko chciałam.
Poczułam uścisk ręki Ojca na ramieniu, który starał się mnie wesprzeć psychicznie. Nie chciał, bym poczuła, że jestem z tym wszystkim sama. Wiedział, że tego potrzebuję, choć nie potrafiłam mu podziękować. Miałam nadzieję, że nie ma mi tego za złe. Uśmiechnął się pokrzepiająco, wciskając odpowiedni numerek w windzie- Tylko kilka pięter i go zobaczę- Pomyślałam. Tak niewiele dzieliło nas od siebie.
Drzwi powoli otworzyły się, wypuszczając nas na szeroki korytarz, gdzie przechadzały się roześmiane pielęgniarki uśmiechające się promiennie.
Skręciliśmy w prawo kierując się do głównej recepcji. Przed komputerem siedziała kobieta, z dość widoczną nadwagą. Zmierzyła nas posępnie wzrokiem.
- Państwo do kogo? Zapytała po chwili, ciągle wpisując jakieś dane do laptopa.
- Demon Ramsey- Odpowiedziałam, patrząc jak kobieta pospiesznie wstaje- Rodzina? Zapytała po chwili, poprawiając swoje oprawki na nosie.
- Jestem jego dziewczyną- Zawahałam się- Narzeczoną. W przyszłym tygodniu mieliśmy wziąć ślub- Powiedziałam na jednym wydechu, modląc się, by kobieta łyknęła tę historię. Zdawałam sobie sprawę z tego, jakie procedury panują w szpitalu. Tylko rodzina mogła zobaczyć pacjenta, a Ja niestety nie miałam jak udowodnić kim jest dla mnie Demon. W końcu nie łączą nas nic, poza przyjaźnią.
- Proszę skontaktować się z Doktor Brown- Odparła po chwili- Jest w dyżurce, po drugiej stronie korytarza.
- Dziękujemy- Odpowiedział Richard, popychając mnie delikatnie w kierunku gabinetu lekarza prowadzącego.
Mijaliśmy kolejne sale chorych, kiedy w końcu ujrzeliśmy dyżurkę lekarską. Ojciec delikatnie zapukał, czekając na jakąkolwiek odpowiedź. Po chwili w drzwiach przystanęła wysoka blondynka, patrząca na nas pytająco.
- Dzień dobry. Szukamy Doktor Brown- Odparł Staruszek, spoglądając na kobietę w białym fartuchu.
- Słucham- Uśmiechnęła się szeroko, zamykając za sobą drzwi- W czym mogę pomóc?
- Chcielibyśmy się dowiedzieć w jakim stanie jest Pan Demon Ramsey- Kontynuował.
- Czy Państwo są z rodziny? Zapytała podejrzliwie, tym razem skupiając swój wzrok na mnie.
- Jestem jego narzeczoną, w przyszłym tygodniu mieliśmy się pobrać.
- Oczywiście- Uśmiechnęła się- Zapraszam. Powolnym krokiem podążaliśmy za lekarzem, mijając kolejne sale szpitalne- Jego stan był krytyczny, natomiast z dnia na dzień jest coraz lepiej. Od czasu do czasu powtarza imię niejakiej Gabrielle- Kontynuowała.
- To Ja- Wyszeptałam- Czy z tego wyjdzie?
- Najgorsze już za nim. Miał dużo szczęścia- Odparła- To tutaj- Wskazała nam drzwi, zza którymi leżał chłopak.
- Idź- Odpowiedział Richard, uchylając je ostrożnie- Poradzisz sobie. Skinęłam głową potwierdzająco, a następnie weszłam do środka.
- No i jestem- Wyszeptałam powoli zbliżając się do łóżka chorego. Znowu się bałam.
Wyglądał dokładnie tak, jak sobie wyobrażałam. Jakby zapadł w sen. Przysiadłam obok, gładząc go po policzku. Pocałowałam go w czoło i złapałam go za rękę, przytulając ją mocno do swojej twarzy.
- Nie wiem czy mnie słyszysz Draniu! Powiedziałam, delikatnie się uśmiechając- Nienawidzę Cię, ale tak bardzo się cieszę, że z tego wyjdziesz. Nie wiem w jaki sposób mnie zdradziłeś, ani nawet nie chcę tego wiedzieć, ale przyszłam Ci podziękować. Uratowałeś mnie- Moją twarz zalały łzy, które ocierałam jego ręką- Czujesz to? Płaczę przez Ciebie. Uratowałeś mi życie, pomimo tego że wcześniej wbiłeś mi nóż w serce i naraziłeś nas na niebezpieczeństwo. Wybaczam Ci- Uśmiechnęłam się- Tylko się obudź, bo nie mam zamiaru Cię niańczyć, a poza tym, ktoś Ci musi skopać tyłek!
Wciąż spoglądałam na niego, patrząc jak jego klatka piersiowa powoli się podnosi. Jego unormowany oddech powodował wielką radość w moim sercu. Poczułam szczęście. Płakałam ze szczęścia- Dziękuję Demon. Dziękuję, że mnie uratowałeś.
- Gdybym miał to zrobić jeszcze raz, wcale bym się nie zawahał- Wypowiedział cichutko, otwierając jedno oko- Przyszłaś.
- Musiałam- Odpowiedziałam, poprawiając jego grzywkę- Chciałam się upewnić, że żyjesz, żebym mogła Cię zabić osobiście.
- Twardy jestem- Uśmiechnął się delikatnie- Będziesz mieć jeszcze wiele okazji.
- Dlaczego to zrobiłeś? Zapytałam, przytulając się ostrożnie do niego. Ten, położył rękę na mojej głowie, gładząc mnie delikatnie po włosach- A dlaczego nie?
- Nie zgrywaj się!
- No dobrze, dobrze- Odparł- Od początku. O nagraniu z Benem już wiesz, jak nas zdradził  takie tam. Kiedy się dowiedział o wszystkim postanowił mnie wezwać do siebie. Poszedłem jak gdyby nigdy nic, bo się nie domyśliłem że coś może być nie tak. Volt w tym czasie zaczął mnie szantażować, odbierając mi to co najcenniejsze- Odparł, robiąc mi miejsce obok siebie. Kiedy tylko położyłam się obok, ten przytulił mnie mocno.
- Śmierć mojego Ojca, nie była zwykłym wypadkiem- Kontynuował- Mój Ojciec zginął z jego ręki, kiedy ten dowiedział się wszystkiego, czego nie powinien. Niby wypadek na torze, a jednak mam niepodważalne dowody na to, że to Volt przyczynił się do jego śmierci. Chciałem zemsty! Swoją matkę wysłałem daleko za granicę, błagając by nigdy nie wracała. Związałem się z NCA i później poznałem was. Dowody przekazałem twojemu Ojcu, który już wiedział co ma z tym zrobić.
Tak czy inaczej- Zawahał się- Wuj odnalazł moją matkę. Kiedy Ben wyśpiewał mu wszystko, szantażował mnie, że zabiję własną siostrę.
- Nie miałeś wyboru- Odpowiedziałam, wciąż nie wierząc w to co słyszę.
- Miałem- Odparł niewzruszony- Musiałem powiedzieć mu o wszystkim, oddać dowody, które tak dzielnie zbierałaś dla agencji, w końcu Ben miał wszystko pod kontrolą, dlatego nie mogłem niczego zataić, poza tym co wręczyłem Richardowi.
Wszystkie samochody spłonęły, wraki zniknęły. Reszta ludzi została solidnie opłacona i odsunięta od sprawy.
- Czyli mój Ojciec miał coś na Volta, o czym nikt poza wami nie wiedział?
- Dokładnie- Wyszeptał- Niech sukinsyn gnije w pierdlu! Wiedziałem, że Wuj nie dotrzyma danego mi słowa, że nikomu z was nie stanie się krzywda. Kiedy mnie wyprowadzili pojawił się Pan Stanley z ekipą, a w tym czasie wbiegłem do garażu, osłaniając Cię przed strzałem.
- Boże, Demon, to jest tak straszne, że do tej pory nie mogę uwierzyć w to co się dzieje! Mogłeś zginąć!
- Ty też mogłaś- Odpowiedział- A jednak siedzimy tutaj razem i na całe szczęście nic nam nie jest. Mówiłem Ci już że było warto i zrobiłbym to jeszcze raz. Nasze rachunki zostały wyrównanie i w końcu nastał koniec naszego koszmaru- Uśmiechnął się promiennie- Jeszcze tylko muszę trochę tutaj zostać, a kiedy mnie naprawią zacznę od nowa. Wybacz, że musiałem Cię ściągnąć do warsztatu. Myślałem, że nakłonię Cię do ucieczki i sami załatwimy te sprawę, ale Ty postanowiłaś zostać. Volt sprawował kontrolę, jeśli bym Cię nie ściągnął...
- Już nic nie mów- Przerwałam mu- Nie chcę już więcej wracać do tego tematu.
- Wybacz mi, że naraziłem nas na niebezpieczeństwo- Odparł, przytulając mnie jeszcze mocniej.
- Wybaczam Demon. Nie zważając na okoliczności i tak bym Ci wybaczyła.
- I jeszcze jedno- Kontynuował- Jestem Draniem!
- Tak- Westchnęłam głośno- Jesteś prawdziwym draniem!
- Miło to usłyszeć raz jeszcze! Oparł głowę o poduszkę, wpatrując się przez chwilę w sufit- Możesz wracać do swojego księcia na białym koniu. Mam nadzieję, że zrozumie. W przeciwnym razie będę skłonny mu solidnie przywalić.
Uśmiechnęłam się delikatnie, zostawiając chłopaka bez odpowiedzi.
- Tak swoją drogą Pan Stanley zarządza NCA- Dopowiedział
- Leżysz w szpitalu, a wiesz więcej ode mnie! Prychnęłam niezadowolona- Jak to jest możliwe?
- Słyszałem, że trochę Ci się w główce poprzewracało- Stuknął mnie w czoło- Twój brat dostał wyrok w zawieszeniu i kaucję, a tego się nie dało uniknąć. Stanley zarządza NCA, chcą Ci nawet zaoferować posadę. Ben jeszcze długo będzie siedzieć i już się postarano, żeby zgnił w najgorszym więzieniu. Jego sąsiadem zostanie mój Wuj. Cała szajka będzie siedzieć! To tylko dzięki Tobie!
- Nie zapominaj o sobie!
- Oczywiście- Wyszczerzył się- Ja tylko chcę iść na ryby... No wiesz... Wędka, łódź i ta seksowna Pani Doktor Brown- Westchnął.
***

          Pod koniec dnia, kiedy na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy, a delikatny wiaterek ochładzał, to co zdążyło nagrzać Słońce, siedziałam przed domem, bawiąc się telefonem. W drugiej ręce trzymałam pyszną kanapkę, którą przygotowała mi moja mama. Tymczasem kobieta siedziała obok mnie, obejmując mnie ramieniem. Nie rozmawiałyśmy, choć na naszych twarzach widniały promienne uśmiechy. Od czasu do czasu zerkałyśmy na siebie. Był to jeden z pierwszych i przede wszystkim normalnych wieczorów o jakich nawet nam się nie śniło.
- Więc, już po wszystkim? Zapytałam, wtulając się w kobietę.
- Chyba tak- westchnęła głośno- Ale nie myśl, że zapomniałam o twoim prezencie urodzinowym. Zamknij oczy.
Zacisnęłam mocno powieki, czekając na to co przygotowała dla mnie rodzicielka. Po chwili poczułam chłód na swojej szyi. Sięgnęłam odruchowo, czując pod palcami łańcuszek. Otworzyłam oczy, patrząc jak nowy nabytek ozdabia moje ciało. Drobny, złoty łańcuszek, z zawieszką w kształcie serduszka- Jest piękny- Odparłam przytulając kobietę- Dziękuję.
- Należał do twojej Mamy- Odparła, poprawiając moje włosy- Myślę, że to odpowiedni moment na to, abyś go zatrzymała.
Pocałowałam Mamę w policzek- Będę o niego dbać najlepiej jak potrafię- Odparłam.
- To jeszcze nie koniec niespodzianek! Zaśmiała się.
- Zbieraj się siostrzyczko- Dopowiedział Alexy, wychodząc z domu- Musimy podjechać w jedno miejsce, a nie mamy kierowcy.
- Jak to? Zapytałam zaskoczona- Myślałam, ze zjemy kolację i w ten sposób uczcimy wszystko za jednym zamachem.
- Nie nie nie nie- Potwierdził Armin, rzucając mi kluczyki od samochodu rodziców- Jedziemy na lotnisko.
- Mamo! To nie jest dobry pomysł- Odparłam, spoglądając na kobietę.
- Zaufaj im- Usłyszałam w odpowiedzi.
- Raz już zaufałam i nigdy nie zapomnę do czego to doprowadziło.
- Tym razem naprawdę nic się nie stanie- Dodał Ojciec, obejmując Rodzicielkę- Nie pożałujesz.
Westchnęłam głośno, otrzepując swoje trampki. Otworzyłam samochód, zajmując miejsce kierowcy. Miałam mieszane uczucia, ale skoro sami rodzice pochwalają ten pomysł, to może faktycznie stałam się za bardzo przewrażliwiona?
Odpaliłam silnik i czekałam, aż moje rodzeństwo usadowi się w środku. Widziałam jeszcze jak Armin dyskutuje o czymś z Ojcem. Po drugiej stronie ulicy widziałam pogaszone światła w domu Castiela, czyli w dalszym ciągu nie pojawił się w swoim kącie. Wiedziałam, że prędzej czy później musimy porozmawiać, tylko jak mogłabym to zrobić, skoro chłopak nawet nie pokazywał mi się na oczy?
- W drogę- Krzyknął uradowany Armin, siadając obok mnie.
Nie mając wyboru po prostu ruszyłam przed siebie, zastanawiając się co mnie jeszcze dzisiaj spotka.
Chłopcy włączyli radio, zapadając jakiś rockowy kawałek śpiewany przez kobietę. Armin świetnie sobie radził z naśladowaniem głosu dziewczyny, na co parsknęłam śmiechem.
Minęliśmy supermarket i mimowolnie szukałam na parkingu czerwonego Dodge'a Castiela. Tak dawno go nie widziałam. Jakby zapadł się pod ziemię, razem ze swoim samochodem.
Kątem oka, próbowałam doczytać z kim tak wymienia wiadomości mój debilny brat, ale skubany zasłonił telefon ręką. Uśmiechnął się tylko zjadliwie, wystawiając mi język.
- Już są! Krzyknął Alexy, otwierając tylną szybę. Nie bardzo wiedziałam o kogo mu chodzi, dopóki nie pojawił się przede mną samochód Castiela, który bezceremonialnie włączył światła awaryjne. Zaraz obok niego widziałam kolejny samochód, gdzie siedział Kentin ze swoimi kolegami.
- Co jest grane? Zapytałam podejrzliwe, patrząc jak samochody stanowczo przyspieszają.
- Twoja obstawa- Wyszczerzył się Armin, dzwoniąc do kogoś- Zaraz będziemy- Powiedział, odkładając telefon na bok.
Nie wiem czy to był dobry pomysł, ale stanowczo przyspieszyłam, chcąc się trzymać tyłka Rudzika. Nie miałam wielkiego pola do popisu. W końcu to nie Veyron. Zwykły Nissan, mający co najwyżej sto koni pod maską. Na najwyższym biegu wciskałam pedał gazu w samą podłogę, jednakże chłopcy powoli znikali za zakrętem. Nie miałam szans dojechać z nimi. Musiałam się wlec gdzieś z tyłu, przedłużając swój czas spotkania z chłopakiem.
Prychnęłam nerwowo, wjeżdżając na asfalt opuszczonego lotniska. Z oddali widziałam jak zatrzymali się w pobliżu jednego z hangarów, w którym kiedyś ukryte zostały sportowe samochody.
Zatrzymałam się, ściskając mocno kierownicę.
Harvey otworzył mi drzwi, zachęcając mnie do wyjścia. Podałam mu dłoń, rzucając się wprost w jego ramiona.
- Spokojnie- Odparł, całując mnie delikatnie- Nigdzie się nie wybieram.
- Miałam pewne wątpliwości- Odgryzłam się- Myślałam, że nie chcesz mnie widzieć.
- Musiałem załatwić kilka spraw.
- Gołąbeczki! Krzyknął Kentin- Spójrzcie!
Obok nas przystanął dokładnie taki sam Dodge, tyle że czarny, obwiązany ogromną, czerwoną kokardą. Z samochodu wysiadł nie kto inny jak Pan Stanley. Jak gdyby nigdy nic, podszedł do nas spokojnie, podając mi rękę w ramach przywitania.
- STO LAT STO LAT! Krzyczała reszta, kiedy Pan Stanley wyciągnął komplet kluczyków, oraz dokumenty wozu.
- Ja nie rozumiem- Jęknęłam, przygryzając dolną wargę.
- A czego tu nie rozumieć? Zaśmiał się mężczyzna- To twój prezent urodzinowy!
- Jak to? Przecież Ja mam lewe prawo jazdy!
- Zatwierdzone przez NCA, a tutaj masz potwierdzenie- Podał mi plik dokumentów, prawo jazdy, tym razem oryginalne- Egzamin jest tutaj zbędny.
Uścisnęłam mocno mężczyznę prawie rzucając mu się na szyję.
- Żeby było zabawniej lotnisko od teraz należy do pana Stanley'a, który załatwił pozwolenie na wykonanie toru wyścigowego dla nas, co oznacza, że od teraz wyścigi są legalne na tym terenie- Dopowiedział Kentin.
- Na nowych zasadach oczywiście, bez żadnych szaleństw- Dodał nowy szef agencji.
- To świetnie! Odparłam podekscytowana- Dziękujemy!
- To my dziękujemy- Dodał mężczyzna, wsiadając do samochodu rodziców- Udanej zabawy dzieciaki!
Pomachałam mu na pożegnanie, ściskając mocno komplet kluczy. Spojrzałam na Castiela, który tylko puścił mi oczko, zapraszając mnie na przejażdżkę nowym nabytkiem.
Natychmiast zajęłam miejsce kierowcy, włączając szybko silnik. Ustawiłam fotel, lusterka, kierownicę, tak by wszystko idealnie pasowało pod mój wzrost.
Harvey usiadł obok mnie, łapiąc mnie za kolano.
- Nie muszę Ci tłumaczyć co i jak, na szczęście- Westchnął, zamykając drzwi- Wszystko to samo co u mnie i sam wybierałem.
- Więc to były te sprawy, które musiałeś załatwić przez ten czas?
- Niezupełnie, ale między innymi też.
- Więc jak się wytłumaczysz? Spojrzałam na niego, a następnie ruszyłam prosto przed siebie.
- Byłem u Lysandra i tak sobie pomyślałem, że może...
- Może co? Pospieszałam go, kiedy tylko ucichł na chwilę.
- Że może tam zamieszkamy?
- Dobrze! Uśmiechnęłam się, całując go w policzek- Wyjedźmy stąd jak najdalej!
- Więc wyjedźmy!
Uśmiechnął się, włączając muzykę. Jechaliśmy po pasie startowym nowym samochodem. Czułam jedną, ale to tylko jedną, skromną łzę, opadającą po mojej twarzy. Przysięgłam sobie, ze to będzie już ostatni raz, kiedy zaczynam płakać.
Wszystko skończyło się szczęśliwie. Nie mogłam wyobrazić sobie lepszego zakończenia. Stało się. W końcu Ja i Castiel razem. Zaczynamy wszystko od nowa, nawet jeśli miałoby to być na końcu Świata.








No cóż. Koniec Historii. Dziękuję, że dałyście radę to czytać! Jestem bardzo wdzięczna <3
Pomyślę nad kontynuacją, ponieważ specjalnie udzieliłam takiego zakończenia, o ile jeszcze macie ochotę czytać ^^



8 komentarzy:

  1. ale szybko :c
    Nie spodziewałam się że już zakończysz bloga
    jestem całkowicie za kontynuacją ale też nie pogardzę inną historią w twoim wykonaniu ;)
    czekam z niecierpliwością :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już nie miałam siły pisać o wyścigach... Chcę przenieść akcję d Paryża i rozwiązywać nowe problemy, albo zacząć coś nowego i tak się zastanawiam

      Usuń
    2. nie ważne na co się zdecydujesz ja i tak będę czytać ;3 ;) xD

      Usuń
  2. Ale... Ale jak to koniec. :c
    Twoje opowiadanie jest, było cudowne.
    Bardzo Cię podziwiam za chęci i wenę do pisania. Wyszło Ci cudownie, czytane na jednym wdechu.
    Czekam z niecierpliwością na więcej i życzę powodzenia:).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę robić kontynuację, tylko muszę poprawić trochę styl pisania, bo jest ze mną coraz gorzej... Porządniej rozwijać wątki!

      Usuń
  3. Jest świetnie! Super blog, super historia, czekam na kontynuację/inną historię (w zależności od twojej decyzji) i niesamowicie podziwiam :).

    Tak z innej beczki - masz świetny gust muzyczny <3 \m/

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow. Naprawdę super opowiadanie ;). Dosłownie cieszę się jak małe dziecko , że znalazłam Twojego bloga. Wogole wszystko super świetnie piszesz , Masz na prawdę talent. Podoba mi się również jakie charaktery stworzyłaś bohaterom SF ;) jestem pod wrażeniem! ;* nie zaprzestawaj pisania , na prawdę świetnie Ci to idzie i masz talent do tego. Ta akcja , przemyślenia , zachowania bohaterów i wogole wszystko ;* jesteś wielka ;*. Pozdrowionka i czekam niecierpliwie na kolejne rozdziały. Weny Ci życzę ! ;*

    OdpowiedzUsuń