piątek, 12 sierpnia 2016

Rozdział XXIV '' Rodzice są wiecznie nie doczytaną książką''

           Czy to co widziałem, jest prawdą? Czy może głupim wyobrażeniem tego, czego nie chciałem nigdy zobaczyć? Może mam omamy, albo zostałem opętany. Przecież nic się kurwa nie trzymało niczego.
Nie poznawałem jej. Ta dziewczyna, która zachowywała się niegdyś jak każda normalna nastolatka, stała się kocicą, pruderyjną, która w skąpo ubranym stroju dawała popis umiejętności, podczas wyścigu, który miałem zaszczyt zobaczyć. Stałem nieopodal cmentarza widząc, to co wyprawia moja Diablica. Wsiadła do pojazdu i tyle ją widziałem. Z niecierpliwością czekałem, aż pojawi się na tej cholernej mecie, a kiedy w końcu ją ujrzałem przeklinałem tylko siarczyście pod nosem.
Zalewała się alkoholem, świętując swoje zwycięstwo. Oglądała Veyrona, który stał nieopodal nich w opłakanym stanie no i nigdzie nie widziałem Mateo, leszcza od Volta.
Wsiadłem do samochodu, chcąc wrócić do domu. Armin towarzyszący mi podczas tego wyskoku po raz pierwszy nie miał nic do powodzenia. Bawił się telefonem milcząc jak zaklęty. To nas przerosło.
W domu, spokojna i ułożona, moja Gabrielle, a tam? Dziewczyna, biorąca udział w wyścigach, zalewająca się w trupa. Wiedziałem że coś kombinuje, że chce pomóc Arminowi, ale nie przypuszczałem że to wszystko doprowadzi ją do takich zachowań.
Odbiłem ją Demonowi, kiedy odprowadzał ją do domu. Myślę, że większa część osiedla ich słyszała, jak od rowu do rowu starają się iść w miarę możliwości prosto. Była tak zapita, że co chwilę przystawała na poboczu oddając całą zawartość żołądka. Obrzygała większą część ogródków ludzi tutaj mieszkających. Demon, zalany w trupa ledwo wypowiedział swoje imię, uwijając sobie ciepły kąt na werandzie, przed domem. Co się siłowałem z nim, by go wtoczyć chociaż do salonu, to moje. Żałowałem, że posłuchałem Armina i pojechałem z nim na ten pierdolony cmentarz. Widziałem wszystko, a serce umarło, kiedy tylko Gabi wsiadła do tego pieprzonego samochodu. Załamałem się. Znienawidziłem siebie, od momentu, kiedy zabraliśmy ją na opuszczone lotnisko. Jest taka jak Ja...
- Długo jeszcze? Zapytała, obejmując mnie od tyłu. Zobowiązałem się do opieki nad nią, kiedy jej stan trzeźwości ograniczał jej codzienny żywot. Nie była w stanie nawet prosto stać.
- Minuta- Odparłem, zalewając kawę gorącą wodą- Chyba musimy porozmawiać koleżanko. Dopóki Demon śpi.
Westchnęła, przyciskając się mocniej do moich pleców- Co chcesz wiedzieć?
- Czy twoje wyścigi są powiązane ze sprawą Armina? Zapytałem, odwracając się do niej. Podałem jej kawę, czekając aż raczy mi odpowiedzieć.
- Tak- Odparła, upijając porządny łyk- Wszystko co robię i co związane jest z Demonem jest powiązane z moim bratem.
- Kto wam pomaga?
- Agencja NCA kochanie. Jestem trochę jak tajny agent. Dali mi dostęp do pojazdu, nauczyli mnie jeździć, o ile można to nazwać jazdą.
- Widziałem wszystko co zrobiłaś wczoraj- Powiedziałem, akcentując słowo ''Widziałem''.
- Armin się wygadał? Zapytała, odkładając kubek na kuchenny blat- Nie chciałam, byś na to patrzył, żebyś się o mnie martwił.
- Zawsze się będę martwić o mojego urwisa- Przytuliłem ją mocno- Walisz wódką!
- Jak dobrze wiesz, nie byłam w stanie wziąć prysznica- Uśmiechnęła się promiennie- Ale i tak przyjąłeś mnie pod swój dach.
- Jakoś nie chciałem, żebyś w tym stanie pojawiła się u rodziny.
- Bałam się że będziesz wściekły- Przytuliła mnie mocniej- Naprawdę, myślałam że kiedy się dowiesz, zostawisz mnie.
- Przez moment przeszło mi to przez myśl- Podrapałem się po karku- No ale przecież tego nie zrobię. Najwyżej się trochę podroczę. Kiedy następny wyścig?
- Jeszcze nie wiem- Wzruszała ramionami- Patrząc na stan samochodu, nie jestem pewna, czy agencja pozwoli mi kiedykolwiek wziąć w nim udział.
- Widziałem to i serio... Armin obsrał się w gacie- Zaśmiałem się- W sumie, to mnie też niewiele brakowało do stracenia cierpliwości. Jak Cię zobaczyłem, to zamarłem.
- Wy się prawie zesraliście, a Ja? Chciałam umrzeć w tym samochodzie. Kiedy pchałam Mateo, bałam się że stracę kontrolę i wypadnę z toru. To było intuicyjne.
- Strach stanie się twoim przyjacielem- Dopowiedział Demon- Masz tu gdzieś aspirynę?
- Cały czas to powtarzasz- Prychnęła nerwowo- Podeszła do szafki, wyciągając całą apteczkę- Rozgość się.
- Tak na prawdę, to pokazałaś klasę- Odpowiedział Ramsey, połykając znalezione tabletki- Nikt nie narażałby swojego samochodu dla jakiejś tam wygranej, a Ty potraktowałaś Veyrona jak...
- Jak zabawkę- Dopowiedziałem- Rozjebałaś samochód za ponad siedem milionów!
- To co niby miałam zrobić?! Krzyknęła rozhisteryzowana-  Bardziej się martwicie o ten samochód, zamiast się cieszyć, że mamy Mateo w garści, że nikomu nic się nie stało!
- Takie tam siedem milionów... To prawie za darmo przecież.
- No, koszta naprawy jeszcze, to tylko kupa śmiechu- Odparł teatralnie Demon. Gabi oburzona usiadła na blacie, krzyżując ręce.
- Skarbie, przestań! Takie tam męskie żarciki- Dopowiedziałem.
- Wszystkie się tylko obrażają- Demon, usiadł obok księżniczki, czochrając ją po włosach-
Byłaś bardzo dzielna! Agencja na pewno Ci to wynagrodzi o ile przestaniesz się fochać!
- No, Diablico! Jesteśmy z Ciebie dumni przecież!
- Serio? Bo cały czas mam wrażenie, że się zgrywacie- Zmierzyła nas srogim spojrzeniem- Ciekawe, co Wy zrobilibyście na moim miejscu?
- Ja to bym go wziął na pierwszym kilometrze prostej, a Ty? Zapytał mnie chłopak.
- Ja? Rozjebałbym mu samochód- Odparłem niewzruszony.




***
            Leniwie popołudnie. Pierwsze, odkąd współpracuję z NCA. Demon dał mi odrobinę wytchnienia, pozwalając wyleczyć porządnie kaca, który męczył mnie niemiłosiernie odkąd tylko przebudziłam się w domu Castiela. Na samo wspomnienie tego, co wyprawialiśmy z Demonem na ognisku przyprawia mnie o dreszcze. Jak można doprowadzić się do takiego stanu? No przecież to niepoważne! Obawiałam się, że rozmowa przeprowadzona z Castielem będzie bardziej inwazyjna. Nie chciałam się z nim kłócić, ani też nie potrzebnie tłumaczyć, z tego z czego nawet nie mogłam. Tymczasem zaskoczył mnie pozytywne, przyjmując wszystko na klatę, jak na prawdziwego mężczyznę przystało. Złożył przysięgę, że nikomu nic nie powie i nie będzie się angażował w naszą pracę z Ramsey'em. Nikt nie może wiedzieć więcej niż my sami. Wykonujemy polecenia agencji, starając się nie mieszać w to osób trzecich, poza Arminem, który jakiś cudem dowiedział się o wyścigu przy cmentarzu. Wbijałam w niego wzrok, maltretując jednocześnie kawałek brokuły, rozdziobując ją na talerzu. Próbowaliśmy zjeść obiad, jak na każdą normalną rodzinę przystało, choć nasze zamiary spełzły na niczym. Przy stole panowała absolutna cisza. Każdy jadł to co sobie nałożył, ukradkowo spoglądając na Demona i Harvey'a którzy z pełnym zaangażowaniem plądrowali swoje dania.
- Cieszę się, że wam smakuje- Odparła Mama, szykując im kolejną porcję mięsa- Nie krępujcie się.
- Dziękuje Pani Goldenmayer- Odpowiedział Czerwonowłosy- Już nie pamiętam, kiedy ostatni raz jadłem porządny domowy obiad.
- Czym się zajmują twoi rodzice? Zapytał Ojciec, a mnie aż zrobiło się gorąco- Zaczyna się- Pomyślałam.
- Mój Ojciec jest pilotem, a matka stewardessą- Odpowiedział spokojnie.
- Teraz rozumiem, czemu jeszcze ich nie poznaliśmy- Richard podrapał się po brodzie- Więc, rozumiem że idziesz w ślady rodziców?
- Absolutnie!
- Coś jak nasza siostra- Dopowiedział Alexy. W sumie, to każdy z nas idzie w swoje ślady.
- Tylko dlatego, że byłem dla was zbyt pobłażliwy- Ojciec pogroził nam palcem- Więc jaką drogę wybrał Pan Harvey?
- Muzyczną- Powiedziałam szybko. Widziałam jak Castiel czuje się zakłopotany. Robił się czerwony na twarzy i jawnie szukał wybawienia. Bardzo bał się tego oficjalnego zapoznania i wcale mu się nie dziwiłam.
- Mamy zespół- Odezwał się Armin, pozwalając nam wybawić z opresji Castiela.
- Dlaczego Ja nic o tym nie wiem?
- Bo jestem tylko menadżerem- Zaśmiał się głupkowato.
Demon zarechotał wesoło. Oczy zaszły mu łzami od śmiechu i z trudem mógł przełknąć to, czego nie zdążył.
- Nie wierzę w to usłyszałem- Rzekł, popijając wszystko sokiem pomarańczowym- Po prostu nie wierzę!
- O co Ci chodzi? Zapytał Armin- Organizuję koncerty, jestem aktywnym członkiem zespołu!
- W takim razie ile koncertów zorganizowałeś, Panie aktywny?
- Nooo... W sumie to zero- Odparł.
Wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Podirytowany Armin, siedział przy tym stole, jawne zdegustowany naszym zachowaniem. Już dawno nie widziałam nas, beztrosko śmiejących się, zapominających o wszystkich problemach, które dręczyły nasz dom. Z entuzjazmem patrzyłam na te roześmiane buzie. Na Castiela, który pomagał dławiącemu się Demonowi. Na Alexa, który prawie leciał z krzesła, nie mogąc wytrzymać ze śmiechu. Niesamowite.
- Wesoły też wasz zespół- Dopowiedział Richard- Lepiej zmień menadżera- Poklepał Castiela po ramieniu- Prędzej was puści z torbami.
- No bardzo zabawne- Odburknął pod nosem.
- Wezmę to pod uwagę Panie Goldenmayer.
- Lepiej zatrudnij mnie. Menadżer ze mnie jak się patrzy! Donośnie odparł Demon, wypinając sugestywnie do przodu klatkę piersiową.
- Ty, zostaniesz ochroniarzem- Zdecydowałam- Lepiej się do tego nadasz!
- Nie rań mnie kruszynko- Złapał się za serce- Ranisz moje uczucia.
- Kochanie, spokojnie- Czerwonowłosy przytulił entuzjastycznie Ramsey'a- Ona jest zła i niedobra!
- Na twoim miejscu bym go pilnowała- Dopowiedziała mama, chichocząc pod nosem.
Ramsey wtulił się ramię Castiela, cały czas mi pokazując język. Ten tylko mierzwił jego włosy.
- Niedoczekanie- Skomentowałam, spoglądając na nich.
- Jako, że gościmy się w towarzystwie dorosłe dzieci, może skosztujemy nalewki dziadka, by uczcić nasze spotkanie? Zapytał Ojciec.
- Ja podziękuję- Odparłam, czując jak na samo słowo ''alkohol'' robi mi się słabo.
- Ja tym bardziej- Demon zasłonił usta ręką- Z przykrością muszę odmówić.
- W takim razie zostaje tylko Zięć i Ja- Westchnął mężczyzna- Uczynisz mi ten zaszczyt?
- Z przyjemnością.
- A więc czyń honory- Podał chłopakowi butelkę złocistego trunku. Słynna nalewka dziadka powędrowała w ręce Castiela, który bezproblemowo wyciągnął korek, rozlewając alkohol do podstawionych kieliszków.
- Na zdrowie!




***
           Wszystko gra? Zapytał Pan Stanley, kiedy bezceremonialnie patrzyliśmy, gdy samochód zdobyty poprzez wyścig, jest dogłębnie poddawany ekspertyzie. Trzech mężczyzn pobierało próbki z całego wnętrza, które chcieli przewieźć do analizy. Samochód sam w sobie wyglądał tragicznie. Zmiażdżony dach, poobijane drzwi, głębokie wgniecenia w zderzaku. Dziwiłam się, jak ten chłopak mógł wyjść z tego bez żadnego uszczerbku na zdrowiu. Po prostu zniknął spod cmentarza, uprzednio zostawiając wszystkie dokumenty, łącznie z kluczykami, choć majestatyczne Lamborghini nadawało się tylko do zezłomowania. Nieco dalej stał mój Veyron, który również swoją pięknością nie zachwycał. Było mi cholernie przykro z tego powodu, że doprowadziłam go do takiego staniu w niespełna kilka minut.
- To chyba wszystko- Powiedział jeden mężczyzna podając nam raport z przeszukiwań- Dobra robota Goldenmayer.
- Wiedziałem, że się do tego nadajesz- Pan Stanley uśmiechnął się pokrzepiająco- Kiedy w końcu dobierzesz się do Volta, będzie miał doborowe towarzystwo w więzieniu. Mamy szanse rozpracować cały ten gang.
- Bardzo dobrze- Szepnęłam- Co z moim samochodem?
- Jest źle, ale myślę że Demon sobie poradzi, prawda?
- Tu się wyklepie, to się naciągnie- Odparł, oceniając szkody pojazdu- Nie ma co się przejmować. Zamówiłem wszystkie elementy do wymiany.
- Więc nie ma się czym martwić. Nasza złota rączka zna się na tym jak mało kto- Mężczyzna zaśmiał się- Myślę, że możesz poćwiczyć nową trasę- Podał mi kartkę- Tym razem będzie więcej..Jak to się nazywa?
- Drifting- Powiedział Ramsey, sprawdzając przez moje ramię rozrysowaną trasę- Będzie dużo zakrętów do pokonania, ale nasza myszka sobie poradzi.
- Mam nadzieję, że obejdzie się naprawą samochodu... Nie chciałabym za każdym razem się rozbijać- Skomentowałam.
- Więc czas najwyższy na poznanie Kazika- Ramsey pociągnął mnie za rękę do ukrytego samochodu, pod płachtą materiału, który stał nieopodal nas.
Zdezorientowana patrzyłam jak mężczyźni odsłaniają plandekę ukazując mi... ruinę.
- Wy tak poważnie? Złapałam się za głowę, oglądając z każdej strony pojazd- To coś jeździ?
- Nie to coś, tylko Kazik- Prychnął Demon- Jeździ i nawet się zdziwisz jak bardzo!
- Nie no, przepraszam bardzo- Zaśmiałam się- Jeśli to samochód ćwiczebny, to dlaczego nie uczyłam się na nim jeździć, tylko daliście mi Veyrona?
- Bo to nie jest zwykły samochód robaczku- Demon uśmiechnął się cynicznie- To Kazik! To nasza chluba!
Uderzyłam się w czoło- Za całym szacunkiem, do Kazika oczywiście, ale w dalszym ciągu niczego nie rozumiem.
- Kazik to samochód przystosowany tylko...- Zaczął Pan Stanley.
- Do driftingu maleńka- Dokończył Ramsey- Więc lepiej go szanuj!
















piątek, 5 sierpnia 2016

Rozdział XXIII '' Pijaństwo nie tworzy wad – wydobywa je na wierzch''

          Wyścig. Czynność, którą przeżyłam tylko raz w swoim życiu, bez mojej zgody. Wracając do przeszłości przypominałam sobie jak siedziałam w samochodzie Castiela, podczas zmierzenia swoich sił na lotnisku. Jak bardzo to przeżywałam. Jak bardzo pragnęłam, by ten chory koszmar, już nigdy nie stał się realny.
Tymczasem siedziałam w swoim Veyronie, próbując skupić się na tresie przejazdu, którą zaoferowało mi NCA. Miałam wywalczyć samochód od jednego z ludzi Volta. Nie było mowy o porażce, więc presja ciążyła mi od dłuższego czasu, wywołując paraliż całego ciała.
- Demon, Ja nie dam rady- Powiedziałam, ściskając mocno kierownicę.
- Musisz- Odparł spokojnie, sącząc butelkę Whiskey- Jeśli przegrasz, stracimy Veyrona a cały twój plan ratowania Brata będzie jedną, wielką porażką.
- Nie wiem czy Ci mówiłam, ale nie nadajesz się do pocieszenia ludzi- Warknęłam, przygryzając dolną wargę- Może jednak sam pojedziesz?
- Żartownisia się znalazła! Zaśmiał się cynicznie- Nie mam prawa stawać na drodze ludziom mojego Wuja, więc do Ciebie należy cała zabawa.
Prychnęłam niezadowolona.
- Posłuchaj. Skup się na wyścigu, na przyjemności prowadzenia, na rywalizacji. Nie myśl o Bracie, ani o tym czy się uda, czy się nie uda. Skup się na samej jeździe. Resztę zostaw nam- Powiedział, wysiadając z samochodu- Podjedź tam, zaoferuj wyścig i bądź kurewsko pewna siebie! Zamknął drzwi, odchodząc gdzieś w nieznanym kierunku, machając mi na pożegnanie.
Odpaliłam silnik, powoli ruszając  pod plac cmentarzyska. Całe tłumy przesuwały się w bok na widok podjeżdżającego czarnego Veyrona. Powoli rozglądałam się. chcąc przekonać się jakimi pojazdami ścigać się będą moi rywale. Cholernie się bałam.
Z pewnością siebie, jak nakazał Demon, wysiadłam z samochodu w swoim skąpym stroju, który musiałam na siebie nałożyć, by zwracać jeszcze większą uwagę na siebie, niżeli dotychczas.
Naprawdę, czułam się cholernie skrępowana, kiedy widziałam jak większość mężczyzn spogląda na mnie z zainteresowaniem. Dziewczyny rzucały gardzące spojrzenia, komentując coś pod nosem.
W tłumie wyszukiwałam Demona, który mógłby mnie w tym momencie uspokoić i wcale się nie pomyliłam. Patrzył na mnie, uśmiechając się łobuzersko rozmawiając ze swoimi znajomymi.
- Łał! Usłyszałam za sobą- Twój?
- Mój- Odwróciłam się, opierając się o samochód. Chłopak, brązowe włosy, wysoki, szczupły, w ramonesce, spodnie moro- Ile wyciąga?
- Tyle ile chcę, żeby wyciągnął- Odparłam, cały czas starając się nie stracić Demona z oczu.
- To nieprawdopodobne, jak mało dziewczyn bierze udział w typowo męskim sporcie- Zaśmiał się-  Kentin- Podał mi dłoń.
- Gabrielle- Uśmiechnęłam się, wciąż nie zapominając o swojej pewności siebie- To kto tu ma dobrą brykę?
- Myślę, że znajdzie się tutaj kilku- Odparł wzruszając ramionami- Napijesz się czegoś?
- Może być piwo- Odparłam.
- W takim razie, za chwilę wracam do Ciebie- Chłopak przeciskał się przez tłum, gdzie zniknął z mojego pola widzenia.
- Udawaj- Powiedział Demon, obejmując mnie ramieniem- Jakby co to jesteś moją laską.
- W porządku- Westchnęłam, odwzajemniając uścisk- Gdzie jest mój rywal?
- Jeszcze nie przyjechał- Rozejrzał się dookoła- Jeśli nie przyjedzie i tak bierzesz udział, tylko trochę na innych warunkach- Bez obaw- Uśmiechnął się, widząc jak chcę coś dopowiedzieć- To będzie taka mała rozgrzewka i oboje wiemy że dobrze Ci to zrobi.
- Zaraz się zesram ze strachu- Wycedziłam, uśmiechając się szeroko- Jest tutaj dużo osób z mojego Liceum, chociażby Amber. Boje się, że przez nich wpadnę w kłopoty.
- Która to? Zapytał
- Znasz Ją. Kręci się razem z Mateo, czy jak mu tam- Parsknęłam- Idzie tu.
Demon przycisnął mnie mocniej do siebie, puszczając mi oczko- Kogo moje oczy widzą- Odparł, lustrując blondynkę od góry do dołu.
- Demon? Odparła niepewnie- Nie wiedziałam, że bujasz się z Goldenmayer.
- Tak jakoś wyszło. Muszę mieć kogoś reprezentacyjnego przy boku.
- A Castiel?!
- Castiel? Zapytałam- To już nieaktualne! Machnęłam nerwowo ręką- To przeszłość. Na twarzy dziewczyny objawił się cyniczny uśmieszek.
- Zaraz zadzwonię do Mateo, że czekasz na wyścig- Powiedziała, pospiesznie szukając telefonu.
- Skarbie, To Ona czeka na wyścig, Ja tylko świętuję zwycięstwo- Kolejny łobuzerski uśmiech ugościł jego twarz- Powodzenia kochanie- Klepnął mnie w pośladek i odszedł z zdezorientowaną dziewczyną.
- Mam twoje piwo- Powiedział Kentin, podając mi butelkę. Bez skrupułów wypiłam zawartość duszkiem i oddałam pustą butelkę zaskoczonemu chłopakowi- Dzięki.


***
          Nerwowo zmieniałam muzykę w pojeździe. Paliłam papierosa wiercąc się na skórzanym fotelu. To wszystko działo się za szybko. Nie byłam gotowa. 
- W co Ja się wpakowałam- Powtarzałam, wciąż ustawiając muzykę- To się kurwa nie dzieje. 
Stałam na linii startu czekając na resztę, aż raczą się ustawić do wyścigu. Jeden z nich stał po mojej lewej, uśmiechając się ironicznie. Kolejnego widziałam za sobą, który co chwilę puszczał mi długie światła, jakby chciał mnie oślepić. To nie byli oni. To nie mój cel, choć wiedziałam, że jest coraz bliżej. Potężny warkot silnika zmusił mnie do odwrócenia głowy w prawo. 
- Mam Cię- Wyszeptałam, kiedy Mateo ustawił się tuż obok. Amber niczym nie zrażona stanęła przy jego Lamborghini, całując chłopaka w usta. Ten tylko spoglądał na mnie od czasu do czasu. Tej mordy nie da się zapomnieć. Puściłam mu całusa, chcąc go w jakiś sposób zdezorientować. Nie poznał mnie. Nie poznał tej skromnej dziewczyny, która dzięki niemu miała przyjemność poznać Volta. Nie osobiście, ale już na samo brzmienie jego nazwiska przechodziły mnie dreszcze. Uśmiechnął się promiennie machając do mnie zawzięcie. 
Blondynka stanęła przed nami, machając chorągiewką w postaci zwykłej koszulki, którą bezceremonialnie zdjęła. 
- Odpalić silniki! 
- Pamiętaj, co masz pod maską- Usłyszałam w słuchawce- Wygrasz to z palcem w dupie. 
- Dzięki Ramsey.
Odpaliłam silnik, gazując przy tym, jakbym była opętana. Pogłośniłam muzykę, by nie słyszeć tych ciężkich warkotów silników.  Na monitorze, zamontowanym na desce rozdzielczej odpaliłam trasę przejazdu, którą wcześniej wgrał mi Demon. 
- Gotowi?! Zapytała blondynka, unosząc koszulkę do góry- Start! Materiał bezwładnie opadł na podłoże, gdzie poturbowany został przez ruszające samochody. 
- Pierwsze pół kilometra to prosta droga, więc gazu dziewczyno, a wyjdziesz na prowadzenie! Krzyczał Demon, kiedy tylko zniknął za nami kłąb dymu. 
Widziałam, ze Mateo wyszedł na prowadzenie, Za raz za nim uformował się Mitsubishi, będący wcześniej po mojej lewej. 
- Gdzie jest czwarty? Zapytałam Demona, bo nigdzie go nie widziałam. 
- Za Tobą. Za chwilę będziesz zdana tylko na siebie, bo tracimy zasięg- Odparł- Pamiętaj o wszystkim co Ci mówiłem. 
- Luzik- Wbiłam wyższy bieg i czułam jak auto dosłownie zrywa się gwałtownie do przodu. 
Skrupulatnie starałam się blokować pojazd za mną. Ten debil, który tak mnie chciał oślepić, nie może nawet się ze mną zrównać, bo będzie po mnie. Zostanę gdzieś na szarym końcu. 
Żwirowa trasa prowadziła przez środek ciemnego lasu. Gdyby nie porządne oświetlenie, nie widziałabym nic. Mapa wskazywała ostry zakręt w prawo. Musiałam to zrobić po wewnętrznej. 
Natychmiast przyspieszyłam, siadając na tyłku Mitsubishi. Miałam nadzieję, że moja kobieca intuicja mnie nie zawiedzie. 
- Skręcaj, skręcaj! Krzyczałam. Koleś z Mitsubishi dał mi możliwość zebrania się do zakrętu po wewnętrznej, dzięki czemu byłam troszeczkę przed nim. Czułam jak samochód ucieka mi za bardzo w prawo, ale pamiętając o świętych naukach Demona, odbiłam kierownicą w lewo, unikając w ten sposób spotkania z drzewami. Naprostowałam samochód i z triumfem w oczach patrzyłam jak już dwa samochody za mną, starają się mnie dosięgnąć. Wbiłam bieg, trzymając się Mateo. 
Tamci dwaj mogli co najwyżej pocałować mnie w dupę. 
Kombinowałam jak pozbyć się Mateo z drogi, który cały czas blokował moje możliwości, zajeżdżając mi tor. Demon mówił, że mogą pojawić się nieczyste zagrania, ale nie przypuszczałam, że tak szybko. Co chwilę hamował, chcąc bym uderzyła w jego Lamborghini. 
- Szmaciarz- Wysyczałam, siadając mu na dupie. Czułam lekkie uderzenie, ale nie zraziło mnie to przed dalszym działaniem. Po prostu go pchałam do przodu, wciąż wbijając wyższy bieg. Miał dwa wyjścia. Skończyć w rowie, albo po prostu dać mi przejechać. Na jedno i drugie nie prędko się zapowiadało. 
-  Daj spokój, puść go! Powiedział Demon. 
- Słabo Cię słyszę- Powiedziałam. Zakłócenia na radiu były nie do wytrzymania, a przecież musiałam się skupić na tym co robię. Pośpiesznie wytargałam urządzenie z deski, rzucając je na fotel obok. 
Cały czas forsowałam chłopaka, pchając go do przodu. Na pewno był w szoku, ale przecież ten sport rządzi się swoimi prawami, nieprawdaż? 
Jedna lampa odmówiła posłuszeństwa. zmiażdżona na tysiące kawałków. Nie miałam żadnych oporów pchać go przez te wszystkie minuty. Na liczniku osiągnęłam już dobre trzysta kilometrów, a to przecież nie wszystko na co mogłam sobie pozwolić. Zwolniłam lekko, jeszcze raz uderzając w pojazd przeciwnika, tym razem przejeżdżając lekko przez bok samochodu. Byłam prawie obok niego. Chłopak nie mając innego wyboru po prostu zwolnił, dając mi możliwość prowadzenia tego wyścigu. - Jeszcze dwa zakręty i będzie po wszystkim- Powtarzałam, rozpędzając się do trzysta pięćdziesięciu. 
Kolejny, łagodny na całe szczęście łuczek był pryszczem w nosie w porównaniu do pierwszego. Nie zwalniając, wbiłam się w zakręt jadąc, tak jak prowadzi mnie mapa. Przez brak lampy nie wiele byłam w stanie zobaczyć. Mateo oświetlał mi tył samochodu. Zmrużyłam oczy, nie dając się sprowokować. Tak niewiele mi zostało... Po chwili drzewa ustąpiły, ukazując nam czyste niebo, które poprawiło komfort widoczności. Po prawej widziałam przebłysk świateł, gdzie był cmentarz i gdzie była meta. Jeszcze jeden zakręt i będzie po wszystkim. 
Poczułam silne uderzenie z lewej strony. Mój przeciwnik tak łatwo się nie poddawał. Nie mając innego wyboru uciekłam samochodem na prawo, bliżej pobocza. Na chwilę obecną zrównał się ze mną, podjeżdżając coraz bliżej, chcąc mnie zepchnąć do rowu. Wyczekiwałam odpowiedniego momentu i stało się. Ostro dałam po hamulcach, starając się zapanować nad Veyronem, który bujał się już po całym asfalcie. 
Mateo najwidoczniej jest głupim kierowcą, skoro z impetem wpadł w rów, doprowadzając do dachowania pojazdu. Byłam w takim szoku, że chciałam natychmiast się zatrzymać i sprawdzić czy nic mu nie dolega, czy wszystko jest w porządku, ale nie mogłam nie dojechać na metę. Miałam jeszcze dwóch przeciwników wlokących się gdzieś z tyłu, więc powstrzymując się od udzielenia pomocy postanowiłam dokończyć wyścig i tam wezwać pomoc do poszkodowanego. W lusterku widziałam jak chłopak wygrzebuje się z pojazdu. Przyspieszyłam, dołączając do wiwatujących na mecie. Można powiedzieć ze już po wszystkim. 
Na miękkich nogach zwlekłam się z pojazdu, dołączając do grupy ludzi, którzy skakali wokół mnie z radości. Po chwili w ramiona porwał mnie Demon, podnosząc  wysoko do góry. Odwzajemniłam uścisk, prawie pozwalając sobie na płacz, spowodowany całym tym stresem. Z jego ręki wyciągnęłam butelkę alkoholu, upijając z niej porządny łyk. 
- Mateo się rozbił- Jęknęłam, wciąż patrząc na linię mety, licząc na to, że chłopak po chwili się na niej pojawi. Wszyscy już tam byli, tylko nie On. 
- Nic mu nie będzie- Powiedział Demon, stawiając mnie na podłożu- Najważniejsze, że Tobie się nic nie stało. 
- Moje gratulacje- Powiedział chłopak z Mitsubishi, ściskając w dłoniach kluczyki- Jest twój. 
- Nie chcę go. Przyjechałam tu tylko po Lambo- Zatrzymaj go. 
- Zaraz, zaraz! Dopowiedział kierowca, który tak bardzo lubił mnie oślepiać- Umowa była jasna! Przegrany oddaje samochód, więc musimy dotrzymać danego wam słowa. 
- A czy to nie jest tak, że to my ustalamy warunki jazdy? Warknęłam pospiesznie- Nie chcę waszych samochodów. Może i przegraliście i może honor nie pozwala wam odmówić, ale macie zatrzymać te samochody. Jestem tu tylko po Lambo i nic więcej mnie nie obchodzi- Sięgnęłam po paczkę fajek- Są wasze- Odeszłam od towarzystwa, odpalając papierosa. Chciałam zobaczyć jak bardzo źle wglądał mój Veyron. 
Obeszłam samochód dookoła, poprawiając rozbity klosz lampy, który na przewodach odbijał się od zderzaka, rysując go niemiłosiernie. Z resztą, całość była zdewastowana plus bok samochodu. 
Większość była do wymiany. Założyłam ręce na karku zastanawiając się jakie koszta poniesie NCA naprawiając mój wóz. 
- Widziałem gorsze okazy- Powiedział Demon, przystając obok- Ściągnąłem dwie lawety. 
- To było straszne- Odparłam- Ale na swój sposób odprężające. 
Ten tylko uśmiechnął się pod nosem, chowając klosz do wnęki- Pamiętaj, że stres stanie się twoim przyjacielem. 
- Chodźmy się najebać- Odparłam, opierając się o pojazd- Za dużo emocji jak na jedną noc. 
- W pobliżu robią ognisko. Myślę, że możemy zostać trochę dłużej. 



***


Wyjechali na wakacje wszyscy nasi podopieczni
Gdy nie ma dzieci w domu - to jesteśmy niegrzeczni

           Notorycznie śpiewaliśmy jedną piosenkę, doprowadzając zmarłych do bólu głowy. Nigdy nie siedziałam w nocy na cemenciarzu, bo to nie leży w naturze zdrowych umysłowo ludzi. Tymczasem ogień żarzył się wysoko, a nasz gitarzysta wesoło przygrywał kolejne kawałki. 
Na chwiejnych nogach nuciłam wesoło kolejne piosenki, które przygrywał Kentin. Auta już dawno temu zostały odholowane do warsztatu Demona. Lambo, przez które omal nie straciłam życia miało zostać podane wnikliwej ekspertyzie. Posiadając wszelakie dokumenty Mateo, byłam pewna że tak prędko się nie wywinie. Jedna rybka złapana na haczyk doprowadzi mnie do całej ławicy. 
Nieopodal nas zaparkował samochód, puszczając co lepsze utwory, dając w końcu wytchnienie dla zmęczonego Kentina. 
Demon wesoło podgwizdywał racząc się kiełbasą z ogniska, a Ja zaczęłam tańczyć, dołączając w ten sposób do wygibasów roztańczonych dziewczyn. Wszyscy świętowaliśmy moją wygraną, darząc się toną alkoholu. Pojęcia nie miałam jak wrócę do domu  takim stanie, ale teraz nie specjalnie mnie to interesowało. Kierowcy, którzy z nami zostali co chwilę dziękowali za możliwość zachowania swoich pojazdów, na co odpowiadałam zwykłym uśmiechem. 
 - Skarbie! Krzyknął Demon, celując we mnie patykiem od kiełbasy- Twoja kolej. 
- Kolej na co? Zapytałam zdezorientowana, odchodząc od tańczącego towarzystwa. 
- Chłopaki przynieśli beczkę z piwem- Złapał mnie za rękę, ciągnąc do tego ustrojstwa- Spróbuj! 
- No dobrze- Uśmiechnęłam się, łapiąc się za metalowe obręcze. Ramsey złapał mnie za nogi, trzymając mnie w pionie, tak bym się nie przewróciła. 
- PIJ PIJ PIJ PIJ! Krzyczeli.
Chciałam opróżnić większą zawartość beczki, ale Demon stanowczo zniechęcił mnie od tego pomysłu. Pociągnął mnie mocno, stawiając mnie obok siebie. Cholernie kręciło mi się w głowie.
- Jak tak dalej pójdzie, do domu będę niósł Cię na plechach- Zaśmiał się- Teraz moja kolej!
- Będziesz musiał- Wybełkotałam- Długo pionu nie utrzymam.