sobota, 22 kwietnia 2017

Rozdział XXX ''Co my wiemy, to tylko kropelka. Czego nie wiemy, to cały ocean''

          Potencjalnie, mieszkając w ścisłym centrum ciężko jest zaczerpnąć naprawdę świeżego powietrza, kiedy dookoła Ciebie przez dwadzieścia cztery godziny miasto wciąż żyje, nie zapewniając sobie żadnej przerwy. Okoliczne markety, kawiarnie, kluby i wszelakiego rodzaju sklepy podwyższając swoją sprzedajność dla potencjalnych turystów zapewniło sobie całodobowe otwarcie nie martwiąc się przy tym o jakichkolwiek straty zysków. Mówi się trudno. Ze spokojnego osiedla Londynu, wylądowałam tutaj. Z prawie każdego miejsca w mieszkaniu miałam zapewniony widok na wieżę Eiffla, która po zmroku, oświetlona z każdej strony przyprawiała mnie o drżenie całego ciała. Coś zachwycającego miałam na wyciągnięcie ręki. To miasto naprawdę żyło, w porównaniu do Anglii. Przystanęłam na balkonie, kolejny raz tego wieczoru wpatrzona w miasto, kiedy tuż za mną pojawił się Castiel, obejmując mnie od tyłu. Oparł głowę o moje ramię, na co uśmiechnęłam się mimowolnie.
Mieliśmy dużo szczęścia, że udało nam się trafić właśnie tutaj. Z Castielem, do miasta zwanego miejscem zakochanym i coś w tym jest. Magiczne miejsce, w którym mieliśmy zacząć wszystko od nowa.
Nie wiedziałam jak mam podziękować Rozalii. Gdyby nie jej szlachetna pomoc w znalezieniu miejsca dla nas, pewnie wciąż dzieliłabym pokój z Harvey'em i rozwydrzonym rodzeństwem, którzy przegrywając swoją walkę o łóżko, zadowolić musieli się spaniem na podłodze. Czasami podeptałam Armina, kiedy za potrzebą, w środku nocy, musiałam przecisnąć się do łazienki. Wciąż uważa, że zrobiłam to celowo i może tak właśnie było, ale nigdy się do tego nie przyznam. Gdyby nie moja przyjaciółka, nie stałabym teraz tutaj i nie podziwiła tak pięknego widoku z własnego balkonu. W głowie miałam prawdziwy mętlik, kiedy zastanawiałam się jak to wszystko urządzić. Nasz wspólny budżet, może nie był okazały, ale liczyłam na to, że przynajmniej starczy nam na kilka podstawowych rzeczy. Castiel notorycznie powtarzał, że posiada własne środki, za które mógłby sfinansować umeblowanie naszego mieszkania, ale nie chciałam go słuchać. Uznałam, że to nie w porządku i nie lubiłam, kiedy za wszystko chciał płacić. Gdybym mu powiedziała czym się kieruję, pewnie uznałby mnie za idiotkę, ale nie chciałam, by ktokolwiek wypominał mi fakt, ile pieniędzy wpakował we mnie chłopak. Przerażało mnie to. Chciałabym się w jakiś sposób odwdzięczyć i zrobię to po swojemu.
Mieszkaliśmy w starej kamienicy, na samej górze, mając do dyspozycji ogromny salon,połączony z jadalnią, w której od czasu do czasu organizowalibyśmy prywatki, przestronną kuchnię, w której mogłabym porządnie nauczyć się gotować i cztery sypialnie, gdzie każdy mógł znaleźć odrobinę prywatności dla siebie. Nie wiem czy nauczę się mieszkać z czterema facetami pod jednym dachem, ale obiecałam sobie, że nigdy nie będę na to narzekać. Przynajmniej nie na głos. Najważniejsze, że byliśmy wszyscy razem w jednym miejscu i to liczyło się ponad wszystko. Stare podłogi, zachowane były w idealnym stanie. Kuchnia również nie wymagała większych poprawek i była solidnie wyposażona. Wystarczyło przemalować pokoje. Miałam to szczęście, że zajęliśmy z Castielem największą sypialnię, w której znajdowała się przestronna garderoba i osobna toaleta. Nie wspomnę oczywiście, jak bardzo musiałam się kłócić o nią z Arminem, dopóki nie wpadliśmy na pomysł losowania. No cóż. Wygrałam.
Demon również wywalczył sobie pokój z balkonem. Idealny dla palacza, ponieważ postawiłam na swoim i zakazałam palenia w środku. Nie chciałam, by to mieszkanie kojarzyło się z nikotyną, która swoim zapachem przesiąknęłaby wszystko. To nasze miejsce i chciałabym dbać o nie, najlepiej jak potrafię. Przez kilka dni tutaj, kiedy w końcu pojawiła się ciężarówka z naszymi rzeczami, solidnie zabrałam się za układanie ubrań w garderobie. Castiel również znalazł w niej miejsce dla siebie, kiedy tylko uporał się z moimi rzeczami. Jak sam stwierdził, połowy miałam się pozbyć, ale nigdy się na to nie zgodzę. Po mieszkaniu walało się jeszcze kilka niewypakowanych pudeł, ale jeszcze nikomu nie zaczęły przeszkadzać, więc z pewnością jeszcze trochę tak będą stać.
W tym czasie, zgłosiłam się na uczelnię, dopilnować wszystkich formalności związanych z moim przyjęciem, jednakże niestety nie udało mi się zapisać na zajęcia. Wszystkie miejsca na kierunku który wybrałam zostały już zajęte i mogłam tylko liczyć na fakt, że jakiś student w ostatniej chwili zrezygnuje z kierunku. Rozalia pocieszała mnie i wciąż zachęca do tego, by zmienić uczelnię i pójść tam gdzie Ona. Jest na kierunku sztuki i projektowania i wcale mnie to nie zaskoczyło. Dziewczyna od zawsze wiedziała czego pragnie od życia i za to podziwiałam ją jeszcze bardziej. Jak to Pan Stanley powiadał... Akademia fizyczna dla mnie i mogę pracować dla niego. Broniłam się przed tym, ale po sprawie z Arminem, kiedy emocje opadły i odetchnęłam psychicznie, uznałam że może jednak warto. Sam fakt, że Rozalia będzie w tym samym budynku dodałby mi otuchy. Alexy będzie z nią w grupie. Trochę kryminalistyki i mam swój zawód marzeń. Musiałam się tylko nad tym zastanowić. Demon bardzo mi kibicował w moim pomyśle, jako że sam skończył ten kierunek, więc z pewnością wie co mówi. Castiel powtarzał, że jeśli jednak z jakiejś przyczyny mi się nie spodoba, to nic nie stoi na przeszkodzie, by to zmienić. Mieli rację, jak zawsze.

***

          Przeciągając się solidnie, po cudownie spędzonej nocy w ramionach mojego faceta, postanowiłam wstać przed wszystkimi domownikami, chcąc ich zaskoczyć solidnym śniadaniem. Samo zebranie się z materaca nie jest trudne. Gorzej jeśli, muskularny mężczyzna przyciska się do Ciebie i nie pozwala się ruszyć z miejsca. Walczyłam zaciekle dobre piętnaście minut, kiedy w końcu udało mi się przystanąć obok. Poprawiłam koszulkę i narzuciłam na siebie spodenki. Castiel w tym czasie odwrócił się na bok i spał w dalszym ciągu jak zabity. Miał naprawdę mocny sen i nie wiem co musiałoby się stać, by go w końcu obudzić.
Przeszłam do salonu, zgrabnie ominęłam pudła należące do chłopaków i weszłam do kuchni wstawiając wodę na kawę. Zegar w moim telefonie wskazywał kilka minut po siódmej, więc miałam jeszcze sporo czasu do przygotowania się na spotkanie z Rozalią, gdzie miałyśmy się udać na Uczelnię, oddając wszystkie potrzebne dokumenty, by w końcu stać się upragnioną studentką.
Napisałam wiadomość do Rozy,  by podała mi adres, pod którym mamy się spotkać, jako że jeszcze nie znałam miasta. Gratuluję osobie, która wymyśliła GPS, w przeciwnym razie byłabym skończona. Odłożyłam telefon obok i zabrałam się za robienie tostów.
Zalałam kawę gorącą wodą i upiłam ostrożnie pierwszy łyk kofeiny. Przeszłam do części salonowej, przeskoczyłam raz jeszcze te pudła i wyszłam na malutki taras, chcąc upewnić się jaką mamy dzisiaj pogodę. Zapowiadał się naprawdę piękny dzień i miałam nadzieję, że nic mi go nie zepsuje.
Obserwowałam przechodzących ludzi i naprawdę myślałam, że nikt nie zakłóci mojego porannego spokoju, dopóki nie usłyszałam mocno wypowiedzianego przekleństwa. Odwróciłam się pospiesznie, widząc jak Demon zbiera się z podłogi, przewracając wszystkie kartony, które już tyle razy udało mi się obejść. Parsknęłam pod nosem, wchodząc ponownie do pomieszczenia. Chłopak pozbierał się tak szybko, jak szybko upadł, doprowadzając mnie do histerycznego śmiechu. Poprawił swoje ciemne włosy i zmierzył mnie srogim spojrzeniem.
- No co? Zapytałam przysiadając na kanapie- Już tyle razy prosiłam was o posprzątanie, więc było pewne, że ktoś się w końcu przewróci.
- To nie moje pudła! Odpowiedział, przesuwając je nogą w kąt- Więc nie mój problem.
- Dziwnym trafem, to Ty upadłeś, więc musisz mieć naprawdę pecha.
Ramsey przysiadł obok mnie, zabierając mój kubek z napojem. Upił porządny łyk, rozkładając się na narożnej kanapie. Nowością nie zachwycała, ale na ten moment musiała nam wystarczyć.
- Przypominam, że do kuchni masz raptem kilka kroków- Odebrałam kawę, dopijając jej resztki.
Uśmiechnął się zjadliwie, włączając malutki telewizor, przełączając na wiadomości. Niestety miałam to szczęście że znałam francuski i radziłam sobie z nim całkiem nieźle, więc przeważnie musiałam robić za tłumacza.
- Nic się nie dzieje- Odparłam wsłuchując się w głos prezenterki- Jakieś koncerty i wypadki.
- Domyśliłem się- Odparł wzruszając ramionami- Słyszałem, że wstałaś, więc chciałem zapytać czy zrobiłabyś mi tę przyjemność i może zmienisz mi opatrunek?
- Jeśli mam zemdleć na widok krwi, to faktycznie jestem odpowiednią osobą- Prychnęłam- Powinieneś się z tym zgłosić do lekarza.
- To tylko opatrunek. Co w tym takiego trudnego?
- A jeśli rana się nie chce goić? Albo dzieje się z nią coś niedobrego? Zapytałam skołowana- Po prostu się boję tego co zobaczę.
- Jeśli będzie tam coś, co Ci nie spodoba... Obiecuję, że jeszcze dzisiaj zgłoszę się do przychodni. Może być? Zapytał.
Westchnęłam głośno, a następnie udałam się do łazienki w poszukiwaniu apteczki. Naprawdę się denerwowałam. Sam fakt, że Demon podchodzi do tego tak lekceważąco mnie dobijał. Wiem ile dla mnie zrobił i gdybym mogła się z nim zamienić to bez wahania zrobiłabym to. Nie posiadam zdolności cofania czasu, a chciałbym. Wtedy wszystko stałoby się o wiele łatwiejsze.
Wyciągnęłam opakowania leków i udałam się do salonu, podając płyn dezynfekujący chłopakowi.
- Gotowa? Zapytał, kiedy zajęłam miejsce obok niego. Nabrałam głośno powietrza i kiwnęłam głową potwierdzająco.
Powoli odkleiłam stary opatrunek, przymykając szybko oczy, kiedy tylko poczułam, że trzymam go w rękach.
- Jak sytuacja? Jęknęłam przeciągle.
- Sama zobacz! Skierował moją rękę do miejsca, gdzie został trafiony pociskiem. Czułam, w dotyku, że jego skóra po ranie jest bardzo delikatna. Powoli otworzyłam oczy, spoglądając na zagojone miejsce.
- Widzisz? To nie było trudne.
Wypuściłam powietrze z ust, czując ogromną ulgę. Na wszelki wypadek zdezynfekowałam to miejsce, nalewając na gazik płynu, który bezceremonialnie przyłożyłam do skóry. Demon syknął, jako że płyn był zimny, wręcz nieprzyjemny w kontakcie z jego ciałem.
- Masz za swoje! Przytrzymaj to chwilę- Podałam chłopakowi gazę, wycierając dłonie w swoją koszulkę.
- Dzięki Goldenmayer.

***

          Miałaś skręcić w prawo! Krzyknęła Rozalia, bawiąc się w mojego autopilota. Miałam już serdecznie dość, bo była w tym naprawdę kiepska.
- Tam był zakaz! Odpowiedziałam podirytowana- Droga jednokierunkowa! Jak miałam tam wjechać?
- Wielki mi problem!
- Po prostu daj mi ten adres! Odparłam, starając się patrzeć na drogę i włączając samochodowy GPS- Wpisz go tutaj.
- Przecież wiem, gdzie jest moja uczelnia i wiem że jesteśmy prawie na miejscu.
- Rozalia- Krzyknęłam raz jeszcze- Wpisz ten adres.
- Dobra! Już się tak nie bulwersuj- Odpowiedziała obrażona powoli wpisując odpowiednią ulicę. Westchnęłam głośno.  Kocham ją, naprawdę, ale już od jakiś trzydziestu minut miałam ochotę zostawić ją na przydrożnym chodniku.
- Gotowe.
- To miasto zawsze jest takie zakorkowane?! To już kolejny postój- Dodałam, spoglądając na wpychające się samochody przed nami. Ciasne uliczki nieprzystosowane do większej ilości samochodów, mała ilość miejsc parkingowych. Na drogach w mieście panował niezły chaos.
- Może jakbyś zainwestowała w porządny rower, zamiast tego samochodu, uniknęłabyś podobnych problemów!
- Ja i rower? Żartujesz, prawda? Spojrzałam na nią zdegustowana.
- Oui! Większość mieszkańców wybiera ten środek transportu. Ewentualnie stawiają na komunikację miejską.
- A jednak w dalszym ciągu nie rozwiązano problemów dla pojazdów. Twoja teoria jednak nie może mieć większego sensu, skoro dookoła nas są... samochody!
Dziewczyna powiedziała coś niezrozumiałego pod nosem i założyła ręce na klatce piersiowej.
- Jak skręcę tutaj, to zrobię jakikolwiek objazd? Zapytałam po chwili.
- Prawdopodobnie tak.
Wrzuciłam kierunkowskaz i gwałtownie skręciłam, nie chcąc, by ktokolwiek z kierujących wepchnął się przede mnie, Tutejsza kultura drogowa jest na najniższym poziomie, o ile taki istnieje. Nikt grzecznościowo nikogo nie przepuści, nie zaczeka. Styl jazdy w tym mieście jest naprawdę agresywny.  Musiałam się do tego w końcu dostosować.
Jechałyśmy przez dłuższą chwilę spokojnie, nie odzywając się do siebie nawet jednym słówkiem. Dalej sugerowałam się swoją nawigacją, która pokazywała mi, że jesteśmy prawie na miejscu.
- Widzę uczelnię! Krzyknęła Rozalia, wskazując mi jeden z budynków. Skręciłam kolejny raz, dostając się na miejsce parkingowe. Pozostało znaleźć wolne miejsce i możemy zakończyć tę żenującą podróż. Miałam naprawdę farta, kiedy ujrzałam jedno miejsce parkingowe. Na szczęście było tam na tyle dużo miejsca, że bezproblemowo zajęłam przydzielone miejsce. Wysiadłyśmy z pojazdu, udając się wprost do budynku.
- Tutaj jest wejście główne, a po lewej masz akademik- Opowiadała Białowłosa. Uczelnia był naprawdę imponujących rozmiarów. Co najmniej pięć razy większa w porównaniu do Amorisa.
Weszłyśmy do środka, legitymując się ochronie. Jak mówiła Rozalia, przy każdym wejściu rozmieszczone były bramki do wykrywania metalu i kilku ochroniarzy, którzy obowiązkowo musieli sprawdzić dokumenty osób wchodzących. Coś niebywałego. Tuż za bramkami znajdował się ogromny hol, kilka ławek i automaty z jedzeniem. Po obu stronach tego pomieszczenia znajdowały się schody prowadzące na piętro. Bezproblemowo przeszłyśmy przez bramki, chcąc skierować się do dziekanatu, w którym miałam załatwić wszelakie formalności, począwszy od zostawienia przygotowanych dokumentów.
Wszystko prawie przebiegało bezproblemowo. Kilkoro studentów spacerowało po korytarzu, rozmawiając o czymś zawzięcie. Jako że rok jeszcze się nie rozpoczął, pewnie są tutaj w tym samym celu co Ja. Prawie dotarłyśmy do celu, dopóki nie złapałam Rozy mocno za ramię, pociągając ją bliżej siebie.
- Co Ci się dzieje? Zapytała zdenerwowana- Zbladłaś.
- Mam omamy- Wyszeptałam, wytężając mocno wzrok- Spójrz proszę przed siebie.
Dziewczyna westchnęła mocno wędrując wzrokiem tam gdzie Ja. Przygryzła dolną wargę i wpatrywała się na koniec korytarza, gdzie pod samym oknem, siedział na ławce, rozmawiając przez telefon.
- O. Mój...
- Boże!

















wtorek, 4 kwietnia 2017

Rozdział XXIX ''Każdy koniec określa nowy początek, ale nie każdy początek zaczyna coś dobrego''

         Nie zapomnij, nie zapomnij, nie zapomnij! Powtarzałam gorączkowo w myślach, przerzucając kolejne pudła w pokoju.
- Gdzie Ja to dałam- Zawyłam totalnie spanikowana, opadając na kolana. Lekko pochylona do przodu grzebałam w brązowym kartonie w poszukiwaniu swojego pamiętnika. Jeśli miałabym go tutaj zostawić, mogłabym już nigdy więcej nie pokazywać się w rodzinnym domu. Wszystkie sekreciki skrupulatnie spisywane na bieżąco, każda tajemnica, rozmowy i spotkania mogły trafić w niepowołane ręce, jeśli nie znajdę tego przeklętego zeszytu! Przewróciłam karton do góry nogami, wysypując wszystko, co układałam przez cały wczorajszy wieczór.  Zdenerwowana, układałam rzeczy raz jeszcze, parząc czy moja zguba gdzieś nie wypadła. Złośliwość rzeczy martwych. Zawsze szukam tego, czego akurat potrzebuję.
A jeśli został u Castiela? Może leży w jego domu i czeka sobie, aż ktoś przeczyta to, o czym czytać nie powinien?
Może śmieje się ze mnie, i powtarza sobie, jaką ślamazarą jestem? Krzyczy... Złap mnie, no złap!
- Nie Gabi- Skarciłam siebie w myślach. Notes nie dostał nagle nóg, rąk, oczu i ust, by przemawiać do wszystkich. Nie tańczy makareny i nie ucieka przed właścicielem.
- Tego szukasz? Obejrzałam się za siebie, patrząc na Harvey'a, który bezceremonialnie opierał się o futrynę, machając moim kochanym pamiętnikiem. Natychmiast wstałam i podeszłam do chłopaka, wręcz podskakując do jego ręki, starając się dosięgnąć po to co moje.
- Oddawaj! Warknęłam, wciąż skacząc jak mała piłeczka pingpongowa po stole. Irytował mnie fakt, że mój notes, mój kochany pamiętniczek trzyma osoba, która trzymać go nie może!
- Kochany pamiętniczku! Teatralnym głosem zaczął Czerwonowłosy, uniemożliwiając mi złapanie zguby- Harvey kolejny raz doprowadził mnie do szaleństwa!
- Przestań! Zatkałam uszy- Nie możesz tego czytać, nie możesz!
- Gdyby nie był tak szalenie przystojny, na pewno rzuciłabym się na niego z pazurami- Kontynuował chłopak.
Uderzyłam go delikatnie w klatkę piersiową, wydobywając w końcu notes. Przytuliłam go mocno do siebie i pokazałam Harvey'owi język- Nigdy więcej tego nie czytaj!
- Spokojnie Diablico- Skierował swe ręce w obronnym geście, by po chwili porwać mnie w ramiona.
- Ciężarówka czeka pod domem- Odparł, przeczesując ostrożnie palcami moje włosy- Musisz się pospieszyć, jeśli chcemy jeszcze dzisiaj wyjechać.
- Tak szybko? Jęknęłam cicho- Mam jeszcze tyle rzeczy do spakowania! Odwróciłam się, wrzucając notatnik do plecaka. Miałam nadzieję, że przez jakiś czas będzie bezpieczny.
- Tak myślałem.
Czerwonowłosy podszedł do rozrzuconych wcześniej rzeczy, które niedbale zaczął wrzucać do kartonu. Moje brwi w ten charakterystyczny sposób powędrowały do góry, zmarszczyłam nos, a ręce oparłam o biodra.
- Nie patrz tak- Usłyszałam- Nie mamy czasu!
- Każda rzecz musi być ułożona, żebym nie miała problemu z rozpakowaniem!
Chłopak głośno westchnął, łapiąc za pierwszy lepszy karton z brzegu. Pocałował mnie w usta i wyszedł z mojego pokoju, pozostawiając mnie bez odpowiedzi.
- Oczywiście, sam to rozpakujesz- Powiedziałam pod nosem, łapiąc za kurtkę i ten nieszczęsny plecak. Postanowiłam jeszcze spędzić odrobinę czasu z rodzicami. Powoli zeszłam po schodach, mijając się z moim facetem, który pomagał wszystkim wynosić rzeczy do podstawionej ciężarówki.
Weszłam do salonu, ostatni raz rozsiadając się na wygodniej kanapie.
- Wszystko macie? Zapytała Mama, podając mi kilka butelek wody na drogę. Delikatnie się uśmiechnęłam, pakując wszystko do plecaka.
- Raczek tak- Odpowiedział Armin, kręcąc się jeszcze po pomieszczeniu- Muszę tylko znaleźć swoje dokumenty. Nie pamiętam gdzie je położyłem...- Zastanawiał się na głos.
- Trzymaj! Alexy podał chłopakowi zgubę, nakładając na siebie koszulkę. Przez ramię przerzucił szara bluzę- Jestem gotowy.
- Przed wami 460 kilometrów- Dopowiedział Ojciec, wchodząc do środka- Lepiej, żebyście się nie wracali.
- Ja wszystko mam- Dodałam, pokazując plik dokumentów.
- Ja też- Dodał Castiel- Wszystko czeka w aucie.
- Nie ustaliliśmy jeszcze jak jedziemy-  Armin podrapał się po głowie- Nie możemy po prostu polecieć? Byłoby szybciej!
- Nie! Krzyknęłam- Nie po to dostałam nowy samochód, żeby teraz zostawić go tutaj! Z resztą... Nie będę się poruszać po mieście pieszo! Przewróciłam oczami- Tobie też się przyda podwózka, w szczególności, że zabrali Ci prawo jazdy.
- Cóż Synku- Dodała Rodzicielka- Korzystaj z darmowego transportu póki możesz.
Czarnowłosy rzucił przekleństwem pod nosem- W porządku, już nie musicie mi o tym przypominać!
- Tak czy inaczej- kontynuowałam- Ja jadę swoim, Castiel jedzie swoim samochodem, a Wy możecie jechać z kim tylko chcecie. Wasz wybór.
- Jedziemy z Castielem- Odpowiedział Armin- Nie ufam kobietom za kierownicą. Zmrużyłam oczy, mierząc srogim spojrzeniem braci. Alexy wzruszył ramionami, jakby nie miał innego wyboru.
- Ja pojadę z Gabi! Swój wzrok skierowałam na drzwi wejściowe, przy których stał nie kto inny jak Demon, odrobinę zgarbiony, przyodziany w delikatny zarost, torbę sportową, oraz kulę, dzięki której mógł utrzymać równowagę.
- Co Ty tu robisz? Zapytał Richard, klepiąc chłopaka po ramieniu- Miałeś wyjść ze szpitala dopiero za kilka dni!
- Wypisałem się na własne żądanie- Uśmiechnął się szeroko- Nie patrzcie tak! Nic mnie tu przecież nie trzyma!
Powoli ruszyłam się z miejsca, ostrożnie podciągając koszulkę chłopaka do góry. jego zabandażowane podbrzusze nie dawało mi spokoju.
- To nieodpowiedzialnie! Dopowiedziałam, zasłaniając zranione miejsce- Możesz zrobić sobie krzywdę!
- Jasne! Skomentował, opierając się o moje ramię- Lepiej będzie tutaj zostać i czekać na mannę z nieba!
- To co będziesz robić w Paryżu? Zapytał Armin, odbierając od niego kulę i torbę- O ile dojedziesz w całości oczywiście.
- Dam sobie radę!
Wymienili między sobą groźne spojrzenia, kiedy Czarnowłosy postanowił wynieść rzeczy nowego towarzysza podróży do mojego samochodu. Castiel powiedział coś pod nosem, a następnie poklepał Demona po ramieniu, wychodząc na dwór. Zapewne chciał zapalić, a nie chce tego robić przy moich rodzicach, z czym się jak najbardziej zgadzam. Między pozostałymi zapadła dziwna, niezręczna cisza. Słychać było nawet nasze miarowe oddechy. Każdy spoglądał na siebie.
- No cóż- Przerwałam- Wypadałoby się pożegnać.
- Tak- Westchnęła kobieta, przytulając mnie mocno do siebie- Dbaj o Braci.
- Damy sobie radę! Dopowiedział Alexy, przytulając się do nas- Nic się przecież nie może stać!
- Z wami nigdy nie wiadomo!
Kątem oka spostrzegłam jak Harvey podchodzi do mojego Ojca i podaje mu rękę. Uśmiechnęłam się delikatnie, kiedy Ojciec bez żadnych zahamowań po prostu przytulił chłopaka do siebie. Ciepło na sercu promieniowało po całym ciele na ten widok. Przyjemne uczucie. Tuż za nim pojawił się Armin, który próbował zamaskować fakt, że płacze. Zdradził go jego delikatnie zaczerwieniony nos, którym pociągał co chwilę.
- Trzymam Cię za słowo Castiel- Odparł po chwili Ojciec, przechodząc z uścisku na Demona i Armina- Macie się zawsze trzymać razem. Bez względu na wszystko, macie się trzymać razem- Pogroził.
- Dobrze Tato- Armin uścisnął mocno Ojca, a następnie zabrał swoją kurtkę z wieszaka- Ruszajmy już!
***
          Przed nami kolejna podróż, która miała zażegnać wszystko to, co wydarzyło się w Anglii. Wybraliśmy się na nowy podbój miejsca, które przez jakiś czas miało zostać nazwane ''domem''. Nikt z nas nie wiedział co dokładnie może nas spotkać i nikt nie starał się analizować tego dogłębnie. Wszyscy pozytywnie nastawieni na nowe doznania, nie mogliśmy się doczekać nieznanego. Wszystko co związane z wyścigami miało zostać za nami. Przyrzekliśmy, że nigdy więcej nie poruszymy tego tematu. Armin miał solidnie zastanowić się nad swoją egzystencją i przestać nas pakować w kłopoty. Obiecał, że nigdy więcej nie zrobi niczego, czego mógłby później żałować, a żałował... Żałował tego, przez co musiała przejść jego rodzina. Może i to wzmocniło nasze relacje, jednakże zakończenie mogło być zupełnie inne. Nie wyobrażałam sobie własnego brata za kratami. Jego delikatna dusza nie poradziłaby sobie. Pomimo tego, za jakiego twardziela uchodzi, jest bardzo wrażliwy. Nawet nie chciałam myśleć o tym, co mogłoby się stać, gdyby nie Pan Stanley. Gdyby nie znajomości naszego Ojca. Udało się dzięki naszej determinacji, ale zawsze ukryte jest to drugie dno... 
Musiałam zaprzestać zawracać sobie głowę przemyśleniami. Potrząsnęłam lekko głową. Przecież się udało! Po co mam to analizować? Spojrzałam na śpiącego Demona, który delikatnie pochrapywał. Powoli zapadał już zmierzch i każdemu zmęczenie dawało się we znaki. Jechałam za czerwonym Dodge'em Castiela, czekając na moment w którym w końcu dojedziemy do promu, którym przedostaniemy się do Francji. Armin miał rację, mogliśmy wybrać samolot, bo faktycznie byłoby o wiele szybciej i łatwiej, ale przecież zawsze muszę utrudnić sobie życie. Szkoda samochodu, który otrzymałam. Gładziłam ręką skórzaną kierownicę, ciesząc się na samą myśl, że mam w końcu coś swojego, na co bardzo intensywnie zapracowałam. Urodziny, to był tylko pretekst, by ludzie nie zadawali zbędnych pytań. Wmieszani w sprawę z Voltem wiedzieli... Tak miało zostać. 
Hej Gabi! Skąd masz taki samochód? Wyobrażałam sobie zdezorientowaną Rozalię i jej serię pytań do... Dostałam na urodziny. Każdego taka odpowiedź będzie satysfakcjonować. 
Mogą myśleć co chcą, ważne że Ja znam prawdę i tak zostanie do końca mojego życia, choćby nie wiem co. 
- Jeszcze dwadzieścia minut i jesteśmy na miejscu- Usłyszałam głos Castiela przez radio- Odbiór Goldenmayer.
- W porządku! Kiedy tylko zawiniemy w porcie wypiję duży kubek kawy!
- Będziemy płynąć przez dziewięćdziesiąt minut, więc przyda nam się solidna porcja kofeiny. Różniej kolejne dwie i pół godziny jak dobrze pójdzie i jesteśmy na miejscu.
- Co robią chłopcy? Zapytałam, kiedy zorientowałam się, że słyszę tylko Harvey'a i nikogo poza nim. Nikt nie dokazuje i nie wygłupia się do słuchawki- Może ich wysadziłeś po drodze, dlatego panuje taka cisza?
Parsknięcie Castiela dało mi wiele do myślenia- Chciałbym to zrobić, ale niestety zasnęli- Westchnął- A Pan połamany? Jak się trzyma?
- Chyba dobrze- Spojrzałam na Demona- Wziął jakieś tabletki przeciwbólowe i zasnął jak małe dziecko.
- Przynajmniej będą się świetnie bawić na powitaniu w mieszkaniu Rozalii. Zorganizowała dla nas imprezę powitalną.
- Mówisz poważnie?! Zapytałam podirytowana- Jedyne o czym marzę, to po prostu rzucić się na łóżko i odpocząć.
- Znasz Rozalię. Nie przetłumaczysz jej. Na szczęście dowiedziałem się, że już przygotowała dla nas pokoje, dopóki nie znajdziemy czegoś dla siebie.
- Chwała jej za to- Zanuciłam wesoło- Doniosę jeszcze kilka dokumentów na uczelnię i mogę rozejrzeć się za jakąś pracą.
- Też mam kilka pomysłów. Tak czy inaczej- Jęknął- Moi rodzice nas odwiedzą.
- Ciekawe czy mnie polubią, jak myślisz?
- Myślę, że będą w szoku. Już dawno nie przedstawiałem im dziewczyny.
- Czyli jakąś poznali? Zapytałam jawnie zainteresowana. Nigdy nie podejmowałam tego tematu z Castielem.
- Była taka jedna- Prychnął- Stare dzieje.
- Nigdy o tym nie wspominałeś.
- Nie pytałaś, a z resztą to już przeszłość. Nie rozmawiajmy o tym- Odpowiedział.
- Niech Ci będzie Panie Harvey- Pomyślałam. Prędzej czy później i tak wrócimy do tego tematu, czy tego chcesz, czy nie.
- Co się dzieje? Zapytał zdezorientowany Demon, mamrocząc coś dalej pod nosem- Nie chcę iść do domu mamo.
Z radia usłyszałam potężną salwę śmiechu. Sama nie mogłam wytrzymać. Zacisnęłam mocno usta, prosząc siebie w myślach, bym wytrzymała do końca podróży.
- Przestań mnie gryźć Amando- Kontynuował chłopak. Pojęcia nie mam co mogło mu się śnić, ale jeśli dalej będzie rozmawiać przez sen, naprawdę nie wytrzymam.
Chcąc skrócić męki chłopaka, ostrożnie chwyciłam go za ramię, potrząsając nim delikatnie. Co Castiel raz usłyszy, nigdy nie zapomni, a nie chciałam by naśmiewał się z biedaka. naprawdę zrobiło mi się go żal.
- Demon- Powtarzałam- Czas wstawać!
- Co jest? Zapytał po chwili, wpatrując się we mnie swoimi wielkimi oczami. Co prawda miał zaspany wzrok, ale mimo wszystko wyglądał na świadomego.
- Rozmawiasz przez sen- Wyszeptałam.
- Przynajmniej zapewniłem Ci trochę rozrywki- Odparł, przeciągając się- Daleko jeszcze?
- Jesteśmy na miejscu- Dopowiedział Castiel- Wjeżdżamy do portu.



poniedziałek, 3 kwietnia 2017

INFORMACJA

Hej wszystkim! Chciałam tylko oznajmić, że będzie kontynuacja. Rozdział został prawie napisany, więc niewiele brakuje do jego opublikowania.  Zobaczymy co z tego wyjdzie, więc trzymajcie kciuki! <3