piątek, 12 sierpnia 2016

Rozdział XXIV '' Rodzice są wiecznie nie doczytaną książką''

           Czy to co widziałem, jest prawdą? Czy może głupim wyobrażeniem tego, czego nie chciałem nigdy zobaczyć? Może mam omamy, albo zostałem opętany. Przecież nic się kurwa nie trzymało niczego.
Nie poznawałem jej. Ta dziewczyna, która zachowywała się niegdyś jak każda normalna nastolatka, stała się kocicą, pruderyjną, która w skąpo ubranym stroju dawała popis umiejętności, podczas wyścigu, który miałem zaszczyt zobaczyć. Stałem nieopodal cmentarza widząc, to co wyprawia moja Diablica. Wsiadła do pojazdu i tyle ją widziałem. Z niecierpliwością czekałem, aż pojawi się na tej cholernej mecie, a kiedy w końcu ją ujrzałem przeklinałem tylko siarczyście pod nosem.
Zalewała się alkoholem, świętując swoje zwycięstwo. Oglądała Veyrona, który stał nieopodal nich w opłakanym stanie no i nigdzie nie widziałem Mateo, leszcza od Volta.
Wsiadłem do samochodu, chcąc wrócić do domu. Armin towarzyszący mi podczas tego wyskoku po raz pierwszy nie miał nic do powodzenia. Bawił się telefonem milcząc jak zaklęty. To nas przerosło.
W domu, spokojna i ułożona, moja Gabrielle, a tam? Dziewczyna, biorąca udział w wyścigach, zalewająca się w trupa. Wiedziałem że coś kombinuje, że chce pomóc Arminowi, ale nie przypuszczałem że to wszystko doprowadzi ją do takich zachowań.
Odbiłem ją Demonowi, kiedy odprowadzał ją do domu. Myślę, że większa część osiedla ich słyszała, jak od rowu do rowu starają się iść w miarę możliwości prosto. Była tak zapita, że co chwilę przystawała na poboczu oddając całą zawartość żołądka. Obrzygała większą część ogródków ludzi tutaj mieszkających. Demon, zalany w trupa ledwo wypowiedział swoje imię, uwijając sobie ciepły kąt na werandzie, przed domem. Co się siłowałem z nim, by go wtoczyć chociaż do salonu, to moje. Żałowałem, że posłuchałem Armina i pojechałem z nim na ten pierdolony cmentarz. Widziałem wszystko, a serce umarło, kiedy tylko Gabi wsiadła do tego pieprzonego samochodu. Załamałem się. Znienawidziłem siebie, od momentu, kiedy zabraliśmy ją na opuszczone lotnisko. Jest taka jak Ja...
- Długo jeszcze? Zapytała, obejmując mnie od tyłu. Zobowiązałem się do opieki nad nią, kiedy jej stan trzeźwości ograniczał jej codzienny żywot. Nie była w stanie nawet prosto stać.
- Minuta- Odparłem, zalewając kawę gorącą wodą- Chyba musimy porozmawiać koleżanko. Dopóki Demon śpi.
Westchnęła, przyciskając się mocniej do moich pleców- Co chcesz wiedzieć?
- Czy twoje wyścigi są powiązane ze sprawą Armina? Zapytałem, odwracając się do niej. Podałem jej kawę, czekając aż raczy mi odpowiedzieć.
- Tak- Odparła, upijając porządny łyk- Wszystko co robię i co związane jest z Demonem jest powiązane z moim bratem.
- Kto wam pomaga?
- Agencja NCA kochanie. Jestem trochę jak tajny agent. Dali mi dostęp do pojazdu, nauczyli mnie jeździć, o ile można to nazwać jazdą.
- Widziałem wszystko co zrobiłaś wczoraj- Powiedziałem, akcentując słowo ''Widziałem''.
- Armin się wygadał? Zapytała, odkładając kubek na kuchenny blat- Nie chciałam, byś na to patrzył, żebyś się o mnie martwił.
- Zawsze się będę martwić o mojego urwisa- Przytuliłem ją mocno- Walisz wódką!
- Jak dobrze wiesz, nie byłam w stanie wziąć prysznica- Uśmiechnęła się promiennie- Ale i tak przyjąłeś mnie pod swój dach.
- Jakoś nie chciałem, żebyś w tym stanie pojawiła się u rodziny.
- Bałam się że będziesz wściekły- Przytuliła mnie mocniej- Naprawdę, myślałam że kiedy się dowiesz, zostawisz mnie.
- Przez moment przeszło mi to przez myśl- Podrapałem się po karku- No ale przecież tego nie zrobię. Najwyżej się trochę podroczę. Kiedy następny wyścig?
- Jeszcze nie wiem- Wzruszała ramionami- Patrząc na stan samochodu, nie jestem pewna, czy agencja pozwoli mi kiedykolwiek wziąć w nim udział.
- Widziałem to i serio... Armin obsrał się w gacie- Zaśmiałem się- W sumie, to mnie też niewiele brakowało do stracenia cierpliwości. Jak Cię zobaczyłem, to zamarłem.
- Wy się prawie zesraliście, a Ja? Chciałam umrzeć w tym samochodzie. Kiedy pchałam Mateo, bałam się że stracę kontrolę i wypadnę z toru. To było intuicyjne.
- Strach stanie się twoim przyjacielem- Dopowiedział Demon- Masz tu gdzieś aspirynę?
- Cały czas to powtarzasz- Prychnęła nerwowo- Podeszła do szafki, wyciągając całą apteczkę- Rozgość się.
- Tak na prawdę, to pokazałaś klasę- Odpowiedział Ramsey, połykając znalezione tabletki- Nikt nie narażałby swojego samochodu dla jakiejś tam wygranej, a Ty potraktowałaś Veyrona jak...
- Jak zabawkę- Dopowiedziałem- Rozjebałaś samochód za ponad siedem milionów!
- To co niby miałam zrobić?! Krzyknęła rozhisteryzowana-  Bardziej się martwicie o ten samochód, zamiast się cieszyć, że mamy Mateo w garści, że nikomu nic się nie stało!
- Takie tam siedem milionów... To prawie za darmo przecież.
- No, koszta naprawy jeszcze, to tylko kupa śmiechu- Odparł teatralnie Demon. Gabi oburzona usiadła na blacie, krzyżując ręce.
- Skarbie, przestań! Takie tam męskie żarciki- Dopowiedziałem.
- Wszystkie się tylko obrażają- Demon, usiadł obok księżniczki, czochrając ją po włosach-
Byłaś bardzo dzielna! Agencja na pewno Ci to wynagrodzi o ile przestaniesz się fochać!
- No, Diablico! Jesteśmy z Ciebie dumni przecież!
- Serio? Bo cały czas mam wrażenie, że się zgrywacie- Zmierzyła nas srogim spojrzeniem- Ciekawe, co Wy zrobilibyście na moim miejscu?
- Ja to bym go wziął na pierwszym kilometrze prostej, a Ty? Zapytał mnie chłopak.
- Ja? Rozjebałbym mu samochód- Odparłem niewzruszony.




***
            Leniwie popołudnie. Pierwsze, odkąd współpracuję z NCA. Demon dał mi odrobinę wytchnienia, pozwalając wyleczyć porządnie kaca, który męczył mnie niemiłosiernie odkąd tylko przebudziłam się w domu Castiela. Na samo wspomnienie tego, co wyprawialiśmy z Demonem na ognisku przyprawia mnie o dreszcze. Jak można doprowadzić się do takiego stanu? No przecież to niepoważne! Obawiałam się, że rozmowa przeprowadzona z Castielem będzie bardziej inwazyjna. Nie chciałam się z nim kłócić, ani też nie potrzebnie tłumaczyć, z tego z czego nawet nie mogłam. Tymczasem zaskoczył mnie pozytywne, przyjmując wszystko na klatę, jak na prawdziwego mężczyznę przystało. Złożył przysięgę, że nikomu nic nie powie i nie będzie się angażował w naszą pracę z Ramsey'em. Nikt nie może wiedzieć więcej niż my sami. Wykonujemy polecenia agencji, starając się nie mieszać w to osób trzecich, poza Arminem, który jakiś cudem dowiedział się o wyścigu przy cmentarzu. Wbijałam w niego wzrok, maltretując jednocześnie kawałek brokuły, rozdziobując ją na talerzu. Próbowaliśmy zjeść obiad, jak na każdą normalną rodzinę przystało, choć nasze zamiary spełzły na niczym. Przy stole panowała absolutna cisza. Każdy jadł to co sobie nałożył, ukradkowo spoglądając na Demona i Harvey'a którzy z pełnym zaangażowaniem plądrowali swoje dania.
- Cieszę się, że wam smakuje- Odparła Mama, szykując im kolejną porcję mięsa- Nie krępujcie się.
- Dziękuje Pani Goldenmayer- Odpowiedział Czerwonowłosy- Już nie pamiętam, kiedy ostatni raz jadłem porządny domowy obiad.
- Czym się zajmują twoi rodzice? Zapytał Ojciec, a mnie aż zrobiło się gorąco- Zaczyna się- Pomyślałam.
- Mój Ojciec jest pilotem, a matka stewardessą- Odpowiedział spokojnie.
- Teraz rozumiem, czemu jeszcze ich nie poznaliśmy- Richard podrapał się po brodzie- Więc, rozumiem że idziesz w ślady rodziców?
- Absolutnie!
- Coś jak nasza siostra- Dopowiedział Alexy. W sumie, to każdy z nas idzie w swoje ślady.
- Tylko dlatego, że byłem dla was zbyt pobłażliwy- Ojciec pogroził nam palcem- Więc jaką drogę wybrał Pan Harvey?
- Muzyczną- Powiedziałam szybko. Widziałam jak Castiel czuje się zakłopotany. Robił się czerwony na twarzy i jawnie szukał wybawienia. Bardzo bał się tego oficjalnego zapoznania i wcale mu się nie dziwiłam.
- Mamy zespół- Odezwał się Armin, pozwalając nam wybawić z opresji Castiela.
- Dlaczego Ja nic o tym nie wiem?
- Bo jestem tylko menadżerem- Zaśmiał się głupkowato.
Demon zarechotał wesoło. Oczy zaszły mu łzami od śmiechu i z trudem mógł przełknąć to, czego nie zdążył.
- Nie wierzę w to usłyszałem- Rzekł, popijając wszystko sokiem pomarańczowym- Po prostu nie wierzę!
- O co Ci chodzi? Zapytał Armin- Organizuję koncerty, jestem aktywnym członkiem zespołu!
- W takim razie ile koncertów zorganizowałeś, Panie aktywny?
- Nooo... W sumie to zero- Odparł.
Wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Podirytowany Armin, siedział przy tym stole, jawne zdegustowany naszym zachowaniem. Już dawno nie widziałam nas, beztrosko śmiejących się, zapominających o wszystkich problemach, które dręczyły nasz dom. Z entuzjazmem patrzyłam na te roześmiane buzie. Na Castiela, który pomagał dławiącemu się Demonowi. Na Alexa, który prawie leciał z krzesła, nie mogąc wytrzymać ze śmiechu. Niesamowite.
- Wesoły też wasz zespół- Dopowiedział Richard- Lepiej zmień menadżera- Poklepał Castiela po ramieniu- Prędzej was puści z torbami.
- No bardzo zabawne- Odburknął pod nosem.
- Wezmę to pod uwagę Panie Goldenmayer.
- Lepiej zatrudnij mnie. Menadżer ze mnie jak się patrzy! Donośnie odparł Demon, wypinając sugestywnie do przodu klatkę piersiową.
- Ty, zostaniesz ochroniarzem- Zdecydowałam- Lepiej się do tego nadasz!
- Nie rań mnie kruszynko- Złapał się za serce- Ranisz moje uczucia.
- Kochanie, spokojnie- Czerwonowłosy przytulił entuzjastycznie Ramsey'a- Ona jest zła i niedobra!
- Na twoim miejscu bym go pilnowała- Dopowiedziała mama, chichocząc pod nosem.
Ramsey wtulił się ramię Castiela, cały czas mi pokazując język. Ten tylko mierzwił jego włosy.
- Niedoczekanie- Skomentowałam, spoglądając na nich.
- Jako, że gościmy się w towarzystwie dorosłe dzieci, może skosztujemy nalewki dziadka, by uczcić nasze spotkanie? Zapytał Ojciec.
- Ja podziękuję- Odparłam, czując jak na samo słowo ''alkohol'' robi mi się słabo.
- Ja tym bardziej- Demon zasłonił usta ręką- Z przykrością muszę odmówić.
- W takim razie zostaje tylko Zięć i Ja- Westchnął mężczyzna- Uczynisz mi ten zaszczyt?
- Z przyjemnością.
- A więc czyń honory- Podał chłopakowi butelkę złocistego trunku. Słynna nalewka dziadka powędrowała w ręce Castiela, który bezproblemowo wyciągnął korek, rozlewając alkohol do podstawionych kieliszków.
- Na zdrowie!




***
           Wszystko gra? Zapytał Pan Stanley, kiedy bezceremonialnie patrzyliśmy, gdy samochód zdobyty poprzez wyścig, jest dogłębnie poddawany ekspertyzie. Trzech mężczyzn pobierało próbki z całego wnętrza, które chcieli przewieźć do analizy. Samochód sam w sobie wyglądał tragicznie. Zmiażdżony dach, poobijane drzwi, głębokie wgniecenia w zderzaku. Dziwiłam się, jak ten chłopak mógł wyjść z tego bez żadnego uszczerbku na zdrowiu. Po prostu zniknął spod cmentarza, uprzednio zostawiając wszystkie dokumenty, łącznie z kluczykami, choć majestatyczne Lamborghini nadawało się tylko do zezłomowania. Nieco dalej stał mój Veyron, który również swoją pięknością nie zachwycał. Było mi cholernie przykro z tego powodu, że doprowadziłam go do takiego staniu w niespełna kilka minut.
- To chyba wszystko- Powiedział jeden mężczyzna podając nam raport z przeszukiwań- Dobra robota Goldenmayer.
- Wiedziałem, że się do tego nadajesz- Pan Stanley uśmiechnął się pokrzepiająco- Kiedy w końcu dobierzesz się do Volta, będzie miał doborowe towarzystwo w więzieniu. Mamy szanse rozpracować cały ten gang.
- Bardzo dobrze- Szepnęłam- Co z moim samochodem?
- Jest źle, ale myślę że Demon sobie poradzi, prawda?
- Tu się wyklepie, to się naciągnie- Odparł, oceniając szkody pojazdu- Nie ma co się przejmować. Zamówiłem wszystkie elementy do wymiany.
- Więc nie ma się czym martwić. Nasza złota rączka zna się na tym jak mało kto- Mężczyzna zaśmiał się- Myślę, że możesz poćwiczyć nową trasę- Podał mi kartkę- Tym razem będzie więcej..Jak to się nazywa?
- Drifting- Powiedział Ramsey, sprawdzając przez moje ramię rozrysowaną trasę- Będzie dużo zakrętów do pokonania, ale nasza myszka sobie poradzi.
- Mam nadzieję, że obejdzie się naprawą samochodu... Nie chciałabym za każdym razem się rozbijać- Skomentowałam.
- Więc czas najwyższy na poznanie Kazika- Ramsey pociągnął mnie za rękę do ukrytego samochodu, pod płachtą materiału, który stał nieopodal nas.
Zdezorientowana patrzyłam jak mężczyźni odsłaniają plandekę ukazując mi... ruinę.
- Wy tak poważnie? Złapałam się za głowę, oglądając z każdej strony pojazd- To coś jeździ?
- Nie to coś, tylko Kazik- Prychnął Demon- Jeździ i nawet się zdziwisz jak bardzo!
- Nie no, przepraszam bardzo- Zaśmiałam się- Jeśli to samochód ćwiczebny, to dlaczego nie uczyłam się na nim jeździć, tylko daliście mi Veyrona?
- Bo to nie jest zwykły samochód robaczku- Demon uśmiechnął się cynicznie- To Kazik! To nasza chluba!
Uderzyłam się w czoło- Za całym szacunkiem, do Kazika oczywiście, ale w dalszym ciągu niczego nie rozumiem.
- Kazik to samochód przystosowany tylko...- Zaczął Pan Stanley.
- Do driftingu maleńka- Dokończył Ramsey- Więc lepiej go szanuj!
















1 komentarz:

  1. Hejooo

    Super rozdział !
    Powiem ci że twój blog nie źle mnie wciągnął i z niecierpliwością czekam na next !
    Życzę weny pozdro :P

    OdpowiedzUsuń