Mieliśmy dużo szczęścia, że udało nam się trafić właśnie tutaj. Z Castielem, do miasta zwanego miejscem zakochanym i coś w tym jest. Magiczne miejsce, w którym mieliśmy zacząć wszystko od nowa.
Nie wiedziałam jak mam podziękować Rozalii. Gdyby nie jej szlachetna pomoc w znalezieniu miejsca dla nas, pewnie wciąż dzieliłabym pokój z Harvey'em i rozwydrzonym rodzeństwem, którzy przegrywając swoją walkę o łóżko, zadowolić musieli się spaniem na podłodze. Czasami podeptałam Armina, kiedy za potrzebą, w środku nocy, musiałam przecisnąć się do łazienki. Wciąż uważa, że zrobiłam to celowo i może tak właśnie było, ale nigdy się do tego nie przyznam. Gdyby nie moja przyjaciółka, nie stałabym teraz tutaj i nie podziwiła tak pięknego widoku z własnego balkonu. W głowie miałam prawdziwy mętlik, kiedy zastanawiałam się jak to wszystko urządzić. Nasz wspólny budżet, może nie był okazały, ale liczyłam na to, że przynajmniej starczy nam na kilka podstawowych rzeczy. Castiel notorycznie powtarzał, że posiada własne środki, za które mógłby sfinansować umeblowanie naszego mieszkania, ale nie chciałam go słuchać. Uznałam, że to nie w porządku i nie lubiłam, kiedy za wszystko chciał płacić. Gdybym mu powiedziała czym się kieruję, pewnie uznałby mnie za idiotkę, ale nie chciałam, by ktokolwiek wypominał mi fakt, ile pieniędzy wpakował we mnie chłopak. Przerażało mnie to. Chciałabym się w jakiś sposób odwdzięczyć i zrobię to po swojemu.
Mieszkaliśmy w starej kamienicy, na samej górze, mając do dyspozycji ogromny salon,połączony z jadalnią, w której od czasu do czasu organizowalibyśmy prywatki, przestronną kuchnię, w której mogłabym porządnie nauczyć się gotować i cztery sypialnie, gdzie każdy mógł znaleźć odrobinę prywatności dla siebie. Nie wiem czy nauczę się mieszkać z czterema facetami pod jednym dachem, ale obiecałam sobie, że nigdy nie będę na to narzekać. Przynajmniej nie na głos. Najważniejsze, że byliśmy wszyscy razem w jednym miejscu i to liczyło się ponad wszystko. Stare podłogi, zachowane były w idealnym stanie. Kuchnia również nie wymagała większych poprawek i była solidnie wyposażona. Wystarczyło przemalować pokoje. Miałam to szczęście, że zajęliśmy z Castielem największą sypialnię, w której znajdowała się przestronna garderoba i osobna toaleta. Nie wspomnę oczywiście, jak bardzo musiałam się kłócić o nią z Arminem, dopóki nie wpadliśmy na pomysł losowania. No cóż. Wygrałam.
Demon również wywalczył sobie pokój z balkonem. Idealny dla palacza, ponieważ postawiłam na swoim i zakazałam palenia w środku. Nie chciałam, by to mieszkanie kojarzyło się z nikotyną, która swoim zapachem przesiąknęłaby wszystko. To nasze miejsce i chciałabym dbać o nie, najlepiej jak potrafię. Przez kilka dni tutaj, kiedy w końcu pojawiła się ciężarówka z naszymi rzeczami, solidnie zabrałam się za układanie ubrań w garderobie. Castiel również znalazł w niej miejsce dla siebie, kiedy tylko uporał się z moimi rzeczami. Jak sam stwierdził, połowy miałam się pozbyć, ale nigdy się na to nie zgodzę. Po mieszkaniu walało się jeszcze kilka niewypakowanych pudeł, ale jeszcze nikomu nie zaczęły przeszkadzać, więc z pewnością jeszcze trochę tak będą stać.
W tym czasie, zgłosiłam się na uczelnię, dopilnować wszystkich formalności związanych z moim przyjęciem, jednakże niestety nie udało mi się zapisać na zajęcia. Wszystkie miejsca na kierunku który wybrałam zostały już zajęte i mogłam tylko liczyć na fakt, że jakiś student w ostatniej chwili zrezygnuje z kierunku. Rozalia pocieszała mnie i wciąż zachęca do tego, by zmienić uczelnię i pójść tam gdzie Ona. Jest na kierunku sztuki i projektowania i wcale mnie to nie zaskoczyło. Dziewczyna od zawsze wiedziała czego pragnie od życia i za to podziwiałam ją jeszcze bardziej. Jak to Pan Stanley powiadał... Akademia fizyczna dla mnie i mogę pracować dla niego. Broniłam się przed tym, ale po sprawie z Arminem, kiedy emocje opadły i odetchnęłam psychicznie, uznałam że może jednak warto. Sam fakt, że Rozalia będzie w tym samym budynku dodałby mi otuchy. Alexy będzie z nią w grupie. Trochę kryminalistyki i mam swój zawód marzeń. Musiałam się tylko nad tym zastanowić. Demon bardzo mi kibicował w moim pomyśle, jako że sam skończył ten kierunek, więc z pewnością wie co mówi. Castiel powtarzał, że jeśli jednak z jakiejś przyczyny mi się nie spodoba, to nic nie stoi na przeszkodzie, by to zmienić. Mieli rację, jak zawsze.
***
Przeciągając się solidnie, po cudownie spędzonej nocy w ramionach mojego faceta, postanowiłam wstać przed wszystkimi domownikami, chcąc ich zaskoczyć solidnym śniadaniem. Samo zebranie się z materaca nie jest trudne. Gorzej jeśli, muskularny mężczyzna przyciska się do Ciebie i nie pozwala się ruszyć z miejsca. Walczyłam zaciekle dobre piętnaście minut, kiedy w końcu udało mi się przystanąć obok. Poprawiłam koszulkę i narzuciłam na siebie spodenki. Castiel w tym czasie odwrócił się na bok i spał w dalszym ciągu jak zabity. Miał naprawdę mocny sen i nie wiem co musiałoby się stać, by go w końcu obudzić.
Przeszłam do salonu, zgrabnie ominęłam pudła należące do chłopaków i weszłam do kuchni wstawiając wodę na kawę. Zegar w moim telefonie wskazywał kilka minut po siódmej, więc miałam jeszcze sporo czasu do przygotowania się na spotkanie z Rozalią, gdzie miałyśmy się udać na Uczelnię, oddając wszystkie potrzebne dokumenty, by w końcu stać się upragnioną studentką.
Napisałam wiadomość do Rozy, by podała mi adres, pod którym mamy się spotkać, jako że jeszcze nie znałam miasta. Gratuluję osobie, która wymyśliła GPS, w przeciwnym razie byłabym skończona. Odłożyłam telefon obok i zabrałam się za robienie tostów.
Zalałam kawę gorącą wodą i upiłam ostrożnie pierwszy łyk kofeiny. Przeszłam do części salonowej, przeskoczyłam raz jeszcze te pudła i wyszłam na malutki taras, chcąc upewnić się jaką mamy dzisiaj pogodę. Zapowiadał się naprawdę piękny dzień i miałam nadzieję, że nic mi go nie zepsuje.
Obserwowałam przechodzących ludzi i naprawdę myślałam, że nikt nie zakłóci mojego porannego spokoju, dopóki nie usłyszałam mocno wypowiedzianego przekleństwa. Odwróciłam się pospiesznie, widząc jak Demon zbiera się z podłogi, przewracając wszystkie kartony, które już tyle razy udało mi się obejść. Parsknęłam pod nosem, wchodząc ponownie do pomieszczenia. Chłopak pozbierał się tak szybko, jak szybko upadł, doprowadzając mnie do histerycznego śmiechu. Poprawił swoje ciemne włosy i zmierzył mnie srogim spojrzeniem.
- No co? Zapytałam przysiadając na kanapie- Już tyle razy prosiłam was o posprzątanie, więc było pewne, że ktoś się w końcu przewróci.
- To nie moje pudła! Odpowiedział, przesuwając je nogą w kąt- Więc nie mój problem.
- Dziwnym trafem, to Ty upadłeś, więc musisz mieć naprawdę pecha.
Ramsey przysiadł obok mnie, zabierając mój kubek z napojem. Upił porządny łyk, rozkładając się na narożnej kanapie. Nowością nie zachwycała, ale na ten moment musiała nam wystarczyć.
- Przypominam, że do kuchni masz raptem kilka kroków- Odebrałam kawę, dopijając jej resztki.
Uśmiechnął się zjadliwie, włączając malutki telewizor, przełączając na wiadomości. Niestety miałam to szczęście że znałam francuski i radziłam sobie z nim całkiem nieźle, więc przeważnie musiałam robić za tłumacza.
- Nic się nie dzieje- Odparłam wsłuchując się w głos prezenterki- Jakieś koncerty i wypadki.
- Domyśliłem się- Odparł wzruszając ramionami- Słyszałem, że wstałaś, więc chciałem zapytać czy zrobiłabyś mi tę przyjemność i może zmienisz mi opatrunek?
- Jeśli mam zemdleć na widok krwi, to faktycznie jestem odpowiednią osobą- Prychnęłam- Powinieneś się z tym zgłosić do lekarza.
- To tylko opatrunek. Co w tym takiego trudnego?
- A jeśli rana się nie chce goić? Albo dzieje się z nią coś niedobrego? Zapytałam skołowana- Po prostu się boję tego co zobaczę.
- Jeśli będzie tam coś, co Ci nie spodoba... Obiecuję, że jeszcze dzisiaj zgłoszę się do przychodni. Może być? Zapytał.
Westchnęłam głośno, a następnie udałam się do łazienki w poszukiwaniu apteczki. Naprawdę się denerwowałam. Sam fakt, że Demon podchodzi do tego tak lekceważąco mnie dobijał. Wiem ile dla mnie zrobił i gdybym mogła się z nim zamienić to bez wahania zrobiłabym to. Nie posiadam zdolności cofania czasu, a chciałbym. Wtedy wszystko stałoby się o wiele łatwiejsze.
Wyciągnęłam opakowania leków i udałam się do salonu, podając płyn dezynfekujący chłopakowi.
- Gotowa? Zapytał, kiedy zajęłam miejsce obok niego. Nabrałam głośno powietrza i kiwnęłam głową potwierdzająco.
Powoli odkleiłam stary opatrunek, przymykając szybko oczy, kiedy tylko poczułam, że trzymam go w rękach.
- Jak sytuacja? Jęknęłam przeciągle.
- Sama zobacz! Skierował moją rękę do miejsca, gdzie został trafiony pociskiem. Czułam, w dotyku, że jego skóra po ranie jest bardzo delikatna. Powoli otworzyłam oczy, spoglądając na zagojone miejsce.
- Widzisz? To nie było trudne.
Wypuściłam powietrze z ust, czując ogromną ulgę. Na wszelki wypadek zdezynfekowałam to miejsce, nalewając na gazik płynu, który bezceremonialnie przyłożyłam do skóry. Demon syknął, jako że płyn był zimny, wręcz nieprzyjemny w kontakcie z jego ciałem.
- Masz za swoje! Przytrzymaj to chwilę- Podałam chłopakowi gazę, wycierając dłonie w swoją koszulkę.
- Dzięki Goldenmayer.
***
Miałaś skręcić w prawo! Krzyknęła Rozalia, bawiąc się w mojego autopilota. Miałam już serdecznie dość, bo była w tym naprawdę kiepska.
- Tam był zakaz! Odpowiedziałam podirytowana- Droga jednokierunkowa! Jak miałam tam wjechać?
- Wielki mi problem!
- Po prostu daj mi ten adres! Odparłam, starając się patrzeć na drogę i włączając samochodowy GPS- Wpisz go tutaj.
- Przecież wiem, gdzie jest moja uczelnia i wiem że jesteśmy prawie na miejscu.
- Rozalia- Krzyknęłam raz jeszcze- Wpisz ten adres.
- Dobra! Już się tak nie bulwersuj- Odpowiedziała obrażona powoli wpisując odpowiednią ulicę. Westchnęłam głośno. Kocham ją, naprawdę, ale już od jakiś trzydziestu minut miałam ochotę zostawić ją na przydrożnym chodniku.
- Gotowe.
- To miasto zawsze jest takie zakorkowane?! To już kolejny postój- Dodałam, spoglądając na wpychające się samochody przed nami. Ciasne uliczki nieprzystosowane do większej ilości samochodów, mała ilość miejsc parkingowych. Na drogach w mieście panował niezły chaos.
- Może jakbyś zainwestowała w porządny rower, zamiast tego samochodu, uniknęłabyś podobnych problemów!
- Ja i rower? Żartujesz, prawda? Spojrzałam na nią zdegustowana.
- Oui! Większość mieszkańców wybiera ten środek transportu. Ewentualnie stawiają na komunikację miejską.
- A jednak w dalszym ciągu nie rozwiązano problemów dla pojazdów. Twoja teoria jednak nie może mieć większego sensu, skoro dookoła nas są... samochody!
Dziewczyna powiedziała coś niezrozumiałego pod nosem i założyła ręce na klatce piersiowej.
- Jak skręcę tutaj, to zrobię jakikolwiek objazd? Zapytałam po chwili.
- Prawdopodobnie tak.
Wrzuciłam kierunkowskaz i gwałtownie skręciłam, nie chcąc, by ktokolwiek z kierujących wepchnął się przede mnie, Tutejsza kultura drogowa jest na najniższym poziomie, o ile taki istnieje. Nikt grzecznościowo nikogo nie przepuści, nie zaczeka. Styl jazdy w tym mieście jest naprawdę agresywny. Musiałam się do tego w końcu dostosować.
Jechałyśmy przez dłuższą chwilę spokojnie, nie odzywając się do siebie nawet jednym słówkiem. Dalej sugerowałam się swoją nawigacją, która pokazywała mi, że jesteśmy prawie na miejscu.
- Widzę uczelnię! Krzyknęła Rozalia, wskazując mi jeden z budynków. Skręciłam kolejny raz, dostając się na miejsce parkingowe. Pozostało znaleźć wolne miejsce i możemy zakończyć tę żenującą podróż. Miałam naprawdę farta, kiedy ujrzałam jedno miejsce parkingowe. Na szczęście było tam na tyle dużo miejsca, że bezproblemowo zajęłam przydzielone miejsce. Wysiadłyśmy z pojazdu, udając się wprost do budynku.
- Tutaj jest wejście główne, a po lewej masz akademik- Opowiadała Białowłosa. Uczelnia był naprawdę imponujących rozmiarów. Co najmniej pięć razy większa w porównaniu do Amorisa.
Weszłyśmy do środka, legitymując się ochronie. Jak mówiła Rozalia, przy każdym wejściu rozmieszczone były bramki do wykrywania metalu i kilku ochroniarzy, którzy obowiązkowo musieli sprawdzić dokumenty osób wchodzących. Coś niebywałego. Tuż za bramkami znajdował się ogromny hol, kilka ławek i automaty z jedzeniem. Po obu stronach tego pomieszczenia znajdowały się schody prowadzące na piętro. Bezproblemowo przeszłyśmy przez bramki, chcąc skierować się do dziekanatu, w którym miałam załatwić wszelakie formalności, począwszy od zostawienia przygotowanych dokumentów.
Wszystko prawie przebiegało bezproblemowo. Kilkoro studentów spacerowało po korytarzu, rozmawiając o czymś zawzięcie. Jako że rok jeszcze się nie rozpoczął, pewnie są tutaj w tym samym celu co Ja. Prawie dotarłyśmy do celu, dopóki nie złapałam Rozy mocno za ramię, pociągając ją bliżej siebie.
- Co Ci się dzieje? Zapytała zdenerwowana- Zbladłaś.
- Mam omamy- Wyszeptałam, wytężając mocno wzrok- Spójrz proszę przed siebie.
Dziewczyna westchnęła mocno wędrując wzrokiem tam gdzie Ja. Przygryzła dolną wargę i wpatrywała się na koniec korytarza, gdzie pod samym oknem, siedział na ławce, rozmawiając przez telefon.
- O. Mój...
- Boże!